Szukaj na tym blogu

niedziela, 24 listopada 2013

Słowo Boże, a Eucharystia. Sposoby obecności Pana

Niedawno ktoś zwrócił się do mnie z takim pytaniem: „Spotkałem się z taką interpretacją pisma, że skoro Chrystus jest Słowem (np. wstęp Jana, czy Mt 4:4. i inne) to Ewangelia, czy ogólniej Biblia jest tym, co katolicy rozumieją jako Ciało Chrystusa. Wchodzi tu jeszcze argument o 'pamiątkowości' wieczerzy... Mi się wydaje z tym sprzeczne np. Pwt 8:3, jednak czy brat w wolnej chwili jest w stanie się nad tym zastanowić?”

*****

Pytanie jak najbardziej uzasadnione. Podobieństwo pomiędzy Eucharystią, a słowem Bożym wyraża cytat z „Naśladowania Chrystusa”: 

„Albowiem jak najżywiej odczuwam potrzebę
dwóch rzeczy w tym życiu, bez których to nędzne życie
byłoby dla mnie wprost nie do zniesienia. […]
Bez tego dwojga nie mógłbym żyć dobrze;
albowiem słowo Boże jest światłością duszy mojej,
a Najświętszy Sakrament Twój chlebem żywota.
Można by powiedzieć, że są to dwa stoły,
postawione z jednej i z drugiej strony skarbnicy Kościoła św.”
(Thomas á Kempis, „Naśladowanie Chrystusa”, IV,11)

Tomasz á Kempis ujął w nim to, co wiele stuleci później wejdzie do oficjalnego nauczania Kościoła. W 28 punkcie „Ogólnego Wprowadzenia do Mszału Rzymskiego” czytamy[1]: „Msza św. składa się jakby z dwóch części, mianowicie z liturgii słowa i z liturgii eucharystycznej, które tak ściśle łączą się ze sobą, że stanowią jeden akt kultu.[2] Albowiem we Mszy świętej zostaje zastawiony zarówno stół słowa, jak i Chrystusowego Ciała, z którego wierni czerpią naukę i pokarm”. Wierni karmią się słowem Bożym i Ciałem Chrystusa. W tym życiu potrzebujemy obydwu „stołów”.

Innym podobieństwem pomiędzy słowem, a Ciałem Chrystusa jest ich tymczasowość. Przeminą one wraz z widzialnym światem, w którym żyjemy. Kiedy wszystko, co jest zapisane w Piśmie świętym, wypełni się, wtedy nie tylko ten „stary” świat, ale wraz z nim przeminie także samo Pismo św., bo przestanie być potrzebne w formie, w której znamy je obecnie, jak to wyraził Roman Brandstaetter w „Hymnie do Biblii”:

"Bądź pozdrowiona
I pochwalona,
I błogosławiona,
Biblio,
Stworzona przed Stworzeniem,
Gdy nic jeszcze nie było stworzone,
Przed czasem,
Gdy czasu nie było,
Przed przestrzenią,
Gdy przestrzeni nie było,
A Duch Boży unosił się
Nad szaleństwem i zamętem pustki. (…)
Módl się za nami,
Biblio,
Która trwać będziesz do końca czasów,
Aż w Dniu Ostatecznym,
Wyznaczonym i utwierdzonym,
Wrócisz za góry Moabu
I za wydmy pustynne,
Tam gdzie przebywałaś przed Stworzeniem,
Gdy nic jeszcze nie było stworzone,
Do miejsca bez miejsca,
Do czasu bez czasu”.

W Dniu Ostatecznym zobaczymy Słowo bez osłony liter i słów zapisanych w Piśmie. Wtedy także ziemskie świątynie i sakramenty stracą rację bytu. Włącznie z Najświętszym Sakramentem, bo zbawieni zobaczą Pana już nie pod znakami chleba i wina, ale takim, jakim jest.

Aż dotąd pisałem o podobieństwach pomiędzy Ciałem Chrystusa, tzn. Najświętszym Sakramentem, a słowem Bożym. Teraz różnice, a właściwie różnica. Różne są sposoby obecności Pana w tych dwóch świętych znakach. Jego obecność w Eucharystii jest „prawdziwa, rzeczywista i substancjalna”, jak to jest napisane w KKK 1374:

„Sposób obecności Chrystusa pod postaciami eucharystycznymi jest wyjątkowy. Stawia to Eucharystię ponad wszystkimi sakramentami i czyni z niej ‘jakby doskonałość życia duchowego i cel, do którego zmierzają wszystkie sakramenty’ (Św. Tomasz z Akwinu, Summa theologiae, III, 73, 3). W Najświętszym Sakramencie Eucharystii ‘są zawarte prawdziwie, rzeczywiście i substancjalnie Ciało i Krew wraz z duszą i Bóstwem Pana naszego Jezusa Chrystusa, a więc cały Chrystus’ (Sobór Trydencki: DS 1651). ‘Ta obecność nazywa się «rzeczywistą» nie z racji wyłączności, jakby inne nie były «rzeczywiste», ale przede wszystkim dlatego, że jest substancjalna i przez nią uobecnia się cały Chrystus, Bóg i człowiek’ (Paweł VI, enc. Mysterium fidei)”.

Nie możemy powiedzieć tego samego o obecności Pana w Piśmie św. Wprawdzie Jezus Chrystus jest Słowem Boga, i podobnie mówimy o Piśmie św., że jest słowem Boga, to jednak nie ma tu tożsamości: słowo nie jest równe Słowu. Możemy tu mówić co najwyżej o analogii: Wyrażenie „słowo Boże” (słowa Jezusa, Pismo św.) jest określeniem analogicznym do wyrażenia „Słowo Boże” (Wcielone Słowo Boga, Jezus Chrystus). Ojcowie Kościoła dostrzegali analogię pomiędzy ‘Słowem Bożym, które stało się ciałem’, i słowem, które staje się ‘księgą’. Na czym polega ta analogia? Odpowiem słowami emerytowanego Ojca św., Benedykta XVI:

„(…) w Kościele otaczamy wielką czcią święte Pisma, chociaż wiara chrześcijańska nie jest ‘religią Księgi’: chrześcijaństwo jest ‘religią słowa Bożego’, nie ‘słowa spisanego i milczącego, ale Słowa Wcielonego i żywego’.”

„Boże bowiem słowa, wyrażone ludzkimi językami, upodobniły się do ludzkiej mowy, podobnie jak niegdyś Słowo Wiekuistego Ojca, przyjąwszy słabe ludzkie ciało, upodobniło się do ludzi”.

„W pojmowaniu świętego tekstu jako słowa Bożego w ludzkich słowach kluczowe znaczenie ma niewątpliwie pojęcie natchnienia. Również tutaj można zastosować analogię: podobnie jak Słowo Boże stało się ciałem za sprawą Ducha Świętego w łonie Dziewicy Maryi, również Pismo święte rodzi się z łona Kościoła za sprawą tegoż Ducha. Pismo święte jest ‘słowem Boga, dlatego że zostało spisane pod natchnieniem Ducha Bożego’. W ten sposób uznaje się w pełni rolę ludzkiego autora, który napisał natchniony tekst, i jednocześnie Boga samego jako prawdziwego Autora”.[3]

*****

Wysłałem tą odpowiedź do pytającego i otrzymałem taki komentarz:
„… jest jeden aspekt, którego mi tu brakuje, a jest ważny w przypadku rozmowy z bibliocentrycznym protestantem: argumentu biblijnego. Jaki jest sens Chrystusa jako Słowa np. u Jana...”

*****

Oba te aspekty występują w Ewangelii według św. Jana. Z jednej strony „Słowo” jest tożsame odwiecznym Synem Bożym (1, 1.14) – oznacza Jego Osobę, a z drugiej strony odnosi się do słowa czy słów wypowiadanych przez wcielone Słowo (por. 12, 48). Przy okazji, trochę na marginesie, warto zauważyć, że w Ewangelii według św. Jana słowo „Słowo” odnosi się do Syna Bożego tylko w Prologu; po raz ostatni wersecie 1, 14, w którym czytamy, że „Słowo stało się ciałem”. Po tym wersecie mamy już tylko inne określenia w odniesieniu do Jezusa Chrystusa (Jezus Chrystus, Jednorodzony Bóg, Syn, itp.).

W J 12, 48 czytamy: „Kto gardzi Mną i nie przyjmuje słów moich, ten ma swego sędziego: słowo, które powiedziałem, ono to będzie go sądzić w dniu ostatecznym”. Jezus jest Słowem Ojca; słowa przez Niego wypowiadane są jednocześnie słowami Ojca (por. 8, 28), ale jest oczywiste, że On nie jest słowem (czy słowami), który wypowiada jako Człowiek. Mamy tu do czynienia z figurą retoryczną zwana „metonimią”.  Co zatem znaczy, że słowo, które Jezus wypowiada, będzie sędzią tego, kto odrzuca Jego słowa? Św. Tomasz w komentarzu do J 12, 48 odpowiada na to pytanie powołując się na św. Augustyna: „Według Augustyna oznacza to tyle samo, co: Ja będę go sądził w dniu ostatecznym. Siebie samego zaiste Chrystus w swoim nauczaniu wyraził i siebie samego zwiastował. On więc jest nauczaniem, które wypowiedział, mówił bowiem o sobie w J 8, 14: ‘Jeśli Ja sam o sobie wydaję świadectwo, świadectwo moje jest prawdziwe, bo wiem skąd przyszedłem i dokąd idę’. Jakby chciał powiedzieć: ‘Właśnie to, co im powiedział i czym oni wzgardzili, będzie ich sądzić’, Dz 10, 42-43: „On nam rozkazał ogłosić ludowi i dać świadectwo, że Bóg ustanowił Go sędzią żywych i umarłych. Wszyscy prorocy świadczą o tym, że każdy, kto w Niego wierzy, przez Jego imię otrzymuje odpuszczenie grzechów”.


[2] Por. Sobór Watykański II, „Konstytucja o liturgii świętej”, nr. 56: „Dwie części, z których w pewnym stopniu składa się Msza święta, a mianowicie liturgia słowa i liturgia eucharystyczna, tak ściśle wiążą się z sobą, że stanowią jeden akt kultu. Dlatego Sobór święty usilnie zachęca duszpasterzy, aby w katechezie gorliwie uczyli wiernych uczestniczenia w całej Mszy świętej, zwłaszcza w niedziele i obowiązujące święta”. ( http://archidiecezja.lodz.pl/czytelni/sobor/kl2.html )

sobota, 16 listopada 2013

Co jest lepsze: prawica czy lewica?

„Serce mędrca zwraca się ku prawej stronie, a serce głupca ku lewej”. (Koh 10, 2 BT)

*****

Od razu zaznaczam, że ta notka nie ma charakteru politycznego. Nie zamierzam w niej oceniać ani partii, ani poglądów politycznych. Niniejszy tekst jest podzieleniem się moimi przemyśleniami na temat znaczenia symboliki stron w Biblii. Czyli mówiąc po prostu: Co oznacza wyrażenie „prawica Pańska”? (O „Bożej lewicy” Pismo św. milczy). Czy lepiej być po prawej stronie Boga, Jezusa, czy też po Jego lewej stronie? Która z nich jest uprzywilejowana?

Szukając odpowiedzi na te pytania myślę od razu o słowach Pana – o Jego sławnym opisie sądu ostatecznego, najbardziej wyrazistym tekście pokazującym różnicę pomiędzy prawą, a lewą stroną, znajdującym się w Mt 25, 31-46. Tu wybrane wersety:

„Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale i wszyscy aniołowie z Nim, wtedy zasiądzie na swoim tronie pełnym chwały. I zgromadzą się przed Nim wszystkie narody, a On oddzieli jednych [ludzi] od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów. Owce postawi po prawej, a kozły po swojej lewej stronie. Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: ‘Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata!’ (…)Wtedy odezwie się i do tych po lewej stronie: ‘Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom!’” (Mt 25, 31-34. 41 BT).

W postawieniu po prawej lub po prawej stronie Syna Człowieczego chodzi o wszystko: o być albo nie być, o niebo albo piekło. A jednak te słowa naszego Pana nie wyczerpują całego bogactwa biblijnej symboliki prawej i lewej strony. Pismo św. jest jednoznaczne: Prawica Pańska jest symbolem Bożej mocy i zbawienia: „Pan, moja moc i pieśń, stał się moim Zbawcą. Okrzyki radości i wybawienia w namiotach ludzi sprawiedliwych: Prawica Pańska moc okazuje, prawica Pańska wysoko wzniesiona, prawica Pańska moc okazuje”.  (Ps 118, 14-16 BT). Ciekawym jest fakt swoistej wzajemności: Ten, kto ma Boga „po prawej stronie”, nie zachwieje się, doznaje umocnienia i ostatecznie dostąpi zbawienia. „Stawiam sobie zawsze Pana przed oczy, nie zachwieję się, bo On jest po mojej prawicy. (Ps 16, 8 BT; por. Ps 109, 31). Ale jednocześnie: doznanie zbawienie oznacza właśnie umieszczenie po prawej stronie Boga: „Ukażesz mi ścieżkę życia, pełnię radości u Ciebie, rozkosze na wieki po Twojej prawicy”. (Ps 16, 11 BT). Owa wzajemność jest obecna także w tej scenie z Mt 25, 31-46. Ci, którzy stoją po prawej stronie Syna Człowieczego, jednocześnie stojąc przed Nim, również mają Go po prawej stronie.

Umieścić kogoś po prawej stronie oznacza jego wywyższenie (Ps 110, 1: „Siądź po mojej prawicy, aż Twych wrogów położę jako podnóżek pod Twoje stopy»”; por. Ps 45, 10). Tak też uważałem od zawsze, odkąd zacząłem czytać Pismo św.: Prawa strona w Biblii jest stroną uprzywilejowaną. Dlatego dobrym podsumowaniem wydają się słowa Mędrca: „Serce mędrca zwraca się ku prawej stronie, a serce głupca ku lewej”. (Koh 10, 2 BT). I właśnie dlatego ogromnym zaskoczeniem były dla mnie słowa Ojca św. Benedykta XVI w jego książce: „Jezus z Nazaretu”, tom II, str. 78:

Zapowiedź zdrady wywołuje wśród uczniów zrozumiałe w tej sytuacji poruszenie, a jednocześnie budzi ich ciekawość. „Jeden z Jego uczniów – ten, którego Jezus miłował – spoczywał na Jego piersi. Jemu to dał znak Szymon Piotr i rzekł do niego: ‘Kto to jest? O kim mówi?’ Ten oparłszy się zaraz na piersi Jezusa, rzekł do Niego: ‘Panie, któż to jest?’ Jezus odparł: ‘To ten, dla którego umoczę kawałek [chleba] i podam mu’” (J 13, 23nn).

Żeby zrozumieć ten tekst, trzeba przede wszystkim pamiętać o tym, że zgodnie z przepisami, podczas uczty paschalnej przy stole obowiązywała postawa leżąca. Charles K. Barett w następujący sposób objaśnia przytoczony tu werset: ‘Uczestnicy uczty leżeli na lewym boku; lewe ramię podtrzymywało ciało, a prawe było wolne, tak, żeby można było się nim posługiwać. Uczeń z prawej strony Jezusa miał więc głowę tuż przy Jezusie, dlatego można było powiedzieć, że spoczywał przy Jego piersi. Mógł Mu oczywiście coś poufnie powiedzieć, jego miejsce nie było jednak miejscem najbardziej zaszczytnym – to znajdowało się po lewej stronie gospodarza. Niemniej miejsce zajmowane przez umiłowanego ucznia było miejscem bliskiego przyjaciela’. Barett zauważa, że analogiczny opis znajduje się u Pliniusza.

Ten tekst w pewnym sensie zaburzył moje wcześniejsze przekonania. Wynika z niego bowiem, że miejsce najbardziej zaszczytne znajdowało się po lewej stronie gospodarza. Jak pogodzić to stwierdzenie z tyloma wersetami biblijnymi, których wymowa jest dokładnie odwrotna? A jednak, wbrew pozorom, w cytacie emerytowanego papieża jest coś w rodzaju klucza, którym można „otworzyć” czy uzgodnić pozostałe miejsce mówiące o uprzywilejowanym miejscu po prawej stronie. Umiłowany uczeń „spoczywał na piersi Jezusa”. Takie jest tłumaczenie Biblii Tysiąclecia. Ale grecki tekst jest zadziwiający i wyraża coś więcej. Oryginalne wyrażenie[1] użyte w tym miejscu jest podobne do tego, które mamy w Łk 13, 22. 23 służące do opisu miejsca przebywania Łazarza po jego śmierci: „na łonie Abrahama”. Ale co bardziej zadziwiające, jest podobne także do tego w J 1, 18, który to wiersz opisuje relację Syna do Ojca: „Ten Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca”. Określenie „w łonie” wyraża zażyłość, wspólnotę i ogromną bliskość, tak wielką, że wszelkie oddalenie zanika, a następuje wzajemne przenikanie się. Właśnie owa bliskość jest kluczem do zrozumienia pozostałych tekstów, gdzie mowa o miejscu po prawej czy lewej stronie Boga. I tak właśnie trzeba rozumieć prośbę matki Jakuba i Jana skierowaną do Pana o to, aby jej synowie zostali kiedyś umieszczeni w Jego królestwie: jeden po Jego prawej, a drugi po lewej stronie (Mt 20, 20nn). Żona Zebedeusza nie prosiła o to, żeby jeden z jej synów został zbawiony, a drugi potępiony, ale żeby obaj byli w królestwie Pana, blisko Niego. I podobnie potępieni z Mt 25, 31-46 nie usłyszeli tego wyroku, ponieważ żyli „po niewłaściwej stronie Boga”, ale ponieważ żyli z dala od Niego. W tym kontekście trzeba też rozumieć wezwanie do nawrócenia: „Nawracajcie się!” Czyli: zawróćcie z drogi, którą idziecie i zwróćcie się do Boga, zbliżcie się do Niego. „Przystąpcie bliżej do Boga, to i On zbliży się do was”. (Jk 4, 8 BT). I w tym zbliżeniu się do Boga też chodzi o wszystko: o być albo nie być, o niebo albo piekło, o wieczne życie albo wieczną śmierć. Postawienie po stronie prawej czy lewej stronie Syna Człowieczego na Sądzie Ostatecznym jest tylko prostą konsekwencją naszych codziennych wyborów, które ostatecznie sprowadzają się do jednego: czy zechcemy zbliżyć się do Boga czy też nie.



[1] ἐν τῷ κόλπῳ (czyt. en to kolpo). W Septuagincie ἐν τῷ κόλπῳ wyraża relację niemowlaka do karmiącej go matki (1 Krl 3, 20) lub męża do żony (Pwt 28, 54. 56; 2 Sm 12, 3);  w Ps 88, 51 zostało przetłumaczone: „w zanadrzu [moim]” tzn. „w moim wnętrzu”.

czwartek, 14 listopada 2013

Predestynacja w nauce Kościoła katolickiego

Paweł Bartosik: „Predestynacji naucza nie tylko Pismo Święte. Należy ona również do świadectw ojców apostolskich (…), doktorów i teologów Kościoła Powszechnego (np. Św. Augustyn, Św. Prosper z Akwitanii, Św. Tomasz z Akwinu (…), biskupów (bp Fulgencjusz, bp Sozym, bp Celestyn, Bernard z Clairvaux,), prezbiterów (Beda Czcigodny), orzeczeń Synodów.

XVI-wieczni reformatorzy nie wymyślili więc nic nowego. Byli wierni Słowu i historycznemu świadectwu Kościoła.” ( http://www.fronda.pl/blogi/fronda-po-protestancku/swiadectwo-historycznego-kosciola-na-temat-predestynacji,36285.html )

*****

Tak, rzeczywiście Kościół katolicki naucza prawdy o predestynacji. W „Breviarium Fidei”, książce zawierającej wybór doktrynalnych wypowiedzi Kościoła, można znaleźć również dwie dotyczące przeznaczenia, podane w punktach 118 i 206. Oto one (zaznaczenie tłustym drukiem wybranych zdań pochodzi ode mnie, PK):

Zakończenie kanonów Synodu w Orange, 529 r. w ujęciu biskupa Cezarego z Arles

Łaska, współdziałanie ludzkie i przeznaczenie

118. I tak według napisanych wyżej zdań Pism Świętych albo określeń dawnych Ojców za łaską Bożą powinniśmy to głosić i wierzyć, że przez grzech pierwszego człowieka wolna wola została tak zgnębiona i osłabiona, że nikt potem albo nie może miłować Boga jak należy, albo wierzyć w Boga, albo działać ze względu na Boga, co jest dobre, jeśli go nie uprzedzi łaska Bożego miłosierdzia. Stąd sprawiedliwemu Ablowi, Noemu, Abrahamowi, Izaakowi, Jakubowi i całemu tłumowi dawnych Świętych została udzielona, tak wierzymy, owa wspaniała wiara, którą w ich pochwale sławi Apostoł Paweł (Hbr 11), nie przez dobro natury, które wcześniej zostało dane w Adamie, lecz przez łaskę Bożą.

Ta łaska - tak wiemy i zarazem wierzymy - także po przyjściu Pana jest udzielana wszystkim, którzy pragną być ochrzczeni, nie polega na wolnej woli, lecz jest udzielana hojnie przez Chrystusa, zgodnie z owym często już przytaczanym (słowem), które głosi Apostoł Paweł: „Wam bowiem z łaski dane jest dla Chrystusa: nie tylko w Niego wierzyć, ale i dla Niego cierpieć" (Flp 1, 29); i owo [słowo]: „Bóg, który zapoczątkował w was dobre dzieło, dokończy go do dnia naszego Pana" (Flp 1, 6); i owo: „Łaską jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga" (Ef 2, 8); i to, co o samym sobie mówi Apostoł: „Doznałem od Pana miłosierdzia, abym był wierny" (1 Kor 7, 25; 1 Tm 1 , 13); nie powiedział: „ponieważ byłem", lecz: „abym był". I owo [słowo]: „Cóż masz, czego byś nie otrzymał?" (1 Kor 4, 7). I owo [słowo]: „Każde dobro, jakie otrzymujemy, i wszelki dar doskonały zstępują z góry, od Ojca świateł" (Jk 1, 17). I owo [słowo]: „Człowiek nie może otrzymać niczego, co by mu nie było dane z nieba" (J 3, 27). Niezliczone są świadectwa Pism Świętych, które można przytoczyć na dowód łaski, lecz w trosce o krótkość, zostały pominięte, ponieważ komu nie wystarczają nieliczne, nie będą mu wystarczały rzeczywiście także liczne.

Według wiary katolickiej wierzymy także w to, że po przyjęciu przez chrzest łaski wszyscy ochrzczeni, z pomocą i ze współdziałaniem Chrystusa, mogą i powinni wypełnić to, co odnosi się do zbawienia duszy, jeśli zechcą wiernie się trudzić. Nie tylko zaś nie wierzymy, że niektórzy mocą Bożą są przeznaczeni do zła, lecz także jeśli są tacy, którzy chcą wierzyć w tyle zła, z całym obrzydzeniem mówimy im: anatema!

Dla naszego zbawienia wyznajemy i wierzymy także w to, że w każdym dobrym dziele nie my zaczynamy i później doznajemy pomocy przez miłosierdzie Boga, lecz On sam bez żadnych uprzednich dobrych zasług tchnie i wiarę, i miłość do siebie, abyśmy wiernie szukali i sakramentu chrztu, i po chrzcie mogli wypełnić z Jego pomocą to, co Mu się podoba. Stąd trzeba całkiem widocznie wierzyć, że godna podziwu wiara i owego łotra, którego Pan odwołał do ojczyzny w raju (Łk 23, 43), i setnika Korneliusza, do którego został posłany anioł Pański (Dz 10, 3), i Zacheusza zasłużyła sobie przyjąć samego Pana (Łk 19, 6), nie była z natury, lecz była dana przez hojność łaski Bożej.


List Hadriana I ‘Institutio universali’ do biskupów hiszpańskich, między 785 a 791 r.

Przeznaczenie

206. To zaś, co inni z nich mówią, że przeznaczenie do życia lub śmierci jest w mocy Bożej i nie w naszej; ci mówią: „Po co usiłujemy żyć, co jest w mocy Boga?"; inni znowu mówią: „Po co prosimy Boga, abyśmy nie ulegli pokusie, co jest w naszej mocy, poniekąd przez wolność woli?"

Rzeczywiście bowiem nie mogą podać albo przyjąć żadnej racji, nie znając pism błogosławionego biskupa Fulgencjusza skierowanych do prezbitera Eugipiusza przeciwko mowie pewnego pelagianina [...]: „Dzieła więc miłosierdzia i sprawiedliwości przygotował Bóg w wieczności swojej niezmienności [...] przygotował więc zasługi dla ludzi usprawiedliwionych, przygotował dla tych samych także nagrody; dla złych zaś nie przygotował złej woli albo złych dzieł, lecz przygotował im zasłużone i wieczne kary. Takie jest wieczne przeznaczenie przyszłych dzieł Boga, które, tak głosimy także z ufnością, jak poznajemy, że nauka apostolska zawsze będzie nam przedstawiana". (za: http://jednoczmysie.pl/wp-content/uploads/2013/02/breviarium_-fidei.pdf )

Widać z tych wypowiedzi wyraźnie, że nauka o predestynacji jest nauką ortodoksyjną. Kościół wyznaje, że Pan przygotował łaski potrzebne do pełnienia czynów, czyny i zasługi za ich pełnienie, czyli wieczną chwałę dla ludzi usprawiedliwionych, a z drugiej strony kary dla złych za pełnienie złych czynów. Jednocześnie Kościół stanowczo odrzuca tak rozumianą predestynację, według której jakaś część ludzi mocą Bożą jest przeznaczona na potępienie na podstawie Jego uprzedniego dekretu. Tym, którzy tak rozumieją predestynację Kościół z obrzydzeniem mówi: anatema!

A tak właśnie nauczał Jan Kalwin w wymienionej przez Pawła Bartosika książce: "Nauki chrześcijańskiej religii". Oto wybrane fragmenty:

„Przez predestynację rozumiemy wieczny dekret Boga, którym sam zadecydował, co ma się stać w odniesieniu do każdego człowieka. Wszyscy nie są stworzeni na tych samych warunkach, ale cześć jest przeznaczona do życia wiecznego, inni na potępienie; i konsekwentnie, jako taki został stworzony dla jednego lub drugiego przeznaczenia, mówimy, że został przeznaczony do życia lub do śmierci”. („Institutes”, księga III, rozdział 21, punkt 5)

„Mówimy więc, że Pismo święte wyraźnie świadczy o tym, że Bóg w swoim wiecznym i niezmiennym planie określił raz na zawsze tych, których dla swojej przyjemności zechciał dopuścić do wiecznego zbawienia, i z drugiej strony tych, których dla swojej przyjemności przeznaczył do wiecznego potępienia. Uważamy, że to postanowienie, w odniesieniu do wybranych, opiera się jedynie na Jego miłosierdziu, bez odniesienia do zasług człowieka, podczas gdy ci, których skazuje na zagładę, są wykluczeni z dostępu do życia przez sprawiedliwy i wolny od wszelkich zarzutów, ale w tym samym czasie nieprzenikniony wyrok”. („Institutes”, księga III, rozdział 21, punkt 7, za: http://www.ccel.org/ccel/calvin/institutes.v.xxii.html (podkreślenie moje, PK)).

Nie jest prawdą, że owa nauka o podwójnej predestynacji była kiedykolwiek nauczana przez Kościół. Zgadzam się natomiast z Pawłem Bartosikiem, że Jan Kalwin nie wymyślił nic nowego. Bo jego herezja jest w gruncie rzeczy tylko powtórzeniem starożytnej herezji potępionej w wymienionych przez niego dokumentach. Jeśli Kalwin coś tu dodał od siebie, to być może to, że Pan Bóg przeznacza na potępienie „dla swojej przyjemności”.

niedziela, 10 listopada 2013

Jan Paweł II na temat kuszenia w Raju (Rdz 3, 1nn)

W kontekście dzieła stworzenia oraz obdarowania, poprzez które Stwórca nadał człowiekowi stan pierwotnej świętości i sprawiedliwości, opis pierwszego grzechu, jaki znajdujemy w trzecim rozdziale Księgi Rodzaju, nabiera pełnej wyrazistości. W interpretacji tego opisu, w centrum którego znajduje się przekroczenie wydanego przez Boga zakazu spożywania „owoców z drzewa poznania dobra i zła”, należy uwzględniać, rzecz jasna, starożytny charakter tekstu, a zwłaszcza jego gatunek literacki. Równocześnie jednak, dokonując analizy pierwszej księgi Pisma Świętego zgodnie z wymaganiami naukowymi, trudno nie stwierdzić, że pewnym elementem, jaki najwcześniej wyłania się z tej specyficznej opowieści o grzechu, jest to, że mówi ona o wydarzeniu pierwotnym, czyli o fakcie, jaki wedle Objawienia miał miejsce u początku dziejów człowieka. Fakt ten ma – i jest to następny pewny element – podstawowe i decydujące znaczenie dla stosunków pomiędzy człowiekiem i Bogiem, a także dla „sytuacji” wewnętrznej człowieka samego, dla wzajemnego obcowania ludzi z sobą, wreszcie dla stosunku człowieka do świata. Fakt, który najbardziej się liczy w wyżej wspomnianym opisie, jest natury moralnej, a jego korzenie tkwią w ludzkiej duszy. Powoduje on podstawową zmianę „sytuacji”: człowiek zostaje wytrącony ze stanu pierwotnej sprawiedliwości, ażeby znaleźć się w stanie grzeszności (status naturae lapsae): w stanie natury naznaczonej grzechem i zawierającej w sobie skłonność do grzechu. Odtąd też całe dzieje ludzkości będą obciążone tym stanem. Pierwszy człowiek (mężczyzna i kobieta) otrzymał od Boga łaskę uświęcającą nie tylko dla siebie, ale jako protoplasta ludzkości dla wszystkich swoich potomków. Tak więc wraz z grzechem, który zwrócił go przeciwko Bogu, utracił łaskę (popadł w niełaskę) także w perspektywie dziedzictwa swoich potomków. W tym pozbawieniu łaski przyznanej naturze zawiera się, według nauki Kościoła opartej na Objawieniu, sama istota grzechu pierworodnego, jako dziedzictwa pozostawionego nam przez pierwszych rodziców.

Aby lepiej zrozumieć charakter tego dziedzictwa, należy naprzód poddać analizie opis pierwszego grzechu, jaki zawiera się w trzecim rozdziale Księgi Rodzaju. Opis ten zaczyna się od rozmowy, jaką kusiciel pod postacią węża prowadzi z niewiastą. Sam ten moment jest całkowicie nowy. Dotychczas Księga Rodzaju nie mówiła niczego o istnieniu w świecie stworzonym innych istot rozumnych i wolnych poza człowiekiem. Opis stworzenia w rozdziałach 1–2 Księgi Rodzaju dotyczy bowiem świata „istot widzialnych”. Kusiciel należy do świata „istot niewidzialnych”, czysto duchowych, jednakże na czas niniejszej rozmowy przyjmuje widzialną postać. To pierwsze pojawienie się złego ducha w Biblii należy rozumieć w kontekście wszystkiego, co na jego temat znajdujemy w księgach Starego i Nowego Testamentu (była już o tym mowa w dawniejszych katechezach). Szczególnie wymowna jest Apokalipsa (a więc ostatnia księga Pisma Świętego), wedle której zostaje strącony „wielki Smok, Wąż starodawny” (tu wyraźna aluzja do Rdz 3), „który się zwie diabeł i szatan, zwodzący całą zamieszkałą ziemię” (Ap 12,9). Z tej racji, że „zwodzi całą zamieszkałą ziemię”, został on też nazwany gdzie indziej „ojcem kłamstwa” (J 8,44).

Grzech ludzkiego początku – ów pierwotny grzech, o którym czytamy w Rdz 3 – rodzi się więc pod wpływem tej właśnie istoty. „Wąż starodawny” mówi do niewiasty: „Czy rzeczywiście Bóg powiedział: Nie jedzcie owoców ze wszystkich drzew tego ogrodu?”. Niewiasta odpowiedziała wężowi: „Owoce z drzew tego ogrodu jeść możemy, tylko o owocach z drzewa, które jest w środku ogrodu, Bóg powiedział: Nie wolno wam jeść z niego, a nawet go dotykać, abyście nie pomarli”. Wtedy wąż rzekł do niewiasty: „Na pewno nie umrzecie! Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, szatan, zwodzący całą zamieszkałą ziemię” (Ap 12,9). Z tej racji, że „zwodzi całą zamieszkałą ziemię”, został on też nazwany gdzie indziej „ojcem kłamstwa” (J 8,44). Grzech ludzkiego początku – ów pierwotny grzech, o którym czytamy w Rdz 3 – rodzi się więc pod wpływem tej właśnie istoty. „Wąż starodawny” mówi do niewiasty: „Czy rzeczywiście Bóg powiedział: Nie jedzcie owoców ze wszystkich drzew tego ogrodu?”. Niewiasta odpowiedziała wężowi: „Owoce z drzew tego ogrodu jeść możemy, tylko o owocach z drzewa, które jest w środku ogrodu, Bóg powiedział: Nie wolno wam jeść z niego, a nawet go dotykać, abyście nie pomarli”.
Wtedy wąż rzekł do niewiasty: „Na pewno nie umrzecie! Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło” (Rdz 3,1-5). Nietrudno w tym tekście dostrzec sprawy istotne i podstawowe, które kryją się pod osłoną treści pozornie błahej. Samo w sobie zjedzenie lub niezjedzenie owocu z jakiegoś drzewa może się łatwo wydać sprawą błahą. Jednakże drzewo „poznania dobra i zła” oznacza sprawę istotną i podstawową dla ludzkiego życia. Kusiciel wie o tym doskonale, skoro mówi: „gdy spożyjecie owoc [...], będziecie znali dobro i zło tak jak Bóg”. Tak więc drzewo to oznacza granicę nieprzekraczalną nie tylko dla człowieka, ale w ogóle dla stworzenia, choćby było ono najdoskonalsze. Stworzenie bowiem jest zawsze tylko stworzeniem, a nie jest Bogiem. Nie może też „tak jak Bóg” znać dobra i zła. On jeden jest źródłem wszelkiego bytu i On jeden jako absolutna Prawda i absolutne Dobro stanowi o tym, co jest dobrem, a co złem. On jeden jest odwiecznym Prawodawcą, źródłem wszelkiego prawa w świecie stworzonym, a w szczególności prawa o naturze ludzkiej (lex naturae). Człowiek, jako stworzenie rozumne, winien poznawać to prawo i nim się kierować we własnym postępowaniu. Nie może sam ustanawiać praw moralnych, sam stanowić o tym, co jest dobre i złe, niezależnie od Stwórcy i co więcej: wbrew Stwórcy. Nie może człowiek ani żadne stworzenie stawiać siebie na miejscu Boga, uważając się za pana porządku moralnego wbrew ontologicznej strukturze dzieła stworzenia, która poprzez podstawowe nakazy sumienia, a więc ludzkiego postępowania, odzwierciedla się w sferze psychoetycznej. 

Tak więc odkrywamy w Księdze Rodzaju, pod osłoną pozornie błahego wątku, sprawy istotne i podstawowe dla człowieka, uzależnionego od swej kondycji jako stworzenia. Człowiek, jako istota rozumna, musi kierować się „pierwotną Prawdą”, która jest również prawdą jego istnienia. Nie może on rościć sobie prawa do tego, by samemu zająć miejsce owej prawdy lub stawiać się na równi z nią. W chwili, gdy zostaje zachwiana ta zasada, zostaje także podważona u podstaw ludzkiego działania „sprawiedliwość” stworzenia wobec Stwórcy. W istocie słowa kusiciela, „ojca kłamstwa”, podając w wątpliwość prawdę o więzi z Bogiem, podważają sam stan pierwotnej sprawiedliwości. Ulegając kusicielowi, człowiek popełnia grzech osobisty i zakorzenia stan grzechu pierworodnego w naturze ludzkiej. Z opowieści biblijnej wynika, że grzech ten nie „poczyna się” w sercu (i sumieniu) człowieka, z jego samorodnej inicjatywy. Staje się on poniekąd odbiciem i konsekwencją grzechu, który już wcześniej zaistniał w świecie istot niewidzialnych. Kusiciel, „wąż starodawny”, należy do tego świata. Już wcześniej (in antico) te obdarzone rozumem i wolnością istoty zostały poddane „próbie”, w której miały dokonać wyboru na miarę swojej czysto duchowej natury. To w nich zrodziła się „wątpliwość”, którą kusiciel – jak mówi trzeci rozdział Księgi Rodzaju – wzbudza w pierwszych rodzicach. Już wcześniej Bóg, który jako Stwórca jest jedynym źródłem obdarowania wszystkich stworzeń, a stworzeń duchowych w szczególności, musiał być postawiony w stan podejrzenia i oskarżenia. Prawda istnienia, prawda bytu, która domaga się podporządkowania stworzenia Temu, który stworzył, została zakwestionowana i wyparta przez pierworodną pychę, która doprowadziła te istoty do uczynienia z własnego ducha źródła i normy wolności. Ci, którzy uznali, że mogą „tak jak Bóg znać dobro i zło”, wybrali siebie wbrew Bogu, zamiast zgodnie z prawdą swej stworzoności wybierać siebie „w Bogu”: bo „któż jak Bóg!”. Człowiek zaś, ulegając namowom kusiciela, stał się uległy wobec zbuntowanych duchów i ich wspólnikiem! Słowa, które wedle Rdz 3 słyszy pierwszy człowiek w pobliżu „drzewa poznania dobra i zła”, kryją w sobie cały ładunek zła, jakie może się zrodzić w wolnej woli stworzenia wobec Tego, który jako Stwórca jest źródłem wszelkiego bytu i dobra, wszelkiego obdarowania, do jakiego zdolna jest absolutnie bezinteresowna i prawdziwie ojcowska Miłość. Właśnie ta obdarowująca Miłość spotyka się z zakwestionowaniem, z zaprzeczeniem, z odrzuceniem. Stworzenie, które chce być „tak jak Bóg”, głosi to, co bardzo trafnie wyraził św. Augustyn: „miłość własną, posuniętą aż do pogardy Boga” (por. De civitate Dei, XIV, 28 (PL 41, 436)). (Jest to treść katechezy Jana Pawła II na temat Księgi Rodzaju wygłoszonej w czasie audiencji generalnej w dniu 10 września 1986 r. Podaję za: Jan Paweł II, „Komentarz do Ksiąg Starego Testamentu”)