Szukaj na tym blogu

sobota, 28 września 2013

"Jezus obrazem Boga" (Kol 1, 15)

W dyskusji o bóstwo Jezusa antytrynitarz zacytował Kol 1, 15: On jest obrazem Boga niewidzialnego - Pierworodnym wobec każdego stworzenia”. W jego mniemaniu jest różnica między „obrazem”, a rzeczywistością; obraz  nie jest tym, co przedstawia. A zatem, jego zdaniem, wystarczy ten jeden cytat, żeby się przekonać, że Jezus nie jest Bogiem. 

 ***

Argument wydaje się słuszny, jeśli weźmiemy pod uwagę nasze codzienne doświadczenie. Obrazy czy zdjęcia nie są osobami, które przedstawiają. To oczywiste. Ale ponieważ cytat zaczerpnięty jest w Biblii, musimy właśnie tam zaglądnąć, aby przekonać się, jakie znaczenie ma to słowo w Piśmie św. 

Słowo "obraz" określa podobieństwo stworzenia (człowieka) do Stwórcy (tak jest w Rdz 1, 26-27), jak i podobieństwo syna do ojca (tak jest określone podobieństwo Seta do Adama w Rdz 5, 3). Stwierdzenie, że Adam i ludzie zostali stworzeni na Boży obraz i podobieństwo, nie oznacza, że Adam i ludzie są Bogiem. Natomiast to samo słowo w Rdz 5, 3 oznacza, że Set został zrodzony na podobieństwo Adama. Skoro tak, to możemy powiedzieć, że Set jest obrazem Adama. To stwierdzenie oczywiście nie oznacza, że Set jest Adamem, ale jest oczywiste, że podobieństwo w tym wersecie oznacza, że Set podobnie jak Adam, jest człowiekiem, bo ma tę samą naturę, co Adam: naturę ludzką.

Podsumowując: słowo "obraz" w Biblii opisuje zarówno podobieństwo, które nie jest dzieleniem tej samej natury, jak i takie, które jest dzieleniem tej samej natury. Zatem stwierdzenie, że "Jezus jest Obrazem Boga niewidzialnego" nie wyklucza, że jest to podobieństwo oznaczające dzielenie z Bogiem Ojcem natury boskiej. Innymi słowy, Kol 1, 15 nie zaprzecza bóstwu Jezusa.
Na potrzeby tego rozważania umówmy się, że w słowo „obraz” w Rdz 1, 26-27 opisuje "podobieństwo stworzenia", a w Rdz 5, 3 "podobieństwo zrodzenia". Aby stwierdzić, jakie znaczenie ma słowo „obraz” w Kol 1, 15, trzeba odpowiedzieć na pytanie: Czy Jezus jest Synem Bożym przez zrodzenie, czy przez stworzenie? 

Pismo św. daje taką odpowiedź: Do którego bowiem z aniołów powiedział kiedykolwiek: Ty jesteś moim Synem, Jam Cię dziś zrodził? I znowu: Ja będę Mu Ojcem, a On będzie Mi Synem. (Hbr 1, 5; por. Hbr 5, 5: Ty jesteś moim Synem, Jam Cię dziś zrodził). „Boga nikt nigdy nie widział, Ten Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca, [o Nim] pouczył”. (J 1:18 BT).

W Piśmie św. synem czy synami Bożymi nazwani są aniołowie, Izrael, prorocy, kapłani, wierzący w Jezusa, ale tylko Jezus jest Synem Bożym przez zrodzenie, tak iż został nazwany nie tylko Jednorodzonym Synem Bożym, ale Jednorodzonym Bogiem. Bóg ma tylko jednego Syna, a jeśli ten termin zostaje zastosowany np. do wierzących w Jezusa, oznacza Boże synostwo przez udział w synostwie Jezusa. I nie można byłoby mówić o Bożym synostwie wierzących w Jezusa, o ile nie byłby On prawdziwym Synem Bożym, czyli Synem Bożym przez zrodzenie.

piątek, 6 września 2013

List otwarty do pastora Pawła Bartosika

Pastor Paweł Bartosik umieścił na swoim blogu list otwarty do redaktora naczelnego Frondy Tomasza Terlikowskiego i tygodnika „Do Rzeczy”, w którym obrusza się na sformułowanie „fundamentalistyczne sekty protestanckie”. W odpowiedzi pan redaktor przeprosił pastora, o czym kalwinista nie omieszkał poinformować na swoim blogu ( http://pbartosik.blogspot.de/2013/09/red-terlikowski-przeprosi.html ):
„Red. Terlikowski na mojej facebookowej tablicy zamieścił przeprosiny: 

‘Sformułowanie o sektach doszło do tekstu na etapie redakcji (w którym nie uczestniczyłem, bo to czas wakacyjny). Ja pisałem o fundamentalistycznych wspólnotach protestanckich, a nie o sektach, bo też nigdy tak o protestantach nie pisuję. Ze swojej strony mogę przeprosić za to sformułowanie i zapewnić, że na przyszłość będę pilnował’.”

Pastor uznał przeprosiny i wydawać by się mogło, że po sprawie. A jednak… Protest protestanta świadczy o jego „moralności Kalego”, jak to ktoś słusznie zauważył w komentarzu pod cytowanym wpisem:
„Jak katolicy rzymscy nazwą protestantów członkami sekt fundamentalistycznych dzieje się dramat i pastor obruszony apeluje do redaktora Terlikowskiego, ale jak sam innych nazywa heretykami lub bałwochwalcami to jest stwierdzenie faktu”.

Komentarz ten ma swoje uzasadnienie. Na wielu miejscach na swoim blogu pastor pisze  o „bałwochwalczych praktykach katolików”. Ale zarzut o bałwochwalstwo nie jest najgorszym z tych, które wyszły spod jego pióra (czy może raczej z klawiatury jego komputera). Gorszym i najgorszym z możliwych jest oskarżenie katolików o okultyzm. W jednym ze swoich wpisów: „Protestanci i Dzień Wszystkich Świętych” protestant zamieścił odpowiedź na pytanie redaktorki gazety „Fakt” ( http://pbartosik.blogspot.de/2012/11/czy-istnieje-czysciec.html ). Pod tekstem umieszcza zdjęcie przedstawiające kobietę zapalającą lampkę przed obrazem błogosławionego Jana Pawła II. U góry jest napis: „Co Biblia mówi na temat modlitwy do zmarłych?” Pod zdjęciem zaś jest tekst (a właściwie jego fragmenty) z Księgi Powtórzonego Prawa 18, 10-13, który tu zamieszczę w całości:

„Nie znajdzie się pośród ciebie nikt, kto by przeprowadzał przez ogień swego syna lub córkę, uprawiał wróżby, gusła, przepowiednie i czary; nikt, kto by uprawiał zaklęcia, pytał duchów i widma, zwracał się do umarłych. Obrzydliwy jest bowiem dla Pana każdy, kto to czyni. Z powodu tych obrzydliwości wypędza ich Pan, Bóg twój, sprzed twego oblicza. Dochowasz pełnej wierności Panu, Bogu swemu”.

Zdjęcie jest manipulacją na wielu poziomach. Cytowany przez pastora fragment nie zawiera tych trzech wersetów w całości, a tylko ich części, przez co ginie kontekst. Autor nie odróżnia modlitwy do Świętych, od modlitwy za zmarłych, co w sumie nie jest aż tak ważną rzeczą, a świadczy być może tylko o nieznajomości katolickiej teologii. Ale najgorszą manipulacją się fakt, że idea modlitwy do Świętych (czy za zmarłych) połączona jest z fragmentem biblijnym mówiącym o …pogańskich praktykach okultystycznych. Znane jest powiedzenie, że jedno zdjęcie mówi więcej niż tysiąc słów. Aż nazbyt czytelne jest pragnienie autora bloga. W ilu oglądających to zdjęcie pojawiło się lub utwierdziło się przekonanie, że katolicy modląc się do Świętych lub za zmarłych w istocie praktykują okultyzm? Pastora oburza wyrażenie „sekty protestanckie” użyte przez katolika, ale jak się wydaje, nie widzi nic złego w manipulacji, której celem jest wzbudzenie w czytelniku wrażenia, że katolicy są okultystami. Okultyzm to w istocie kult szatana, dlatego napisałem, że nie może być gorszej kalumnii. I trudno mi uwierzyć w to, że jej autor robi to nieświadomie. Ale: „Jeśli pana domu przezwali Belzebubem, o ileż bardziej jego domowników tak nazwą”. (Mt 10, 25 BT)

Można byłoby w tym miejscu zakończyć ten list, ale nie chcę zostawiać bez wyjaśnienia słów z Księgi Powtórzonego Prawa mówiących o „zwracaniu się do zmarłych”. Co oznacza to wyrażenie? „Zwracanie się do zmarłych” – z Pwt 18, 11 oznacza nie „modlitwę do zmarłych”, jak by się mogło wydawać, ale wywoływanie duchów, tzn. zwracanie się do zmarłych w celu np. poznania przyszłości, jak o tym możemy przeczytać w 1 Sm 28, 7 gdzie Saul poleca poszukać kobiety wywołującej duchy, bo chce, aby ta umożliwiła mu kontakt z umarłym prorokiem Samuelem, od którego chciał uzyskać odpowiedź na dręczące go pytanie. Protestancka Biblia Gdańska tłumacząca dosłownie Pwt 18, 11 oddaje w ten sposób: „I czarnoksiężnik, i ten, który ma sprawę z duchy złymi, i praktykarz, i wywiadujący się czego od umarłych”. Także według protestanckich komentarzy to wyrażenie określa nekromancję, nie zaś modlitwę do (za) zmarłych[1]. Nie bardzo mogę sobie wyobrazić tego, że Paweł Bartosik, pastor i nauczyciel wspólnoty, której przewodzi, o tym nie wiedział.

PS. Uzasadnienie modlitwy do Świętych i modlitwy za zmarłych można znaleźć tutaj: http://www.fronda.pl/blogi/okruchy-przede-wszystkim-z-bochenka-slowa-bozego/dlaczego-modlimy-sie-za-zmarlych-dlaczego-modlimy-sie-do-swietych,30826.html


[1] “The phrase “one who inquires from the dead” (דרשׁ אל־המתים ) probably means one who performs necromancy by any other means than the two previous terms mentioned (Tigay [1996] 173, following Ramban)”. (Christensen, D. L. (2001). Deuteronomy 1–21:9. “Word Biblical Commentary” (Vol. 6A, p. 409). Dallas: Word, Incorporated.)

wtorek, 3 września 2013

Jak zwiększyć szansę na trwałość małżeństwa?

W obecnych czasach pary wstępujące w związek małżeński mają statystycznie rzecz biorąc ok. 50 % szans na to, że okaże się trwały. W tej sytuacji potrzeba naprawdę wiele odwagi, aby zdecydować się na ten krok. A ci, którym jej wystarcza, nierzadko podejmują pewne środki mające w ich przekonaniu zapewnić trwałość ich związkowi. Jednym z nich jest wybór szczególnego miejsca, np. cmentarza, gdzie chyba jakoś łatwiej uświadomić sobie powagę przyrzeczenia wzajemnej miłości i wierność aż do śmierci. Innym przykładem jest wybranie szczególnej daty. Czasem łączy się te dwa elementy, jak miało to miejsce w przypadku opisanym poniżej.
***
Chcemy tak, jak rodzice!
Do zakonnika pracującego przy sanktuarium maryjnym zadzwoniła młoda kobieta. Razem ze swoim narzeczonym właśnie planują zawrzeć związek małżeński za rok, dokładnie w dniu, w którym jej rodzice powiedzieli sobie tu sakramentalne „Tak”. Trzeba w tym miejscu dodać, że kościół, o którym tu mowa, jest dla okolicznej ludności ulubionym miejscem do zawierania małżeństw. Ta tradycja przechodzi z pokolenia na pokolenie, czego przykładem jest rodzina tej młodej kobiety. Ponieważ jej rodzice zawarli w tym sanktuarium, jak się okazało, udane małżeństwo, także ona i jej narzeczony chcą to powtórzyć świadomie wybierając ten sam kościół i ta samą datę. Niestety, jak się okazało, sprawa nie jest taka prosta, bo w czasie pisania protokołu małżeńskiego ujawniła się pewna przeszkoda. Jej narzeczony – luteranin – był wcześniej żonaty. Proboszcz powiedział im, że musieliby rozpocząć proces o stwierdzenie nieważności tego pierwszego małżeństwa jej narzeczonego. Ale chociaż są ważne powody rokujące nadzieję na to, że ten pierwszy związek zostanie uznany za nieważny, to jednak jest bardzo mało prawdopodobne, że proces zakończyłby się w ciągu roku. Innymi słowy, nie gwarantował, że z całą pewnością będą mogli zawrzeć małżeństwo w upragnionym terminie. A w przyszłym roku w ten dzień wypada sobota, dokładnie jak w dniu ślubu jej rodziców. Jeśli zatem nie udałoby się zakończyć procesu w przeciągu roku, to na następny taki dzień musieliby czekać następnych kilka albo kilkanaście lat. W związku z tym ona ma pytanie: Czy możliwe byłoby, żeby zamiast katolickiego ślubu zawarli związek małżeński przed pastorem? Innymi słowy: Bardziej zależało jej na tym, żeby ich ślub odbył się w określonym miejscu i dniu, niż na tym, żeby to był związek sakramentalny.

Szczęśliwa data?
Tak, niektórzy widzą szansę na trwałość małżeństwa w dacie zawarcia ślubu. Kroniki ostatnich lat podają, że w takich dniach jak 9. 09. 1999, 10. 10. 2010, 11. 11. 2011 czy 12. 12. 2012 r. w Urzędach Stanu Cywilnego zawarto więcej małżeństw niż przeciętnie. Ale rekordową liczbę odnotowano w dniu 8. 08 1988 r. Być może w czterech ósemkach widziano obietnicę udanego małżeństwa zgodnie z chińską numerologią, według której liczba „8” jest szczęśliwa. Niewykluczone, że niektórzy czynili to ze względu na Jezusa i liczbową wartość Jego imienia w jęz. greckim (888). Trudno powiedzieć, które motywy były decydujące. Jedno jest pewne: 8. sierpnia 1988 r. w wielu Urzędach Stanu Cywilnego zanotowano kolejki chętnych do zawierania małżeństwa. W Stuttgarcie uczyniło to 38 par. 25 lat później dziennikarze miejscowych mediów przeprowadzili badanie. Co stało się z tym parami? Z trzydziestu ośmiu do dzisiejszego dnia przetrwała jeszcze tylko …jedna para. Są to Edeltraut i Peter Stumpf. W listopadzie 1988 r. zawarli związek sakramentalny i żyją zgodnie jako małżeństwo do dzisiaj. Jest to para szczególna, bo ona jest starsza od niego o 10 lat. Jak widać, nie było to przeszkodą, a niewykluczone, że przyczyniło się do trwałości ich związku. Trudno powiedzieć, jaki wpływ na małżeństwo srebrnych jubilatów miał fakt, że Peter Stumpf nosi czarny pas i jest mistrzem Wirtembergii w karate. Jak sam mówi, nigdy nie musiał korzystać ze swoich umiejętności ani w celu samoobrony, ani w obronie innych. Z okazji rocznicy srebrni jubilaci otrzymali 25 czerwonych róż i mercedesa z rejestracją upamiętniającą datę zawarcia przez nich związku cywilnego. Słusznie, bo przecież jako jedyni z 38 par, po 25 latach wciąż są razem.[1]

To może małżeństwo „na próbę”?
Mogłoby się wydawać, że dobrze jest, jeśli kandydaci do małżeństwa żyją jakiś czas razem przed ślubem, bo w ten sposób, jak twierdzą niektórzy, mogą się przekonać, czy pasują do siebie. A kiedy stwierdzą, że nie pasują do siebie, po prostu rozstaną się. Zawsze to lepsze, niż taki krok po zawarciu małżeństwa. Statystyki zaprzeczają temu. Według nich tylko ok. 50 % par, które żyją razem, później decyduje się na zawarcie małżeństwa. Co więcej, okazuje się, że ta druga połowa czyli pary, które po wspólnym zamieszkaniu przez jakiś czas bez ślub, później decydują się na jego zawarcie, ma mniejsze szanse na to, że ich małżeństwo będzie trwałe. Jeśli przeciętnie co druga para ma szansę na to, że ich związek będzie trwały, to wśród par, które przed zawarciem małżeństwa mieszkały razem, ta szansa wynosi jak 1:4, a więc jest o połowę mniejsza w porównaniu z parami, które przed ślubem nie „próbowały, czy pasują do siebie”.

To co w końcu? Czy jest jakaś dobra rada?
Nie wydaje się zatem, żeby data zawierania ślubu miała decydujący wpływ na trwałość małżeństwa. Można się domyślać, że także miejsce zawierania małżeństwa nie ma większego znaczenia. Wyżej przytoczyliśmy dane mówiące, że wspólne zamieszkiwanie przed ślubem zamiast zwiększać, aż dwukrotnie zmniejsza szansę na trwałość związku. Czy jest zatem coś, co ma pozytywny wpływ na trwałość małżeństw? Odwołując się do statystyk podanych na stronie ourcatolicmarriage.org[2] pragnę wskazać na dwie rzeczy: 1) stosowanie naturalnych metod regulacji poczęć i 2) wspólna modlitwa małżonków. Małżonkowie stosujący metody naturalne planowania rodziny, oprócz innych dobroczynnych skutków tej metody wymienionych na wspomnianej stronie, znacznie zwiększają szansę na przetrwanie ich związku. Dla wspomnianych par ta szansa wynosi ponad 95 %. Mówiąc inaczej: 1 para na 20 rozwodzi się, czyli prawdopodobieństwo trwałości związku par stosujących naturalne metody planowania rodziny zwiększa się 10 razy w porównaniu do średniej. Jeszcze większy wpływ na trwałość małżeństw ma regularna, wspólna modlitwa małżonków. Jeśli małżonkowie modlą się razem, szansa na przetrwanie ich małżeństwa osiąga prawie 100 %. Około 0,3 % modlących się razem rozwodzi się, co daje w przybliżeniu 1 parę na 300. Zatem szansa na zachowanie związku par małżeńskich regularnie modlących się razem w porównaniu do średniej zwiększa się 150-krotnie.


[1] Na podstawie: „Mittelbayerische Zeitung“ z 16. 08. 2013 r., artykuł: “Stuttgartes letztes Ehepaar vom 8. 8. 1988“