Szukaj na tym blogu

piątek, 25 kwietnia 2014

Zło na świecie skutkiem ubocznym stworzenia człowieka na obraz Boży

Dlaczego Pan Bóg nie stworzył człowieka doskonałego, czyli takiego, który nie mógłby grzeszyć?

*****

Grzech łączy się z wolnością, jest jej nadużyciem. Wydaje się, że byłoby lepiej, gdyby człowiek nie mógł grzeszyć, ale oznaczałoby to również, że taki człowiek nie byłby tym, czym jest – nie byłby wolnym, a co za tym idzie, nie byłby zdolny do miłości, nie byłoby w nim podobieństwa do Boga. A Pan Bóg zechciał stworzyć człowieka na swój obraz. Człowiek stworzony na obraz Boga jest istotą zdolną do poznawania i do dokonywanie wyborów. Dzięki tym właściwościom człowiek jest zdolny do miłości. Jak się wydaje, właśnie na tym polega istota Bożego obrazu w człowieku, jego podobieństwa do Boga. Pośrednio zostało powiedziane, zdolność do miłości łączy się z wolnością woli. Do miłości nie można zmusić; miłość musi być wybrana w sposób wolny, bo inaczej nie byłaby miłością, a gwałtem.
 
Żeby człowiek był zdolny odpowiedzieć Bogu „TAK”, to musi też być zdolny do powiedzenia „NIE”. Inaczej jego „TAK” nie miałoby wartości. Wynika z tego, że zdolność do miłości jest równocześnie zdolnością do grzechu, bo i jedna i druga wymaga wolności. Bez wolności człowiek nie byłby zdolny do miłości; bez wolności nie byłoby grzechu. Zatem: Pan Bóg stwarzając człowieka zdolnego do miłości, uczynił to równocześnie zdolnym do grzechu.

Dlaczego więc grzech i zło na świecie? Właśnie dlatego, że Pan Bóg stworzył człowieka wolnego, zdolnego do miłości, a człowiek nadużył tej wolności. Zatem to nie Pan Bóg jest autorem zła w świecie, ale anioł, które powiedział: „Nie będę służył” i człowiek, który chciał i wciąż chce być jak Bóg.

czwartek, 24 kwietnia 2014

Aborcja bluźnierczą parodią Eucharystii

Przed kilku dniami wysłuchałem wystąpienia znanego amerykańskiego filozofa i apologety, autora licznych książek, dr Petera Kreefta na youtube: „The Shocking Life of Jesus”. Zrobił na mnie takie wrażenie, że postanowiłem podzielić się z Czytelnikami fragmentem, który mam nadzieję, zachęci do wysłuchania całości w oryginale:

*****

„Wszystko zmienia się w momencie, w którym zdajesz sobie sprawę, że jesteś na wojnie. Nie chodzi o wojnę z ciałem i krwią; nie prowadzimy wojny z innymi ludźmi. Jesteśmy w stanie wojny z kimś o wiele bardziej niebezpiecznym niż człowiek. To wojna ze złym duchem. Z antychrystem. Nieprzyjaciel ma swoich szpiegów w naszych własnych sercach, w naszym życiu. Są nimi grzechy. I to jest przerażające. Jeśli to nie jest prawdą, jeśli demony nie istnieją, a grzech to tylko mit, to Biblia jest utkana z kłamstw.

W jaki sposób walczy Chrystus? W sposób dokładny odwrotny do tego, w jaki antychryst to czyni. Antychryst jest niczym Dracula – wysysa krew; Chrystus daje ci swoją Krew. Chrześcijaństwo jest transfuzją krwi. Krzyż wygląda jak strzykawka lub trzymany ręką Nieba miecz wbity w ziemię nie po to, aby pobierać krew, ale dawać.

Jedna strona w tej wojnie, Chrystus mówi: ‘To jest Moje Ciało za was wydane’. Inni wielcy nauczyciele mówią: ‘To jest mój umysł’, natomiast Chrystus ‘To jest Moje Ciało’. Przeciwna strona w tej wojnie, dla której pokonania i uwolnienia nas od niej On przyszedł na ziemię, także mówi: ‘To jest moje ciało’, ale oznacza to coś dokładnie przeciwnego: nie samo-ofiarowanie Męczennika, ale pychę egotysty. Duch antychrysta mówi przez zwiedzionych przez siebie niewolników, którzy myślą, że służą swojej wolności i autonomii: ‘To jest MOJE ciało, Boże, nie Twoje. Nie masz żadnych praw do mnie. To ja jestem panem swojego losu. To ja jestem kapitanem mojej duszy. Kiedy umrę, nie będę żałował ze wstydem. Z podniesioną głową śpiewać będę piosenkę, którą śpiewają wszyscy wchodzący w bramy piekła, piosenkę Sinatry: „Robiłem, co chciałem”.[1]

To jest MOJE ciało. Dlatego będę cudzołożył, stosował antykoncepcję, popełnię akty sodomii, samobójstwo, … wszystko, co zechcę. To ja jestem panem swojego losu. To ja jestem kapitanem mojej duszy. Zrobię, co mi się spodoba z moim ciałem, ponieważ jest moje, nie Twoje.

Również ta mała istota, którą noszę w moim łonie, też jest moja, nie Twoja. Ona nawet nie należy do siebie samej. Jest moja. Jest moim ciałem. Dlatego, jeśli zechcę, mogę ją zabić, ponieważ to ja jestem jej bogiem, nie Ty’.

Widzicie więc, że aborcja jest demoniczną parodią Eucharystii dokonywaną przez antychrysta; używa tych samych świętych słów: ‘To jest moje ciało’, jednak w bluźnierczo przeciwstawnym znaczeniu”.[2]
_________________________________
[1] W oryginale: “I did it my way”, aluzja do piosenki Franka Sinatry, „My Way”: https://www.youtube.com/watch?v=6E2hYDIFDIU

[2] https://www.youtube.com/watch?v=pjI8MRfVjlE Powyższe tłumaczenie odpowiada temu, co prelegent powiedział począwszy od 28:04. W ogóle polecam wszystko, co dr Peter Kreeft napisał lub powiedział, a na youtube jest sporo filmów z jego wystąpieniami. Oto parę wybranych linków:
Historia jego nawrócenia: https://www.youtube.com/watch?v=VO2NGGmWBQo
O aniołach i demonach: https://www.youtube.com/watch?v=rjGU4tvgayw
Logika pro-life: https://www.youtube.com/watch?v=KVe8j88BYhc

środa, 23 kwietnia 2014

Czy heretycy to jeszcze nasi bracia?

Czy heretycy to jeszcze nasi bracia? Św. Augustyn daje taką odpowiedź na to pytanie:

*****

Chcą czy nie chcą, są naszymi braćmi. Wtedy przestaną być naszymi braćmi, kiedy przestaną mówić "Ojcze nasz". Czytamy u Proroka: "Tym, którzy wam mówią: «Nie jesteście naszymi braćmi»; powiedzcie: «Braćmi naszymi jesteście»" (Iz 66,5; wg Septuaginty). Czytajcie Apostoła i przekonajcie się, że ilekroć mówi bez żadnego dodatku "bracia", chodzi mu o chrześcijan. Niekiedy mówią nam: "Odejdźcie od nas, nie chcemy mieć z wami nic wspólnego". My przecież mamy z wami coś wspólnego: wyznajemy jednego Chrystusa, powinniśmy znaleźć się w jednym Ciele, pod jedną Głową. (Sermo. 265,5 (PL 38,1216), za: http://www.nonpossumus.pl/biblioteka/jacek_salij/rozmowy/07.php ).

wtorek, 22 kwietnia 2014

Chrzest tylko przez zanurzenie?

Przed kilku dniami otrzymałem takie pytanie:

Zetknąłem się z opinią, że chrzest noworodków jest nie zgodny z Biblią. Poza tym, dlaczego chrzest nie odbywa się w formie zanurzenia Mk 1,10 (można wywnioskować, że Jezus musiał wejść do wody a nie został pokropiony czy polany), a także Rz 6,3-4 i Kol 2,12. Taki chrzest odbywa się np. u baptystów. Więc czy ma jakieś znaczenie czy jesteśmy polani czy zanurzeni?

*****


Tak, Pan Jezus został ochrzczony przez zanurzenie. Ale z tego nie wynika, że Jego wyznawcy mają być ochrzczeni przez zanurzenie. Jeśli zaś sposób, w jaki Pan Jezus przyjął chrzest, jest normą, której powinniśmy się trzymać, to dlaczego tylko forma chrztu ma tu znaczenie, a nie także miejsce i wiek? Innymi słowy: Czy nie powinno się chrzcić tylko w Jordanie i tylko kandydatów w wieku 30 lat?
A jednak trzeba zauważyć, że Chrzest Pana Jezusa jest inny od naszego. On nie potrzebował chrztu. Przyjął go ze względu na nas, aby przez to uświęcić wodę, w której Jego wyznawcy będą ochrzczeni.
Dlaczego nie tylko zanurzenie jest formą zobowiązującą? Mam nadzieję, że ta prorocza zapowiedź chrztu jest świadectwem wystarczającym do odpowiedzi na pytanie o formę:

„Zabiorę was spośród ludów, zbiorę was ze wszystkich krajów i przyprowadzę was z powrotem do waszego kraju, pokropię was czystą wodą, abyście się stali czystymi, i oczyszczę was od wszelkiej zmazy i od wszystkich waszych bożków. I dam wam serce nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza, odbiorę wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała. Ducha mojego chcę tchnąć w was i sprawić, byście żyli według mych nakazów i przestrzegali przykazań, i według nich postępowali”. (Ez 36:24-27 BT).

Pan Bóg przez proroka Ezechiela zapowiada chrzest. A mowa tu o pokropieniu. Kościół uznaje ważność chrztu przez zanurzenie, polanie lub pokropienie. Jeśli tylko forma przez zanurzenie jest ważna, to prorok się pomylił, a Słowo Boże zawiodło. Czy to możliwe? Nie, to raczej jest tak, że ludzka tradycja (tu u baptystów i u innych, którzy przyjmują tylko ważność chrztu przez zanurzenie) zastąpiła Słowo Boże. Dokładnie to, co zarzucają Kościołowi katolickiemu.

Jak powiedziałem, słowa Ezechiela wskazują na chrzest święty. Tak rozumiał to autor Listu do Hebrajczyków, który w swoim Liście wyraźnie nawiązuje do proroka:

„Mając zaś kapłana wielkiego, który jest nad domem Bożym, przystąpmy z sercem prawym, z wiarą pełną, oczyszczeni na duszy od wszelkiego zła świadomego i obmyci na ciele wodą czystą”. (Hbr 10:21-22 BT). W Biblii Tysiąclecia tego nie widać, bo tłumacz oddając grecki czasownik użył słowa „obmyć”, natomiast tłumacz Księgi proroka Ezechiela użył słowa „pokropić”. Jednak w żydowskich tłumaczeniu na jęz. grecki powstałym w III w. przed Chrystusem i w Liście do Hebrajczyków są użyte wprawdzie różne, ale spokrewnione słowa. Obydwa można przetłumaczyć właśnie „pokropić”.[1]

Inną aluzją do Ez 36, 24-27 możemy znaleźć w Ewangelii według św. Jana. Prorok mówi o pokropieniu wodą i o darze Ducha Świętego. I o tym samym mówi Pan Jezus w rozmowie z Nikodemem:

„Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego”. (J 3:5 BT).

To właśnie w czasie chrztu zostajemy zanurzeni, polani lub pokropieni wodą  i otrzymujemy Ducha Świętego, czyli rodzimy się z wody i Ducha.

PS. Mam nadzieję, że to wystarczająca odpowiedź na pytanie o formę chrztu. Pozostaje jeszcze pytanie o wiek, w którym można czy powinno się udzielać chrztu św. Temu tematowi poświęciłem jeden z moich wcześniejszych wpisów, do którego zapraszam:
http://niebieski519.blogspot.de/2013/08/chrzest-dorosych-praktyka-biblijna.html
A jeśli ktoś jest zainteresowany odpowiedzią na pytanie o znaczenie chrztu, to polecam inny mój tekst: http://niebieski519.blogspot.de/2011/08/chrzest-czym-jest.html


[1] 23932  ῥαντίζω 1aor. ἐράντισα (and ἐρράντισα); pf. pass. ῥεράντισμαι; (1) of a purification rite sprinkle someone or something with something (HE 9.13); (2) middle; (a) cleanse, wash oneself (MK 7.4); (b) figuratively, of inward cleansing purify, purge oneself (HE 10.22) (T. Fridberg, “Analytical Lexicon of the Greek New Testament”)
23925  ῥαίνω 1aor. ἔρρανα; pf. pass. ptc. ῥεραμμένος; spatter, sprinkle with a liquid (RV 19.13) (T. Fridberg, “Analytical Lexicon of the Greek New Testament”)
Powyżej dwa hasła z protestanckiego słownika biblijnego. Ten pierwszy czasownik jest użyty u Ezechiela, drugi w Hbr. W obydwu pojawia się jako pierwszorzędne znaczenie angielskie słowo „sprinkle”, co znaczy tyle co „pokropić”.

środa, 16 kwietnia 2014

Zdrada Judasza a odkupienie człowieka i wolna wola

Dzisiaj, w Wielką Środę, Ewangelia Mszy św. opowiada o zdradzie Pana przez jednego z Dwunastu. Przez ostatnie dni „popełniłem” kilka tekstów na temat Judasza. Właściwie to chciałem już sobie dać z nim spokój, bo jest rzeczą o wiele bardziej pożyteczną patrzeć na Jezusa. Ale czytając wypowiedzi pod ostatnimi moimi wpisami doszedłem do przekonania, że nie można zostawić niektórych pytań bez odpowiedzi. 

*****

1. Co by było, gdyby nikt nie chciał zabić Jezusa?

a) W istocie zła leży pragnienie zniszczenia dobra. Szatan został nazwany „zabójcą” nie dlatego, że kogoś zabił, ale dlatego, że pałał i nadal pała morderczą zazdrością wobec człowieka. To on był przyczyną, że pierwsi ludzie zerwali zakazany owoc, czego skutkiem była śmierć. Mdr 2, 1-24 jest dowodem na to, że grzesznicy nie zadawalają się grzeszeniem. Oni jeszcze chcą zniszczyć tego czy tych, którzy nie grzeszą razem z nimi. Podobna rzecz ma miejsca u adresatów Pierwszego Listu św. Piotra (1 P 4, 3-4): Chrześcijanie nawróceni z pogaństwa spotykali się z wrogością dawnych wspólników w grzechu.  Dlaczego? Bo z samej natury zła wynika, że człowiek postępujący źle chce zniszczyć dobro obecne w innym, od zniszczenia jego dobrego imienia począwszy aż do zadania śmierci włącznie, jako to miało miejsce w przypadku Kaina targającego się na życie brata:

„A potem [Ewa] urodziła jeszcze Abla, jego brata. Abel był pasterzem trzód, a Kain uprawiał rolę. Gdy po niejakim czasie Kain składał dla Pana w ofierze płody roli, zaś Abel składał również pierwociny ze swej trzody i z ich tłuszczu, Pan wejrzał na Abla i na jego ofiarę; na Kaina zaś i na jego ofiarę nie chciał patrzeć. Smuciło to Kaina bardzo i chodził z ponurą twarzą. Pan zapytał Kaina: «Dlaczego jesteś smutny i dlaczego twarz twoja jest ponura? Przecież gdybyś postępował dobrze, miałbyś twarz pogodną; jeżeli zaś nie będziesz dobrze postępował, grzech leży u wrót i czyha na ciebie, a przecież ty masz nad nim panować»”. (Rdz 4, 2-7 BT).

Co stało się później, wiemy. Gdyby Kain postępował dobrze, nie chodziłby ze smutną twarzą planując i następnie dokonując bratobójstwa.

b) Śmierć Pana Jezusa nie była absolutnie konieczna do dokonania zbawienia. „Wystarczyłby Jego dziecięcy płacz”, jak ktoś powiedział, żeby zgładzić grzechy wszystkich ludzi. Dlaczego więc Pan Bóg jednak zechciał, żeby Jego Syn, poniósł śmierć na odkupienie? Może trzeba popatrzeć na to inaczej, nawiązując do w/w pytania: Zostało tam zasugerowane, że gdyby nikt nie chciał zabić Jezusa, to nie musiałby umierać. To, to prawda. Ale nie wynika z tego, że Pan Bóg postanowił dokonać zbawienia i szukał kogoś, kto dokonana tego morderstwa, kto zdradzi Jezusa, itd, aby zbawienie mogło się dokonać. A jak?

Pan Bóg już od wieków znając człowiecze skłonności i wiedząc, że w swojej złości ludzie zechcą zabić Jego Syna, użył skutków tego grzechu jako lekarstwo na ten grzech. Inaczej mówiąc, Pan Bóg nie szukał zdrajcy i mordercy, którzy zostaną użyci jako brudne narzędzia do dokonania odkupienia. Judasz nie był przez Pana Boga uprzednim dekretem przeznaczony do tego, aby stać się zdrajcą, podobnie jak inni nie byli przeznaczeni do tego, aby znęcać się nad Jezusem i zabić Go. Nie. A co byłoby, gdyby nikt nie chciał Go zdradzić, prześladować, męczyć i zabić? Wtedy do dokonania wystarczyłby dziecięcy płacz Jezusa.

Podsumowując: Śmierć Jezusa nie była absolutnie potrzebna do zbawienia ludzi. Stała się jednak konieczna w zaistniałej sytuacji przewidzianej przez Boga, tzn. wtedy, kiedy ludzie w swojej złości decydowali się na zabijanie dobrych, co swój szczyt osiągnęło w złości gotowej do zabicia Bożego Syna. Pan Bóg nie musiał wzbudzać złości i nienawiści, żeby dokonało się zbawienie, ale w swoim Synu przyjął je na siebie i użył tak, aby wypłynęło z tego dobro w postaci zbawienia dla tych, którzy ostatecznie zechcą przyjąć Jego miłość. Inaczej mówiąc: Skutek grzechu, którym było wejście cierpienia i śmierci na świat, stał się środkiem uleczenia (zbawienia) dla grzeszników. Sprawiła to Boża wszechmoc, wszechmoc Jego miłości, która potrafi nawet ze zła wyprowadzać dobro. Co nie znaczy, że On potrzebuje zła jako budulca dobra.

2. Czy Judasz miał możliwość wyboru? Odpowiedzi dwóch różnych autorów:

a)  (…) Aby mieć dzieci, a nie roboty, Pan Bóg obdarował je wolną wolą; uczynił nas zdolnymi do wybrania Jego. Możemy wybrać, że będziemy kochać Boga; możemy wybrać, że będziemy Go nienawidzić, lub też możemy zamienić Boga na coś, co możemy pojąć naszym słabym umysłem. Jeśli wolna wola nie istniałaby, Pan Bóg uczyniłby taki świat, gdzie możliwy byłby tylko jeden wybór i postarałby się o całą masę przekonywujących dowodów na to, że istnieje, po to, aby SPRAWIĆ, abyś uwierzył. Ale On nie czyni tego. On postarał się tylko o wystarczająca ilość dowodów Jego istnienia, aby ci pozwolić poza tym, co materialne i wznieść twój umysł do tego, co wieczne. Ale to ty musisz podjąć decyzję za siebie. Nikt tego za ciebie nie uczyni. Ale nie dziw się, że Bóg od wieczności zna twoją decyzję i moment jej podjęcia. Jeśli Judasz zatrzymałby się w swoich knowaniach, jeśli zwróciłby się do Jezusa i powiedziałby: ‘To ja, Panie, zamierzałem Cię zdradzić, ale teraz już nie chcę, i żałuję, że chciałem Cię zdradzić’. Następstwo czasowe zostały zniweczone, strony Pisma z zawartym proroctwem zostałyby zmienione w starych Księgach (lub może lepiej: nigdy nie zostałyby napisane – uwaga tłumacza), i Jezus nigdy nie przepowiedziałby zdrady apostoła. Zamiast tego, Żydzi odnaleźliby Go w Getsemani, a Judasz spałby z innym uczniami. Czas jest fizyczną właściwością, ale Pan Bóg jest poza jego przestrzenią i widzi czasy jako jeden trójwymiarowy obiekt. Nie ma niczego, czego On nie wiedziałby już wcześniej, dlatego Biblia jest dla mnie tak fascynującą Księgą”. (Powyższy tekst jest tłumaczeniem własnym uznanej za najlepszą odpowiedzi na pytanie: „Did Judas have a choice on whether he would betray Jesus?”: https://answers.yahoo.com/question/index?qid=20080219165347AA7ujMT )

b) „Bóg wie, czy się zbawimy, czy też potępimy. On zna dobrze naszą przyszłość. Znajomość przyszłego losu człowieka nie jest równoznaczna ze zniewoleniem go. Oto przykład. Patrząc z okna mojego mieszkania, widzę, że jakaś osoba idzie w kierunku wykopanego rowu, którego jednak nie dostrzega. Krzyczę więc do niej, żeby zmieniła kierunek, bo spotka ją nieszczęście, ale ona nie słucha i ciągle zbliża się do rowu. Patrząc z wysokości mojego piętra, w pewnym momencie dochodzę do przekonania, że nieszczęsny przechodzień z pewnością wpadnie do wykopanego rowu. Moja znajomość jego losu nie oznacza jednak, że to ja stałem się przyczyną jego nieszczęścia. Nie ja przecież strąciłem go do rowu, lecz wpadł do niego sam, dlatego że z uporem przeciwstawiał się wszelkim dobrym radom. Moje przewidywanie nieszczęścia przechodnia nie pozbawiło go wolności osobistej. Podobnie też Bóg zna od wieków nasze życie, nasze wolne decyzje, nasz przyszły los, co jednak wcale nie pozbawia nas wolnej woli. To, że Bóg przewiduje czyjeś wieczne potępienie, nie oznacza, że go do tego z góry przeznacza lub że pragnie jego wiecznego cierpienia. Przeciwnie, Bóg chce wiecznego szczęścia każdego człowieka i każdemu pragnie udzielić tyle łaski, by przy jej pomocy osiągnął życie wieczne. Jeśli jednak człowiek nie dochodzi do zbawienia, dzieje się tak nie dlatego, że Bóg nie chciał mu pomóc lub nie udzielił mu łaski, ani dlatego, że przeznaczył go na wieczne męki, ale dlatego, że sam człowiek dobrowolnie odrzucił darowaną mu pomoc, odwrócił się od prawdy i dobra, które wskazywało mu sumienie i Ewangelia. (…)

Dobry Bóg nikogo nie przymusza do czynienia zła, chociaż z góry wie, jak człowiek postąpi. Stwórca od wieków wiedział, że Judasz zdradzi Jezusa. Wiedział o tym również Chrystus, a jednak wybrał go na Swojego apostoła. Uczynił to przede wszystkim po to, by dać mu szansę podobną do tej, jaką mieli pozostali apostołowie. Jezus wybrał Judasza, aby wraz z Nim głosił Dobrą Nowinę i budował królestwo Boże. Chciwy uczeń odwrócił się jednak od Jezusa, ponieważ umiłował pieniądze. Zdradził Jezusa dla materialnego zysku. Judasz - jak i pozostali apostołowie - był wolnym człowiekiem i mógł w dowolny sposób ułożyć sobie swoje życie”. (Ks. Michał Kaszowski, http://www.teologia.pl/m_k/zag03-07.htm#1 )

3. Czy śmierć Jezusa była konieczna do dokonania zbawienia ludzkości?

Samo z siebie ani cierpienie, ani śmierć nie ma wartości zasługujących. Cierpienie i śmierć ludzi umierających w nienawiści ściąga przekleństwo, a nie błogosławieństwo. To miłość wyrażona w posłuszeństwie Bogu Ojcu stała się przyczyną zbawienia, nie zaś cierpienie czy śmierć sama w sobie. Jezus umiłował nas do końca, bo był posłuszny aż do śmierci. A zatem Jezus nie musiał umierać, aby mogło się dokonać zbawienie człowieka, bo miłość zbawia, nie zaś cierpienie. Zaś wielkość miłości mierzy się wielkością cierpienia, który kochający jest zdolny wziąć na siebie za kochanego. Dlatego „nie ma miłości większej od tego, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół” (J 15, 13). Krzyż jest miarą wielkości Bożej miłości do człowieka, a nie warunkiem koniecznym do dokonania zbawienia. Ks. Michał Kaszowski pisze na ten temat w ten sposób:

„Odkupienie dokonało się nie dlatego, że Judasz zdradził Chrystusa, lecz dlatego, że Chrystus umiłował swojego Ojca i nas, dlatego stał się Mu posłuszny, aż do śmierci krzyżowej. Wybawienie od grzechów przyniosła nam zatem nie tyle zdrada Judasza, ile przeogromna miłość Jezusa, która najpełniej wyraziła się w Jego śmierci krzyżowej. To nie Judasz ani nie kapłani złożyli Ojcu niebieskiemu w ofierze Jezusa Chrystusa, lecz On sam się dobrowolnie ofiarował w duchu miłości i posłuszeństwa. Odkupienie mogło dokonać się nawet bez śmierci krzyżowej, a tym bardziej bez zdrady Judasza, każdy bowiem czyn Chrystusa wyrażał tyle miłości i posłuszeństwa, że mógł nam przynieść wieczne zbawienie”. ( http://www.teologia.pl/m_k/zag03-07.htm#1 )

4. Który ojciec wyśle swojego jedynego syna na pewna śmierć, żeby ocalić bandę grzeszników?

Tak, patrząc po ludzku nie można tego zrozumieć. Ale tu chodzi o Ojca, który nie jest człowiekiem; Jego myśli nie są naszymi. Dlatego wyrazem mądrości jest starać się z pokorą przyjąć ten Boży sposób myślenia, nawet, jeśli go nie rozumiemy, a nie próbować Pana Boga ściągnąć do naszego poziomu.

Dlaczego Bóg wydał swego Jedynego Syna dla ocalenia „bandy grzeszników”? To prawda, jesteśmy tyko bandą grzeszników. Ale żaden z tych grzeszników nie zaistniał bez Jego woli. Dlatego, chociaż przez grzech utraciliśmy Boże synostwo, to jednak Pan Bóg nie przestał być naszym Stwórcą. Choć jesteśmy tylko „bandą grzeszników”, to jednak Pan Bóg ukochał nas właśnie takich, jacy jesteśmy, ale patrząc na nas, widzi nas takimi, jakimi możemy stać się dzięki Jego łasce: Jego przybranymi dziećmi. O ile nie odrzucimy danej nam łaski.

Pan Jezus doznał śmierci za nas nie dlatego, że musiał, ale z Bożej łaski dla nas (por Hbr 2, 9). Bo Pan Bóg jest doskonale sprawiedliwy i doskonale miłosierny. Bardzo przystępnie, a jednocześnie w przekonywujący sposób mówi na ten temat ks. prof. Mariusz Rosik: https://www.youtube.com/watch?v=ahcvtblG5io

PS. Posiadany przez nas obraz Boga w jakiś sposób odzwierciedla prawdę o nas samych; jest odbiciem naszych doświadczeń i pragnień.

wtorek, 15 kwietnia 2014

Gdzie byli Apostołowie?

We wstępie do swojej książki „Jezus z Nazarethu” Roman Brandstaetter napisał słowa, które prowokują do myślenia o ...naszej własnej kondycji duchowej:

„Miałem‍ duży kłopot z procesem Chrystusa. To był w tomie czwartym jeden — po Ukrzyżowaniu i Zmartwychwstaniu — z najtrudniejszych ‘orzechów’ do zgryzienia. Mając przed sobą trzy teksty procesu Chrystusa, doszedłem po wielu penetracjach i analizach do przekonania — mimochodem zaznaczę, że nad samym procesem Jezusa pracowałem (a mam na myśli samo pisanie) ponad trzy miesiące — otóż po wielu analizach i rozmyślaniach doszedłem do wniosku, że w tekstach historycznych jest tak wiele luk, że trudno stworzyć sobie pełny obraz całości rozprawy. Aby go stworzyć, musiałem się posłużyć metodą rekonstrukcji. Relacje‍ z procesu mamy w trzech Ewangeliach: u św. Mateusza, św. Marka i św. Łukasza. Ale to nie są ani reportaże, ani sprawozdania z rozprawy sądowej, albowiem apostołowie takich rodzajów literackich nie znali. To są notatki. Z tych notatek musimy sobie stworzyć pełny oraz procesu. Ale musimy sobie uświadomić jedno: żeby odbudować możliwy przebieg sądu, powinniśmy poznać kodeks prawny, według którego sądzono Chrystusa. Czyli powinniśmy znać przepisy prawa procesowego i karnego w Talmudzie, jedynym źródle historycznym epoki, zawierającym mniej lub więcej dokładnie karne prawodawstwo żydowskie. Przede wszystkim uderzył mnie jeden fakt: według ustawodawstwa żydowskiego w procesie mogli brać udział wszyscy pełnoletni mężczyźni. To znaczy każdy mógł przyjść na salę rozpraw i powiedzieć: przepraszam panów, ale ja mam takie i takie argumenty, przemawiające za niewinnością oskarżonego. Według ówczesnego kodeksu żydowskiego nie wolno było tym postronnym ludziom przemawiać przeciw oskarżonemu. Ciekawa ustawa. I cóż się okazało: żaden z Apostołów na rozprawę nie przybył. Mogli przybyć i mogli przemówić w obronie swojego Rabbiego. Ale nikt z tego prawa nie skorzystał. Nikt nie przybył z tych, których Chrystus cudownie uleczył. Nikt nie przybył z tych, którym Chrystus przysporzył Łaski. Nie przybył nawet Łazarz, którego Chrystus wskrzesił. Bardzo znamienne fakty”. (Roman Brandstaetter, “Jezus z Nazarethu” t.1-4. Wydawnictwo M., http://www.mwydawnictwo.pl/p/766/jezus-z-nazarethu-komplet-czterech-tom%C3%B3w )

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Dlaczego Judasz zdradził Jezusa?

(1). Na czym właściwie polegała wina Judasza i jaki był motyw zdrady? Chęć zysku? 30 srebrników nie było oszałamiającą sumą. Judasz obracał większymi kwotami. (2). Jakie znaczenie miało wskazanie Pana Jezusa rzymskim żołnierzom? Przecież nauczał publicznie i był znany. Wskazać Go mogło każde dziecko.

*****

Te pytania zadał mi jeden z Czytelników mojego bloga. Świadczą one o tym, że nieprzekonująco brzmi motyw zdrady Mistrza za niewielką stosunkowo kwotę. I jeszcze praktyczny aspekt: Skoro Pan Jezus był osobą publicznie znaną, jakie znaczenie ma wskazanie Go rzymskim żołnierzom? Jeśli chodzi o tę sprawę, to wydaje się, że przede wszystkim chodziło o wskazanie miejsca, gdzie Nauczyciel udawał się na spoczynek. Zwierzchnikom świątynnym zależało na zachowaniu publicznego spokoju. Dlatego chcieli aresztować niewygodnego Rabbiego z dala od tłumów słuchających Go z wielką uwagą, wręcz z uwielbieniem. Aby móc to uczynić, potrzebny był ktoś, kto mógł wskazać żołnierzom drogę. Dlatego propozycja Judasza, że wyda Jezusa arcykapłanom, została przyjęta przez nich z radością. Opisy Ewangelistów różnią się w szczegółach:

„Wtedy Judasz Iskariota, jeden z Dwunastu, poszedł do arcykapłanów, aby im Go wydać. Gdy to usłyszeli, ucieszyli się i przyrzekli dać mu pieniądze. Odtąd szukał dogodnej sposobności, jak by Go wydać”. (Mk 14, 10-11 BT).

Według Marka to arcykapłani obiecali pieniądze jako wynagrodzenie za zdradę. Mateusz opisuje to trochę inaczej:

„Wtedy jeden z Dwunastu, imieniem Judasz Iskariota, udał się do arcykapłanów i rzekł: «Co chcecie mi dać, a ja wam Go wydam». A oni wyznaczyli mu trzydzieści srebrników. Odtąd szukał sposobności, żeby Go wydać”. (Mt 26, 14-16 BT).

Natomiast Łukasz zdaje się potwierdzać Marka:

„Arcykapłani i uczeni w Piśmie szukali sposobu, jak by Go zabić, gdyż bali się ludu. Wtedy szatan wszedł w Judasza, zwanego Iskariotą, który był jednym z Dwunastu. Poszedł więc i umówił się z arcykapłanami i dowódcami straży, jak ma im Go wydać. Ucieszyli się i ułożyli się z nim, że dadzą mu pieniądze. On zgodził się i szukał sposobności, żeby im Go wydać bez wiedzy tłumu”. (Łk 22, 2-6 BT).

O ile Mateusz i Marek umieszczają tę scenę zaraz po opowiadaniu o uczcie, na której nieznana z imienia kobieta namaściła Jezusa drogocennym olejkiem. Oburzyło to „niektórym z Jego uczniów”, którzy uznali namaszczenie za marnotrawstwo. Jednak Pan wziął w obronę kobietę. I właśnie po Jego słowach ci dwaj synoptycy umieszczają spotkanie Judasza z arcykapłanami. Łukasz też opisuje to spotkanie, ale poprzedza je informacją o opętaniu Judasza, co wskazuje na bezpośredni wpływ szatana na jego postępek. Z Ewangelii według św. Jana (12, 1-8) dowiadujemy się, że tą kobietą była Maria, siostra Łazarza (choć wielu biblistów uważa, że chodzi o dwie różne sytuacje, a co za tym idzie – dwie różne kobiety. Osobiście nie podzielam tej opinii). Z tej samej Ewangelii dowiadujemy się, że Judasz jest tym, który zadaje pytanie o drogi olejek i podaje jego wartość.

Sądzę, że powyższe zestawienie uzasadnia odpowiedź na to drugie pytanie. Pozostaje pytanie pierwsze. Czy motywem mogłoby 30 srebrników? Nie sądzę, że był to ostateczny motyw. Myślę, że chodziło o coś innego. Uważam, że jego motywy były bardziej wzniosłe. Jednak pisząc tak, wcale nie zamierzam pochwalić zdrajcy, czy choćby tylko pomniejszyć jego winę. Moim zamiarem jest pokazanie, że sprawa nie jest taka, jak się to dość powszechnie uważa.

Zanim przejdę do uzasadnienia tego twierdzenia, chcę najpierw wyjaśnić, na czym dokładnie polega mój zamiar. Najlepiej na przykładach. Ewa, a za nią Adam w raju, zerwali i spożyli zakazany owoc widząc, że jest dobry do jedzenia, rozkoszny dla oczu z wyglądu i nadaje się do zdobycia wiedzy (por. Rdz 3, 6). Czy ten zakazany owoc skusiłby pierwszych rodziców, gdyby był poobijany, brudny i nadpsuty? Raczej nie. Adam i Ewa zdecydowali się na nieposłuszeństwo Bogu, bo pociągnęło ich nie coś tylko miernego, ale coś, co było bardzo pociągające. Ich wina jest niezależna od tego, czy przekroczyli Boży zakaz dla czegoś najwspanialszego, co tylko można sobie wyobrazić, czy czegoś mniej pociągającego. Dlatego nie uważam, że natchniony autor Księgi Rodzaju zamierzał pomniejszyć winę Adama i Ewy podkreślając walory owocu z drzewa poznania dobra i zła. Podobnie nie sądzę, że można mi zarzucić próbę nadania romantycznych wartości zdradzie czy pomniejszyć jego odpowiedzialność za jego wydanie Pana. Moim pragnieniem jest pokazanie, że Judasz wybrał nie pomiędzy swoim Mistrzem, a trzydziestu srebrnikami, ale pomiędzy dwoma różnymi miłościami: miłością do Boga a miłością do …ojczyzny.

Analogicznie było z Lucyferem. I on wybrał pomiędzy dwoma miłościami. Miłości Bogu nie przedłożył miłości do ziemi, bo marzyło mu się w postaci węża po niej czołgać. Nie, jego grzech polegał na tym, że zamiast Boga wybrał najwspanialszą po Nim istotę – czyli siebie samego. Inaczej mówiąc: jego miłość własna była większa niż miłość do Stwórcy. I choć w hierarchii miłości nastąpiło przesunięcie tylko o jeden stopień, było to powodem zaburzenia w całym stworzonym świecie. Kiedy Pan Bóg jest na pierwszym miejscu, wszystko jest na swoim miejscu. Gdy zaś natomiast nastąpi przesunięcie tylko o jeden stopień w hierarchii wartości, jak to miało miejsce w przypadku najwspanialszego istoty stworzonej przez Boga, to ten, który to czyni, przestaje kochać Boga ze wszystkich swoich sił i ponad wszystko, a to jest pierwszym obowiązkiem, a zarazem drogą do szczęścia. Jeśli ktoś natomiast wybierze zamiast Boga kogoś lub coś innego, to Pan Bóg pozwala mu na to, co jest równoznaczne z utratą miłości najwyższej – Boga. Tymczasem żadna inna miłość nie nasyci ludzkiego serca.

Szatan kusi każdego z nas, abyśmy odstąpili od Boga i na Jego miejsce postawili coś czy kogoś innego. Ostatecznie nie ma znaczenia, kogo czy co ulegający pokusie postawi w swojej hierarchii na pierwszym miejscu należnym Bogu: wartości materialne, doznania, miłość do drugiej osoby, do siebie czy do ojczyzny. Skutek będzie taki sam. A im wznioślejsza miłość, im większa wartość – tym bardziej niebezpieczna pokusa, i tym łatwiej jej ulec. Dlatego Judasz jest przestrogą dla wszystkich, może szczególnie dla pobożnych patriotów. Miłość do Ojczyzny jest święta, ale nie ma miłości świętszej niż miłość do Pana Boga.

*****

Rola Barabasza w procesie Pana Jezusa nie jest tak ważna jak np. Piotra czy Judasza; co więcej, jest bierna, tym nie mniej ta postać mówi nam coś bardzo istotnego o tym, dlaczego Pan Jezus został skazany na haniebną śmierć.

U Mateusza czytamy: „A był zwyczaj, że na każde święto namiestnik uwalniał jednego więźnia, którego chcieli. Trzymano zaś wtedy znacznego więźnia, imieniem Barabasz. Gdy się więc zebrali, spytał ich Piłat: «Którego chcecie, żebym wam uwolnił, Barabasza czy Jezusa, zwanego Mesjaszem?» Wiedział bowiem, że przez zawiść Go wydali”. (Mt 27, 15-18 BT)

Odpowiedź tłumu według Janowej Ewangelii: „Oni zaś powtórnie zawołali: «Nie tego, lecz Barabasza!» A Barabasz był zbrodniarzem”. (J 18, 40 BT)

„Zbrodniarzem” – ta nazwa może być myląca. Bo greckie słowo użyte przez Ewangelistę to „lestes”. „Joseph Blinzler, niemiecki specjalista od Męki Jezusa, proponuje  przetłumaczyć lestes jako 'podżegacz' lub wręcz 'wojownik ruchu oporu'" ("Umęczon pod Ponckim Piłatem?", str. 69). Podobnie pisze Ojcie św. Benedykt XVI w książce "Jezus z Nazaretu" przypominając, że greckie słowo przybrało także znaczenie: "terrorysta" lub "bojownik o wolność". Protestancka Biblia Gdańska tłumaczy to zdanie: „Barabasz był bandytą”.  Jest to dobre słowo, jeśli dodamy do tego kontekst, w jakim zostało użyte. Sytuacja żydów w czasach Pana Jezusa przypominała sytuację Polaków w czasie II wojny światowej. Jak Niemcy określali wojowników o wolność, członków ruchu oporu, którzy dokonywali aktów sabotażu lub zamachy na jakieś ważne osobistości? No właśnie: „Banditen”. Niemieckiemu słowu odpowiada polskie słowo „bandyci”. Tak, Barabasz był „bandytą” – to znaczy bohaterem ludowym walczącym ze znienawidzonym okupantem. Był bojownikiem o wolność. Więcej, był swego rodzaju mesjaszem politycznym. I Piłat właśnie jego  przedstawił ludowi jako alternatywę obok Jezusa. Postawienie obok siebie Pana Jezusa i Barabasza oznacza przeciwstawienie dwóch koncepcji mesjanizmu.

Vittorio Messori w cytowanej trochę wyżej książce „Umęczon pod Ponckim Piłatem?”, na stronie 72 napisał: „Informuje nas Orygynes, starożytny pisarz chrześcijański, że aż do jego czasów (mianowicie do połowy III wieku) wiele manuskryptów Ewangelii podawało całkowite imię ‘bandyty’: Jezus Barabasz. Potem przystąpiono do ‘oczyszczania’, które sam Orygense uznaje, i imię ‘Jezus’ zostało usunięte; posiadamy jednak jeszcze wiarygodne manuskrypty, które przytaczają to kłopotliwe imię”. Tyle cytat. „Barabasz” zaś to przydomek oznaczający „syn ojca”. Biorąc tę informację pod uwagę, pytanie jakie usłyszały tłumy brzmiało: „Kogo chcecie, żebym wam uwolnił: ‘Jezusa zwanego Synem Ojca, czy Jezusa zwanego Mesjaszem?’” Dlaczego tłumy wybrały Barabasza? Bo ci ludzie byli patriotami.

Czytamy w Ewangelii, że były podburzone przez faryzeuszów. Jednak zanim przejdziemy do motywów faryzeuszów i kapłanów zatrzymajmy się na chwilę tutaj. To pytanie postawione wobec tłumów przez Piłata oznacza, że nie chodziło tam o wybór dobra lub zła ile raczej chodziło o wybór pomiędzy dwoma rodzajami dobra. Inaczej mówiąc: Tłumy nie miały do wyboru pomiędzy kimś o nieposzlakowanej opinii z jednej strony (białym charakterem) i zbrodniarzem z drugiej strony (czarnym charakterem). Nie wiemy zresztą, jaką wiedzą o Panu Jezusie dysponowały owe tłumy. Na pewno nie było to poznanie, które my mamy o Nim. W najlepszym wypadku chodziło tu o wybór między cudotwórcą i wędrownym kaznodzieją, kimś, kto uczył moralnego postępowania, stawiania miłości Boga na pierwszym miejscu z jednej strony, a kimś, kto był patriotą gotowym do walki zbrojnej z wrogiem Ojczyzny, z drugiej. Postawmy siebie w sytuację ludzi stojących przed Piłatem. Jaka byłaby nasza decyzja? Kogo wybralibyśmy mając tą wiedzę, którą oni mieli? Czy kogoś, kto mówi o miłości Boga i jednocześnie stawia wymagania moralne czy też wybralibyśmy bojownika, który walczy z wrogiem narażając własne życie? Człowieka umiarkowanego czy radykała? Pytanie to stawiam po to, żebyśmy nie śpieszyli się z wydawaniem osądów, bo mogą one pośrednio zawierać potępienie naszych własnych wyborów i postaw.

Idźmy dalej: Powiedzieliśmy, że tłumy były podburzone przez arcykapłanów i starszych. Ale nie było to trudne. Wystarczyło, że tamci odwołali się do uczuć miłości do ojczyzny i świątyni oraz do nienawiści do okupanta.

Jak się wydaje, także Judasz wydał swojego Mistrza z tych samych powodów: był patriotą. Kochał swój naród, pragnął jego niepodległości. Prawdopodobnie należał do stronnictwa zelotów, gorliwców politycznych walczących zbrojnie o wolność narodu. Na to zdaje się wskazywać jego przydomek „Iskariota”. Jednak niezależnie od tego, jakie było znaczenie tego przydomka, wydaje się, że motywy zdrady były polityczne. Przynajmniej tak to sobie wyobrażam. Dlaczego? Ponieważ trudno przyjąć, że Judasz zrobił to dla 30 srebrników. Judasz był chciwcem i złodziejem, ale gdyby wydawał swego Mistrza dla pieniędzy, targowałby się o większą sumę. Ponieważ jednak zgodził się na tę niewielką kwotę, sądzę, że możemy widzieć w tym inne motywy niż ekonomiczne. Wyobrażam sobie, że Judasz wydał swego Mistrza nie dlatego, że chciał Go usunąć, ale że uważając Go za mesjasza politycznego, który miał szansę pociągnięcia ludzi przeciwko Rzymianom w walce o niepodległość, chciał „przymusić” Go do działania. Wydawało mu się, że stanie się tak, kiedy wyda Go arcykapłanom. Gdy jednak przekonał się, że ci skazali Pana Jezusa i wydali Piłatowi, właśnie wtedy Judasz zrozumiał, że jego działanie nie przyniosło zamierzonego efektu. Żałował swego czynu, ale był to w pewnym sensie tylko „żal polityczny” - frustracja wobec rozwoju wydarzeń, który nie był po jego myśli.

Wróćmy do faryzeuszów i arcykapłanów. Wspomnieliśmy, że podburzyli tłumy, aby żądały od Piłata Barabasza. Jakie były ich motywy? Jak wynika z Ewangelii według św. Jana, są to motywy polityczne pomieszane z religijnymi. Czytamy, że po wskrzeszeniu Łazarza:

„Niektórzy z nich udali się do faryzeuszów i donieśli im, co Jezus uczynił. Wobec tego arcykapłani i faryzeusze zwołali Wysoką Radę i rzekli: «Cóż my robimy wobec tego, że ten człowiek czyni wiele znaków? Jeżeli Go tak pozostawimy, to wszyscy uwierzą w Niego, i przyjdą Rzymianie, i zniszczą nasze miejsce święte i nasz naród».” (J 11, 46-48 BT)

Podsumowując: podobnie jak faryzeusze i arcykapłani, tłumy wybrały Barabasza z przyczyn polityczno-religijnych: Kochali swoją ojczyznę, pragnęli jej wolności, kochali świątynię i pragnęli jej zachowania. Czy to znaczy, że patriotyzm jest czymś złym? Nie, tego nie chcę powiedzieć. Miłość do Ojczyzny jest święta. Powinniśmy być patriotami, powinniśmy kochać naszą Ojczyznę, nawet aż do punktu gotowości oddania za nią życia. Miłość do Ojczyzny stałaby się grzechem jedynie wtedy, gdyby zajęła miejsce miłości do Boga. I właśnie tak stało się w procesie Pana Jezusa. I miało to miejsce u Judasza, arcykapłanów i faryzeuszów, i całego tłumu, który wybrał Barabasza zamiast Pana Jezusa.

Miłość do ojczyzny jest analogiczna do miłości do rodziców: jest święta. Ta ostatnia jest przedmiotem czwartego przykazania Bożego: „Czcij ojca i matkę swoją”. Przykazaniu temu towarzyszy obietnica: „A będziesz długo żył”. A jednak Pan Jezus mówi, jak czytamy w Ewangelii: „Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien” (Mt 10, 37 BT).

Mamy kochać rodziców, tak jak mamy kochać ojczyznę i siebie samego: a jednak kto kocha ojczyznę, rodziców, siebie czy innych ludzi bardziej niż Boga, ten grzeszy. I jeśli miłość do ojczyzny, rodziców, siebie czy innych ludzi jest większa od miłości, jaką kochamy Boga, to taka „miłość” tam, gdzie nie ma Boga na pierwszym miejscu, ostatecznie przynosi zniszczenie innych i siebie.
I proces Pana Jezusa jest tego klinicznym przykładem. Judasz, który kochał Ojczyznę  bardziej niż Boga, na końcu sam wymierzył sobie karę, targając się na swoje życie. Annasz i Kajfasz przestali być arcykapłanami wtedy, gdy Piłat wpadł w niełaski cesarza i usunięty z urzędu. Stało się to zaledwie kilka lat po ukrzyżowaniu Pana. Ale ostateczny akt, przynajmniej z naszej ziemskiej perspektywy, dokonał się 40 lat później.  W roku 66 wybuchło powstanie przeciw Rzymianom. Było to w czasie Paschy. Jak pamiętamy, każdy dorosły żyd miał obowiązek przynajmniej trzy razy w roku ukazać się przed Panem. Ci, którzy mieszkali dalej, przynajmniej raz w roku, właśnie na święto Paschy. Ocenia się, że w Jerozolimie zgromadziło się wtedy około 1 200 000 żydów. Józef Flawiusz, żyd pochodzący z rodu kapłańskiego, urodzony w Jerozolimie, ocalał jako jeden z 97 000 jeńców, w swoim dziele „Wojna żydowska” napisał: „Cały naród jak gdyby zamknięty w więzieniu przeznaczenia, a wojna porwała w swoje szpony miasto przepełnione mieszkańcami. Było tak, że liczba ofiar okazała się wyższa od liczby ofiar jakiejkolwiek zagłady dokonanej ręką ludzką lub boską”. Zginęło około 1 100 000 żydów. Józef Flawiusz pisze o okropnościach, a chyba największą z nich były matki zabijające i spożywające swoje niemowlęta.

Świątynia wraz z kapłaństwem żydowskim i codzienne składanymi ofiarami przestała istnieć. Nie pozostał z niej kamień na kamieniu. Jerozolima została zniszczona tak, że trudno było powiedzieć, że kiedyś w tym miejscu było miasto. Poza niewielką resztą, naród żydowski został unicestwiony. Nastąpił koniec tego, co arcykapłani i faryzeusze tak bardzo chcieli zachować.

Mamy tu do czynienia z dwoma wizjami, czy z dwoma sposobami postępowania. Pan Jezus mówi: „Bo przyjdą na ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą cię wałem, oblegną cię i ścisną zewsząd. Powalą na ziemię ciebie i twoje dzieci z tobą i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu za to, żeś nie rozpoznało czasu twojego nawiedzenia” (Łk 19, 43-44 BT). Pan Jezus zdaje się mówić: „Gdyby Jerozolima rozpoznała czas nawiedzenia i przyjęła Mnie – ocalałby.”

Naprzeciw tych słów stoją inne, wypowiedziane przez arcykapłanów i faryzeuszów: „Jeżeli Go tak pozostawimy, to wszyscy uwierzą w Niego, i przyjdą Rzymianie, i zniszczą nasze miejsce święte i nasz naród”. Program zupełnie przeciwny. Historia pokazała, jak złudne były ich obliczenia.

Czy sami uczniowie Pana Jezusa właściwie pojmowali misję Pana? Nie, także oni uważali Go raczej za mesjasza politycznego czyli za kogoś, kto przyniesie wolność Jerozolimie i żydom. „A myśmy się spodziewali, że On właśnie miał wyzwolić Izraela”  (Łk 24:21 BT). Uczniowie Pana Jezusa nie różnili się tym, że mieli właściwe spostrzeganie Jego misji i osoby, ale jedynie tym, że dali Mu skorygować swoje błędne opinie na Jego temat. I to jest szansa i wezwanie dla nas, abyśmy kochając Ojczyznę, rodziców, bliźnich i siebie, jeszcze bardziej kochali Pana Boga, to znaczy: ze wszystkich sił, z całego serca, całą swoją istotą, a siebie i innych ludzi kochali w Nim i ze względu na Niego.

niedziela, 13 kwietnia 2014

"Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?" (Mt 27, 46)

Słowa, które Jezus głośnym głosem wypowiedział czy może raczej wykrzyczał z krzyża, są rozumiane na różne sposoby: jako skarga wobec Boga, który zostawił Go samego w cierpieniu, jako modlitwa Psalmem 22, który zaczyna się właśnie krzykiem opuszczonego, natomiast w drugiej połowie staje się wyrazem niewzruszonej nadziei pokładanej w Bogu. Ale są też inne interpretacje, że owe słowa Pana są wyrazem utraty nadziei, Jego rozpaczy w momencie śmierci, a nawet dla niektórych są one objawieniem, że w tym momencie Jezus przestał być Bogiem. Swój głos w tej sprawie wypowiedział Doktor Kościoła i papież, jeden z dwóch z pierwszego tysiąclecia, nazwany „wielkim” – Leon. Jego słowa przytoczone poniżej napisane przed piętnastoma wiekami wciąż zachowują swoją aktualność i świeżość. 

*****

„’Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił’. (Mt 27, 46 BT). Tych słów nie można rozumieć w ten sposób, jakoby wszechmoc Boża, Ojca, oddzieliła się od Jezusa, kiedy został ukrzyżowany.
[W Nim] natura boska łączyły się z naturą ludzką tak ściśle, że ich zjednoczenie nie mogło zostać zawieszone przez konanie ani rozerwane przez śmierć. Każda z tych dwóch natur zachowała swoje właściwości; ani Bóg nie opuścił ciała w czasie cierpienia, ani ciało nie uczyniło Boga cierpiętliwym. Bo Bóstwo było w Cierpiącym, nie zaś w cierpieniu. Jeśli patrzymy na Osobę, która była Bogiem i Człowiekiem, to ten sam jest, który jak wszystko, co zostało stworzone – został stworzony, a przecież wszystko stworzył. To ta sama Osoba: złoczyńcy mogą Go pojmać, a przecież nie może zostać zamknięty w żadnych granicach. Ten sam zostaje przebity gwoździami, a jednak nie dotyka Go żadna rana. Ten sam bierze na siebie śmierć, a przecież nie przestaje być wiecznym. Obydwie rzeczywistości poświadczają nieomylne znaki: w Chrystusie jest prawdziwe ogołocenie i prawdziwa chwała; ponieważ moc Boża połączyła się ze słabością w taki sposób, że nasze Bóg uczynił swoim, a swoje naszym. Syn nie był zatem daleki Ojcu, a Ojciec nie był daleko od Syna. Niezmienne Bóstwo i nierozdzielna Trójca nie dopuściły, żeby coś z tego zostało oddzielone. W ścisłym sensie mówiąc, zbawienie ludzkości zostało powierzone tylko Jednorodzonemu Synowi Bożemu. Jednakże, jak ciało było nierozdzielnie złączone ze Słowem, tak też i Ojciec nie oddalił się od Syna.

Dlatego, kiedy głośnym głosem zawołał: ‘Czemuś Mnie opuścił?’, to chciał w ten sposób wyrazić z całą jasnością, że nie został obroniony i uratowany, ale przekazany w ręce wściekłych z nienawiści oprawców, to znaczy, że miał odkupić cały świat i wszystkich ludzi. Inaczej mówiąc, On nie wołał z nędzy, ale z miłosierdzia; nie dlatego, że odmówiono Mu pomocy, ale dlatego, że śmierć była Mu przeznaczona.

Jakie znaczenie może mieć przerwanie życia dla Tego, który ma moc dać życie i ma moc otrzymać je z powrotem? (por. J 10, 18). Apostoł mówi: ‘Ojciec własnego Syna nie oszczędził, ale Go wydał za nas wszystkich’ (Rz 8, 32), a na innym miejscu: ‘Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić’ (Ef 5, 25-26). Że Pan poddał się cierpieniu, było zarówno wolą Ojca, jak też i Syna. Dlatego, nie tylko Ojciec opuścił Go [w cierpieniu], ale w pewnym sensie, On sam opuścił siebie. To nie było opuszczeniem pod strachem, ale rezygnacją [podjętą] w wolności”. (Leon Wielki, papież, Kazanie 68, O męce Pańskiej, 1-2, tłumaczenie z niemieckiego własne)

Powyższy tekst św. Leona Wielkiego chcę uzupełnić rozwinięciem myśli zawartej we wstępie. Mt 27, 46 zawiera cytat z Psalmu 22. Warto wspomnieć, że dla Żydów cytowane zdanie czy wyrażenie przywoływał cały kontekst, z którego został wzięty.[1] Dlatego dla zrozumienia wymowy słów Jezusa, trzeba odczytać nie tylko ten początkowy werset, ale cały Psalm 22. Ten Psalm wyraża cierpienie sprawiedliwego. Chociaż niewinny, jest poddany cierpieniu i stał się pośmiewiskiem dla bezbożnych. W swojej udręce zwraca się do Boga z prośbą o wybawienie. W wierszu 23 następuje zmiana klimatu. Modlący zwraca się do słuchaczy, aby razem z nim chwalili Boga. Dalsze wersety wyrażają ufność pokładaną w Bogu: jego modlitwa zostanie wysłuchana, a zagrożone życie ocalone od śmierci. Ale na tym nie koniec, bo wysłuchanie modlitwy będzie miało efekt społeczny rozciągający się na całego Izraela, a nawet „aż po krańce ziemi” i przyszłe pokolenia. To, co na początku wyglądało na wyraz beznadziei, a może nawet rozpaczy, przybiera zmaniona pewności tryumfu: To sam Bóg zmieni początkową udrękę niewinnego cierpiącego w ostateczne zwycięstwo:

Bo On nie wzgardził ani się nie brzydził nędzą biedaka, ani nie ukrył przed nim swojego oblicza i wysłuchał go, kiedy ten zawołał do Niego». Dzięki Tobie moja pieśń pochwalna płynie w wielkim zgromadzeniu. Śluby me wypełnię wobec bojących się Jego. Ubodzy będą jedli i nasycą się, chwalić będą Pana ci, którzy Go szukają. «Niech serca ich żyją na wieki». Przypomną sobie i wrócą do Pana wszystkie krańce ziemi; i oddadzą Mu pokłon wszystkie szczepy pogańskie, bo władza królewska należy do Pana i On panuje nad narodami. Tylko Jemu oddadzą pokłon wszyscy, co śpią w ziemi, przed Nim zegną się wszyscy, którzy w proch zstępują. A moja dusza będzie żyła dla Niego, potomstwo moje Jemu będzie służyć, opowie o Panu pokoleniu przyszłemu, a sprawiedliwość Jego ogłoszą ludowi, który się narodzi: «Pan to uczynił». (Ps 22, 25-32 BT).

[1] “The citing of a Bible quotation in a Jewish text is meant to call to mind the entire context of the passage (…)”. (Stern, D. H. (1996). Jewish New Testament Commentary : a companion volume to the Jewish New Testament (electronic ed., Lk 23:30). Clarksville: Jewish New Testament Publications.)

sobota, 12 kwietnia 2014

Judasz obawia nas samych

We wszystkich żyje możliwość Judasza

*****

“Skoro mówimy o Judaszu, dobrze będzie, jeśli nasza cała nasza uwaga nie pozostanie tylko przy nim samym. W nim dokonała się zdrada – ale czy był jedynym, w którego zasięgu ona była? Co uczynił Piotr, którego Jezus wziął ze sobą na górę przemienienia, którego uczynił opoką Kościoła i powiernikiem kluczy królestwa? W godzinę niebezpieczeństwa na stwierdzenie odźwiernej: ‘Także i ten do Niego należał’ w podły sposób wyparł się: ‘Kobieto, nie znam Go’ (por. Łk 22, 56-57). I zapewnił, i przysiągł raz, drugi i trzeci (por. Mt 26, 72-75). Przecież to była zdrada; a jeśli się w niej nie zatracił, lecz znalazł drogę do skruchy i nawrócenia, było darem Bożej łaski. A jak było z Janem? Także i on uciekł, a ta ucieczka obciąża bardzo tego, który spoczywał na piersi Jezusa. To prawda, że wrócił i stał pod Krzyżem – ale że mógł wrócić, zostało mu dane. Wszyscy pozostali zaś ‘rozproszyli się jak owce, kiedy uderzono ich pasterza ‘ (por. Mt 26, 31). A lud? To ludowi pomagał, leczył chorych, karmił głodnych i pocieszał serca. Co z tymi, których Duch oświecił, aby rozpoznali w Nim Mesjasza i uczcili na drodze do Jerozolimy?

Jakże Go lud zdradził, kiedy zamiast dla Niego uprosił ułaskawienie dla zbrodniarza! A Piłat? Jego rozmowa z Panem porusza tak głęboko: że w pewnym momencie ten sceptyczny Rzymianin zwrócił ku Niemu swoje uczucie i uwagę. Można odczuć przepływ sympatii w jedną i drugą stronę. Ale później włącza się wyrachowany rozsądek, i Piłat ‘umywa ręce’ (por. Mt 27, 24). Nie, w Judaszu wyszło na jaw z nagą okropnością to, co wokół Jezusa żyło jako możliwość. W gruncie rzeczy żaden z nich nie ma za bardzo powodu, aby wynosić się nad Judaszem.

I my nie mamy. I tę prawdę powinniśmy uświadomić sobie z całą oczywistością. Zdrada Boga leży bardzo blisko nas. W czym mogę Go zdradzić? W tym, co zostało powierzone mojej wierności. Czy nie ma w naszym życiu wielu takich dni, w których wydaliśmy Go, naszą najlepszą wiedzę, najświętsze uczucie, nasz obowiązek, naszą miłość w zamian za próżność, zmysłowość, zysk, za poczucie pewności, nienawiść, zemstę? Czy to więcej niż trzydzieści srebrników? Mamy mało powodów, żeby mówić o zdrajcy i jego zdradzie, jako o czymś, co jest poza naszymi możliwościami, może jeszcze z oburzeniem. Judasz objawia nas samych”. (Romano Guardini, „Der Herr”, tłumaczenie własne. Jest to kontynuacja wczorajszego tekstu: http://niebieski519.blogspot.de/2014/04/a-jeden-z-was-jest-diabem-j-6-70-bt.html )

piątek, 11 kwietnia 2014

„A jeden z was jest diabłem” (J 6, 70 BT)

Przy Jezusie można stać się diabłem.

*****

„Rzekł do nich Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim. Jak Mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie. To jest chleb, który z nieba zstąpił - nie jest on taki jak ten, który jedli wasi przodkowie, a poumierali. Kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki». To powiedział ucząc w synagodze w Kafarnaum. A spośród Jego uczniów, którzy to usłyszeli, wielu mówiło: «Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?» Jezus jednak świadom tego, że uczniowie Jego na to szemrali, rzekł do nich: «To was gorszy? A gdy ujrzycie Syna Człowieczego, jak będzie wstępował tam, gdzie był przedtem? Duch daje życie; ciało na nic się nie przyda. Słowa, które Ja wam powiedziałem, są duchem i są życiem. Lecz pośród was są tacy, którzy nie wierzą». Jezus bowiem na początku wiedział, którzy to są , co nie wierzą, i kto miał Go wydać. Odtąd wielu uczniów Jego się wycofało i już z Nim nie chodziło. Rzekł więc Jezus do Dwunastu: «Czyż i wy chcecie odejść?» Odpowiedział Mu Szymon Piotr: «Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga». Na to rzekł do nich Jezus: «Czyż nie wybrałem was dwunastu? A jeden z was jest diabłem»”. (J 6:53-70 BT).

***

„Wtedy odwróciła się od Jezusa przychylność tłumów chodzących za Nim, i także ‘wielu Jego uczniów wycofało się i już z Nim nie chodziło’. Ten wstrząs dosięgnął także najbliższego kręgu, ponieważ nie na darmo Jezus zadał Dwunastu pytanie: ‘Czy i wy chcecie odejść?’ Jeszcze żaden z nich nie był zdolny do wiary w pełnym tego słowa znaczeniu. Piotr uczynił wszystko, co w ich sytuacji było możliwe, kiedy uratował się skokiem w zaufanie: ‘Gdzież pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego’; nie rozumiemy tego, co powiedziałeś, ale wierzymy w Ciebie, i ze względu na Ciebie przyjmujemy Twoje słowa’. Może właśnie wtedy wygasła wiara w sercu Judasza. Że nie odszedł, ale został jako jeden z ‘Dwunastu’, było początkiem jego zdrady. Dlaczego został? – nie wiemy. Może mimo wszystko tliła się w nim jeszcze nadzieja, że w jakiś sposób przejdzie przez to doświadczenie wewnętrzne; a może po prostu był ciekawy, co z tego wyniknie.

Zostając [przy Jezusie] Judasz wystawił się na wielkie niebezpieczeństwo. Nie jest łatwo znosić świętą Istotę, której myśli, sądy i postępowanie mają swoje źródło w Bogu. Naiwnym jest mniemanie, że życie w towarzystwie świętego męża może bez niczego być tylko czymś pięknym, i że tylko dobro może z tego wyniknąć. A cóż dopiero przy samym Synu Bożym? Diabłem można się stać! Pan sam powiedział: ‘Czyż nie wybrałem was dwunastu? A jeden z was jest diabłem’. Judasz nie był nim od samego początku, jak sądzi wielu; on stał się nim, i to przebywając w towarzystwie Zbawiciela. Powiedzmy ze spokojem: będąc przy boku Zbawiciela, bo ‘Ten był przeznaczony na powstanie i na upadek’ (por. Łk 2, 34). Szczególnie po [wydarzeniach w] Kafarnaum sytuacja dla niego musiała stać się nieznośna. Wciąż mieć przed oczami tą Postać; wciąż odczuwać tę ponadludzką czystość; cały czas, i to było najtrudniejsze, odczuwać tę gotowość do ofiary, tą wolę oddania się za ludzi – to mógł znieść tylko ten, kto kochał Jezusa. Jest czymś wystarczająco trudnym znosić wielkość ludzką – chociaż właściwie trzeba mówić: przebaczyć – kiedy samemu nie jest się wielkim. A cóż dopiero, kiedy chodzi o wielkość religijną? O Bożą wielkość Ofiary?  O wielkość Zbawiciela? Jeśli brakuje tu gotowości do wiary i miłości, to wszystko zostaje zatrute”. (Romano Guardini, „Der Herr”, tłumaczenie własne. Dokończenie: http://niebieski519.blogspot.de/2014/04/judasz-obawia-nas-samych.html )

środa, 9 kwietnia 2014

Modlący się Duch Święty? Odpowiedź na zarzut antytrynitarzy

Jednym z argumentów biblijnych używanych przez antytrynitarzy na zaprzeczenie bóstwu Jezusa Chrystusa i Ducha Świętego są te miejsca w Biblii, gdzie mowa jest o tym, że Jezus będąc na ziemi modlił się do Ojca i nawet po wstąpieniu do nieba dalej wstawia się za nami, oraz to, gdzie podobnie napisane jest o Duchu Świętym, że wstawia się za wierzącymi. Celem tej notatki jest danie odpowiedzi na argumenty antytrynitarzy. 

*****

We wstępie nawiązałem do poniższych wersetów z Pisma św.:
„Z głośnym wołaniem i płaczem za dni ciała swego zanosił On gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został wysłuchany dzięki swej uległości”. (Hbr 5, 7 BT).
„Któż może wydać wyrok potępienia? Czy Chrystus Jezus, który poniósł [za nas] śmierć, co więcej - zmartwychwstał, siedzi po prawicy Boga i przyczynia się za nami”? (Rz 8, 34 BT).

„Podobnie także Duch przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami”.  (Rz 8, 26 BT).

Komentując ostatnie zdanie św. Tomasz z Akwinu napisał: „Słowa te jakby popierają błąd Ariusza i Mecedoniusza, którzy utrzymywali, że Duch Święty jest stworzeniem i że jest niższy od Ojca i Syna. Błaga bowiem ten, który jest niższy”  („Wykład Listu do Rzymian”, str. 133). Skoro „błaga ten, kto jest niższy”, to argument odnoszący do Ducha Świętego stosowałby się także do Syna, o którym też jest napisane, że się modlił do Ojca. Czyżby modlitwa Pana Jezusa i błaganie Ducha Świętego było zaprzeczeniem ich bóstwa? Jak odpowiedzieć na ten zarzut?

Wyjaśnienie, dlaczego modlił się Jezus, jest łatwiejsze. Odpowiedź, czy może raczej podpowiedź, znajduje się w tym pierwszym cytowanym zdaniu z Hbr 5, 7: „za dni ciała swego”. Jest to wskazanie na Jego człowieczeństwo. Jezus modlił się na ziemi i nadal wstawia się za nami w niebie jako Człowiek. Jezus Chrystus jest prawdziwym Bogiem i prawdziwym Człowiekiem. Dlatego z jednej strony wstawia się On za nami jako Człowiek, a z drugiej strony modlimy się do Niego, który jest Bogiem. Pięknie o tym pisze Doktor łaski:

„Bóg nie mógł udzielić ludziom większego daru niż ten, że Słowo swoje, przez które wszystko stworzył, uczynił dla nich Głową, a ich samych przybrał za członki dla Jego ciała. W ten sposób Chrystus stał się Synem Bożym i Synem Człowieczym; jeden Bóg wraz z Ojcem i jeden człowiek razem z ludźmi. Kiedy więc mówimy do Boga, zanosząc doń nasze modły, nie oddzielajmy od Niego Syna, a kiedy modli się ciało Syna, niech nie odłącza się od swej Głowy, aby był jeden Zbawiciel swojego ciała Jezus Chrystus, Syn Boży, który modli się za nas i w nas, a my modlimy się do Niego.

Modli się za nas jako nasz Kapłan. Modli się w nas jako nasza Głowa. A wreszcie jako nasz Bóg jest Tym, do którego my zanosimy swoje modlitwy. Rozpoznajmy więc w Nim nasz głos, a Jego głos w nas. Jeżeli zaś mówi się coś o Panu Jezusie Chrystusie, szczególnie w proroctwach, co można by uważać za poniżenie niegodne Boga, nie wahajmy się Mu tego przypisać, skoro On sam nie zawahał się złączyć z nami. Przecież to Jemu służy całe stworzenie, gdyż wszystko zostało przezeń uczynione.

My zaś podziwiamy Jego godność i Boskość, gdy słyszymy, że ‘na początku było Słowo, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało’. Wpatrując się w tę Boskość Syna Bożego przewyższającą nieskończenie wszystko, co jest wielkiego w stworzeniu, słyszymy Go również w niektórych częściach Pisma św., jak wzdycha, modli się i dziękuje.

I wzdrygamy się Jemu przypisać te słowa, jakie tam wypowiada, ponieważ nasza myśl niechętnie schodzi od niedawnej kontemplacji Bóstwa Chrystusa do rozważania Jego uniżenia. Sądzimy, iż byłoby to dla Niego pewną zniewagą, gdybyśmy uznali, że słowa te wypowiedział człowiek, do którego przed chwilą kierowaliśmy nasze modlitwy jako do Boga. Trwając często w rozterce chcielibyśmy zmienić znaczenie tych słów. Ale w Piśmie św. nie znajdujemy nic innego ponad to, co Jego dotyczy, i od tego nie wolno nam odchodzić.

Ocknijmy się więc i wzmóżmy nasze czuwanie w wierze, abyśmy mogli zobaczyć, że Ten, którego przed chwilą kontemplowaliśmy jako Boga, przyjął postać sługi. Stawszy się podobnym do ludzi i uznanym za człowieka uniżył się, będąc posłusznym aż do śmierci. Wisząc zaś na krzyżu, przyjął jako swoje słowa psalmu, gdy wołał: ‘Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?’

Gdy modlimy się do Chrystusa, zwracamy się do Niego jako do Boga. Gdy On sam się modli, czyni to jako sługa. Tam występuje jako Stwórca, tu jako stworzenie. Przyjąwszy jednak postać zmiennego stworzenia, sam pozostał niezmieniony, a nas uczynił ze sobą jednym człowiekiem, w którym On jest Głową, a my ciałem. Modlimy się zatem do Niego, przez Niego i w Nim. Mówimy z Nim, a On mówi z nami”. (Św. Augustyn, "Z komentarza do Psalmu 86", http://brewiarz.pl/indeksy/pokaz.php3?id=6&nr=159 ).

Wyjaśnienie modlitwy Pan Jezusa Jego człowieczeństwem nie stosuje się jednak do Ducha Świętego. Duch Święty nie stał się Człowiekiem. Czy zatem rację ma Ariusz? Skoro Duch Święty zanosi błagania, to nawet jeśli nie można ich wyrazić słowami, to i tak są to Jego błagania. A skoro błaga tylko ten, kto jest niższy, to wydaje się, że Duch Święty jest niższy przynajmniej od Boga Ojca, a jako taki jest tylko stworzeniem. Św. Tomasz z Akwinu w „Wykładzie Listu do Rzymian”, str. 134, daje taką odpowiedź:

[„Duch Święty] błaga, to znaczy, że sprawia, że my błagamy”.

Jednak zdaję sobie sprawę, że tłumaczenie Doktora anielskiego może okazać się mało przekonujące. Uważam za mało prawdopodobne, że przyjmą je antytrynitarze. Dlatego poniżej przytoczę komentarz protestanckiego autora, który szerzej i dogłębniej, i moim zdaniem przekonująco wyjaśnia opisany problem:

„’Przychodzi z pomocą’ to tłumaczenie greckiego słowa ‘synantilambano’ (συναντιλαμβανω), na które składają się dwa prefiksy ‘syn’ (συν) – ‘razem, z’ i ‘anti’ (ἀντι) – ‘ponad naprzeciw’ oraz ‘lambano’ (λαμβανω) – ‘wziąć’. Słowo to wyraża czynność osoby przychodzącej z pomocą drugiej w dźwiganiu ciężaru, który ona niesie, niosąc ten ciężar razem (συν), a jednocześnie ponad naprzeciw (ἀντι) niej. Osoba pomagająca nie niesie całego ciężaru, ale pomaga drugiej w tym przedsięwzięciu. Słowo to zostało użyte przez Martę zwracającą się do Pana Jezusa odnośnie Marii: ‘Powiedz jej, żeby mi pomogła’ (Łk 10, 40 BT). Można byłoby też przetłumaczyć: ‘Powiedz jej, żeby mi podała pomocną dłoń’, co należy rozumieć w ten sposób: Marta w dalszym ciągu kontynuowałaby przygotowywanie posiłku, ale potrzebowała w tym pomocy Marii. W taki sam sposób Duch Święty zamieszkujący w świętym (autor pisze ogólnie: ‘święty’ w tym miejscu to tyle, co ‘żyjący na ziemi wierzący w Chrystusa’) przychodzi mu z pomocą w jego problemach i trudnościach, nie przez przejęcie za niego całej odpowiedzialności i automatycznie przynosząc ich rozwiązanie bez jakiegokolwiek wysiłku z jego strony, ale wyciągając pomocną dłoń i przez to pozwalając mu z Jego pomocą rozwiązać problemy i pokonać doświadczane trudności”. (Wuest, K. S. (1997). Wuest’s word studies from the Greek New Testament: for the English reader (Ro 8:24–26). Grand Rapids: Eerdmans.)

sobota, 5 kwietnia 2014

Dlaczego katolicy modlą się do NMP i Świętych?

Kilka dni temu dostałem e-maila od młodego człowieka, który zwierzył się, że od pewnego czasu ma problemy z wyjaśnieniem sobie pewnych praktyk katolickich, a lektura protestanckich blogów jeszcze pogorszyła sprawę i dlatego myśląc np. o kulcie Maryjnym czy Świętych zadaje sobie pytanie, czy nie popadł w idolatrię. Ponieważ są to sprawy dla niego bardzo ważne, nie znajdując zadawalającej odpowiedzi na swoje wątpliwości, „prawie że popadł w depresję” – jak sam się wyraził, i poprosił mnie o szybką odpowiedź na załączone pytania. Pytań było o wiele więcej, niż wspomniałem powyżej. Odpowiedzi na część z nich są zawarte na moim blogu, do którego go odesłałem. W tej notce zamierzam wytłumaczyć uzasadnienie kultu Świętych w odpowiedzi na jego pytanie:

„Protestanci nie uznają kultu świętych i kultu Maryjnego. Czytając Biblię zauważyłem, że jedynym pośrednikiem między nami a Bogiem jest jedynie Jezus, więc dlaczego modlimy się do Maryi i świętych skoro Jezus jest jedynym naszym pośrednikiem? I czy możemy w ogóle uznać kogoś za osobę świętą?”

*****

Myślę, że najpierw trzeba wyjaśnić, co to znaczy, że Jezus jest „jedynym Pośrednikiem między Bogiem a ludźmi” (1 Tm 2, 5). Protestanci, a zresztą nie tylko oni, ale także wielu katolików, słysząc słowo „pośrednik” myśli o kimś, kto stoi pośrodku pomiędzy dwoma stronami np. w jakimś sporze, przekazując w wymianie informacji pomiędzy nimi i pośredniczy w negocjacjach, które mają na celu osiągnięcie porozumienia, które najczęściej polega na jakimś kompromisie. Jest to rozpowszechnione rozumienie znaczenia słowa „pośrednik”. I dodajmy, uzasadnione, ponieważ słowo „pośrednik” ma takie znaczenie, także to oryginalne słowo w języku greckim. I dlatego wydaje się czymś oczywistym, że takie samo znaczenie ma w Nowym Testamencie. Stosując to potoczne rozumienie do Jezusa Chrystusa, „jedynego Pośrednika pomiędzy Bogiem i ludźmi” (1 Tm 2, 5), jawi się On, jako stojący pomiędzy Bogiem i ludźmi i przekazujący Bogu Ojcu ludzkie modlitwy, zaś w odwrotnym kierunku – odpowiedzi Boga na zanoszone prośby. Dlatego wniosek, który narzuca się z takiego obrazu, wydaje się nie tylko logiczny, ale także oparty na tekście biblijnym. Dlatego nie dziwi postawa tego młodego mężczyzny, który poważnie traktując swoją katolicką wiarę, a z drugiej strony nie znajdując zadawalającej odpowiedzi na protestanckie zarzuty, dochodzi do wniosku, że praktyki wiary katolickiej, a konkretnie w tym przypadku modlitwa do Świętych, jest sprzeczna z Biblią, gdzie przecież jest napisane, że jedynym Pośrednikiem jest Jezus Chrystus. Bo skoro On jest jedynym Pośrednikiem, w sensie, że tylko przez Niego możemy kierować nasze modlitwy do Boga, to nie tylko ma miejsca na innych pośredników, ale samo ich szukanie wydaje się być oznaką idolatrii. Jak odpowiedzieć na wątpliwości tego młodego mężczyzny? Wyjaśniając nieporozumienie, które swoje źródło ma w błędnym rozumieniu słowa „pośrednik”, którego znaczenie w Nowym Testamencie odbiega od ogólnie przyjętego znaczenia tego słowa. Mówiąc inaczej: słowo „pośrednik” w NT jest terminem technicznym.

Co to znaczy, że Jezus jest jedynym Pośrednikiem pomiędzy Bogiem a ludźmi, wyjaśnia On sam: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie” (J 14, 6 BT). Jezus jest jedynym Pośrednikiem pomiędzy Bogiem a ludźmi, ponieważ jest jedyną drogą do Ojca. On jest jedyną bramą, przez którą wierzący w Niego mogą przejść i znaleźć paszę, czyli osiągnąć zbawienie (por. J 10, 9: „Ja jestem bramą. Jeżeli ktoś wejdzie przeze Mnie, będzie zbawiony - wejdzie i wyjdzie, i znajdzie paszę”.). Nikt nie może przyjść do Ojca, jeśli szuka innej drogi, innej bramy – to znaczy innego Zbawiciela poza Nim, Jezusem Chrystusem jedynym Pośrednikiem, to znaczy jedynym Zbawicielem. „I nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni” (Dz 4, 12 BT).

Zdaję sobie sprawę, że w tym momencie jeszcze nikogo nie przekonałem, nawet przekonanych, że „pośrednik” w odniesieniu do Jezusa to tyle, co „zbawiciel”, a zatem Jezus – jedyny Pośrednik oznacza właściwie: Jezus – jedyny Zbawiciel. Jednak już na wstępie chciałem podać odpowiedź, aby następnie przejść do jej uzasadnienia.

Najpierw w sposób negatywny. Gdyby w 1 Tm 2, 5 św. Paweł chciał powiedzieć, że Jezus Chrystus jest jedynym Pośrednikiem pomiędzy Bogiem a ludźmi, i dlatego czymś niewłaściwym byłaby modlitwa przez pośrednictwo Świętych, to owo rozumienie miałoby taką konsekwencję: żadna modlitwa nie powinna być kierowana bezpośrednio do Boga Ojca, a tylko i wyłącznie do Jego Syna, który w naszym imieniu przekazywałby ją Ojcu. A przecież Pan Jezus nauczył nas modlitwy „Ojcze nasz”, w której poszczególne modlitwy zanoszone są do Ojca bezpośrednio.

Jednak dowodzenie negatywne ma tylko ograniczone znaczenie. Dlatego przejdźmy do ważniejszej części, a mianowicie pozytywnego ukazania znaczenia słowa „pośrednik” w Nowym Testamencie. Myślę, że wszyscy zgodzą się ze mną, że, aby odkryć, jakie znaczenie ma dane słowo, trzeba przyjrzeć się różnym kontekstom, w których ono występuje. Dlatego, żeby zrozumieć, jakie znaczenie ma słowo „pośrednik” w Nowym Testamencie, trzeba przyjrzeć się miejscom, gdzie zostało użyte.

Greckie słowo oznaczające „pośrednik” – μεσίτης (czyt.: mesites) pojawia się w NT 6 razy. Oprócz wyżej wspomnianego miejsca jego użycia (1 Tm 2, 5), słowo to występuje jeszcze dwa razy w Liście do Galatów i trzy razy w Liście do Hebrajczyków:

„Na cóż więc Prawo? Zostało ono dodane ze względu na wykroczenia aż do przyjścia Potomka, któremu udzielono obietnicy; przekazane zostało przez aniołów; podane przez pośrednika” (Ga 3, 19 BT).

„Pośrednika jednak nie potrzeba, gdy chodzi o jedną osobę, a Bóg właśnie jest sam jeden”  (Ga 3, 20 BT).

„Teraz zaś otrzymał w udziale o tyle wznioślejszą służbę, o ile stał się pośrednikiem lepszego przymierza, które oparte zostało na lepszych obietnicach” (Hbr 8, 6 BT).

„I dlatego jest pośrednikiem Nowego Przymierza, ażeby przez śmierć, poniesioną dla odkupienia przestępstw, popełnionych za pierwszego przymierza, ci, którzy są wezwani do wiecznego dziedzictwa, dostąpili spełnienia obietnicy” (Hbr 9, 15 BT).

„(…) do Pośrednika Nowego Testamentu - Jezusa, do pokropienia krwią, która przemawia mocniej niż [krew] Abla” (Hbr 12, 24 BT).

W Ga 3, 19 jest mowa o Starym Przymierzu, zatem pośrednik, o którym tam mowa, to Mojżesz, chociaż w tekście biblijnym nie ma wymienionego jego imienia. Ga 3, 20 jest tekstem bardzo trudnym. Jest kilkaset prób wyjaśnienia tego zdania. Chociaż bibliści różnie rozumieją to zdanie, zgadzają się jednak w tym, że mowa tam o pośredniku przymierza. Podobnie jest ze zdaniami zapisanymi w Hbr. Wszystkie one w sposób jasny i jednoznaczny odnoszą się do Jezusa – Pośrednika Nowego Przymierza. Z 1 Tm 2, 5 sprawa nie jest tak oczywista, ponieważ słowo „przymierze” tam nie występuje. A jednak, zdaniem biblistów, ścisła zależność od żydowskiego rozumienia i języka Żydów mówiących po grecku każe nam się tego słowa domyślać.[1] A zatem także i w 1 Tm 2, 5 chodzi nie o pośrednika modlitw, ale o pośrednika przymierza.

Pośrednikiem Starego Przymierza był Mojżesz. Jednak żaden z Izraelitów nie widział w nim kogoś, przez niego należy zanosić modlitwy do Boga. Mojżesz był pośrednikiem Starego Przymierza, bo w przymierzu zawartym pod górą Synaj reprezentował naród wybrany, i przez to stał pomiędzy Bogiem a ludem wybranym. Podobnie Pan Jezus jest pośrednikiem Nowego Przymierza. Ponieważ jednak to Nowe Przymierze usunęło w cień wszystkie wcześniejsze przymierza zawarte w Starym Testamencie, dlatego Jezus Chrystus jest nie tylko Pośrednikiem, ale jedynym Pośrednikiem pomiędzy Bogiem a ludźmi.

W odróżnieniu jednak od Mojżesza, który złożył ofiarę z cielców, Pan Jezus zawarł Nowe Przymierze składając ofiarę z samego siebie. A zatem jako pośrednik przymierza jest On nie tylko ofiarnikiem (Kapłanem), ale także Ofiarą, co czyni Go Zbawicielem. Jednym Zbawicielem. „W Jego ranach jest nasze zdrowie” (Iz 53, 5), a Jego Krew obmywa nas z wszelkiego grzechu. I o tym właśnie, tzn. o ofierze Pana, jest mowa w kontekście słów mówiących o tym, że jest On jedynym Pośrednikiem (1 Tm 2, 5-6). W wersecie piątym jest napisane, że jest On pośrednikiem, a w następnym jest mowa o tym, że „wydał samego siebie na okup za wszystkich”:

„Albowiem jeden jest Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek, Chrystus Jezus, który wydał siebie samego na okup za wszystkich jako świadectwo we właściwym czasie”. (1 Tm 2, 5-6 BT).

Zatem także i w 1 Tm 2, 5-6, podobnie jak w zdaniach cytowanych powyżej, gdzie występowało to określenie, słowo „pośrednik” w odniesieniu do Pana Jezusa, nie oznacza kogoś, kto przekazuje nasze modlitwy Ojcu i przynosi nam Jego odpowiedzi na ich wysłuchanie; pośrednik to ktoś, kto przez ofiarę z siebie samego dokonał naszego zbawienia. Innymi słowy: Jezus jest jedynym Pośrednikiem Nowego Przymierza, czyli jedynym Zbawcą; jest Tym, który jedna nas z Ojcem i wciąż wstawia się za nami jako nasz Obrońca.

Skoro tak, to obecne w Biblii stwierdzenie, że Jezus Chrystus jest jedynym Pośrednikiem między Bogiem a ludźmi, nie oznacza, że nie możemy prosić innych o wstawiennictwo w naszych intencjach. Czynią to nawet ci, którzy nie uznają modlitwy do Świętych kanonizowanych. Proszą oni członków swojej wspólnoty o modlitwę do Boga, co w swej istocie jest proszeniem ich o pośrednictwo. Katolicy czynią to samo polecając swoje intencje modlitewne przez wstawiennictwo (=pośrednictwo) Świętych, zarówno tych żyjących w tym świecie, jak i tych, którzy żyją już we wspólnocie Świętych w niebie. Pomiędzy proszeniem o modlitwę kogoś żyjącego na tym świecie (przyjaciela, członka tej samej wspólnoty, itp.), a proszeniem o modlitwę kanonizowanego Świętego nie ma istotnej różnicy. Nawet jeśli używamy wyrażenia „modlitwa do Świętych”, to jest to tylko pewien skrót myślowy. „Modlitwa do Świętych” jest w istocie bowiem prośbą o przedstawienie danej intencji samemu Bogu. Żaden Święty nie jest ostateczną instancją, do której kierujemy nasze modlitwy, a jedynie pośrednikiem. Z modlitwą do Świętych w niebie jest zatem dokładnie tak samo, jak z proszeniem o modlitwę naszych przyjaciół czy członków rodziny żyjących na tym świecie.[2] Różnica jest tylko w różnych wymiarach, w którym żyją jedni i drudzy: o ile ci pierwsi żyją po tej stronie śmierci, ci drudzy cieszą się już pełnią życia z Bogiem.

W postawie protestantów jest zawarta pewna ironia, którą tu pokrótce opiszę. Wyznają oni, a przynajmniej ich część, wiarę w nieutracalność zbawienia. Mówiąc inaczej, uważają, że wierzący żyjący na tym świecie, są już zbawieni w taki sposób, że nie mogą tego utracić. Uważają oni, że można prosić owych zbawionych o modlitwę, jak długo żyją na tym świecie, ale z chwilą śmierci owych zbawionych – już nie. Tu kryje się moim zdaniem owa ironia. O ile tak wierzący protestanci nie mają problemów z wiarą w nieutracalność zbawienia, a więc nieutracalność świętości ludzi wierzących, ich postawa świadczy o tym, że praktycznie nie uznają ich świętości po śmierci. Z jednej strony nie modlą się za zmarłych, bo uważają, że nie potrzebują modlitwy, co może sugerować przekonanie, że są już w niebie. Z drugiej zaś strony nie modlą się do tych zbawionych, czyli nie proszą ich o pomoc w codziennym życiu. Implikuje to przekonanie, że śmierć przerywa więzy z tymi, którzy odeszli, albo przynajmniej możliwość jakiegokolwiek kontaktu. Postawa katolików jest tu o wiele bardziej naturalna i bardziej konsekwentna. Modlimy się za zmarłych, bo wierzymy, że nasza modlitwa może być dla nich pomocna, a z drugiej strony modlimy się do tych (= prosimy ich o modlitwę), o których wierzymy, że są już w pełnej komunii z Bogiem. Taka praktyka jest wyrazem wiary, że śmierć nie jest końcem, ale przejściem do innego wymiaru życia, a miłość jest silniejsza niż śmierć, i dlatego śmierć naszych bliskich nie niweczy więzi miłości, które nas z nimi łączą. Modlitwa za zmarłych i do Świętych jest wyrazem wiary w obcowanie Świętych, czyli wymiany duchowych dóbr pomiędzy Świętymi, którzy osiągnęli pełnię zbawienia w niebie, Świętymi, którzy są już zbawieni, ale jeszcze nie osiągnęli pełni zbawienia (dusze czyśćcowe), oraz świętymi żyjącymi na ziemi.

Czy możemy w ogóle uznać kogoś za osobę świętą? – ostatnia część pytania.

Pytanie to wyraża mentalność ludzi żyjących współcześnie. Dla autorów Nowego Testamentu to pojęcie miało trochę inne znaczenie niż dla nas, wierzących żyjącym w trzecim tysiącleciu. Dla św. Pawła Apostoła „święty” to tyle, co wierzący brat czy siostra (zob. np. 2 Kor 13, 12; Kol 3, 12), a więc każdy ochrzczony wyznający wiarę w Jezusa, czyli wiarę w to, że jest On prawdziwym Bogiem i prawdziwym Człowiekiem. Dzisiaj mówiąc „święty” mamy na myśli przede wszystkim, jeśli nie wyłącznie, Świętych oficjalnie kanonizowanych przez Kościół. A jednak każdy z nas jest święty, o ile żyje w łasce uświęcającej.

Innym problemem, który widzą protestanci w katolickiej modlitwie do Świętych, jest ich przekonanie, że zmarli zbawieni nie widzą nas i nie słyszą. Odpowiedzieć na ten problem można w ten sposób, że Święci wraz ze śmiercią wchodzą w innym wymiar życia, który nazywamy niebem. Niebo to nie tyle miejsce, ile raczej stan. Niebo jest tam, gdzie jest Jezus. Święci wchodząc do nieba pozostają na zawsze z Jezusem, towarzyszą Mu zawsze i wszędzie (por. Ap 14, 4). Nie są ograniczeni czasem i przestrzenią, jak my żyjący w tym świecie. Dlatego nie jest dla nich problemem przebywanie na wielu miejscach jednocześnie czy słyszenie modlitw, które w danym momencie zanoszone są do nich w różnych miejscach na świecie.[3]
_____________
[1] “The close dependence on the Hellenistic Jewish understanding and language suggests that one should understand μεσίτης as mediator of the covenant, even if the corresponding t.t. а διαθήκη (covenant/testament) does not appear.” (“Exegetical Dictionary of the New Testament”).

[2] Tak, to prawda, używamy wyrażenia „modlić się DO Świętych”. Może to sugerować, że modląc się do Świętych, uważamy ich za tych, którzy sami w sobie, a więc niezależnie od Boga, mają moc przyjścia nam z pomocą. Gdyby tak było w rzeczywistości, to takie rozumienie modlitwy do Świętych byłoby idolatrią, i słuszny byłby zarzut protestantów. A jednak jest w tym wyrażeniu pewien skrót myślowy, który pokażę na przykładzie znanej modlitwy „Zdrowaś Maryjo”. Mówimy modlimy się do Matki Pana, a jednak w tej modlitwie jest zawarta prośba: „Módl się za nami grzesznymi teraz, i w godzinę naszej śmierci”. Odmawiając „Zdrowaś Maryjo” prosimy Matkę Pana, aby prosiła swojego Syna teraz i w godzinę naszej śmierci. Czy modlimy się do Maryi? Tak, ale mówiąc bardzo precyzyjnie prosimy Ją, aby wstawiała się za nami. Czyli właściwie jest to samo, co prośba do mojego współbrata, aby pomodlił się za mnie, czy w jakiej innej intencji. Bo modlitwa do Maryi to w gruncie rzeczy prośba do Niej, żeby wstawiała się za nami do Boga. Analogicznie wygląda sprawa z modlitwą do Świętych.

[3] Szerzej tematowi "Czy Święci mogą nas widzieć i słyszeć" poświęcone są notki:
a) Link 1
b) Link 2