Szukaj na tym blogu

wtorek, 23 lutego 2016

Rozpacz vs. nieczystość

Warto czytać różne tłumaczenia biblijne. Ostatnio zerknąłem do Biblii ks. Wujka i ...zaskoczenie. Zawsze uważałem, że nieczystość może prowadzić do rozpaczy, ale lektura staropolskiego tłumaczenia Listu do Efezjan podważa ten pogląd:

"którzy przyszedłszy w rozpacz, udali samych siebie na niewstydliwość ku popełnianiu wszelkiej nieczystości, ku łakomstwu" (4, 19).

Jak rozumiem, wynika z tego wersetu, że to rozpacz jest początkiem "niewstydliwości, nieczystości, łakomstwa". Jak więc to jest: nieczystość prowadzi do rozpaczy, czy rozpacz do nieczystości? Wydaje się, że można to pogodzić w ten sposób: Brak nadziei na życie wieczne, brak poczucia sensu, brak ufności Bogu, czyli rozpacz jest początkiem nieczystości i innych grzechów, a te z kolei prowadzą do jeszcze większej rozpaczy. Diabelski krąg. Czy jest wyjście? Dzięki niech będą Panu naszemu - tak. Tym wyjściem jest powierzenie się Bożemu miłosierdziu.

poniedziałek, 22 lutego 2016

O wierze i miłości

"Nie mówcie - woła Jeremiasz prorok - świątynią Pana jesteśmy". Ty także nie chciej mówić: "Sama jedynie wiara w Pana mojego, Jezusa Chrystusa, może mnie zbawić". Nie stanie się tak, jeśli czynami swoimi nie zdobędziesz miłości ku Niemu. W sprawie zaś samej wiary posłuchaj: "Także złe duchy wierzą i drżą". (Z dzieła św. Maksyma Wyznawcy, O miłości)

sobota, 13 lutego 2016

Sola Scriptura w kontekście pierwszych wieków

Sola Scriptura – jedno z twierdzeń protestantyzmu; postulat, który dla Marcina Lutra był usprawiedliwieniem odrzucenia autorytetu papieża i Kościoła. Sola Scriptura – wystarczy samo Pismo św.; każdy wierzący może, bez pomocy zewnętrznych autorytetów, samodzielnie odkryć prawdziwe przesłanie zawarte na kartach Biblii.

Czy sola Scriptura, która zrodziła się w XVI w., odpowiada temu, co było w początkach chrześcijaństwa? Poniższy tekst Bena Witheringtona pomaga odpowiedzieć na to pytanie. Warto zauważyć, że autor jest protestantem. Na stronie logos.com możemy przeczytać o nim:



„Dr Ben Witherington, autor ponad 40 książek, jest biblistą uważanym za jednego z najwybitniejszych uczonych protestanckich na świecie, i członkiem z wyboru prestiżowego Studiorum Novi Testamenti Societas (SNTS), stowarzyszenia zajmującego się badaniem Nowego Testamentu”. Więcej na jego temat: kliknij tutaj. 

Cytowana przeze mnie książka Witheringtona zachęca do przemyślenia uwarunkowań kultury, w której powstały Księgi Nowego Testamentu. Wydaje się, że autor kieruje pisze przede wszystkich do protestantów. Tym nie mniej i katolicy mogą się z niej wiele nauczyć. Osobiście wiele z niej skorzystałem. Po przeczytaniu tego tekstu zrozumiałem, dlaczego zasada sola Scriptura pojawiła się dopiero piętnaście wieków po Chrystusie i kilkadziesiąt lat po wynalazku Gutenberga. Oto tekst Witheringtona w tłumaczeniu własnym (w niektórych miejscach dosyć dowolnym dla uproszczenia):

***

Kultura współczesna opiera się na tekstach pisanych. Wystarczy spojrzeć na ekran komputera, aby się przekonać o prawdzie tego twierdzenia. Era internetu jest możliwa właśnie dzięki powszechnej umiejętności pisania i czytania, co z kolei prowadzi do masowej produkcji i czytania tekstów. Dla nas, ludzi żyjących współcześnie, którzy jesteśmy zanurzeni w kulturę opartą na tekstach, jest trudno wyobrazić sobie i pojąć kulturę opartą na przekazie ustnym, a jeszcze trudniej przychodzi nam zrozumieć, jak święte teksty funkcjonowały w kulturze oralnej. A jednak, niezależnie od tego, jak bardzo jest to trudne i wymagające, trzeba nam podjąć taki wysiłek, ponieważ wszystkie kultury Biblii były w swej istocie kulturami przekazu ustnego, nie zaś kulturami bazującymi na przekazie prze pomocy tekstów pisanych; ich teksty były tekstami oralnymi, co brzmi jak oksymoron, ale nim nie jest.

Stopa umiejętności czytania i pisania w kulturach ery Nowego Testamentu jest przedmiotem dyskusji, i wynosiła, jak się wydaje, 10 do 20 %, w zależności od kultury i podgrupy społecznej w danym społeczeństwie. Nic zatem dziwnego, że starożytni, niezależnie od tego, czy umieli pisać i czytać, czy też nie, woleli żywe słowo (tzn. słowo mówione). Produkcja tekstów pisanych była niezwykle droga – papirus był drogi, atrament był drogi, a opłacenie pisarzy było wyjątkowo kosztowne. Posada sekretarza Jezusa lub Pawła byłaby bardzo intratną pracą. Dlatego nie dziwią słowa Jezusa, który mówił do swoich słuchaczy: „Kto ma uszy, niechaj słucha”. Ani razu natomiast nie powiedział: „Kto ma oczy, niechaj czyta”. Większość oczu w tamtych czasach nie umiała czytać.

Według dostępnej nam wiedzy, żadne dokumenty w starożytności nie były przeznaczone do „cichego” czytania, i tylko parę napisanych było z przeznaczeniem do odczytania ich przez osoby prywatne. Tamtejsze teksty zawsze były pisane z myślą, że zostaną głośno odczytane wobec adresata – zazwyczaj grupy ludzi. W swojej większości były tylko surogatem komunikacji oralnej. Odnosi się to w sposób szczególny do starożytnych listów.

W swojej większości, antyczne dokumenty, włączając w to listy, tak naprawdę w ogóle nie były tekstami w nowoczesnym sensie tego słowa. Przy ich kompozycji miano na uwadze ich dźwiękowy i oralny potencjał, i tak właśnie je traktowano – jako ustny przekaz, który docierał do swojego celu za pośrednictwem tekstu. Dla przykładu, kiedy czytamy początek Listu do Efezjan, naszpikowany dźwiękowymi środkami artystycznego przekazu, takimi jak: asonans, aliteracja, rytm, rym, różne inne retoryczne figury, staje się jasne, że nie był przeznaczony do cichego czytania. Te wersy domagają się, żeby zostały odczytane i usłyszane w jęz. greckim.


Kolejną, trzecią już racją przemawiająca za tym, że dokumenty musiały być przekazane ustnie: Z powodu kosztów wytworzenia, standardowy list w jęz. greckim nie miał przerw pomiędzy słowami, zdaniami, paragrafami, itp.; nie miał też wcale albo miał bardzo niewiele znaków przestankowych, a wszystkie litery były pisane jako wielkie. I dlatego mieliśmy do czynienia z zapisem podobnym do tego: PAWEŁSŁUGACHRYSTUSAJEZUSAZPOWOŁANIAAPOSTOŁPRZEZNACZONYDOGŁOSZENIAEWANGELIIBOŻEJ. Jedynym sposobem odszyfrowania takiego połączenia liter było odczytanie ich głośno! Jest taka anegdota o św. Augustynie i św. Ambrożym: ten powiedział, że z wszystkich spotkanych przez niego ludzi, Ambroży był człowiekiem wyjątkowym, ponieważ czytał bez poruszania wargami i bez wydawania dźwięków. Jest jasne, że kultura oralna jest innym światem niż kultura oparta na tekstach pisanych, a teksty funkcjonują w niej (w kulturze oralnej) inaczej niż w kulturze opartej na tekstach. W tamtych czasach wszystkie teksty były po prostu surogatami przekazu ustnego, a to stwierdzenie odnosi się także do większości tekstów biblijnych.

Dla nas jest to trudne do pojęcia, ale w czasach biblijnych teksty były czymś bardzo rzadkim i otaczane z ogromną czcią. Ponieważ w dużym stopniu umiejętność czytania i pisania była domeną ludzi wykształconych, a ci prawie zawsze należeli do elit społecznych, ówczesne teksty służyły elitom, aby potwierdzić ich autorytet, wyższość, własność, prawo do dziedziczenia, itp. Jednak, ponieważ starożytni byli ludźmi dogłębnie religijnymi, najważniejszymi tekstami nawet wśród tamtejszych elit były teksty o charakterze religijnym i sakralnym.

Co teksty w kulturze oralnej mówią o ich autorach? Zbyt mało się o tym pamięta, że te dwadzieścia siedem Ksiąg NT świadczy o wyjątkowo wysokiej stopie umiejętności czytania i pisania oraz zdolności retorycznych wśród najbliższego kręgu liderów chrześcijaństwa w czasach jego tworzenia się. Wczesne chrześcijaństwo, w jego większości, nie było ruchem prowadzonych przez nieumiejących czytać i pisać wieśniaków czy wyrzutków społecznych. Liderzy chrześcijaństwa w początkowych czasach tego ruchu byli autorami tekstów, i teksty NT odzwierciedlają znaczną znajomość greki, retoryki, i ogólną znajomość kultury greko-rzymskiej. Te zdolności i erudycja tylko rzadko mogły być przypisane pisarzom, za wyjątkiem niektórych z nich, jak Tercjusz czy Sostenes (por. Rz 16 i 1 Kor 1), którzy po przyjęciu chrześcijaństwa oddali swoje zdolności na służbę Chrystusowi. Jednak nawet i w takich przypadkach wydaje się, że przede wszystkim pisali pod dyktando Pawła.
Listy, które znajdują się w NT, są najczęściej o wiele dłuższe niż świeckie listy z tamtych czasów. Jednak one nie są przede wszystkim listami, chociaż zaczynają się i czasami kończą w sposób właściwy listom. Listy NT są dyskursami, homiliami i retorycznymi mowami różnego rodzaju, które ich autorzy nie mogli osobiście wygłosić wobec adresatów, i dlatego zamiast nich do adresatów wysłali ich surogat, aby przy ich pomocy dotrzeć do adresatów ze swoim przesłaniem. Te dokumenty nie były przekazywane pierwszej lepszej osobie. Z tego, co wiemy, Paweł oczekiwał od jednego ze swoich współpracowników, takich jak Tymoteusz, Tytus czy Febe, aby szli i ustnie przekazali treść dokumentu w retorycznie skuteczny sposób. W tamtych czasach było to niemal koniecznością, ponieważ dokumenty były bez podziałów słów (na zdania, rozdziały czy paragrafy) i bez znaków przestankowych, tak że jedynie ktoś odpowiednio wyszkolony mógł odczytać taki zapis jako – scriptum continuum; właściwie jedynie ktoś, kto znał treść dokumentu – mógł przy jego odczytaniu położyć akcenty w odpowiednim miejscu, aby w ten sposób efektywnie przekazać zawartą w nim treść.

W ten sposób dochodzimy do kluczowego momentu. Niektórzy uczeni, na podstawie występującego czasem w NT odniesienia do „czytającego”, uważali, że to oznacza, iż chrześcijanie byli pierwszymi, którzy świadomie próbowali tworzyć książki czy literaturę przeznaczoną do czytania. Dla przykładu, niekiedy Ewangelia według św. Marka była nazywana pierwszą chrześcijańską książką adresowaną do czytelnika, w dużym stopniu na podstawie wyrażenia z Mk 13, 14, gdzie możemy odnaleźć wtrącone wyrażenie: „kto czyta, niech rozumie”. Zatrzymajmy się w tym miejscu przez chwilę. Zarówno w Mk 13, 14, jak i w Ap 1, 3, tym ważnym zwrotem jest ho anaginōskōn, co jest jednoznacznym odniesieniem do pojedynczej osoby czytającej, która następnie, w dalszym ciągu Janowego tekstu, jest odróżniona od słuchaczy (w liczbie mnogiej!). Jak to Mark Wilson niedawno zasugerował w publicznym wykładzie w Efezie, najprawdopodobniej oznacza to, że tą osobą jest swego lektor, czyli ktoś, kto Janową Apokalipsę głośno czyta zgromadzonej grupie słuchaczy (np. w czasie sprawowanej liturgii – uwaga tłumacza).[1]

Czasem uczeni zajmujący się Nowym Testamentem sugerowali, że przekazując Ewangelię chrześcijaństwo używało jedynego w swoim rodzaju gatunku literackiego, lub że głoszenie Ewangelii było przekazem niepodobnym do przekazywania innych wiadomości. Jest to fałszywe twierdzenie. Averil Cameron zaprzeczając takiemu twierdzeniu stwierdza: „Niektórzy z krytyków Nowego Testamentu biorąc słowo ‘nowy’ w sensie jak najbardziej dosłownym doszli do ekstrawaganckich opisów: ‘nowa mowa z głębokości’; ‘cudowna, niepoddana poprawkom nowość słowa’. A jednak to ‘nowe’ chrześcijaństwo było w stanie rozwinąć środki dla zapewnienia swojego miejsca najpierw jako rywal, a później jako dziedzic starej elity kulturalnej… Także wykład chrześcijaństwa (Christian discourse) utorował sobie drogę do szerszego świata mniej przez rewolucyjną nowość, niż przy pomocy posługiwania się tym, co znane, i tak zaczynając od znanego, wskazywał i czynił atrakcyjnym to, co nieznane”. A trochę dalej dodaje (Averil Cameron): „Uważam, że retoryka wczesnochrześcijańska stosowana przez chrześcijan nie zawsze była wyspecjalizowaną metodą stosowaną (tylko) przez nich, chociaż często możemy spotkać się z takim twierdzeniem tych, którzy ją praktykowali. Co za tym idzie, jej koncepcja była łatwiejsza do przyjęcia przez szersze kręgi odbiorców, niż to na ogół jest przyjmowane przez współczesnych uczonych, a jej oddziaływanie na słuchaczy było z tego powodu bardziej efektywne. Pozornie alternatywne czy przeciwstawne sobie rodzaje retoryki, klasyczna czy pogańska i ta chrześcijańska, tak naprawdę było sobie bardziej bliskie, niż chcą to przyznać nawet ci, którzy je wówczas praktykowali”. („What’s in the Word: Rethinking the Socio-Rhetorical Character of the New Testament”, str. 7–10)
_____________________________________________
[1] Wiemy, że Jan pisze do różnych Kościołów Azji Mniejszej (zob. Apokalipsa 2-3), dlatego raczej wykluczone jest argumentowanie, że odniesienie “kto czyta” (liczba pojedyncza) w Ap 1, 3 odnosi się do adresata. (Inaczej mówiąc: adresatem Apokalipsy nie może być pojedynczy czytelnik). Wyrażenie „kto czyta” odnosi się do lektora czy retora, który odczytywał tę mowę grupie słuchaczy. Tak samo uważam, że musimy wyciągnąć taki sam wniosek na temat wtrąconej uwagi w Mk 13, 14; nie świadczy ona o tym, że Ewangelia Markowa była pierwszą księgą przeznaczoną do prywatnego czytania, ani tym bardziej „tekstem” czy „książką” w nowoczesnym rozumieniu. Raczej Marek przypomina tu lektorowi, który będzie odczytywał Ewangelię w czasie zbliżania się albo faktycznego pojawienia się owej „ohydy spustoszenia”, że ma on pomóc słuchaczom zrozumieć naturę tego, co będzie się działo lub już się wydarzyło w czasie zburzenia świątyni Jerozolimskiej. Ustne teksty często zawierają tego rodzaju przypomnienia dla tych, którzy będą przekazywać daną mowę.

piątek, 12 lutego 2016

"Bojaźń Pańska prowadzi do życia"

„I wyrośnie różdżka z pnia Jessego, wypuści się odrośl z jego korzeni. I spocznie na niej Duch Pański, duch mądrości i rozumu, duch rady i męstwa, duch wiedzy i bojaźni Pańskiej. Upodoba sobie w bojaźni Pańskiej”  (Iz 11:1-3 BT).

Bojaźnią Pańską - zła nienawidzić” (Prz 8:13 BT).

„Mądrość woła na ulicach, na placach głos swój podnosi; nawołuje na drogach zgiełkliwych, w bramach miejskich przemawia: «Dokądże głupcy mają kochać głupotę, szydercy miłować szyderstwo, a nierozumni pogardzać nauką? Powróćcie do moich upomnień, udzielę wam ducha mojego, nauczę was moich zaleceń. Ponieważ prosiłam, lecz wyście nie dbali, rękę podałam, a nikt nie zważał, gardziliście każdą mą radą, nie chcieliście moich upomnień: więc i ja waszą klęskę wyszydzę, zadrwię sobie z waszej bojaźni, gdy bojaźń nadciągnie jak burza, a wasza zagłada jak wicher, gdy spotka was ucisk i boleść. Wtedy będą mnie prosić - lecz ja nie odpowiem, i szukać - lecz mnie nie znajdą, gdyż wiedzy nienawidzili, gardzili bojaźnią Pańską” (Prz 1:20-29 BT).

„Owocem pokory jest bojaźń Pańska” (Prz 22:4 BT)

„Niech twoje serce nie zazdrości grzesznikom, lecz zabiega tylko o bojaźń Pańską: gdyż przyszłe życie istnieje, nie zawiedzie cię twoja nadzieja”(Prz 23:17-18 BT).


Bojaźń Pańska prowadzi do życia” (Prz 19:23 BT).

środa, 10 lutego 2016

"Prochem jesteś" czyli "Non omnis moriar"



W tym roku Wielki Post zaczyna się wyjątkowo wcześnie. Oznacza to także, że tegoroczny karnawał jest krótszy niż zazwyczaj. 10 lutego przypada Środa Popielcowa. Katolicy w tym dniu przyjmują popiół na swoje głowy, czemu towarzyszą słowa kapłana wzięte z Pisma św.: „Nawracajcie się i wierzcie Ewangelii” albo „Pamiętaj, że jesteś prochem, i w proch się obrócisz”. Słowa te budzą mocne skojarzenia i emocje, nie tylko u tych, którzy popiół przyjmują, ale także u tych, którzy te słowa wypowiadają – u kapłanów. Pamiętam, że kilkanaście lat temu postanowiłem, że będę używał tych formuł naprzemiennie. Tak też uczyniłem. Przypominam sobie moment zawahania, kiedy podeszła młoda matka z dzieckiem na ręku. Na kobietę przypadły słowa wzięte z Ewangelii wzywające do nawrócenia i wiary w Ewangelię, a na jej dziecko słowa z Księgi Rodzaju: „Pamiętaj, że jesteś prochem, i w proch się obrócisz”. W tym momencie pojawiła się u mnie myśl: Jak można wobec dziecka, które dopiero budzi się do życia, wypowiadać słowa, mówiące w tak brutalny sposób, że umrze? A jednak słowa te, chociaż szorstkie i może wolelibyśmy ich nie słyszeć i nie wypowiadać, mówią prawdę o naszej ludzkiej kondycji. Przyjdzie czas, że także kilkumiesięczny niemowlak stanie się „prochem” – umrze. Jednak dobrze jest usłyszeć oba te zdania. Wzięte razem przedstawiają prawdę w większym kontekście. Pierwsze powiedzenie („Nawracajcie się i wierzcie Ewangelii”) przypomina nam inną stronę prawdy – jeśli mamy się nawracać i wierzyć Ewangelii, to dlatego, że człowiek niecały stanie się prochem i niecały umrze; jest w nim coś, co nie przeminie. Katechizm nazywa to "coś" duszą. Ona jest nieśmiertelna.

Modlitwa, post i jałmużna – te tradycyjne uczynki miłosierdzia, o których przypomina nam Środa Popielcowa i Wielki Post – są wyrazem troski o duszę. Uczynki te przypominają nam nasz obowiązek troszczenia się o duszę. Przecież każdy z nas troską otacza swoje ciało. Tak samo, a nawet o wiele bardziej powinien każdy dbać o swoją nieśmiertelną duszę. Bo ona nie została wzięta z prochu ziemi i w proch się nie obróci. Dusza to ten boski, nieśmiertelny element w człowieku. Dlatego wezwanie „Dbaj o swoją duszę!” lub „Ratuj swoją duszę!”, jakkolwiek niepopularne i idące w poprzek współczesnym trendom, tak naprawdę jest nie tylko wyrazem wiary w Boga, ale także dobrze rozumianej miłości własnej.

poniedziałek, 8 lutego 2016

Św. Teresa zachowana od pokus i grzechu

O! ja wiem, że Jezus uważał mnie za zbyt słabą, by mnie wystawiać na pokusy; może spłonęłabym doszczętnie w tym zwodniczym świetle, gdyby ono zabłysło przed mymi oczyma... A tymczasem znajduję jedynie gorycz w tym, co dusze mocne napełnia radością i czego muszą się wyrzekać, aby pozostać wiernymi. Nie ma więc żadnej mojej zasługi w tym, że nie oddałam się umiłowaniu stworzeń, ponieważ zabezpieczyło mnie przed tym wielkie miłosierdzie Dobrego Boga!... Zdawałam sobie sprawę, że bez niego byłabym upadła może tak nisko, jak św. Magdalena; a pełne głębi słowa Naszego Pana, skierowane do Szymona, rozbrzmiewają z wielką słodyczą w mojej duszy... Tak, ja wiem, że “ten, któremu mniej odpuszczono, mniej MIŁUJE” (Łk 7, 47), ale wiem i to, że Jezus odpuścił mi więcej niż św. Magdalenie, ponieważ odpuścił mi z góry, powstrzymując mnie od upadku.

Ach! jakże pragnęłabym móc wypowiedzieć to, co czuję!... Oto przykład, który choć trochę myśl moją wytłumaczy. — Przypuśćmy, że syn biegłego lekarza napotykając na swej drodze kamień, wywraca się na nim i upadając, łamie sobie któryś z członków; przybyły natychmiast ojciec podnosi go z miłością, opatruje jego rany wszystkimi znanymi sobie sposobami; wkrótce syn całkowicie wyleczony okazuje mu swą wdzięczność. Dziecko to niewątpliwie miało powody, by kochać swego ojca. Ale przypuśćmy jeszcze inną ewentualność. — Ojciec wiedząc, że na drodze jego syna znajduje się kamień, wyprzedza go spiesznie i niespostrzeżenie ten kamień usuwa. Syn ów, otoczony tak przewidującą miłością, nie WIEDZĄC o nieszczęściu, z którego go ojciec wybawił, nie okaże mu swej wdzięczności i będzie go mnie] kochał, niż gdyby został przez niego uleczony... jeśli się jednak dowie, jakiego niebezpieczeństwa uniknął, czyż nie będzie go kochał tym więcej. Otóż ja jestem owym dzieckiem, przedmiotem uprzedzającej miłości Ojca, który zesłał swoje Słowo nie po to, by odkupił sprawiedliwych, ale grzeszników (por. Mt 9, 13). On chce, abym Go kochała za to, że odpuścił mi nie tylko wiele, ale WSZYSTKO. Nie czekał, aż Go ukocham bardziej niż św. Magdalena, lecz chciał, bym ZROZUMIAŁA, że ukochał mnie miłością przedziwnie uprzedzającą, i w zamian kochała Go teraz do szaleństwa!... Nieraz słyszałam jak mówiono, że nie spotyka się duszy czystej, która by kochała bardziej niż dusza pokutująca. Jakże chciałabym zadać kłam tym słowom!... (Św. Teresa z Lisieux, “Dzieje duszy”, źródło: http://www.voxdomini.com.pl/duch/mistyka/tl/04a-ter.htm )

Czy Matka Pana nazywając Boga „swoim Zbawicielem” wyznaje tym samym swoją grzeszność?

Z takim argumentem spotkałem się wielokrotnie. Odwołuje się on do słów Maryi: „I raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy” (Łk 1, 47 BT). Skoro Matka Pana nazwała Boga swoim Zbawcą, argumentują protestanci i inni przeciwnicy Niepokalanego Poczęcia NMP, to znaczy, że potrzebowała Zbawiciela jak inni ludzie. Jak na ten argument odpowiedzieć? Najlepiej przy pomocy Pisma św., do którego się oni odwołują.

I to właśnie Pismo św. świadczy o tym, że Bóg jest Zbawicielem nie tylko wtedy, gdy wybacza grzechy jak np. w Ps 79, 9:

„Wspomóż nas, Boże zbawienia naszego, przez wzgląd na chwałę Twojego imienia, i wyzwól nas, i odpuść nasze grzechy przez wzgląd na Twoje imię”.

ale także wtedy, gdy od grzechu (upadku) zachowuje:

„Dusza moja spoczywa tylko w Bogu, od Niego przychodzi moje zbawienie. On jedynie skałą i zbawieniem moim, twierdzą moją, więc się nie zachwieję. Dokądże będziecie napadać na człowieka i wszyscy go przewracać jak ścianę pochyloną, jak mur, co się wali? Oni tylko knują podstępy i lubią zwodzić; kłamliwymi ustami swymi błogosławią, a przeklinają w sercu. Spocznij jedynie w Bogu, duszo moja, bo od Niego pochodzi moja nadzieja. On jedynie skałą i zbawieniem moim, On jest twierdzą moją, więc się nie zachwieję. W Bogu jest zbawienie moje i moja chwała, skała mojej mocy, w Bogu moja ucieczka”. (Ps 62, 2-8 BT).

Podsumowując trzeba stwierdzić, że Bóg 
jest "Zbawicielem" nie tylko wtedy, kiedy podnosi z upadku, ale także wtedy, kiedy od upadku chroni. I w jednym i drugim przypadku Bóg jest Zbawicielem. W tym drugim jest nim nawet „bardziej”. Według tej biblijnej logiki uzasadnione jest zatem nazywanie przez Matkę Pana Boga swoim Zbawicielem za to, że zachował Ją od zmazy grzechu pierworodnego i uchronił od uczynkowych. 

sobota, 6 lutego 2016

Kiedy przyjdzie Mesjasz?

Pytanie tytułowe nie jest poddaniem w wątpliwość faktu, że Mesjasz już przyszedł. Postawione jest ono z pozycji starożytnych rabinów, którzy zastanawiali się nad czasem przyjścia Mesjasza. Jest ono wyrazem ich tęsknoty. Kiedy przyjdzie Mesjasz? Jakie warunki muszą być spełnione, aby przyszedł? Frederick B. Meyer pisząc ponad sto lat temu o młodości Apostoła Narodów niejako przy okazji odpowiada na to pytanie.
„Możliwe, że jego zawołanie: ‘Nędzny ja człowiek!’  (Rz 7, 24; Nowe Przymierze. Pismo Święte Nowego Testamentu © 2009 Liga Biblijna w Polsce) zaczęło się formować na długo zanim został chrześcijaninem. Chociaż jego zewnętrzne prowadzenie się było nienaganne, w jego duszy mogła toczyć się śmiertelna walka. Często widział i aprobował lepsze rzeczy, jednak czynił najgorsze; często opłakiwał słabość swoich motywów i słabość swojej woli. Świadomy swoich braków, których nie dostrzegało żadne inne oko; z wszystkich sił pragnący przeżyć w sposób całkowicie święty (przynajmniej) jeden dzień, co jak nauczali rabini, jeśli by coś takiego zdarzyło się w Izraelu, zapewniłoby natychmiastowe przybycie Mesjasza”.[1]
A ja czytając te słowa pomyślałem sobie, że to powiedzenie pobożnych nauczycieli Izraela spełniło się, chociaż większość z nich tego nie zauważyła. Ich słowa wypełniły się w Niepokalanej. Ona przeżyła w sposób absolutnie święty nie tylko jeden dzień, ale całe swoje życie. I to właśnie Jej święte życie „sprowokowało” Boga do bezzwłocznej realizacji swojej obietnicy. Słowo „sprowokowało” piszę w cudzysłowie, bo oczywiście to sam Bóg jest pierwszym autorem świętości Niepokalanej. Ale Jej zasługa polega na daniu wyjątkowej łasce Pana adekwatnej odpowiedzi, czyli takiej, w której ani jedno słowo Boga, ani jedno natchnienie Ducha Świętego nie upadło na ziemię bezowocnie. Przeciwnie wydało owoce, z których najpiękniejszym i największym jest Owoc Jej łona – Jezus.
_______________________________
[1] Meyer, F. B., Paul: A Servant of Jesus Christ, str. 21).