Szukaj na tym blogu

środa, 17 września 2014

Czy Jezus Chrystus wierzył?

CZY CHRYSTUS MIAŁ WIARĘ? 

Na pozór tak.
 
1. Wiara jest bowiem cnotą szlachetniejszą od cnót moralnych, takich jak umiarkowanie i hojność. Wiemy zaś, że Chrystus cnoty te posiadał. Tym bardziej więc miał wiarę.

2. Chrystus nie uczył cnót, których sam nie miał, zgodnie ze słowami: Począł Jezus czynić i uczyć. W innym zaś miejscu powiedziano o Nim, że jest twórcą i wykonawcą wiary. Wiara więc była w Nim w stopniu najwyższym.

3. Jakakolwiek niedoskonałość Jest u błogosławionych wykluczona. Otóż błogosławieni mają wiarę. W związku ze słowami: Sprawiedliwość Boża objawia się w niej z wiary w wiarę glosa mówi: „z wiary słów i nadziel w wiarę rzeczy i oglądania”. Skoro więc wiara nie zawiera w sobie żadnej niedoskonałości, wydaje się, że Chrystus miał wiarę.

A JEDNAK powiedziano, że wiara jest przeświadczeniem o rzeczach niewidzialnych. Dla Chrystusa zaś nie było rzeczy niewidzialnych, zgodnie ze słowami Piotra: Panie, Ty wszystko wiesz. A więc w Chrystusie nie było wiary.

WYKŁAD. Jak wiadomo, przedmiotem wiary jest to, czego nie widzimy. Przedmiot zaś stanowi o gatunku danej cnoty tak jak i pozostałych sprawności. Toteż wykluczając możliwość niewidzenia tego co Boże, wykluczamy rację wiary. A Chrystus, jak zobaczymy, miał pełne widzenie Boga w Jego istocie, nie mógł przeto posiadać wiary.

Ad 1. Wiara jest szlachetniejsza od cnót moralnych, dotyczy bowiem szlachetniejszej materii. W stosunku do tej materii cechuje ją jednak pewien brak, którego w Chrystusie nie było. Nie mógł więc Chrystus posiadać wiary, chociaż były w Nim cnoty moralne, których pojęcie nie zawiera takiego braku w stosunku do ich materii.

Ad 2. Zasługa wiary polega na tym, że człowiek z posłuszeństwa Bogu przyświadcza temu, czego nie widzi, stosownie do słów: Ku posłuszeństwu wiary wśród wszystkich narodów dla Imienia Jego. Chrystusa zaś cechowało najdoskonalsze posłuszeństwo Bogu, według słów: Stał się posłuszny aż do śmierci. A tak wszystko. co w Jego nauce dotyczyło zasługi, sam najdoskonalej wypełnił.

Ad 3. Jak powiedziano w przytoczonym tekście z glosy, wiara w ścisłym znaczeniu polega na wierzeniu w rzeczy niewidziane. Powiedzenie natomiast, że wierzymy w coś, co oglądamy, jest nieścisłe. Dotyczy ono przeżyć podobnych do wiary pod względem pewności lub mocy przekonania. (św. Tomasz z Akwinu, „Suma teologiczna”, cz. 3, zagadnienie 7, artykuł 3. Za: http://www.katedra.uksw.edu.pl/suma/suma_24.pdf )
*****
Według Doktora Anielskiego w Chrystusie nie było wiary. Ale to nie znaczy, że był niewierzącym.

sobota, 13 września 2014

Uzasadnienie Niepokalanego Poczęcia NMP inaczej

„Jest rzeczą pewną, iż Chrystus dokonując pojednania świata z Bogiem sam nie potrzebował pojednania”. (św. Ambroży, biskup)

*****

Z komentarza św. Ambrożego, biskupa, do Psalmu 48:

,,Brat nie potrafi odkupić, odkupienia dokona inny człowiek; nie potrzebuje zanosić za siebie błagania ani zapłaty Bogu za swoje życie". A zatem ,,dlaczegóż miałbym się trwożyć w dniach niedoli". Cóż bowiem może wyrządzić mi szkodę, skoro nie tylko nie potrzebuję odkupiciela, ale sam dla wszystkich jestem Odkupicielem. Oto innych wybawiam, czyż będę się lękał o siebie? Oto wszystko czynię nowe; to zaś przewyższa nawet braterskie przywiązanie i miłość. Brat, z tej samej matki zrodzony, nie może wybawić, ponieważ dotknięty jest tą samą słabością. Odkupi człowiek, ale Ten, o którym napisano: ,,Pan pośle im człowieka, który ich wybawi", Ten, który powiedział o sobie: ,,Usiłujecie Mnie zabić, człowieka, który powiedział wam prawdę". (…)

Jest rzeczą pewną, iż Chrystus dokonując pojednania świata z Bogiem sam nie potrzebował pojednania. Za jaki zresztą grzech miałby pokutować Ten, który nie znał grzechu? Toteż gdy Żydzi domagali się dwudrachmy, którą zgodnie z Prawem należało złożyć jako ofiarę za grzech, rzekł do Piotra: ,,Szymonie, od kogo królowie ziemscy pobierają daniny lub podatki? Od synów swoich czy od obcych? Odpowiedział Piotr: Od obcych. Jezus mu rzekł: A zatem synowie są wolni. Żebyśmy jednak nie dali im powodu do zgorszenia, idź nad jezioro i zarzuć wędkę! Weź pierwszą rybę, którą wyciągniesz, i otwórz jej pyszczek: znajdziesz statera. Weź go i daj im za Mnie i za siebie".

Okazał, iż nie ma obowiązku pokutować, ponieważ nigdy nie był w niewoli grzechu, jako Syn Boży wolny był od wszelkiej niedoskonałości. Syn jest tym, który uwalnia, niewolnik zaś znajduje się w stanie poddaństwa. Syn jest zatem zupełnie wolny i nie jest obowiązany składać okupu za wybawienie swej duszy. Natomiast Jego krew mogła się stać obfitą zapłatą za wszystkie grzechy świata. Słusznie bowiem wyzwala innych ten, kto sam nie podlega niewoli.

Powiem więcej. Nie tylko Chrystus nie jest zobowiązany do złożenia okupu za wybawienie ani do pokuty za grzechy, lecz także, jeśli weźmiemy pod uwagę poszczególnych ludzi, dostrzegamy, iż żaden z nich nie może odpokutować za siebie. Chrystus bowiem jest odkupieniem wszystkich. On sam jest przebłaganiem za wszystkich. Czyjaś bowiem krew mogłaby posiadać moc odkupienia, skoro Chrystus własną krew przelał dla odkupienia świata? Czy można czyjąkolwiek krew porównywać z krwią Chrystusową? Albo czyż jest ktoś tak potężny, iż mógłby dać zapłatę większą od tej, którą w sobie samym złożył Chrystus dokonujący własną krwią pojednania świata z Bogiem? 

Czyż jest w ogóle jakaś większa ofiara, doskonalsza żertwa, czyż jest lepszy obrońca niż Ten, kto stał się przebłaganiem za grzechy wszystkich i życie swe oddał dla naszego zbawienia? Nie potrzeba więc okupu ani przebłagania ze strony poszczególnych ludzi, albowiem zapłatą za wszystkich jest krew Chrystusa. Tą krwią Pan Jezus nas odkupił i sam pojednał z Ojcem. Cierpiał aż do końca, bo przyjął na siebie wszystkie nasze boleści. Dlatego powiada: ,,Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni jesteście, a Ja was pokrzepię". (czytania z Liturgii Godzin)

No dobrze, ale gdzie tu mowa o Niepokalanym Poczęciu NMP?

Oczywiście, nie zostało tu powiedziane nic w sposób bezpośredni o niepokalanym poczęciu Matki Pana, ale przyjęcie tego, co powyżej zostało powiedziane przez św. Ambrożego, prowadzi z konieczności do uznania niepokalanego poczęcia NMP. Dlaczego? Postaram się to uzasadnić.
Istnieją dwie wykluczające się możliwości:

a) albo Pan Jezus wziął od Niepokalanej ciało, które nie potrzebowało odkupienia – ta opcja oznacza, że była Ona wolna od grzechu pierworodnego;

b) albo Maryja nie była niepokalanie poczęta – Pan Jezus wziął od swojej Matki ciało, które potrzebowało odkupienia.

Według nauk Kościoła katolickiego Maryja od pierwszego momentu Jej istnienia została przez Boga zachowana od grzechu pierworodnego na mocy przewidzianych zasług Jej Syna. Dogmat Niepokalanego Poczęcia NMP uznaje, że Maryja potrzebowała odkupiciela i głosi, że została odkupiona przez swojego Syna w sposób w sposób wznioślejszy, tzn. uprzedni, na mocy przewidzianej przez Boga męki i śmierci Jezusa Chrystusa. Maryja poczynając i rodząc Jezusa dała Mu ciało, które nie tylko było niepokalane, czyli wolne od grzechu pierworodnego, ale także w odróżnieniu od Jej ciała – nie potrzebowało odkupienia, bo już zostało odkupione w Matce. Odrzucenie tej nauki z konieczności prowadzi do wniosku, że Pan Jezus, żeby stać się Odkupicielem innych, najpierw musiałby odkupić siebie samego. Wynikałoby z tego, że:
1. W potrzebie odkupienia nie różniłby się niczym od innych ludzi;
2. Stał się Odkupicielem nie tylko wszystkich ludzi, ale także swoim własnym.

PS. Argument powyższy na uzasadnienie Niepokalanego Poczęcia NMP zapożyczyłem od p. Iwony Pliszki.

środa, 10 września 2014

Grzech przeciwko Duchowi Świętemu


Kilka dni temu otrzymałem pytanie: 
Chciałbym się dowiedzieć na czym polega grzech przeciw Duchowi Świętemu? Ponieważ w Ewangelii wg Św. Łukasz jest napisane: "Każdemu, kto mówi jakieś słowo przeciw Synowi Człowieczemu, będzie przebaczone, lecz temu, kto bluźni przeciw Duchowi Świętemu, nie będzie przebaczone" (Łk 12, 10).

*****

Dziękuję za pytanie. We wcześniejszym katechizmie była mowa o sześciu grzechach przeciw Duchowi Świętemu:
1. Grzeszyć zuchwale w nadziei miłosierdzia Bożego.
2. Rozpaczać albo wątpić o łasce Bożej.
3. Sprzeciwiać się uznanej prawdzie chrześcijańskiej.
4. Zazdrościć lub nie życzyć bliźniemu łaski Bożej.
5. Mieć zatwardziałe serce na zbawienne natchnienia.
6. Umyślnie zaniedbywać pokutę aż do śmierci.

Nie zostało to przejęte przez najnowszy Katechizm Kościoła Katolickiego podpisany przez św. Jana Pawła II. W KKK 1864 jest opisana istota grzechu przeciwko Duchowi Świętemu: „’Każdy grzech i bluźnierstwo będą odpuszczone ludziom, ale bluźnierstwo przeciwko Duchowi Świętemu nie będzie odpuszczone’ (Mt 12,31) (Por. Mt 12, 31; Łk 12,10). Miłosierdzie Boże nie zna granic, lecz ten, kto świadomie odrzuca przyjęcie ze skruchą miłosierdzia Bożego, odrzuca przebaczenie swoich grzechów i zbawienie darowane przez Ducha Świętego (Por. Jan Paweł II, enc. Dominum et Vivificantem, 46). Taka zatwardziałość może prowadzić do ostatecznego braku pokuty i do wiecznej zguby”.

Katechizm nawiązuje do encykliki „Dominum et Vivificantem”. Poniżej interesujący nas cytat:

6. Grzech przeciw Duchowi Świętemu

46. Na tle wszystkiego, co dotąd zostało powiedziane, stają się bardziej zrozumiałe jeszcze inne wstrząsające słowa, jakie Chrystus wypowiedział. Można by je nazwać słowami o „nieprzebaczeniu”. Zostały one zapisane przez wszystkich Synoptyków, pozostają w związku ze szczególnym grzechem, który Ewangeliści nazywają „bluźnierstwem przeciw Duchowi Świętemu”. Oto ich zapis w troistym brzmieniu:

Mateusz: „Każdy grzech i bluźnierstwo będą odpuszczone ludziom, ale bluźnierstwo przeciwko Duchowi nie będzie odpuszczone. Jeśli ktoś powie słowo przeciw Synowi Człowieczemu, będzie mu odpuszczone, lecz jeśli powie przeciwko Duchowi Świętemu, nie będzie mu odpuszczone ani w tym wieku, ani w przyszłym” (Mt 12, 31 n.).

Marek: „Wszystkie grzechy i bluźnierstwa, których by się ludzie dopuścili, będą im odpuszczone. Kto by jednak zbluźnił przeciw Duchowi Świętemu, nigdy nie otrzyma odpuszczenia, lecz winien jest grzechu wiecznego” (Mk 3, 28 n.).

Łukasz: „Każdemu, kto mówi jakieś słowo przeciw Synowi Człowieczemu, będzie przebaczone, lecz temu, kto bluźni przeciw Duchowi Świętemu, nie będzie przebaczone” (Łk 12, 10).

Dlaczego bluźnierstwo przeciw Duchowi Świętemu jest nieodpuszczalne? Jak rozumieć owo bluźnierstwo? Odpowiada św. Tomasz z Akwinu, że chodzi tu o grzech „nieodpuszczalny z samej swojej natury, gdyż wyklucza to, czym dokonuje się odpuszczenie grzechów”38.

Wedle takiej egzegezy bluźnierstwo nie polega na słownym znieważeniu Ducha Świętego; polega natomiast na odmowie przyjęcia tego zbawienia, jakie Bóg ofiaruje człowiekowi przez Ducha Świętego, działającego w mocy Chrystusowej ofiary Krzyża. Jeśli człowiek nie przyjmuje owego „przekonywania o grzechu”, które pochodzi od Ducha Świętego i które ma charakter zbawczy, to zarazem odrzuca „przyjście” Pocieszyciela — to „przyjście”, jakie dokonało się w tajemnicy paschalnej, a które zespolone jest z odkupieńczą mocą Krwi Chrystusa: Krwi, która „oczyszcza sumienia z martwych uczynków”.

Wiemy, że owocem takiego właśnie oczyszczenia jest odpuszczenie grzechów. Kto zatem odrzuca Ducha i Krew, pozostaje w „martwych uczynkach”, w grzechu. Bluźnierstwo przeciw Duchowi Świętemu polega więc w konsekwencji na radykalnej odmowie przyjęcia tego odpuszczenia, którego wewnętrznym szafarzem jest Duch Święty, a które zakłada całą prawdę nawrócenia, dokonanego przezeń w sumieniu. Jeśli Chrystus mówi, że bluźnierstwo przeciw Duchowi Świętemu nie może być odpuszczone ani w tym, ani w przyszłym życiu, to owo „nie-odpuszczenie” związane jest przyczynowo z „nie-pokutą” — to znaczy z radykalną odmową nawrócenia się. Ta zaś oznacza odmowę sięgnięcia do źródeł Odkupienia, które „zawsze” pozostają otwarte w ekonomii zbawienia, w której wypełnia się posłannictwo Ducha Świętego. Paraklet ma nieskończoną moc czerpania z tych źródeł: „z mojego weźmie” — powiedział Jezus. W ten sposób dopełnia On w ludzkich duszach dzieła Odkupienia dokonanego przez Chrystusa, rozdzielając jego owoce. „Bluźnierstwo” przeciw Duchowi Świętemu jest grzechem popełnionym przez człowieka, który broni rzekomego „prawa” do trwania w złu, we wszystkich innych grzechach, i który w ten sposób odrzuca Odkupienie. Człowiek pozostaje zamknięty w grzechu, uniemożliwiając ze swej strony nawrócenie — a więc i odpuszczenie grzechów, które uważa za jakby nieistotne i nieważne w swoim życiu. Jest to stan duchowego upadku, gdyż bluźnierstwo przeciwko Duchowi Świętemu nie pozwala człowiekowi wyjść z samozamknięcia i otworzyć się w kierunku Boskich źródeł oczyszczenia sumień i odpuszczenia grzechów. (św. Jan Paweł II, Dominum et Vivificantem, 46; za: http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/encykliki/dominum_2.html#m2 )

niedziela, 7 września 2014

Marcin Luter i jego ojciec

„Kryzys, z jakim mamy do czynienia w dzisiejszych czasach, jest kryzysem ojcostwa” (Kard. Józef Ratzinger).

*****

Chłopiec siedział na szczycie stosu usypanego z odłamków skalnych rozłupując je młotem na drobniejsze kawałki. Jego rude włosy i niebieskie oczy wyglądały świeżo w przeciwieństwie do wytartego odzienia ściśle przylegającego do jego szczupłej, wysokiej sylwetki. W wyobraźni widział się jako biblijnego Hioba, który wpatrywał się w ruiny jego życia.

Patryk Peyton czuł, że cały świat, a szczególnie jego wychowawca w szkole, prześladował go. Jednak na dnie duszy wiedział, że to jego własna buntowniczość pomogła mu znaleźć się w tej sytuacji. (…)

Przyjaciel w drodze ze szkoły do domu zatrzymywał się przy nim na chwilę pogawędki. Słuchając jego opowiadać o szkole, Patryk żałował swojego nieposłuszeństwa, które przyniosło nagłe zakończenie jego szkolnej edukacji i stało się przyczyną jego obecnej żałosnej sytuacji.

Ponieważ już nie mógł chodzić do szkoły, pozostawał w domu. Wykonywał obowiązki w małym gospodarstwie rodzinnym i pomagał zapełniać kamieniami koleiny na drodze. Praca nad poprawą drogi była powoli przejmowana przez trzech najstarszych synów, aby odciążyć chorego ojca. Kontrakt, który zawarł ojciec zobowiązując się do utrzymania polnych dróg, był głównym źródłem utrzymania rodziny. Przynosił trochę szylingów.” (…)

Dlaczego Patryk został wyrzucony ze szkoły? O tym czytamy trochę dalej:

„Któregoś dnia Tadg O’Leary, wychowawca klasy Patryka w małej wiejskiej szkole, uderzył go w twarz i nazwał go ‘śmierdzącym leniem’. Chłopiec w gniewie wyszedł z klasy, aby już nigdy więcej nie powrócić. Miał wtedy lat czternaście. (…)

Patryk przeżywał głęboką frustrację, ale jego bunt wzmagał się i często wyładowywał swój gniew na tych, których kochał najbardziej.

Któregoś dnia buntując się przeciw ojcu kopnął go w goleń, gdy ten dawał mu jakąś dobrą radę. Po tym monstrualnym czynie nie pozostawało chłopcu nic innego, jak uciec z domu. Ale nie uciekł daleko, ponieważ jego siostra Sara dogoniła go i przemocą przyprowadziła do domu. Ojciec nigdy nie wspomniał tego wypadku.

W czasie rodzinnego Różańca odmawianego tego wieczoru, kiedy ojciec zaczął prowadzić drugą modlitwę Różańca, znaczenie Ojcze nasz stało się dla niego bardziej odczuwalne niż kiedykolwiek wcześniej. 

Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się imię twoje, Przyjdź Królestwo twoje, Bądź wola twoja, jak w niebie, tak i na ziemi. 

Kiedy Patryk wraz ze swoją rodziną zaczynał drugą połowę modlitwy, zrozumiał, że jego cierpliwy (cielesny) ojciec przebaczył mu: 

Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj. I odpuść nam nasze winy, jak i my odpuszczamy naszym winowajcom; I nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode złego. Amen. 

Patryk tego wieczoru zaczął rozumieć, co to znaczy, że Bóg jest Ojcem wszystkich swoich dzieci, i co oznacza, że On przebacza grzechy. (Jeanne Gosselin Arnold, „The Man of Faith”)
W tej samej książce jest o Marii, matce Patryka Peyton. W wieku młodzieńczym Patryk wyemigrował do USA i niedługo potem został klerykiem w Scranton. W seminarium zachorował na gruźlicę.  Choroba trwała kilka miesięcy. Stan zdrowia kleryka stale się pogarszał i wydawało się, że umrze. Aż w końcu stał się cud. Patryk wyzdrowiał. W tym samym jednak czasie w odległej Irlandii zmarła jego matka. Pragnąc, aby jej syn został księdzem i wierząc w to, że jako kapłan może zdziałać dla Pana Boga więcej niż ona, ofiarowała swoje życie w zamian za życie syna. Jej ofiara została przyjęta. Wkrótce po jej śmierci, Patryk wyzdrowiał i powrócił do przerwanych studiów.

Pasją i celem życia o. Patryka Peyton była „Krucjata Różańcowa”, przez którą pragnął zjednoczyć wszystkie rodziny w jedną wielką rodzinę dzieci Bożych.

(Więcej na tamat o. Patryka Peyton i jego działalności:
http://www.taw1.republika.pl/peyton.html
http://www.katecheta.pl/nr/recenzje/ks_miroslaw_drozdek_sac.html )

***

Jego (Marcina Lutra) ojciec był górnikiem, surowym, łatwo wpadającym w gniew człowiekiem. W opinii wielu z jego biografów, niekontrolowany wybuch gniewu, (dziedziczna cecha przekazana jego najstarszemu synowi), zmusił go do ucieczki z Mohra, gdzie była ich rodzinna siedziba, przed karą lub nienawiścią z powodu zabójstwa. Ten fakt, chociaż po raz pierwszy podany przez Wiceliusa, konwertytę z luteranizmu, wszedł także do protestanckiej historii i tradycji. Jego matka, Margaret Ziegler, według Melanchtona, wyróżniała się ‘skromnością, bojaźnią Bożą, i umiłowaniem modlitwy’ („Corpus Reformatorum”, Halle 1834).

Skrajna prostota i nieugięta surowość były cechami charakterystycznymi jego życia domowego, tak że radości dzieciństwa prawie nie były mu znane. Jego ojciec któregoś dnia zbił go tak niemiłosiernie, że syn uciekł z domu i ‘był tak rozgoryczony na ojca, że ten musiał go pozyskać sobie na nowo’. Jego matka, ‘z powodu nic nie znaczącego orzeszka, zbiła go aż do krwi. Okrucieństwo i surowość życia, jakie prowadziłem z nimi, były powodem, że później uciekłem z domu do klasztoru i zostałem mnichem’. Takiego samego okrucieństwa doznał w szkole we wczesnych latach nauki, kiedy jednego dnia został ukarany nie mniej niż 15 razy. (źródło: “Catholic Encyclopedia”, hasło: Martin Luther, http://www.newadvent.org/cathen/09438b.htm )

Jak się wydaje, to jego dom rodzinny, jego rodzice, szczególnie ojciec był powodem, że Marcin Luter widział Boga nie jako kochającego, miłosiernego, przebaczającego Ojca, ale raczej surowego Sędziego karzącego bez miłosierdzia swoje stworzenia. Było mu trudno uwierzyć w bezinteresowną Bożą miłość, w przebaczenie grzechów, ponieważ nie zaznał tego w domu rodzinnym. Tutaj, jak sądzę, w doświadczeniu jego ziemskiego ojca, należy doszukiwać się źródeł „psychologii protestantyzmu”. Według Lutra, nawet chrześcijanie są tylko „kupą gnoju” pokrytą śniegiem. Chrzest nie powoduje żadnej istotnej zmiany w ochrzczonych. Jeśli Pan Bóg nas nie karze nasz, to tylko dlatego, że nie widzi nas, bo patrzy na Chrystusa, który zasłania nas swoimi zasługami.

Natomiast według nauki katolickiej, w sakramencie chrztu św. przez łaskę stajemy się dziećmi Bożymi. Przez chrzest zostajemy odrodzeni wewnętrznie; chrzest jest nowym narodzeniem (por. Tt 3, 5). Już nie tylko nazywamy się dziećmi Bożymi, ale nimi jesteśmy (1 J 3, 1).

Choć pewnie tego nie zamierzał, to jednak swoją działalnością Marcin Luter przyczynił się do rozbicia Kościoła – Bożej rodziny.

sobota, 6 września 2014

Stalin, Hitler, Mao Tse-tung, ... Putin?

Według Zygmunta Freuda religia ma swoje źródło w psychice człowieka, który konfrontowany z miażdżącą przewagą sił natury pragnie opieki i bezpieczeństwa. Te potrzeby są szczególnie silnie przeżywane w okresie dziecięcym, kiedy mały człowiek o własnych siłach nie jest zdolny przeciwstawić się pojawiającym się zagrożeniom. Doświadczenie bezsilności wzmaga potrzebę protekcji przez silnego, kochającego opiekuna, i to, jego zdaniem, prowadzi do „wymyślenia” sobie silnego i kochającego obrońcy – Boga, który jest równocześnie idealnym ojcem.

W swojej książce “Faith of the Fatherless. The Psychology of Atheism” (w 2013 ukazało się jej drugie wydanie) Paul C. Vitz stawia na początku tezę, którą na dalszych stronach przekonywująco uzasadnia, że najważniejsze przeszkody na drodze do uwierzenia w Boga nie są natury rozumowej, ale psychologicznej, i że nie religia, ale właśnie ateizm bierze swój początek w psychice człowieka. Szczególnie ważna dla otwarcia się człowieka na wiarę jest obecność w jego dzieciństwie silnego i kochającego ojca. To nie jest tak, że człowiek, kiedy doświadcza potrzeby silnego i kochającego opiekuna, dla swojego ukojenia „wymyśla” sobie Boga-Ojca, ale jest dokładnie odwrotnie: brak doświadczenia obecności silnego i opiekuńczego ojca w dzieciństwie często prowadzi do odrzucenia wiary w Boga. Swoją tezę uzasadnia na przykładzie tak znanych ateistów, jak: Fryderyk Nietzsche, David Hume, Bertrand Russel, Jean-Paul Sartre, Albert Camus, Artur Schopenhauer, Voltaire, czy też sam Zygmunt Freud, i wielu innych, którzy nie doświadczyli miłości ojcowskiej, bo ich ojcowie albo szybko zmarli albo byli ludźmi słabymi albo znęcali się nad swoimi synami.

Największe wrażenie zrobiło na mnie przedstawienie trzech postaci, których nazywa „ateistami politycznymi”: Józefa Stalina, Adolfa Hitlera oraz Mao Tse-tunga. Przy wszystkich dzielących ich różnicach, łączy ich to, że stali się przyczyną śmierci milionów ludzi, oraz … podobne dzieciństwo. Poniżej przedstawiam odnoszące się do nich fragmenty książki Paula Vitza:

Józef Stalin (1879–1953)
Może najprostszym streszczeniem relacji z jego ojcem jest następujący komentarz uczyniony przez przyjaciela Stalina w jeszcze w latach młodości: ‘Niezasłużone i ciężkie bicie uczyniło chłopca takim, jakim był jego ojciec: twardym i bez serca. Ponieważ wszyscy ludzie u władzy byli dla niego jak jego ojciec, wkrótce powstało w nim mściwa niechęć w stosunku do wszystkich ludzi stojących ponad nim’. W dodatku, jego ojca często nie było w domu. Spędził on jakiś czas podejmując się różnych zajęć w pobliskich miastach. Dużo pił i bił swoją żonę, matkę Józefa, do której Józef był bardzo przywiązany. Ten surowy i gwałtowny ojciec miał duże trudności zarobić na utrzymanie rodziny, i chciał, aby jego syn został szewcem lub robotnikiem w fabryce. (…)
Matka Józefa darzyła syna, który jako jedyny z dzieci przeżył dzieciństwo, głębokim uczuciem i dołożyła wszelkich możliwych starań, aby jego ojciec nie złamał ducha chłopca. Popchnęła go w kierunku kapłaństwa w Kościele prawosławnym, i przez kilka lat studiował Stalin w seminarium. Pomimo tego został zdecydowanym ateistą. Jego rodzinnym nazwiskiem było Dzhungasziwli; później zmienił to nazwisko przyjmując rosyjskie słowo oznaczające ‘stal’. (…)

Adolf Hitler (1889–1945)
Podobnie jak Stalin, młody Adolf Hitler dostawał regularne i ciężkie lanie od swojego ojca. Alojzy był człowiekiem autorytarnym i egoistycznym, nie przejmował się odczuciami swojej dużo od niego młodszej żony; nie przejawiał też zrozumienia dla potrzeb swoich dzieci. Był twardy, samolubny i gwałtowny. Starszy brat przyrodni Adolfa z poprzedniego małżeństwa jego ojca, także Alojzy, był bity przez swego ojca często i bez miłosierdzia. Alojzy nie oszczędzał także żony. (…)

Ów przyrodni brat Adolfa uciekł z domu, gdy skończył czternaście lat i nie wrócił, jak długo żył ojciec. (…) Jego (Adolfa) starsza przyrodnia siostra wyznała, że ‘dostawał solidne lanie każdego dnia’. Z drugiej strony, matka Adolfa, Klara, która miała troje dzieci – wszystkie one zmarły zanim urodził się Adolf – przelała na niego wszystkie uczucia, który wspominał ją bardzo czule. Jednakże nie opowiadał o swojej rodzinie z powodu złych relacji z ojcem.

Kiedy zmarł jego ojciec, Adolf miał czternaście lat. (…) Podobnie jak matka Stalina, matka Hitlera starała się, aby jej syn był blisko Kościoła. Przez kilka lat Adolf postępował zgodnie z życzeniami matki, ale w wieku bierzmowania (= gdy miał otrzymać bierzmowanie) zbuntował się, i od tej pory nie miał do powiedzenia niczego dobrego o chrześcijaństwie.

(…) Silna wrogość Hitlera wobec chrześcijaństwa była spowodowana jego żydowskimi korzeniami i, moim zdaniem, tym, że chrześcijaństwo postrzega Boga jako Ojca.

Mao Tse-tung (1983-1976)
Mao Tse-tung z powodu chińskiego środowiska, w którym wzrastał, prawdopodobnie nigdy nie był jakoś specjalnie wrogi wobec chrześcijaństwa czy idei Boga-Ojca. Jednak jego spociąg do rewolucyjnej i ateistycznej filozofii był silny z powodu jego relacji z ojcem. Ojciec Mao był tyranem, i od swego dzieciństwa młody Mao trzymał stronę matki i innych członków rodziny w wyraźnej rebelii [wobec ojca]. Jest oczywiste, że nienawidził swego ojca, a uznania dla rewolucji uczył się już w domu rodzinnym”. (Vitz, Paul C. ( ). “Faith of the Fatherless: The Psychology of Atheism” (Kindle Locations 1753-1789). Kindle Edition, 2013).

Vitz nie wymienia wśród politycznych ateistów Putina. W ogóle nie pojawia się on w jego książce. Czy zatem Putin pasuje do tego towarzystwa? Wydaje się, że nie, bo przynajmniej oficjalnie, nie deklaruje się jako ateista. Nie prześladuje Kościoła, a nawet przedstawia się jako obrońcę tradycyjnych wartości. A jednak wielu słusznie wskazuje na podobieństwa jego postępowania do tego Hitlera, jak np. ten bloger: http://1maud.salon24.pl/604201,kilka-faktow-bez-komentarza

Kiedy jednak w grudniu ostatniego roku natknąłem się na omówienie książki „Cała prawda o Putinie”, znalazłem coś, co dobrze wpisuje się do wyżej przedstawionych charakterystyk trzech dyktatorów, i co, jak sądzę, jest kluczem do zrozumienia jego postaci:

 „Zgodnie z oficjalną wersją Wladimir Putin urodził się 7. października 1952 r. w Leningradzie (obecnie Petersburg) w Rayon Ochta w rodzinie robotnika Wladimira Spiridinowicza Putina i jego żony Marii Nikolajewny Szelomowej. Ale istnieje jeszcze inna wersja.

Według niej rzeczywistym miejscem urodzin naszego bohatera jest wieś Terechino w rejonie Perm. Wieś ta dzisiaj nie istnieje. Że w Rosji wsie wymierają, nie jest rzadkością. Matką Wladimira Putina jest Vera Nikolajewna Putina, urodzona w 1926 r., ojcem Platon Priwalow, alkoholik i bigamista. W tej wersji Putin przyszedł na świat już w 1950 r. Wkrótce potem jego matka zostawiła Platona Priwalowa i udała się do Gruzji, gdzie żyje do dzisiaj. Jej nowym mężem został Gruzin Georgi Osipaszwili; w ich małżeństwie przyszło na świat dziesięcioro dzieci. Ale Osipaszwili nigdy nie uznał Wladimira Putina za swoje dziecko.

Wkrótce potem Vera wysłała małego Wladimira do Leningradu i oddała go do adopcji jej bezdzietnemu krewnemu Wladimirowi Spiridinowiczowi Putinowi. W czasie pobytu w Gruzji mały Wladimir Putin, który praktycznie wychował się bez ojca oraz bez miłości i opieki rodziców, stał się dzieckiem zamkniętym i ponurym (grimmig). Wtedy też rozwinął w sobie zamiłowanie do wędkowania, ale także nienawiść do Gruzinów…” (Stanisław Belkowski, „Wladimir: Die ganze Wahrheit über Putin“, str. 43, 2013).

Belkowski nie przedstawił aktu urodzenia Putina na potwierdzenie swej tezy. Ograniczył się tylko do wzmianki o śmierci dziennikarza śledczego, który próbował wyjaśnić tajemnicę dzieciństwa bohatera jego książki – zginął rozbijając się prywatnym samolotem. Chociaż zatem brak mu twardych dowodów na potwierdzenie przedstawianych danych, tym niemniej jego charakterystyka Putina – jako człowieka samotnego, nieufnego w stosunku do ludzi i uciekającego od nich, człowieka, które swoje uczucia przelewa na zwierzęta i całe życie szuka substytutu ojca – jest przekonywująca i pomaga zrozumieć jego postępowanie.[1]

Przy wszystkich różnicach w stosunku do postaci omówionych wcześniej, na pewno łączy go z nimi jedno: nieugięte dążenie do władzy, i to władzy absolutnej, i podobnie jak Stalin, Hitler czy Mao Tse-tung, gotów jest usunąć każdego, kto stanie mu na drodze. Być może czyni to z zemsty nad ojcem, którego miłości nigdy nie doświadczył, a (jako dziecko) nie miał siły, żeby mu się przeciwstawić. Być może… Jakkolwiek by nie było, wydaje się, że Paul Vitz ma rację, kiedy na zakończenie charakteryzowania „ateizmu politycznego” pisze:

„Ateizm polityczny w ekstremalnych przejawach nie jest jednak najważniejszym rodzajem ateizmu dla poparcia hipotezy o skutkach braku ojca, ponieważ, jak to już zostało zauważone, najważniejszym zainteresowaniem działania większości polityków jest raczej uzyskanie władzy niż rozumowe odrzucenie Boga. Jednakże pomimo tego wciąż istnieją przesłanki pozwalające dostrzec trafność hipotezy defektywnego ojca dla wyjaśnienia faktu, że polityczni ateiści tak chętnie sięgali do przemocy”.
_____________________
[1] Więcej na temat książki „Cała prawda o Putinie” można przeczytać tutaj: http://natemat.pl/84255,cala-prawda-o-putinie-ksiazka-ktora-wywolala-skandal-na-kremlu

poniedziałek, 1 września 2014

Miłosierdzie w piekle?

Tytuł jest dosyć prowokujący. Zdaję sobie z tego sprawę. Ale nie jest moim celem prowokować czy szokować, ale odpowiedzieć tym, których zatrwożył czy zgorszył mój komentarz do tekstu jednej z użytkowniczek Frondy. Sednem jej wpisu było przesłanie, że Pan Bóg nawet i w piekle okazuje miłosierdzie potępionym, bo zachowuje przed unicestwieniem ich istnienie i osobowość.[1] W komentarzu pod jej wpisem napisałem: „O tym, że miłosierdzie Boże obejmuje ludzi w życiu, w śmierci, a nawet po śmierci, także tych potępionych, pisze św. Tomasz z Akwinu. Według niego, cierpienia potępionych nie są takie, jakie byłyby, gdyby nie obejmowało ich w jakiś sposób Boże miłosierdzie”.

Kto chce przeczytać cały jej tekst i ocenić, jak ma się do niego mój komentarz, może odszukać jej tekst i przeczytać wraz z moim komentarzem w całości. Ale sądzę, że ten powyższy fragment dobrze wyraża sedno problemu, dlatego teraz przystępuję do odpowiedzi na pytanie, czy Boże miłosierdzie obejmuje także potępionych.

Świętej Siostrze Faustynie dane było odwiedzić piekło i wrócić stamtąd. Tak opisała swój pobyt w tym przerażającym miejscu:

„Dziś byłam w przepaściach piekła, wprowadzona przez anioła. Jest to miejsce wielkiej kaźni, jakiż jest obszar jego strasznie wielki. Rodzaje mąk, które widziałam:
pierwszą męką, która stanowi piekło, jest utrata Boga;
drugie - ustawiczny wyrzut sumienia;
trzecie - nigdy się już ten los nie zmieni;
czwarta męka - jest ogień, który będzie przenikał duszę, ale nie zniszczy jej, jest to straszna męka, jest to ogień czysto duchowy, zapalony gniewem Bożym;
piąta męka - jest ustawiczna ciemność, straszny zapach duszący, a chociaż jest ciemność, widzą się wzajemnie szatani i potępione dusze, i widzą wszystko zło innych i swoje;
szósta męka - jest ustawiczne towarzystwo szatana;
siódma męka - jest straszna rozpacz, nienawiść Boga, złorzeczenia, przekleństwa, bluźnierstwa.

Są to męki, które wszyscy potępieni cierpią razem, ale to jest nie koniec mąk. Są męki dla dusz poszczególne, które są mękami zmysłów: każda dusza czym grzeszyła, tym jest dręczona w straszny i nie do opisania sposób. Są straszne lochy, otchłanie kaźni, gdzie jedna męka odróżnia się od drugiej; umarłabym na ten widok tych strasznych mąk, gdyby mnie nie utrzymywała wszechmoc Boża. Niech grzesznik wie: jakim zmysłem grzeszy, takim dręczony będzie przez wieczność całą. Piszę o tym z rozkazu Bożego, aby żadna dusza nie wymawiała się, że nie ma piekła, albo tym, że nikt tam nie był i nie wie, jak tam jest.

Ja, siostra Faustyna, z rozkazu Bożego byłam w przepaściach piekła na to, aby mówić duszom i świadczyć, że piekło jest. O tym teraz mówić nie mogę, mam rozkaz od Boga, abym to zostawiła na piśmie. Szatani mieli do mnie wielką nienawiść, ale z rozkazu Bożego, musieli mi być posłuszni. To, com napisała, jest słabym cieniem rzeczy, które widziałam. Jedno zauważyłam: że tam jest najwięcej dusz, które nie dowierzały, że jest piekło. Kiedy przyszłam do siebie, nie mogłam ochłonąć z przerażenia, jak strasznie tam cierpią dusze, toteż jeszcze się goręcej modlę o nawrócenie grzeszników, ustawicznie wzywam miłosierdzia Bożego dla nich. O mój Jezu, wolę do końca świata konać w największych katuszach, aniżeli bym miała Cię obrazić najmniejszym grzechem”. („Dzienniczek” siostry Faustyny, 741, za: http://faustyna.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=636&Itemid=636&search=Loch&numer_w_dzienniczku=741

Święta Siostra Faustyna została nazwana przez Pana Jezusa „sekretarką Bożego miłosierdzia”. W swoim „Dzienniczku” opisała wielorakie przejawy miłosierdzia Bożego, którego doznaje człowiek w życiu i w śmierci. Jednak próżnym byłoby poszukiwanie w jej zapiskach wzmianki o tym, że miłosierdzie Boże jest jakoś obecne także w piekle. Jednak jej spowiednik i duchowy przewodnik, bł. ksiądz Michał Sopoćko, stwierdza:

„Zresztą nie możemy twierdzić, że Bóg zupełnie wykluczył upadłych aniołów ze swego Miłosierdzia. Jakkolwiek nauka Orygenesa, że Miłosierdzie Boże kiedyś zbawi wszystkich – nawet szatanów – została przez Kościół potępiona, jako sprzeciwiająca się Pismu św. o karze wiecznej, Doktor Anielski utrzymuje, że Miłosierdzie Boże sięga nawet do piekła nie w tym znaczeniu, jakoby kary piekielne miały kiedyś ustać, ale że pod względem intensywności nie są one tak straszne, jakie musiałyby być ze względu na nieskończoność obrazy Bożego majestatu dokonanej przez potępionych. (Suppl. q. 99, a. 2)”. (Ks. dr prof. Michał Sopoćko, „Miłosierdzie Boga w dziejach Jego”, str. 28, za: http://www.milosierdzie.info.pl/MBWDJ_1.pdf )

W swoich publikacjach o Bożym Miłosierdziu bł. Michał Sopoćko odwoływał się do Pisma św. i do nauki Kościoła, a w powyższym cytacie do „Suplementu” do „Sumy teologicznej” św. Tomasza z Akwinu. Wypowiedź Doktora Anielskiego można otworzyć i przeczytać w całym kontekście klikając na ten link: http://jozefbizon.files.wordpress.com/2013/07/suma_teologiczna_sw_tomasz_t34_rzeczy_ostateczne.pdf. Poniżej zamieszczam wybrane fragmenty, to znaczy odpowiedzi na pytania nr 2 i 3 zagadnienia 99, wraz z niektórymi zarzutami i odpowiedziami na nie. Właśnie one wyrażają przekonanie św. Tomasza, że Boże miłosierdzie obejmuje w jakiś sposób także potępionych. Akwinata oczywiście nie uznawał heretyckiej apokatastazy (przekonania o czasowym charakterze kary złych duchów i potępionych ludzi), głoszonej przez Orygenesa. Tą herezję zdają się potwierdzać niektóre fragmenty Pisma św. Poniższe artykuły z jednej strony odrzucają heretyckie interpretacje tychże, a z drugiej stwierdzają działanie Bożego miłosierdzia także wobec potępionych:

ZAGADNIENIE 99
MIŁOSIERDZIE I SPRAWIEDLIWOŚĆ BOGA WOBEC POTĘPIONYCH
Na koniec zastanowimy się nad sprawiedliwością i miłosierdziem Boga wobec potępionych. Stawiamy sobie pięć pytań:
1. Czy sprawiedliwość Boska wymierza grzesznikom karę wieczną?
2. Czy na skutek miłosierdzia Bożego skończy się kiedyś wszelka kara tak ludzi jak i złych duchów,
3. Czy skończy się przynajmniej kara ludzi?
4. Czy przynajmniej kara chrześcijan?
5. Czy tych, którzy spełniali uczynki miłosierdzia?

Artykuł 2
CZY NA SKUTEK MIŁOSIERDZIA BOŻEGO SKOŃCZY SIĘ KIEDYŚ WSZELKA KARA ZARÓWNO LUDZI JAK I ZŁYCH DUCHÓW?
Wydawać by się mogło, że na skutek miłosierdzia Bożego skończy się kiedyś wszelka kara, zarówno ludzi jak i złych duchów, bo:
Zarzut nr 1. W Księdze Mądrości czytamy: „Miłujesz wszystkie stworzenia, Panie, ponieważ wszystko możesz”. Lecz wśród tych „wszystkich stworzeń” znajdują się także i złe duchy, boć i one są stworzeniami Boga. A więc i ich kara kiedyś się skończy. (…)
Wbrew temu: 1. Są słowa Pańskie: „Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny przygotowany diabłu i jego aniołom”. A więc będą ponosić karę wieczną.
2.  Jak dobrzy aniołowie stali się szczęśliwymi wskutek zwrócenia się ku Bogu, tak źli aniołowie stali się nieszczęśliwymi wskutek odwrócenia się od Boga. Gdyby zatem niedola złych aniołów kiedyś się skończyła, to i szczęśliwość dobrych miałaby koniec, a to nie licuje.
Odpowiedź: Augustyn przytacza błąd Orygenesa utrzymującego, że złe duchy dzięki miłosierdziu Bożemu kiedyś będą uwolnione od kar. Ale ten błąd został przez Kościół odrzucony z dwóch powodów: pierwszy, ponieważ wyraźnie sprzeciwia się powadze Pisma św. Ono zaś mówi: „A diabła, który ich zwodzi, wrzucono do jeziora ognia i siarki, tam gdzie jest bestia i fałszywy prorok. I będą cierpieć katusze we dnie i w nocy na wieki wieków", a tych słów Pismo św. zwykle używa na oznaczenie wieczności. Drugi, ponieważ z jednej strony zanadto poszerza zakres miłosierdzia Boga, a z drugiej strony zbytnio je zawęża. Na tej samej bowiem chyba podstawie aniołowie pozostają w wiecznej szczęśliwości, co źli aniołowie ponoszą wieczną karę. Jak przeto ów błąd utrzymuje, że złe duchy i dusze potępionych kiedyś będą uwolnione od kary, tak też i utrzymuje, że aniołowie i dusze zbawionych kiedyś ze szczęśliwości wrócą do utrapień obecnego życia.
Odpowiedź na zarzut nr 1. Bezwzględnie rzecz biorąc, Bóg okazuje miłosierdzie wszystkim. Wszelako Jego miłosierdziem kieruje porządek mądrości. To nam tłumaczy, że ono nie rozciąga się na niektórych, tych mianowicie, którzy okazali się niegodni miłosierdzia. Chodzi o złe duchy i potępionych, którzy są zatwardziali w złości. Można jednak mówić, że i wobec nich Bóg postępuje miłosiernie, ponieważ karze ich mniej niż na to zasługują, nigdy jednak nie uwalnia ich całkowicie od kary wiecznej.

Artykuł 3
CZY MIŁOSIERDZIE BOŻE ZEZWOLI NA TO, ŻEBY LUDZIE PONOSILI KARĘ WIECZNĄ?
Wydawać by się mogło, że miłosierdzie Boże nie dopuści do tego, żeby ludzie cierpieli karę wieczną, bo: (…)
4. Na to samo wskazują słowa psalmu: „Czy Bóg w gniewie odrzuca na wieki?” Lecz gniew Boga to tyle, co Jego kara. A więc Bóg nie będzie karał ludzi na wieki.  (…)
Wbrew temu: 1. Są słowa Mateusza odnoszące się zarazem do wybranych i do odrzuconych: „Pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego”. Nie licuje zaś głosić, że to życie sprawiedliwych kiedyś się skończy. A więc i nie licuje głosić, że skończy się męka odrzuconych.
2. Damascen powiada: „Tym jest dla ludzi śmierć, czym jest dla aniołów upadek”. Lecz aniołowie po upadku nie mogli się już poprawić. A więc i ludzie po śmierci. A skoro tak, to męka odrzuconych nigdy się nie skończy.
Odpowiedź: Według Augustyna, niektórzy — odstępując nieco od nauki Orygenesa — utrzymywali, że złe duchy będą przez wieczność cierpieć karę, natomiast wszyscy ludzie zostaną kiedyś od niej uwolnieni, i to nawet niewierzący. Ale ten pogląd jest zgoła nierozumny. Jak bowiem złe duchy są zatwardziałe w złości i dlatego ponoszą karę wieczną, tak i zatwardziałe są dusze ludzi, którzy umierają bez miłości Bożej, gdyż jak mówi Damascen: „Tym jest dla ludzi śmierć, czym jest dla aniołów upadek”.  (…)
Odpowiedź na zarzut nr 4. Te słowa psalmu mają na myśli „naczynia zmiłowania”, które nie uczyniły się niegodnymi miłosierdzia. W tym bowiem życiu, które z powodu różnych utrapień jest jakimś gniewem Boga, gniew ten zmienia na lepsze naczynia zmiłowania. Toteż psalmista dodaje: „Tej zmiany dokonała prawica Najwyższego”. Albo można tak powiedzieć: Psalmista ma na myśli miłosierdzie, które nieco łagodzi gniew i karę, a nie całkowicie uwalniające, jeżeli się je rozciąga także na potępionych. Toteż nie mówi: „Czy Bóg ... od gniewu powstrzymał miłosierdzie swoje?”, ale „w gniewie”, bo kara nie będzie całkowicie zniesiona, ale będzie trwać nadal, a miłosierdzie przyczyni się do jej łagodzenia. (św. Tomasz z Akwinu, „Suma teologiczna”, Suplement).