Szukaj na tym blogu

sobota, 11 stycznia 2014

Mówić w świeży sposób o Jezusie

Było to dziesięć, a może piętnaście lat temu. Znajoma Niemka powiedziała mi o kapłanie, który przyjeżdżał do ich miasteczka: „Mówi w świeży sposób o Jezusie”. Mimo, iż od tej rozmowy minęło już tyle czasu, moja pamięć o niej, a szczególnie ta wypowiedziana przez nią opinia o polskim kapłanie, który w czasie wakacji zastępował ich proboszcza, jest wciąż bardzo żywa. Choć nie poznałem tego kapłana osobiście, to od tego czasu to określenie „świeżo” jest dla mnie jedną z największych, jeśli nie największą pochwałą, jaką można wypowiedzieć o czyimś sposobie mówienia o Jezusie. I właśnie ten sposób opisu nasunął mi całkiem spontanicznie w czasie czytania książki „Nawrócona wiedźma” Patrycji Hurlak. Patrycja szczerze opowiada w niej o swoich trudnych przeżyciach, ale przyczynę swojego nawrócenia przypisuje Jezusowi i opowiada o Nim w taki sposób, że widać, iż jest w Nim zakochana. I właśnie stąd bierze się jej „świeżość” mówienia o Nim. I tak odbierana jest nie tylko przez tych, którzy o Jezusie słyszeli od dziecka, jak na przykład ja, ale także przez ludzi, którzy z wiarą nie mieli styczności, o czym świadczy opinia Ilona Łebkowskiej, którą przytaczam na zakończenie tej notatki. I myślę, że to jest największym atutem tej książki. Przeczytałem ją „jednym tchem”. Chciałbym zachęcić do tego innych. Chciałbym, żeby dotarła do jak największej ilości ludzi, szczególnie takich, którzy dzisiaj „stoją po drugiej stronie mocy”. Historia Patrycji to świadectwo, że Pan Bóg nie rezygnuje z nikogo i że nie ma dla Niego sytuacji bez wyjścia. Z Jezusem wszystko jest możliwe!
 
Poniższe fragmenty z książki Patrycji Hurlak pokazują bezpośredni wpływ szatana na pociąg seksualny do osób tej samej płci oraz związek pomiędzy przebaczeniem, a uzdrowieniem.

*****

Ks. Mateusz Czubak: A więc klątwa cały czas siała spustoszenie w waszym życiu?

Patrycja Hurlak: Klątwa działała. Wymyśliłam sobie scenariusz wydarzeń, jednak rzeczywistość wymknęła mi się spod kontroli. Wtedy nie zdawałam sobie sprawy z tego, że moje problemy z mężczyznami są pokłosiem tej klątwy. Cholernie źle się czułam. Zastanawiałam się nawet, czy nie jestem lesbijką, skoro nie mogę sobie ułożyć życia z żadnym facetem.

Ks. Mateusz Czubak: Szukałaś relacji z kobietami?

Patrycja Hurlak: Miałam kilka przygód z kobietami. Odkąd jednak zostałam zraniona przez dziewczynę z naszego trójkąta, nie byłam w stanie związać się z kolejną. Tamto zranienie było o wiele bardziej bolesne, niż zranienie po rozstaniu z którymkolwiek facetem. Dzisiaj media rozpisują się o tego typu relacjach, ale kilkanaście lat temu trudno było o takim problemie powiedzieć komukolwiek. Nikt nie rozumiał, dlaczego płakałam za koleżanką. Pamiętam, że bardzo się tego wstydziłam. Dopiero po egzorcyzmie straciłam pociąg seksualny do kobiet. (str. 54, podkreślenie P.K.)

***

Ks. Mateusz Czubak: Czy przebaczyłaś już wszystkim, którzy Cię skrzywdzili? Jeśli tak, to co Ci w tym pomogło?

Patrycja Hurlak: Dobre pytanie. (śmiech) Odpowiedziałam na nie z przeogromną pewnością ponad rok temu wspomnianej wcześniej Danusi z Odnowy w Duchu Świętym: „Ależ oczywiście, nie mam żalu do nikogo o nic, wszystkim przebaczyłam”. Ona spojrzała na mnie i dała mi modlitwę przebaczenia ojca Roberta DeGrandis. Początkowo protestowałam, ale później zaczęłam się nią modlić. Pierwszego dnia nic się nie działo. Drugiego dnia zapisałem już pół strony z nazwiskami, imionami lub sytuacjami, w których komuś nie przebaczyłam, a o czym kompletnie zapomniałam. Po trzydziestu dniach, gdy kończyłam modlitwę, miałam zapisanych dwanaście stron. Teraz mogę powiedzieć, że wydaje mi się, że wszystkim przebaczyłam, ale proszę Pana, żeby wskazywał mi obszary schowane w mojej poranionej duszy, które wymagają aktu przebaczenia z mojej strony. Wiem, że  bez łaski Jezusa nie byłabym w stanie wybaczyć nawet małej przykrości, ale dzięki Niemu potrafiłam zdobyć się na ten akt nawet wobec mężczyzny, który uderzył moją głową w ścianę, aby przekonać mnie, że mam ochotę na seks. Tego aktu przebaczenia sama nie mogłabym uczynić.

Ks. Mateusz Czubak: W takich momentach namacalnie możemy doświadczyć, że dla Boga nie ma nic niemożliwego.

Patrycja Hurlak: Oj, tak, Mówiłam już wcześniej, że przestałam tańczyć z powodu kontuzji kolan. Wtedy nie zgodziłam się na operację i żyłam z bólem przez ponad dziesięć lat. Po zakończeniu modlitwy przebaczenia ból całkowicie ustąpił. Pojawił się tylko raz, chwilowo, gdy miałam bardzo dużo złości do nowopoznanej osoby. Szybko się zreflektowałam i aktem woli przebaczyłam jej, choć emocje jeszcze mocno buzowały. Ale ból ustąpił. (str. 116-117)

Opinia z okładki książki:
Kiedy rok temu Patrycja Hurlak pokrótce opowiedziała mi o swoich niezwykłych przeżyciach, gorąco zachęcałam ją do tego, żeby spróbowała przelać je na papier w postaci scenariusza filmowego. Zamiast scenariusza, dostajemy do ręki, póki co, niezwykły wywiad, świadectwo życia religijnego nawrócenia. Książkę przeczytałam z dużym zainteresowaniem, paradoksalnie tym większym, że sama jestem daleko do spraw wiary, a nawet, co jest rzadkością w moim pokoleniu, nie jestem ochrzczona. Ale opowieść Patrycji Hurlak, choć jest dla mnie przez to niejako egzotyczna, zrobiła na mnie duże wrażenie. Przede wszystkim Patrycja jest w niej szczera w przyznaniu się do tego, co w swoim życiu uznaje za złe, jak i w opisie trudnej drogi, na końcu której jest ona dzisiejsza, głęboko wierząca i żyjąca w zgodzie z wyznawaną wiarą i jej zasadami. Rzadko kogo stać na tak szczere opowiedzenie o sobie, o sprawach tak intymnych i trudnych.
Ilona Łebkowska
producentka i scenarzystka filmowa i telewizyjna

*****

Za pozwolenie na publikację wybranych fragmentów książki serdecznie dziękuję dyrektorowi Wydawnictwa Diecezji Siedleckiej „Unitas”, ks. dr Markowi Paluszkiewiczowi. ( http://www.wydawnictwo-unitas.pl/node/94 )

czwartek, 9 stycznia 2014

Od magii do Jezusa, albo Patronowie drogi

Niedawno na blogosferze Frondy i gdzie indziej w internecie pojawiła się dyskusja na temat tradycji zapisywania trzech liter nad drzwiami domów (K + M + B czy też C + M + B?) oraz ich znaczenia. Odnoszę jednak wrażenie, że w cieniu tej branej przez jej uczestników bardziej lub mniej poważnie dyskusji umyka uwadze wielu pewien szczegół, który jak sądzę, ma o wiele większe znaczenie, i tak naprawdę ma posmak skandalu. A jeśli tak nie jest, to tylko dlatego, że oswoiliśmy się z myślą o Trzech Królach – Mędrcach ze Wschodu oddających pokłon Dziecięciu. I same już te określenia „Mędrcy” czy „Królowie” świadczą o oswajaniu skandalicznego określenia pojawiającego się w Ewangelii – „magoi” – „magowie”, które zostało oddane na innych miejscach Biblii Tysiąclecia przez słowo „wróżbita” (Dn 5, 11) lub „mag” (Dz 13, 6). Samo to zestawienie mówi za siebie, wziąwszy pod uwagę fakt, jak surowa ocena Biblii towarzyszy tym wszystkim, do których to określenie się odnosi. (Zastanawiam się, z kim musiałby się spotkać Ojciec św. Franciszek, żeby stać się sprawcą porównywalnego skandalu.)

Od samego początku staje się widoczne, że Jezus przyszedł nie tak bardzo do sprawiedliwych, ale przede wszystkim do grzeszników, do tych, którzy byli z daleka od Boga. Od samego początku – to znaczy od dnia narodzin. Pasterze są pierwszymi, którzy zostali wezwani, aby przyjść do Niego. W społeczeństwie byli pogardzani, uważani za nieczystych, niegodnych zaufania i wiary, tak że ich świadectwo nie miało w sądzie żadnego znaczenia. A jednak to właśnie im jako pierwszym Pan Bóg pokazał drogę do swojego Syna. W przypadku magów ta boska logika idzie nawet jeszcze dalej. Bo o ile pasterze byli ogólnie pogardzani, to jednak w Biblii nie znajdziemy takiej negatywnej oceny. Sam Pan nazwie się Dobrym Pasterzem. Czy może być natomiast dobry mag? A jednak to właśnie oni jako pierwsi z pogan przez światło gwiazdy zostali doprowadzeni do Dziecięcia.

Jedną z przyczyn, że pokłonu magów nie odczytujemy jako skandal jest fakt, że został uświęcony przez długoletnią tradycję. Nie bez znaczenia jest także to, że w liturgii mszalnej tego święta słyszymy w kościele fragment drugiego rozdziału Ewangelii według św. Mateusza, gdzie słowo „magoi” zostało przetłumaczone „Mędrcy”. Ma to swoje racje. Emerytowany Ojciec św. Benedykt XVI pisze w książce „Jezus z Nazaretu. Prolog” o znaczeniach tego słowa. Z jednej strony pod pojęciem „magowie” rozumiano przedstawicieli perskiej kasty kapłańskiej. W greckiej kulturze uważani byli za tworzących swoistą religię, na których religijne poglądy silny wpływ miała filozofia. Z tego powodu greckich filozofów uważano za ich uczniów.  Z drugiej strony „magowie” byli posiadaczami nadnaturalnej wiedzy i zdolności podobnie jak czarownicy, byli oszustami i zwodzicielami. W Dziejach Apostolskich mamy do czynienia z tym drugim znaczeniem tego pojęcia: św. Paweł upomina surowo maga o imieniu Bar-Jezus[1], który mimo iż przyjął wiarę w Chrystusa i został ochrzczony, to jednak nie wyrzekł się magicznego myślenia. Apostoł nazywa go: „synem diabelskim, pełnym wszelkiej zdrady i wszelkiej przewrotności, wrogiem wszelkiej sprawiedliwości” i za karę czy dla przestrogi poraża go ślepotą (Dz 13, 10n).

Ojciec św. Benedykt XVI uważa, że dla magów z drugiego rozdziału Ewangelii według św. Mateusza stosuje się pierwsze znaczenie tego słowa.  Nawet, jeśli być może nie byli perskimi kapłanami, to z pewnością posiadali pewną religijną i filozoficzną wiedzę. Chociaż ich poznanie było tylko szczątkowe, a jednak wystarczyło, aby doprowadzić ich do Jerozolimy. I tu spotykamy się z ironią. Jerozolimy jest religijną stolicą narodu wybranego. Jest tu świątynia, kult, arcykapłani, uczeni w Piśmie, pełnia Objawienia, jakie wtedy było dostępne. Zewnętrznie byli otoczeni światłem, a jednak nie tylko nie trafili Jezus jako pierwsi, ale co gorsze, wiele z nich nie trafiło do Niego w ogóle, ani wtedy, ani później.  Jest to dla nas, katolików, ostrzeżenie, żeby nie patrzeć z góry, a już broń Boże, z pogardą na tych, którzy nie mają pełni Objawienia. Bo może się zdarzyć, że inni mając tylko odrobinę światła, pierwsi trafią do Pana.

Pobożność ludowa nazywa święto Objawienia świętem Trzech Króli. Według tradycji nie tylko przyjęli chrzest, ale także zostali wyświęceni na biskupów i ponieśli męczeńską śmierć dla Chrystusa. Oczywiście, Ewangelia nie wspomina o tym, co stało się z nimi po powrocie do ich ojczyzny. Jednak zawiera przynajmniej aluzję do przyjęcia przez nich chrześcijaństwa. Nie chodzi tylko o pokłon, który złożyli Dziecięciu, ale także o stwierdzenie św. Mateusza: „A otrzymawszy we śnie nakaz, żeby nie wracali do Heroda, inną drogą udali się do swojej ojczyzny” (Mt 2, 12). W Nowym Testamencie słowo „droga” znaczy nie tylko miejsce do przemieszczania się. Drogą jest także przyjęcie wiary w Chrystusa i jej wyznawanie (por. Dz 16, 17; 18, 25). Jako pierwsi z pogan przyszli do Jezusa. Ich przyjście to znak otwartości na spotkanie, które odmieniło ich życie. Jak było pięknie, gdyby każde nasze spotkanie z Panem w Eucharystii odmieniało nas wewnętrznie tak, jak miało to miejsce z trzema Mędrcami.
 



Ich relikwie znajdują się w katedrze w Kolonii w pięknym relikwiarzu za głównym ołtarzem. I to miejsce było świadkiem, o ile tak możemy powiedzieć, innej ironii, współczesnej, z ostatnich dni. Jest to ten sam ołtarz, na który w czasie ostatniego Bożego Narodzenia wyszła aktywistka Femenu. Wierzący w katedrze, a także w pewnym sensie także sami Trzech Mędrcy, stali się świadkami zachowania stanowiącego przeciwieństwo tego opisanego na kartach Ewangelii. Trzej Królowie padają na twarz przed Bogiem w postaci Niemowlęcia, które w Jezusie stało się Ciałem, natomiast Josephina Witt wyszła ołtarz, gdzie Bóg staje się Ciałem w postaciach chleba i wina. Gest wyjścia na miejsce zarezerwowane dla Boga oraz napis na jej nagich piersiach („I AM GOD”) stanowi symboliczny akt zajęcia miejsca Boga. Ale nie tylko ten moment, ale cała dotychczasowa droga życia Josephiny Witt stanowi dokładne przeciwieństwo drogi trzech Magów[2]. Oni, poganie, parający się może nawet tajemną wiedzą, zmieniają życie, stają się nowymi ludźmi, przyjmują wiarę w Jezusa, i nawet za nią oddają życie. Jej dotychczasowa droga, bo nie chcemy wykluczyć możliwości przyszłego nawrócenia, jest dokładnym odwróceniem drogi trzech Mędrców.

Zgodnie ze słowami Jezusa, przed nami są dwie drogi: jedna szeroka i wygodna prowadząca na potępienie, druga wąska i stroma, ale prowadząca do zbawienia. Wybór należy do nas. Trzech Mędrców to patronowie tej drugiej drogi, prowadzącej do Jezusa.


[1] “Bar-Jezus” oznacza: “syn Jezusa”.
[2] Niektórzy sądzą, że prawdziwe nazwisko Josephiny Witt to Maria Magdalena Maier, dziewczyna, która była ochrzczona i przyjęła bierzmowanie. A dzisiaj… protestuje przeciwko czemuś, w co kiedyś wierzyła. („…ich vermute: In Wirklichkeit heißt sie Maria Magdalena Maier und ist getauft und gläubig zur Firmung gegangen. In Altötting. Hat sich in ihren Beichtvater verliebt. Weil der standhaft blieb, wurde sie das, was sie ist: Eine Feme“. http://femen.de/deutsche-fordern-haertere-strafen-gegen-femen-273/ )