Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Ile wersetów biblijnych zostało zinterpretowanych nieomylnie przez Kościół?

Niniejsza notka jest odpowiedzią na pytania pastora Pawła Bartosika odnoszące się do nieomylnej interpretacji Pisma św. zadane przez niego pod jego wpisem: "Czy każdy może interpretować Pismo jak chce?"

Pastor Paweł Bartosik: „Nie istnieje coś takiego jak nieomylna interpretacja Pisma Św. Jeśli uważasz, że coś takiego jest - wskaż nam który komentarz Listu do Rzymian jest natchniony? Jaka jest "nieomylna interpretacja" Kościoła Katolickiego do Księgi Apokalipsy czy Księgi Izajasza? Gdzie się mogę z nią zapoznać?

Mylisz słowo „nieomylny” ze słowem „natchniony”. „Nieomylny” niekoniecznie znaczy „natchniony”. A w ogóle to już odpowiadałem Ci na to pytanie. Dlaczego pytasz znowu, tak jakbym nigdy na to pytanie nie odpowiadał? Ponieważ jednak zachowujesz się jak człowiek głuchy, napiszę osobny wpis na ten temat i tu wkleję link. A wpis pozostanie na wypadek, gdybyś znowu zapomniał.

Zacznijmy od zdefiniowania słów: „nieomylny” i „natchniony”. Według „Słownik Języka Polskiego”:
nieomylny
1. «taki, który się nigdy nie myli; też: właściwy komuś, kto się nie myli»
2. «całkowicie pewny»

natchniony
1. «powodujący się natchnieniem, tworzący pod jego wpływem»
2. «stworzony pod wpływem natchnienia; też: wyrażający natchnienie»
Oczywiście to ostatnie określenie wymaga doprecyzowania. Jest to pojęcie słowa „natchniony” w sensie potocznym. Potrzebujemy definicji teologicznej natchnienia biblijnego, i mam nadzieję, że obaj możemy zgodzić się z takim określeniem tego pojęcia, jak to jest przedstawione poniżej:

Pojęcie natchnienia biblijnego

„W języku codziennym spotykamy się z użyciem słowa ‘natchnienie’, gdy mówi się o uzdolnionych ludziach, czy też o stworzonych przez nich dziełach. Stąd mówimy np. o natchnionym poecie, o dziele muzycznym. Wyrażenia ‘natchniony’, ‘natchnienie’, stosowane do Pisma Świętego mają znaczenie szczególne, teologiczne. Zwykło się nim oznaczać współdziałanie Boga i człowieka, którego owocem jest Biblia jako księga bosko-ludzka. Jest zatem natchnienie działaniem nadprzyrodzonym Boga, obejmującym cały proces powstawania ksiąg świętych. W odniesieniu do ludzi, uczestniczących w procesie powstawania ksiąg, wyraża się ono w szczególnej nadprzyrodzonej i wewnętrznej pomocy zarówno w tworzeniu, przekazywaniu, jak i spisywaniu. W odniesieniu do samych ksiąg natchnienie wyraża się w ich podwójnym autorstwie, mocą którego zarówno Bóg, jak i człowiek są rzeczywistymi i prawdziwymi autorami. Natchnienie biblijne jest to charyzmatyczny i bezpośredni wpływ Boga na autorów Pisma Świętego, dzięki któremu – pomimo że zachowują oni własną indywidualność pisarską i autorstwo napisanych przez siebie ksiąg – Bóg staje się ich głównym Autorem”. (źródło: http://katechetyka.diecezja.opole.pl/lex/natchn.htm )

To Bóg jest pierwszorzędnym Autorem Pisma św., ale nie wyklucza to autorstwa ludzkiego biblijnych Ksiąg, i dlatego mówimy np.: „Ewangelia według św. Jana”. Są oni prawdziwymi autorami, którzy mieli wpływ na formę przekazu. Biblia nie spadła z nieba jako gotowa książka; nie została zapisana pismem automatycznym. Tam, gdzie mówimy o czymś takim, możemy podejrzewać obecność kogoś innego (– nie Boga, ale raczej Jego wroga). A zatem nie tylko sam Bóg jest Autorem Biblii, także ludzie są jej prawdziwymi autorami. Stąd mówimy o podwójnym autorstwie świętych Ksiąg. Ci ludzie pod natchnieniem Ducha Świętego spisali wszystko i tylko to, co On chciał. Dlatego mówimy, że Biblia jest natchniona i nieomylna. To Duch Święty jest Tym, który uchronił ich od błędu.

Rozróżnienie między słowami „natchniony” i „nieomylny” można pokazać poprzez analogię: relacja pomiędzy słowami „natchniony” i „nieomylny” jest analogiczna do relacji słów zawartych w konstytucji, a tymi, które są wynikiem decyzji Trybunału Konstytucyjnego. Decyzja Trybunału Konstytucyjnego nie dopisuje się do Konstytucji Rzeczpospolitej Polski, a jednak jest jej autorytatywnym rozumieniem – podaje autorytatywną interpretację tejże. Wyobraź sobie kraj, gdzie parlament uchwaliłby ustawę, że Urząd Konstytucyjny jest niepotrzebny, bo każdy może interpretować konstytucję według swojego uznania. Nie trudno sobie wyobrazić, że taki kraj byłby miejscem chaosu. Czy Pan Bóg byłby głupszy od parlamentu i nie pomyślałby o odpowiedniku Trybunału Konstytucyjnego do NIEOMYLNEGO interpretowania Konstytucji Kościoła – Biblii? A skoro mógł ustrzec od błędu ludzkich autorów Pisma św., to czy to za dużo oczekiwać od Niego, że ustrzeże od błędu także tych, którzy są powołani do jego interpretacji?

Przykład tego, że to od Apostołów z Piotrem na czele oczekiwano rozstrzygnięcia w przypadku wątpliwości, jest zawarty w Piśmie św. W 15-tym rozdziale Dziejów Apostolskich czytamy o problemie, który pojawił się w młodym Kościele. Chodzi o obrzezanie. Obrzezanie było znakiem WIECZNEGO przymierza ludu wybranego z Bogiem, o czym czytamy w 17-tym rozdziale Księgi Rodzaju. Dlatego Dosyć łatwo zrozumieć tych, którzy domagali się od pogan, aby zostali obrzezani zanim przyjmą chrzest. A zatem, czy obrzezanie jest koniecznym warunkiem do przyjęcia chrztu; czy obrzezanie jest koniecznym warunkiem do zbawienia? Św. Piotr wypowiada się w imieniu wszystkich:
„Niektórzy przybysze z Judei nauczali braci: «Jeżeli się nie poddacie obrzezaniu według zwyczaju Mojżeszowego, nie możecie być zbawieni». Kiedy doszło do niemałych sporów i zatargów między nimi a Pawłem i Barnabą, postanowiono, że Paweł i Barnaba, i jeszcze kilku spośród nich uda się w sprawie tego sporu do Jerozolimy, do Apostołów i starszych” (Dz 15:1-2).

„Zebrali się więc Apostołowie i starsi, aby rozpatrzyć tę sprawę. Po długiej wymianie zdań przemówił do nich Piotr: «Wiecie, bracia, że Bóg już dawno wybrał mnie spośród was, aby z moich ust poganie usłyszeli słowa Ewangelii i uwierzyli. Bóg, który zna serca, zaświadczył na ich korzyść, dając im Ducha Świętego tak samo jak nam. Nie zrobił żadnej różnicy między nami a nimi, oczyszczając przez wiarę ich serca. Dlaczego więc teraz Boga wystawiacie na próbę, wkładając na uczniów jarzmo, którego ani ojcowie nasi, ani my sami nie mieliśmy siły dźwigać. Wierzymy przecież, że będziemy zbawieni przez łaskę Pana Jezusa tak samo jak oni». Umilkli wszyscy…” (Dz 15:6-12 BT).

Decyzja została podjęta: Obrzezanie nie zostało uznane za warunek konieczny do zbawienia.

Zwróć uwagę na to, że pośród tych, którzy zostali posłani do Jerozolimy był także sam św. Paweł. Czyżby nie miał on wiedzy i mądrości wystarczającej do tego, aby samodzielnie taką decyzję podjąć? Chyba nie zaprzeczysz, że jego wykształcenie teologiczne było większe niż wszystkich innych pozostałych Apostołów; poznanie prawd wiary chrześcijańskiej zawdzięczał objawieniu, jakie otrzymał od samego Pana. A jednak, on idzie do Kościoła, do tych, których Pan postawił na czele, aby im przedstawić sporną sprawę. Bo wie, że są upoważnieni przez Pana do tego.
Pastor Paweł Bartosik: Jaka jest "nieomylna interpretacja" Kościoła Katolickiego do Księgi Apokalipsy czy Księgi Izajasza? Gdzie się mogę z nią zapoznać?

Na to pytanie odpowiedziałem Ci już. I to nie raz. Moja kolejna próba.

Masz rację, nie ma czegoś takiego jak „Nieomylna interpretacja Apokalipsy” czy też „Nieomylna interpretacja Księgi Izajasza”. Żaden komentarz do Ksiąg biblijnych nie jest nieomylnym komentarzem. Jednak nie oznacza to, że nie można mówić o nieomylnej interpretacji Pisma św. Nieomylną interpretacją Pisma św. jest DOGMAT.

Pastor Paweł Bartosik: „SKĄD bierzesz założenie o istnieniu nieomylnej interpretacji?”

Z Pisma św. i logiki.
I. Najpierw logika.
1.) Na nic nie zdałaby się nieomylna Biblia, gdybyśmy w sposób nieomylny nie wiedzieli, jak ją zinterpretować. Konstytucja nie interpretuje się sama. Biblia podobnie.

2.)
Sam przyznajesz podając przykład z pismami Platona, że autor pragnął JEDNEJ interpretacji, jednej wykładni Pisma św. Taki JEDEN interpretator Pisma św. jest gwarantem jednej wykładni. "Sola Scriptura" jest oczywistym, bo empirycznym zaprzeczeniem jedności interpretacji. Trzeba być zaślepionym, żeby tego nie widzieć.

II. Także z Pisma św.

1.) To Pan Jezus powiedział do Piotra: „I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie”. (Mt 16:19 BT)

Do wszystkich Apostołów: „Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie". (Mt 18, 18)
Co to znaczy „wiązać i rozwiązywać”? Nawet protestanckie słowniki biblijne przyznają, że „wiązać i rozwiązywać” oznacza:
a) zgodnie z żydowską tradycją rabinacką: decydować, co jest zabronione, a co dozwolone lub
b) zgodnie z rozumieniem wczesnych Ojców Kościoła: nakładać lub zdejmować ekskomunikę (Timothy Friberg, Analytical Greek Lexicon of the New Testament).

"Decydować, co jest zabronione, a co dozwolone" – co nic innego tylko określać, co jest grzechem, a co nie. Taka decyzja z konieczności MUSI być nieomylna, bo inaczej grzech mógłby zostać uznany za coś, co grzechem nie jest, i odwrotnie.

Przy okazji: W czasie reformacji i aż do 1930 r. wszystkie gałęzie chrześcijaństwa zgodnie uznawały antykoncepcję za zło moralne (grzech). Dzisiaj tylko Kościół katolicki, związany z Piotrem naszych czasów, ma odwagę głosić, że antykoncepcja jest grzechem.

2.) Cytat, który raczyłeś przytoczyć w swojej notce: 2 P 1:20:
„To przede wszystkim miejcie na uwadze, że żadne proroctwo Pisma nie jest dla prywatnego wyjaśnienia”. (Biblia Tysiąclecia)
„To przede wszystkim wiedząc, że żadne proroctwo Pisma nie podlega własnemu wykładowi”. (Biblia Gdańska)

Słowo, przetłumaczone słowem „prywatnego” lub „własnego” to w oryginale ἴδιος, ία, ον - to znaczy "własny, prywatny, będący przedmiotem prywatnej własności", w przeciwieństwie do „należący do wspólnoty”. Tą „wspólnotą” w tym kontekście może być tylko Kościół. Apostoł stwierdza zatem, że "Pismo nie jest do PRYWATNEGO wyjaśniania", bo interpretacja Pisma należy do Kościoła.

3.)Interpretacja Kościoła musi być nieomylna, bo Kościół jest „filarem i podporą prawdy” (1 Tm 3:15 BT).

4.) Interpretacja Kościoła musi być nieomylna, bo mądrość Boża zgodnie z Jego planem miała się stać jawna chórom anielskim POPRZEZ KOŚCIÓŁ (por. Ef 3:10-11).

Podsumowując ten punkt: Samo nieomylne Pismo nie wystarczy, jeśli nie mamy możliwości jego nieomylnej interpretacji. Potrzebny jest autorytet nieomylny wynikający ze specjalnej Bożej asystencji, którą Pan Jezus obiecał (zob. Mt 28, 20; J 14, 16-17).

Pastor Paweł Bartosik: Mylisz "nieomylną" interpretację z "poprawną" interpretacją. To, że ktoś może nam przedstawić poprawną interpretację nie oznacza, że jest ona "natchniona". Jest poprawna o TYLE i o ILE ZGADZA się z Pismem, właściwie odczytuje jego treść.

Nie, to Ty mylisz słowa „nieomylny” i „natchniony”. O tym było powyżej.

Przy okazji, podam tu przykład owej „interpretacji zgodnej z Biblią” znaleziony na Twoim blogu. W Piśmie św. jest napisane, że Pan Bóg umieścił ogród Eden na Wschodzie (Rdz 2:8). Jednak z artykułu umieszczonego na Twoim blogu wynika coś przeciwnego.
Pastor Paweł Bartosik: Pozwól, że zadam Ci podobne pytanie co OwenFan:
- Jaki pożytek z nieomylnej interpretacji jeśli nie ma jej nieomylnego wyjaśnienia?

Dla ludzi dobrej woli wystarczy nieomylna interpretacja Pisma św. Dla ludzi, którym brak dobrej woli, na nic zda się nieomylna interpretacja nieomylnej interpretacji Pisma św.

Pastor Paweł Bartosik: Brak nieomylnej interpretacji np. Iliady Homera nie oznacza, że teraz nie jesteśmy w stanie dotrzeć do treści tej książki. Brak autorytatywnego interpretatora nie oznacza, że jesteśmy w beznadziejnej sytuacji. Wręcz przeciwnie. Bóg dał nam Słowo by prawdę OBJAWIĆ, a nie zakryć.
A jednak w Piśmie św. jest napisane, że dla niektórych ich interpretacja Pisma św. staje się dla nich przyczyną zguby (por. 2 P 3:16).

sobota, 21 kwietnia 2012

Mężczyzną i kobietą... nagich stworzył ich

Rdz 1, 26:„A wreszcie rzekł Bóg:‘Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam’”.

Nasz wielki i zróżnicowany kosmos — świat istot żyjących — wpisany jest w ojcostwo samego Boga jako w swój odwieczny pierwowzór (por. Ef 3, 14-16). Wpisany jest — oczywiście — na zasadzie rozległej analogii. Poprzez tę analogię, która wyraża się już na początku, w Księdze Rodzaju, dochodzimy do wyodrębnienia ludzkiego rodzicielstwa, a więc także ludzkiej rodziny. Kluczem do tego jest bardzo mocno uwydatniona w tym samym tekście zasada „obrazu” i „podobieństwa” Boga samego (por. Rdz 1, 26). Bóg stwarza mocą swego słowa: „Niechaj się stanie” (np. Rdz. 1, 3). Rzeczą znamienną jest, iż to stwórcze słowo Boga — w przypadku stworzenia człowieka — dopełnione jest zwrotem: „Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam” (Rdz 1, 26). Stwórca jak gdyby wchodził w siebie przed stworzeniem człowieka, szukając wzoru i natchnienia w tajemnicy swojego Bytu, która poniekąd już tutaj objawia się jako Boskie „My”. Z tej tajemnicy Bóg wyprowadza stwórczo ludzką istotę. Czytamy: „Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę” (Rdz 1, 27).

Do tych nowych istot Stwórca mówi, błogosławiąc: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną” (Rdz 1,28). Księga Rodzaju używa tych samych słów, co przy stworzeniu innych istot żyjących: „rozmnażajcie się” — równocześnie jednak ich sens analogiczny jest bardzo wyraźny. Czyż nie jest to właśnie analogia rodzenia i rodzicielstwa, którą trzeba odczytywać poprzez cały kontekst? Żadna z istot żyjących poza człowiekiem nie została stworzona „na obraz i podobieństwo Boga”. Ludzkie Rodzicielstwo jest biologicznie podobne do prokreacji innych istot żyjących w przyrodzie, ale istotowo jest „podobne” — ono jedno — do Boga samego. Takie właśnie rodzicielstwo stoi u podstaw rodziny jako ludzkiej wspólnoty życia: jako wspólnoty osób zjednoczonych w miłości (comunio personarum).

W świetle Nowego Testamentu widać wyraźnie, że odniesienia dla tej wspólnoty, jej pierwowzoru, należy szukać w Bogu samym. Zawiera się on w trynitarnej tajemnicy Jego Życia. Boskie „My” jest przedwiecznym prawzorem dla ludzkiego „my” — tego przede wszystkim, jakie mają stanowić mężczyzna i kobieta, stworzeni na obraz i podobieństwo Boga samego. Słowa Księgi Rodzaju zawierają prawdę o człowieku, której odpowiada najszerzej rozumiane doświadczenie ludzkości: człowiek jako mężczyzna i kobieta „od początku” — całe życie ludzkiej zbiorowości — wspólnoty, społeczności i społeczeństwa noszą znamię tej pierwotnej dwoistości. Stanowi o niej męskość i kobiecość poszczególnych osób, a każda wspólnota czy społeczność czerpie z tej dwoistości swą szczególną charakterystykę i szczególne bogactwo we wzajemnym dopełnianiu się osób. Zapis Księgi Rodzaju dotyczący dzieła stworzenia zdaje się mówić o tym nade wszystko, gdy stwierdza: „mężczyzną i kobietą stworzył ich” (por. Rdz 1,27). Jest to również pierwsze stwierdzenie jednakowej godności obojga: oboje na równi są osobami. Osobowa konstytucja obojga oraz osobowa godność jest „od początku” wyznacznikiem dobra wspólnego ludzkości w różnych wymiarach i zakresach. Do tego dobra wspólnego wnoszą oboje: mężczyzna i kobieta, właściwy sobie wkład. Dzięki temu dobro wspólne ludzi posiada u samych podstaw charakter komunijny i komplementarny zarazem.

***

„Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam” (Rdz 1, 26). Pamiętamy wszyscy tę piękną opowieść z Księgi Rodzaju, która ukazuje nam Boga tworzącego najwspanialsze ze swych dzieł. Posłuszny Jego słowu, znika pierwotny chaos; to właśnie słowo Boże porządkuje wszechświat, napełniając go światłem gwiazd i zaludniając wszelkiego rodzaju istotami żywymi. Następnie święty autor, jak gdyby uchylając zasłonę, podsłuchuje – rzec można –intymny dialog Stwórcy, sygnał wskazujący istnienie Bożej Rodziny, którym zamyka swą opowieść: „Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam” (Rdz 1, 26). Ażeby bardziej z bliska prześledzić tę opowieść i aby lepiej zrozumieć jej głęboki sens, zastanówmy się wspólnie nad trzema momentami obecnymi w świętym tekście. Przede wszystkim, drodzy bracia, tekst Księgi Rodzaju przedstawia człowieka, ludzkość, nas wszystkich, w myśli Boga, jako przedmiot Jego planów. Uczynieni zostaliśmy według niepowtarzalnego projektu, poczętego w nieskończonej mądrości: „Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam” (Rdz 1;26). Oto najwyższa przyczyna godności ludzkiej: jesteśmy wyrazem serca Boga Żywego, objawieniem się Jego odwiecznych planów, wedle których Bóg udziela się człowiekowi, czyni nas na swój obraz. Mężczyzna i kobieta, uczynieni na obraz i podobieństwo Boże, od początku pomyślani zostali tak, aby mogli rozwijać w czasie dialog miłości istniejący w sercu Boga i przekazywać Jego stwórcze słowo, źródło życia, tak jak według porównania św. Tomasza płomień pochodni przekazuje ogień, od którego zapala się pochodnię (por. Summa contra gentiles, II 46). Drugi moment – autor Księgi Rodzaju mówi nam o realizacji zamysłu Bożego dotyczącego człowieka: „Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę” (Rdz 1, 27). Instytucja wspólnoty małżeńskiej, zgodnie z planem Bożym, jest więc pierwszym zalążkiem, pierwszym wyrazem powołania człowieka na ziemi. Pierwsza wspólnota ludzka nosi w sobie wezwanie do jedności z Bogiem i do komunii osób. Miłość Boża zatem będzie znajdowała swe odbicie nie w samotności człowieka (por. Rdz 2, 19 nast.), ale w jego relacjach międzyosobowych, stając się zaproszeniem do dialogu z Bogiem i z innymi ludźmi. W tym to celu – i tu dochodzimy do trzeciego momentu biblijnej narracji – Stwórca błogosławi mężczyznę i kobietę. W tym błogosławieństwie zawiera się wyraz i znak stwórczej miłości. Miłość tworzy dobro i „raduje się z dobra”: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną” (Rdz 1, 28). Bóg, udzielając swego błogosławieństwa, zanim jeszcze obiecał parze ludzkiej objęcie ziemi w posiadani, obdarzył ją płodnością i powierzył jej misję prokreacji i przekazywania ziarna życia, jako owoc i znak małżeńskiej miłości. Na ową płodność miłości, dobro małżonków i potomstwa, trzeba patrzeć w świetle Bożej łaskawości, jako na odbicie obrazu Boga i znak stopniowego wzrastania we wspólnocie życia: „A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało” (Mt 19, 6). Opis owego najwspanialszego dnia stworzenia autor zamyka konkluzją: „Bóg widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre” (Rdz 1, 31).

***

Rdz 2, 25:„Chociaż mężczyzna i jego żona byli nadzy, nie odczuwali wobec siebie wstydu”.

Mężczyzna i kobieta widzą siebie (wedle Rdz 2, 25) jakby wzrokiem samej tajemnicy stworzenia - widzą siebie w ten sposób, zanim „poznają, że są nadzy”. Ich wzajemne widzenie jest nie tylko udziałem w „zewnętrznej” widzialności świata, ale ma wewnętrzny wymiar uczestnictwa w widzeniu samego Stwórcy - w tym widzeniu, o którym kilkakrotnie mówi tekst kapłański „widział Bóg, że było dobre [...], że było bardzo dobre” (Rdz 1, 31). Nagość oznacza całą prostotę i pełnię tego widzenia, poprzez które ujawnia się „czysta” wartość człowieka jako mężczyzny i kobiety, „czysta” wartość ciała i płci. Sytuacja - na którą pierwotne objawienie ciała, a w szczególności Rdz 2, 25 wskazuje tak zwięźle, a zarazem tak sugestywnie, nie zna wewnętrznego pęknięcia i przeciwstawienia pomiędzy tym, co duchowe, a tym, co zmysłowe, tak jak nie wykazuje pęknięcia i przeciwstawienia pomiędzy tym, co po ludzku osobowe, a tym, co w człowieku stanowi płeć: co męskie i kobiece.

Widząc siebie wzajemnie jakby wzrokiem samej tajemnicy stworzenia, mężczyzna i kobieta widzą siebie tym pełniej i wyraziściej samym zmysłem wzroku: oczyma ciała. Widzą bowiem i ogarniają siebie z całym pokojem l wewnętrznego wejrzenia, który właśnie stwarza pełnię osobowej intymności. Jeśli „wstyd” niesie z sobą swoiste ograniczenie widzenia oczyma ciała, to dzieje się to przede wszystkim na gruncie zachwianej i jakby „zagrożonej” osobowej intymności. Wedle Rdz 2, 25 mężczyzna i kobieta „nie doznają wobec siebie wstydu”; widząc i ogarniając siebie z całym pokojem wewnętrznego wejrzenia, „komunikują” w pełni człowieczeństwa, które objawia się w nich jako wzajemnie dopełnione właśnie dlatego, że jest „męskie” i „kobiece”. A zarazem „komunikują” na gruncie tej komunii osób, w której poprzez swą kobiecość i męskość stają się wzajemnym darem dla siebie. W ten sposób osiągają we wzajemności szczególne poczucie sensu swego ciała. Pierwotne znaczenie nagości odpowiada takiej prostocie i pełni widzenia, w której poczucie sensu ciała rodzi się jakby w samym sercu ich wspólnoty – komunii. Nazwiemy je „oblubieńczym”. Mężczyzna i kobieta w Rdz 2, 23-25 wyłaniają się u samego „początku” z takim właśnie poczuciem sensu swego ciała. To też zasługuje teraz na pogłębioną analizę.

Jeśli opis stworzenia człowieka w obu swych wersjach, jahwistycznej i kapłańskiej, pozwala nam ustalić pierwotne znaczenie samotności, jedności i nagości, to tym samym pozwala odnaleźć się na terenie adekwatnej antropologii, która stara się rozumieć i tłumaczyć człowieka w tym, co istotowo ludzkie.

Teksty biblijne zawierają w sobie zasadnicze elementy takiej właśnie antropologii, odsłaniające się w teologicznym kontekście „obrazu Boga”. To pojęcie kryje w sobie sam rdzeń prawdy o człowieku, objawionej poprzez ów „początek”, do którego odwołał się Chrystus w rozmowie z faryzeuszami (por. Mt 19, 3-9), mówiąc o stworzeniu człowieka jako mężczyzny i kobiety. Trzeba pamiętać, iż wszystkie analizy, jakie tutaj podejmujemy, bodaj pośrednio nawiązują do tych właśnie Jego słów. Człowiek, którego Bóg stworzył „mężczyzną i niewiastą”, jest obrazem Bożym wyrażonym w ciele „od początku”, przy czym mężczyzna i kobieta stanowią jakby dwa różne sposoby ludzkiego „bycia ciałem” w jedności tego obrazu.

Wypada nam teraz jeszcze raz zwrócić się do tych zasadniczych słów, którymi posługuje się Chrystus, do słowa „stworzył” oraz do podmiotu “Stwórca”, wprowadzając w dotychczasowy tok naszych rozważań nowy wymiar, nową zasadę rozumienia i tłumaczenia, którą określimy jako „hermeneutykę daru”. Wymiar daru stanowi o istotnej prawdzie i głębi znaczenia pierwotnej samotności, jedności i nagości. On też leży w samym sercu tajemnicy stworzenia, która pozwala nam budować teologię ciała „od początku”, ale też domaga się, abyśmy tak ją właśnie budowali.

Słowo „stworzył” w ustach Chrystusa zawiera tę samą prawdę, którą odczytujemy w Księdze Rodzaju. Pierwszy opis stworzenie powtarza to słowo wielokrotnie od Rdz 1, 1 („Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię”), aż do Rdz 1, 27 („stworzył [...] człowieka na [...] obraz Boży”) 20). Bóg objawia siebie przede wszystkim jako Stwórcę. Chrystus odwołuje się do tego podstawowego objawienia utrwalonego w Księdze Rodzaju. Pojęcie stworzenia ma tam nie tylko swą metafizyczną, ale na wskroś teologiczną głębię. Stwórca to Ten, który „powołuje do istnienia z nicości”, który „ustanawia w bycie” świat i człowieka w świecie, dlatego że „jest miłością” (1 J 4, 8.16).

Wprawdzie tego wyrażenia „Bóg jest miłością” nie znajdujemy w samym opisie stworzenia, niemniej opis ów wielokrotnie powtarza: „widział Bóg, że było dobre [...], że było bardzo dobre” (Rdz 1,4. 10.12.18.21.25.31). Poprzez te słowa odsłania się droga do miłości jako Boskiego motywu stworzenia, jako jego źródła, z którego ono się wywodzi. Tylko miłość bowiem daje początek dobru i „raduje się, dobrem” (por. l Kor 13). Dlatego stworzenie jako działanie Boże oznacza nie tylko powołanie do istnienia z nicości i ustanowienie byt u świata i człowieka w świecie, oznacza ono zarazem wedle opisu (bereszit bara, Rdz 1, 1) obdarowanie, i to obdarowanie podstawowe i „radykalne”, w którym dar pochodzi z nicości.

Lektura pierwszych rozdziałów Księgi Rodzaju wprowadza nas w tajemnicę stworzenia, czyli zaistnienia świata z woli Boga, który jest wszechmocą i miłością. Wobec tego każde stworzenie nosi w sobie znamię daru, jako najbardziej pierwotne i podstawowe. Równocześnie jednak pojęcie „obdarowania” nie może być odniesione do nicości. Wskazuje ono na obdarowującego i obdarowanego oraz na relację, jaka pomiędzy nimi powstaje. Otóż relacja ta wyłania się w opisie stworzenia wraz ze stworzeniem człowieka. O tej relacji mówi przede wszystkim zwrot: „Stworzył więc Bóg człowieka [...] na obraz Boży go stworzył” (Rdz 1, 27). W opisie stworzenia świata widzialnego obdarowanie ma sens tylko ze względu na człowieka. O nim tylko w całym dziele stworzenia należy myśleć jako o obdarowanym: świat widzialny jest stworzony „dla niego”. (Jan Paweł II, Komentarz do ksiąg Starego Testamentu, str. 12-14; 36-38).

czwartek, 19 kwietnia 2012

Niebo

„Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię”. (Rdz 1, 1 BT)

*********

„Gdy w języku biblijnym «niebo» występuje w połączeniu z «ziemią», oznacza część wszechświata. W opisie stworzenia Pismo Święte stwierdza: «Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię» (Rdz 1, 1). W sensie metaforycznym niebo pojmowane jest jako mieszkanie Boga, który tym odróżnia się od ludzi (por. Ps 104 [103], 2 n.; 115 [113 B], 16; Iz 66, 1). Spogląda z wysokości niebios i osądza (por. Ps 113 [112], 4-9) oraz zstępuje, gdy człowiek Go przywołuje (por. Ps 18 [17], 7. 10; 144 [143], 5). Jednakże metafora biblijna daje jasno do zrozumienia, że Bóg nie utożsamia się z niebem, nie można też ograniczać Jego obecności do nieba (por. 1 Krl 8, 27); jest to prawda, chociaż w niektórych fragmentach Pierwszej Księgi Machabejskiej «Niebo» występuje po prostu jako imię Boga (3, 18. 19. 50. 60; 4, 24. 55).

Niebo przedstawiane jest jako transcendentne mieszkanie żywego Boga, a ponadto jako miejsce, do którego dzięki łasce mogą wstąpić również wierzący, co poświadcza w Starym Testamencie historia Henocha (por. Rdz 5, 24) oraz Eliasza (por. 2 Krl 2, 11). Niebo staje się zatem figurą życia w Bogu. W tym sensie Jezus mówi o «nagrodzie w niebie» (Mt 5, 12) i zachęca do «gromadzenia skarbów w niebie» (Mt 6, 20; por. 19, 21).

Nowy Testament pogłębia ideę nieba również w odniesieniu do tajemnicy Chrystusa. Aby ukazać, że ofiara Odkupiciela ma wartość doskonałą i ostateczną, List do Hebrajczyków stwierdza, iż Jezus «przeszedł przez niebiosa» (4, 14) i «wszedł nie do świątyni, zbudowanej rękami ludzkimi, będącej odbiciem prawdziwej [świątyni], ale do samego nieba» (9, 24). Ponadto wierzący, jako umiłowani w sposób szczególny przez Ojca, zmartwychwstają wraz z Chrystusem i stają się obywatelami nieba. Warto posłuchać, co mówi na ten temat apostoł Paweł w słowach pełnych głębokiej treści: «Bóg, będąc bogaty w miłosierdzie, przez wielką swą miłość, jaką nas umiłował, i to nas, umarłych na skutek występków, razem z Chrystusem przywrócił do życia. Łaską bowiem jesteście zbawieni. Razem też wskrzesił i razem posadził na wyżynach niebieskich — w Chrystusie Jezusie, aby w nadchodzących wiekach przemożne bogactwo Jego łaski wykazać na przykładzie dobroci względem nas, w Chrystusie Jezusie» (Ef 2, 4-7). Stworzenia doświadczają ojcostwa Boga, bogatego w miłosierdzie, poprzez miłość Syna Bożego, ukrzyżowanego i zmartwychwstałego, który jako Pan zasiada na niebiosach po prawicy Ojca.

Kiedy zatem po zakończeniu naszej ziemskiej drogi dostępujemy udziału w pełni życia z Ojcem, urzeczywistnia się to przez włączenie w misterium paschalne Chrystusa. Św. Paweł, posługując się przestrzennym obrazem, bardzo wyraziście ukazuje to nasze zmierzanie do Chrystusa w niebiosach przy końcu czasów: «Potem my, żywi i pozostawieni, wraz z nimi będziemy porwani w powietrze, na obłoki naprzeciw Pana, i w ten sposób zawsze będziemy z Panem. Przeto wzajemnie się pocieszajcie tymi słowami!»" (1 Tes 4, 17-18). (Jan Paweł II, „Komentarz do ksiąg Starego Testamentu”)

sobota, 14 kwietnia 2012

Hermenutyka biblijna pastora Pawła Bartosika (2)

Po raz drugi już pastor Paweł Bartosik umieścił na Frondzie tekst pt.: „Boże ikony zamiast ludzkich (coś o kulcie obrazów)”. Jest to ten sam tekst, który umieścił na swoim blogu. Można się domyślać, że przesłanie tego tekstu jest dla niego bardzo ważne, i bardzo mu zależy, aby dotarło do wszystkich odwiedzających Frondę. Skoro tak, to tym bardziej zasługuje na poważne potraktowanie, czyli na (drugą) odpowiedź. Oto ona:

Na wstępie kalwinista przytacza fragment z Księgi Wyjścia:

Księga Wyjścia 20,4-6 (BT) (4) Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią! (5) Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył, ponieważ Ja Pan, twój Bóg, jestem Bogiem zazdrosnym, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia względem tych, którzy Mnie nienawidzą. (6) Okazuję zaś łaskę aż do tysiącznego pokolenia tym, którzy Mnie miłują i przestrzegają moich przykazań.

Zaraz w następnym zdaniu, komentując przytoczone wersety biblijne, stwierdza:

Bóg zakazał nam uwielbienia Go poprzez używanie różnych obrazów, ikon czy to wyrzeźbionych czy namalowanych.


Nieprawda pastorze! Pan Bóg nie mówi tu o zakazie uwielbiania Go poprzez używanie różnych obrazów, ikon, itp. Jest to wczytywanie Twoich wyobrażeń w tekst biblijny. W cytowanym przez Ciebie tekście mowa o dwóch rzeczach:

1. O zakazie sporządzania wszelkich podobizn (nie wolno czynić ani tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani, co jest w wodach pod ziemią!)

2. O zakazie oddawania im pokłonu i służenia im.

Żeby zrozumieć wymowę dowolnego tekstu biblijnego trzeba go odczytać w kontekście: najpierw bliższym, później dalszym. Zacznijmy od tego ostatniego.

Na innym miejscu w Piśmie św. jest napisane: "Wtedy rzekł Pan do Mojżesza: «Sporządź węża i umieść go na wysokim palu; wtedy każdy ukąszony, jeśli tylko spojrzy na niego, zostanie przy życiu»." (Lb 21, 8)?

Gdzie indziej czytamy o tym, że Pan Bóg przez Mojżesza nakazał sporządzić cheruby i umieścić nad Arką Przymierza (Wj 25, 17-20).

Co więcej: Na innym miejscu jest napisane, że Jozue upadł na twarz przed Arką Przymierza (Joz 7:6) i to zachowanie nie zostało w żaden sposób zganione.

Skoro tak, to wydaje się, że Pan Bóg sobie zaprzecza. Bo oto w jednym fragmencie mówi On o tym, że nie wolno sporządzać czegokolwiek, co jest w niebie, na ziemi czy pod ziemią, a w innym nie tylko zezwala na to, ale nawet poleca to uczynić. Jak to wyjaśnić? Jak więc pogodzić tą pozorną sprzeczność? Odczytaniem w kontekście. Wiersze 4-6 powyższego tekstu trzeba odczytać razem z w. 3.

"Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie! Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią! Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył, ponieważ Ja Pan, twój Bóg, jestem Bogiem zazdrosnym, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia względem tych, którzy Mnie nienawidzą. Okazuję zaś łaskę aż do tysiącznego pokolenia tym, którzy Mnie miłują i przestrzegają moich przykazań." (Wj 20, 3-6)

Sporządzenie węża miedzianego nie było grzechem, bo nie było sporządzaniem podobizny obcego bóstwa. Sporządzenie Arki Przymierza i cherubów na niej nie było złamaniem Bożego przykazania z tego samego powodu: nie było to rzeźbienie obcego boga. Nawet składanie ofiar w obecności Arki ani padanie na twarz przed Arką nie było złamaniem Bożego przykazania, ponieważ Arka była swego rodzaju sakramentem Bożej obecności wśród Izraela.

A jeśli chodzi o Twoją interpretację, to nie rozumiem, dlaczego w cytowanej wypowiedzi jeden werset bierzesz przenoście, a zaraz następny w tej samej wypowiedzi dosłownie. Nie rozumiem hermeneutyki biblijnej, którą stosujesz. Przecież Ten, który w Wj 20, 5 mówi: "Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył (...)", jest Tym samym, który także mówi w poprzedzającym wersecie: "Nie będziesz czynił ŻADNEJ rzeźby ani ŻADNEGO obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią!"

Myślę, że dobrze będzie pokazać błąd pastora na przykładzie. Hermeneutyka biblijna pastora Pawła Bartosika jest podobna do tej ...stosowanej przez świadków Jehowy w ich interpretacji początkowych wersów rozdziału siódmego Księgi Apokalipsy, co zostało ukazane na tym filmie, do którego poniżej podaję link. To, co mam na myśli, zaczyna się w 22 min. i 49 sek., ale dobrze jest zacząć trochę wcześniej przynajmniej od 20 minuty, aby lepiej rozumieć kontekst. Jest to film nagrany przez protestantów, prawdopodobnie przez baptystów, którzy tak jak Paweł Bartosik uznają "sola Scriptura".

Świadkowie Jehowy odchodzą

czwartek, 12 kwietnia 2012

Chesterton o ikonoklazmie

„(…) Jest mi bardzo trudno traktować poważnie niektóre z twierdzeń protestantów. Co może sobie pomyśleć ktoś z zewnątrz o ciągłym oskarżaniu katolickich tradycji o to, że są sprzeczne z Biblią? Udowadnia się to za pomocą całej masy postawionych na głowie argumentów, których sensu nigdy nie potrafiłem zrozumieć. Zwykły rozsądny sceptyk lub poganin stojący na ulicy (w wyjątkowej roli człowieka z ulicy) widzi przechodzącą obok procesję. Idą w niej kapłani jakiejś dziwnej religii, niosąc obiekt kultu poda baldachimem. Niektórzy mają ozdobne nakrycia głowy i niosą symboliczne laski, inni niosą święte pisma i zwoje, inni święte obrazy i zapalone świece, jeszcze inni święte relikwie w szkatułkach lub skrzynkach i tak dalej. Potrafiłbym zrozumieć naszego obserwatora, gdyby powiedział: „To wszystko jest hokus-pokus”. Potrafiłbym go nawet zrozumieć, gdyby zirytowany zakłócił procesję, rzucił obrazami o ziemię, podarł pisma i obrócił się przeciw kapłanom oraz wszystkiemu, co wiąże się z ich religią. Mógłbym zrozumieć, gdyby powiedział: „Wasze pastorały to bzdura, wasze świece to bzdura, wasze figury, pisma i relikwie i cała reszta to bzdura”. Cóż jednak mogłoby go skłonić, by nagle spośród tego wszystkiego wybrał właśnie księgę (która zawsze należała do rzeczonej grupy i była częścią ich, jak to określił, hokus-pokus); dlaczego ów przeciętny człowiek miałby uważać, że ta akurat księga nie jest bzdurą, ale jedną jedyną prawdą, która potępi wszystko pozostałe? Dlaczego cześć oddawana podczas procesji księdze miałaby nie być zabobonem, tak jak cześć oddawana obrazom? Czemu nie uznać, że zgodnie z zasadami tej wiary tak samo sensowne będzie zachowanie figur jak i ksiąg? Powiedzieć kapłanom: „Wasze figury kłócą się z waszymi pismami, więc będziemy czcić tylko część waszych świętych przedmiotów, a resztę zniszczymy” nie ma sensu z żadnego punktu widzenia, zwłaszcza przeciętnego człowieka". ("Kościół katolicki i konwersja", str. 39-41)

wtorek, 10 kwietnia 2012

Kościół, a Biblia

Znany konwertyta Roman Brandstaetter napisał znamienne słowa:

„Będziesz Biblię nieustannie czytał. Będziesz ją kochał więcej niż rodziców. Więcej niż mnie. Nigdy się z nią nie rozstaniesz. A gdy zestarzejesz się, dojdziesz do przekonania, że wszystkie książki, jakie przeczytałeś w życiu, są tylko nieudolnym komentarzem do tej jedynej Księgi.”


W jego książce „Krąg biblijny” jest też „Lament nieczytanej Biblii”. Autor nadaje Biblii cechy ludzkie. Biblia skarży się na jej właściciela, który ją kupił, cały czas miał ją bardzo blisko siebie, bo na półce, ale nigdy nie sięgnął po nią. Był tak blisko, a jednak ta bliskość Biblii nie stała się dla niego źródłem pociechy i nie przyniosła mu żadnego pożytku.

W „Hymnie do Biblii” nazywał ją swoją „ojczyzną”, „stolicą Pana”, „Matką ukrzyżowanego Mesjasza”, prosił ją o modlitwę... Pod koniec jednak utworu pisze o niej, że będzie trwać do Dnia Ostatecznego, a potem …wróci za góry Moabu:

„Która trwać będziesz do końca czasów,
Aż w Dniu Ostatecznym,
Wyznaczonym i utwierdzonym,
Wrócisz za góry Moabu
I za wydmy pustynne,
Tam gdzie przebywałaś przed Stworzeniem,
Gdy nic jeszcze nie było stworzone,
Do miejsca bez miejsca,
Do czasu bez czasu…”


Tak, Pismo św., chociaż zawiera Objawienie Boże w sposób bardziej intensywny niż jakakolwiek inna rzeczywistość, w Dniu Ostatecznym stanie się niepotrzebne. Podobnie zresztą jak Eucharystia: Chociaż w Komunii św. Pan jest obecny Ciałem i Krwią, duszą i ciałem, człowieczeństwem i bóstwem, to jednak ten rodzaj obecności stanie się niepotrzebny, kiedy zbawieni zobaczą Go takim, jakim jest – twarzą w twarz. Tak samo świątynia jest czymś ważnym, ale w niebie nie będzie już potrzebna; to Pan będzie świątynią dla zbawionych.

A Kościół? Pod względem trwałości przewyższa Biblię i sakramenty, które łącznie z Najświętszym Sakramentem w niebie staną się niepotrzebne. Kościół – Oblubienica Pana będzie trwać na wieki. Nie przyjdzie taki czas, że się zestarzeje czy stanie się niepotrzebna. Przeciwnie – właśnie w Dniu Ostatecznym zajaśnieje w całym swoim blasku i przepychu. Pan stawi ją przed sobą bez zmarszczki czy jakiejkolwiek zmazy (por. Ef 5:25-27).

Apokalipsa – oznacza „odsłonięcie”. Chodzi o odsłonięcie welonu przez panią młodą w dniu zaślubin z oblubieńcem. Odnosi się do Kościoła, który w obrazie doskonałej piękności Nowego Jeruzalem zstępuje od Boga na Gody Baranka:

„Weselmy się i radujmy, i dajmy Mu chwałę, bo nadeszły Gody Baranka, a Jego Małżonka się przystroiła, i dano jej oblec bisior lśniący i czysty» - bisior bowiem oznacza czyny sprawiedliwe świętych”. (Ap 19:7-8 BT).

Gody Baranka – to Eucharystia, w której wierni łączą się ze swoim Oblubieńcem tak ściśle, że stają się jednym ciałem. Teraz przez przyjmowanie Pana obecnego w znakach chleba i wina, które w niebie staną się niepotrzebne, bo tam nie będziemy potrzebować żadnych znaków.

Pan Jezus identyfikuje się ze swoją Oblubienicą, tak ściśle, że staje się z nią jednym ciałem. Ta jedność została zapowiedziana już w Raju: „Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem” (Rdz 2:24 BT). Te słowa odnoszą się do zjednoczenia małżeńskiego mężczyzny i kobiety, ale zgodnie z interpretację Apostoła Narodów, te słowa znajdują doskonałe wypełnienie w zjednoczeniu Chrystusa ze swoją Oblubienicą – Kościołem.

W Liście do Efezjan mowa o tym, że kobieta i mężczyzna stają się jednym ciałem. Paweł nakazuje mężczyznom kochać swoje żony, jak swoje własne ciało. Gdzie indziej napisał to właśnie o Kościele, że jest …Ciałem Chrystusa (por. Kol 1:24).

Tak, jak rodzina ludzka jest tylko obrazem czy cieniem Trójcy Świętej, tak samo zjednoczenie mężczyzny i kobiety w małżeństwie jest tylko obrazem zjednoczenia Chrystusa ze swoim Kościołem:

„Mężowie miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić, oczyściwszy obmyciem wodą, któremu towarzyszy słowo, aby osobiście stawić przed sobą Kościół jako chwalebny, nie mający skazy czy zmarszczki, czy czegoś podobnego, lecz aby był święty i nieskalany. Mężowie powinni miłować swoje żony, tak jak własne ciało. Kto miłuje swoją żonę, siebie samego miłuje. Przecież nigdy nikt nie odnosił się z nienawiścią do własnego ciała, lecz każdy je żywi i pielęgnuje, jak i Chrystus - Kościół, bo jesteśmy członkami Jego Ciała. Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, a połączy się z żoną swoją, i będą dwoje jednym ciałem. Tajemnica to wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła.” (Ef 5:25-32 BT)

Przyjdzie czas, że Biblia przeminie, ale nigdy nie przeminie czas Kościoła. Bo jest Oblubienicą nieśmiertelnego Oblubieńca, z którym została połączona w nierozerwalnej i wiecznej jedności.

niedziela, 8 kwietnia 2012

'Miłość potężna jak śmierć'

Słowa zamieszczone w tytule pochodzą z Pieśni nad Pieśniami - biblijnej Księgi przypisywanej Salomonowi: „...jak śmierć potężna jest miłość, a zazdrość jej nieprzejednana jak Szeol, żar jej to żar ognia, płomień Pański”. (8:6 BT). Te słowa zajmowały mnie i zajmują do dzisiaj. Jakie jest ich znaczenie? Co to znaczy, że „miłość jest potężna jak śmierć“? Na pewno na wiele sposobów można tłumaczyć to zdanie. Ale sądzę, że najgłębszy sens te słowa znajdują w kontekście zmartwychwstania Chrystusa. Pomocą w odkryciu tego sensu były dla mnie dzieła obecnego Ojca św. Benedykta XVI napisane w czasie, kiedy jeszcze był kardynałem.

Człowiek jest istotą wyjątkową. Więcej: jest istotą paradoksalną: z jednej strony jest ograniczony na wiele sposobów, w tym także jest ograniczony czasem życia na ziemi, a z drugiej strony każdy z nas nosi w sobie nieskończone pragnienia, w tym także pragnienie nieśmiertelności. I dlatego życie człowieka jest skierowane ku przyszłości.

Kard. Józef Ratzinger w jednej ze swoich książek opisał pewne wydarzenie. Jednej z rozgłośni radiowej udało się doskonale upozorować katastrofę końca świata. Przekaz okazał się tak wiarygodny, że wielu słuchaczy popełniło samobójstwo. Ci ludzie odebrali sobie życie, ...aby nie musieć umierać. Targnęli się na swoje własne życie, ponieważ nie widzieli przed sobą żadnej przyszłości. Człowiek pozbawiony nadziei dalszego życia nie może egzystować. Bo jest w nim pragnienie życia i to życia, które się nie kończy.

To pragnienie wyraziło się w podwójny sposób w historii narodów. Najpierw jest to dalsze życie w swoich dzieciach i dalszych potomkach. Jednak dość szybko człowiek odkrywa, że życie w dzieciach i wnukach nie jest jego własnym życiem. Wtedy ucieka do pomysłu sławy, które uczyniłaby go rzeczywiście nieśmiertelnym. Ale i ta próba kończy się tak samo, jak pierwsza. W sławie nie żyje on sam, ale raczej echo jego istnienia. Życie w potomkach czy też sława u potomnych to jakieś formy życia w innych. A człowiek nie tyle chce żyć w innych, ile pragnie żyć swoim życiem. I jest coś złego w tym, kiedy człowiek żyje raczej życiem innych, niż swoim. Dzieje się tak na przykład, kiedy ktoś utożsamia się z życiem postaci seriali telewizyjnych czy tzw. „gwiazd” kina czy piosenki.

Rzeczywistą odpowiedzią na tęsknotę obecną w sercu człowieka jest dopiero zmartwychwstanie Chrystusa. W Nim miłość i życie stają się silniejsze od śmierci. Bowiem życie Chrystusa i potęga Jego miłości pokonują śmierć. „O śmierci, gdzie jest twój oścień?” - pyta Apostoł. Wraz ze zmartwychwstaniem Chrystusa, także my otrzymaliśmy możliwość przezwyciężenia naszej śmiertelności; została nam dana możliwość wiecznego życia w Nim i z Nim. W Chrystusie? A więc nie w nas samych? Tak, możemy żyć wiecznie z Chrystusem i w Chrystusie, ale to nie jest równoznaczne z rozpłynięciem się w jakieś bezosobowości. Wręcz przeciwnie. Pełnia życia w Bogu i w Chrystusie oznacza zarazem zachowanie swojej własnej tożsamości, czyli życia w sobie samym. Bo Bóg jest Miłością, a miłość nie pragnie zawładnąć kochanym, ale oddać mu siebie i uczynić szczęśliwym. Bóg udzielając się kochanemu - ocala i zachowuje; On jest Miłością silniejszą od śmierci.

sobota, 7 kwietnia 2012

Starożytna homilia na Świętą i Wielką Sobotę

Co się stało? Wielka cisza spowiła ziemię; wielka na niej cisza i pustka. Cisza wielka, bo Król zasnął. Ziemia się przelękła i zamilkła, bo Bóg zasnął w ludzkim ciele, a wzbudził tych, którzy spali od wieków. Bóg umarł w ciele, a poruszył Otchłań.

Idzie, aby odnaleźć pierwszego człowieka, jak zgubioną owieczkę.

Pragnie nawiedzić tych, którzy siedzą zupełnie pogrążeni w cieniu śmierci; aby wyzwolić z bólów niewolnika Adama, a wraz z nim niewolnicę Ewę, idzie On, który jest ich Bogiem i synem Ewy.

Przyszedł więc do nich Pan, trzymając w ręku zwycięski oręż krzyża. Ujrzawszy Go praojciec Adam, pełen zdumienia, uderzył się w piersi i zawołał do wszystkich: "Pan mój z nami wszystkimi!" I odrzekł Chrystus Adamowi: "I z duchem twoim!" A pochwyciwszy go za rękę, podniósł go mówiąc: "Zbudź się, o śpiący, i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus.

Oto Ja, twój Bóg, który dla ciebie stałem się twoim synem. Oto teraz mówię tobie i wszystkim, którzy będą twoimi synami, i moją władzą rozkazuję wszystkim, którzy są w okowach: Wyjdźcie! A tym, którzy są w ciemnościach, powiadam: Niech zajaśnieje wam światło! Tym zaś, którzy zasnęli, rozkazuję: Powstańcie!

Tobie, Adamie, rozkazuję: Zbudź się, który śpisz! Nie po to bowiem cię stworzyłem, abyś pozostawał spętany w Otchłani. Powstań z martwych, albowiem jestem życiem umarłych. Powstań ty, który jesteś dziełem rąk moich. Powstań ty, który jesteś moim obrazem uczynionym na moje podobieństwo. Powstań, wyjdźmy stąd! Ty bowiem jesteś we Mnie, a Ja w tobie, jako jedna i niepodzielna osoba.

Dla ciebie Ja, twój Bóg, stałem się twoim synem. Dla ciebie Ja, Pan, przybrałem postać sługi. Dla ciebie Ja, który jestem ponad niebiosami, przyszedłem na ziemię i zstąpiłem w jej głębiny. Dla ciebie, człowieka, stałem się jako człowiek bezsilny, lecz wolny pośród umarłych. Dla ciebie, który porzuciłeś ogród rajski, Ja w ogrodzie oliwnym zostałem wydany Żydom i ukrzyżowany w ogrodzie.

Przypatrz się mojej twarzy dla ciebie oplutej, bym mógł ci przywrócić ducha, którego niegdyś tchnąłem w ciebie. Zobacz na moim obliczu ślady uderzeń, które zniosłem, aby na twoim zeszpeconym obliczu przywrócić mój obraz.

Spójrz na moje plecy przeorane razami, które wycierpiałem, aby z twoich ramion zdjąć ciężar grzechów przytłaczających ciebie. Obejrzyj moje ręce tak mocno przybite do drzewa za ciebie, który niegdyś przewrotnie wyciągnąłeś swą rękę do drzewa.

Snem śmierci zasnąłem na krzyżu i włócznia przebiła mój bok za ciebie, który usnąłeś w raju i z twojego boku wydałeś Ewę, a ta moja rana uzdrowiła twoje zranienie. Sen mej śmierci wywiedzie cię ze snu Otchłani. Cios zadany Mi włócznią złamał włócznię skierowaną przeciw tobie.

Powstań, pójdźmy stąd! Niegdyś szatan wywiódł cię z rajskiej ziemi, Ja zaś wprowadzę ciebie już nie do raju, lecz na tron niebiański. Zakazano ci dostępu do drzewa będącego obrazem życia, ale Ja, który jestem życiem, oddaję się tobie. Przykazałem aniołom, aby cię strzegli tak, jak słudzy, teraz zaś sprawię, że będą ci oddawać cześć taką, jaka należy się Bogu.

Gotowy już jest niebiański tron, w pogotowiu czekają słudzy, już wzniesiono salę godową, jedzenie zastawione, przyozdobione wieczne mieszkanie, skarby dóbr wiekuistych są otwarte, a królestwo niebieskie, przygotowane od założenia świata, już otwarte".

piątek, 6 kwietnia 2012

'Wykonało się'

Mój ostatni wpis traktował o słowach Pana: „Oto Matka twoja”, „Oto syn Twój” wypowiedzianych przez umierającego Pana na Krzyżu. Dzisiaj chcę zatrzymać się nad znaczeniem ostatnich Jego słów: „Wykonało się”. Zaraz potem, jak zaznacza Ewangelista, Pan wyzionął ducha. Św. Jan pisze o tym w ten sposób:

„A gdy Jezus skosztował octu, rzekł: «Wykonało się!» I skłoniwszy głowę oddał ducha”.
(J 19:28-30 BT)

Co się dokonało? Nasze zbawienie? Ale św. Paweł w Liście do Rzymian pisze:

„On to został wydany za nasze grzechy i wskrzeszony z martwych dla naszego usprawiedliwienia”. (Rz 4:25 BT)

Do dokonania się naszego zbawienia potrzebna była nie tylko śmierć Chrystusa, ale także Jego zmartwychwstanie. Bo gdyby Chrystus nie zmartwychwstał, daremna i próżna byłaby nasza wiara.

Zatem do pełni zbawienia potrzebne było zmartwychwstanie. Ale nie sądzę, że powinniśmy przeciwstawiać ukrzyżowanie i śmierć Pana – Jego zmartwychwstaniu. Śmierć i zmartwychwstanie to jakby dwie strony tej samej monety lub dwa akty jednego dramatu. Pan Jezus umarł jako człowiek (bo Bóg jest nieśmiertelny – Bóg nie może umrzeć), ale zmartwychwstał mocą Bożą – czyli jako Bóg, bo człowiek nie ma mocy przywrócić życia ani sobie, ani drugiemu. Stąd wniosek, że nasz Zbawca musiał był i prawdziwym Bogiem i prawdziwym Człowiekiem, aby być zdolnym do dokonania naszego odkupienia: z jednej strony do cierpienia i śmierci, a z drugiej do zmartwychwstania swoją mocą.

Na krzyżu dokonała się Męka i Śmierć – czyli wszystko, co było potrzebne dla naszego zbawienia ze strony Chrystusa – jako Człowieka. Ale znaczenie Jego słów „wykonało się” wypowiedzianych tuż przed śmiercią nie wyczerpuje się na tym fakcie.

Żeby odkryć pełny sens słów Pana trzeba zwrócić uwagę na kontekst, w jakim zostały wypowiedziane. Pan wyrzekł ostatnie słowa „Wykonało się” po tym, jak skosztował octu. Czy to ma jakieś znaczenie? Tak, jest to bardzo ważny szczegół. Ale żeby odkryć znaczenie tego szczegółu, musimy cofnąć się do Wieczernika, czyli tam, gdzie Pan spożył ze swoimi uczniami Ostatnią Wieczerzę.

W wielkim skrócie: Ostatnia Wieczerza była odprawiona jako żydowska Pascha. W czasie sprawowania żydowskiej Paschy, zgodnie z tradycją, jej uczestnicy musieli wypić cztery kielicha wina. Ewangelia mówi nam tylko o dwóch: o pierwszym i o trzecim. Czytamy o tym u Łukasza:

Wtedy rzekł do nich: «Gorąco pragnąłem spożyć Paschę z wami, zanim będę cierpiał. (…) Potem wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie rzekł: «Weźcie go i podzielcie między siebie; albowiem powiadam wam: odtąd nie będę już pił z owocu winnego krzewu, aż przyjdzie królestwo Boże». (Łk 22:15.17-18 BT)

(Oczywiście, podkreślenie ostatniej części cytowanego zdania pochodzi ode mnie. Zapamiętajmy sobie to wyrażenie.) Tu jest wspomniany pierwszy kielich. I trochę dalej jest mowa o trzecim:

(…) Tak samo i kielich po wieczerzy, mówiąc: «Ten kielich to Nowe Przymierze we Krwi mojej, która za was będzie wylana.
(Łk 22:20 BT)

Pierwszy i trzeci kielich były najważniejsze. Pierwszy kielich – konsekrował cały rytuał. Trzeci kielich – zwany „kielichem błogosławieństwa” – to właśnie ten kielich posłużył Panu do ustanowienia Eucharystii. Kielich błogosławieństwa, który błogosławimy, czy nie jest udziałem we Krwi Chrystusa? (1 Kor 10:16 BT).

Nie ma wzmianki o drugim, ani o czwartym. Wszyscy Ewangeliści zgodnie podają, że po odśpiewaniu Hymnu, czyli właśnie wtedy, kiedy powinien zostać wypity czwarty kielich, Pan Jezus ze swoim uczniami wyszli z Wieczernika i udali się ku Górze Oliwnej.

Opuszczenie czwartego kielicha można porównać do sytuacji, w której kapłan odprawiający Mszę św. wraz z wiernymi wychodzi po Komunii św. z kościoła. Bez zakończenia Mszy św. Bez udzielenia błogosławieństwa. Podobnie Pan Jezus opuszczając czwarty kielich nie zakończył Paschy. Dlaczego? Jedni starają się to wytłumaczyć Jego ogromnym napięciem emocjonalnym wynikającym ze świadomości oczekującej Go męki, które rzekomo było powodem tego opuszczenia. Ale nie jest dobre tłumaczenie, ponieważ Pan powiedział: „Albowiem powiadam wam: odtąd nie będę już pił z owocu winnego krzewu, aż przyjdzie królestwo Boże».” Słowa „albowiem powiadam wam” są uroczystą przysięgą. Pan nie tylko nie wypił czwartego kielicha, ale zobowiązał się, że go nie wypije, „aż przyjdzie królestwo Boże”.

Według wielu komentatorów, słowa Pana Jezusa znajdują wypełnienie dopiero w niebie, tam gdzie On już nowy, bo w uwielbionym ciele, zmartwychwstałym, jest gospodarzem na uczcie dla zbawionych. Wydaje się słusznym interpretować w ten sposób słowa Pana zapisane u Mateusza 26:29, ponieważ tam mowa o udziale Jego uczniów. Pascha rzeczywiście znajdzie swoje pełne wypełnienie dopiero w niebie. Jednak z taką interpretacją słów Pana u Marka 14:25 czy Łukasza 22:18 wiążą się przynajmniej jedna poważna trudność:

Jak wspomniałem wcześniej, każdy uczestniczący w obchodach Paschy żyd był zobowiązany wypić 4 kielichy wina. Nawet najuboższy. Nie było możliwości odstąpienia od tej reguły, bo ten, kto by tak uczynił, dopuściłby się grzechu. Dlatego mówiący, że słowa Pana o tym, że będzie pił z owocu winnego krzewu wypełnią się dopiero w niebie (i nie dopuszczają innej interpretacji), w istocie mówią, że Pan w czasie Ostatniej Wieczerzy nie dopełnił Paschy. Czyli popełnił grzech.

Czy istnieje takie wytłumaczenie tej trudności? Przez ostatnie kilka miesięcy szukałem najlepszej odpowiedzi na to pytanie. I sądzę, że znalazłem ją w interpretacji amerykańskiego biblisty Scotta Hahna. Teraz w wielkim skrócie opowiem o jego wyjaśnieniu tej trudności:

Po wyjściu z Wieczernika Pan zanosi gorącą modlitwę do Ojca: „Oddal ode Mnie ten kielich.” Według Ewangelii według św. Mateusza powtarza ją przynajmniej trzy razy.

Kiedy przyprowadzono Go na Kalwarię, przed ukrzyżowaniem podano Mu kielich zaprawiony goryczą, lecz Pan nie chciał pić.

Kiedy już został ukrzyżowany, czytamy u synoptyków, czyli Mateusza, Marka i Łukasza, że żołnierze podawali ocet Panu, ale jedynie Jan zapisał słowa Jezusa:

Potem Jezus świadom, że już wszystko się dokonało, aby się wypełniło Pismo, rzekł: «Pragnę». Stało tam naczynie pełne octu. Nałożono więc na hizop gąbkę pełną octu i do ust Mu podano. A gdy Jezus skosztował octu, rzekł: «Wykonało się!» I skłoniwszy głowę oddał ducha. (J 19:28-30).

I w tych słowach jest odpowiedź, której szukaliśmy! To jest właśnie ten czwarty kielich, opuszczony w Wieczerniku! Wynika z tego, że Pascha zaczęta przez Pana i Jego uczniów w Wieczerniku znalazła swoje wypełnienie …na Golgocie, tuż przed śmiercią Pana.

Ważna uwaga: Niech nas nie myli nazwa „ocet”. W rzeczywistości chodzi tu o rodzaj wina o kiepskiej jakości, wina ludowego.

Czy Pan Jezus dopiero w ostatnim momencie życia odczuwał pragnienie? Na pewno był spragniony dużo wcześniej, ale dopiero w ostatnim momencie rzekł „Pragnę”, jak zaznacza Ewangelista, „aby się wypełniło Pismo”.

Skoro Pan Jezus wypił czwarty kielich dopiero na krzyżu, oznacza to, że to, co się zaczęło w Wieczerniku - zostało zakończone przez Pana dopiero na Krzyżu. Dlatego Wieczernik i Golgota to dwa akty tego samego dramatu, dwie części stanowiące jedną całość. Oznacza to, że Msza św. jest pamiątką i sakramentalnym uobecnianiem Wieczernika, w rzeczywistości zawiera w sobie także sakramentalne uobecnienie Męki i Śmierci Pana na Golgocie.

Oznacza to także, że królestwo Boże w mocy przyszło w czasie Męki i Śmierci Pana. Chociaż z ludzkiej perspektywy to zdanie brzmi co najmniej dziwnie, jest inaczej, kiedy popatrzymy na to z perspektywy teologicznej. Pan Bóg okazał swoją nieskończoną moc stwarzając świat z niczego. Ale najbardziej swoją moc okazuje przebaczając grzechy, okazując miłosierdzie – dokonując odkupienia. Tak właśnie naucza św. Tomasz z Akwinu, a jego nauczanie ma podstawy w Piśmie św. W Psalmach czytamy, że „niebo jest dziełem palców” Boga (por. Ps 8:4); Maryja śpiewając w Magnificat o miłosierdziu Pana nazywa je okazaniem mocy Jego ramienia. Ramiona są przeciwstawione palcom. Oczywiście jest to język poezji, i dlatego te wyrażenia nie mogą służyć jako ostateczny argument dla wniosków teologicznych. Jednakże jest to zgodne z tym, o czym czytamy u św. Marka:

«Zaprawdę, powiadam wam: Niektórzy z tych, co tu stoją, nie zaznają śmierci, aż ujrzą królestwo Boże przychodzące w mocy». (Mk 9:1 BT)

Pan Jezus mówi te słowa do Jemu współczesnych. Przepowiada, że niektórzy z nich jeszcze przed swoją śmiercią ujrzą królestwo Boże przychodzące z mocą. Zatem nie musimy spodziewać się przyjścia królestwa Bożego dopiero w jego chwalebnym wypełnieniu w niebie. Tak, to prawda, ono wypełni się w niebie, i Pascha swoje doskonałe wypełnienie znajdzie w niebie. Jednakże Pan okazał już potęgę swojej mocy w swojej Męce, Śmierci i Zmartwychwstaniu za nasze grzechy i dla naszego usprawiedliwienia. W czasie Jego Męki i Śmierci już przyszło królestwo Boże w mocy. I owoce swojej Męce, Śmierci i Zmartwychwstaniu daje nam w sakramentalny sposób w Eucharystii. Uczestnicząc w niej i przyjmując Jego zmartwychwstałe ciało otrzymujemy już teraz zadatek zbawienia.

Ojcowie Kościoła wiedzieli w Krzyżu Pana drzewo życia. Skoro tak, to owocem tego Drzewa jest nic innego jak Ciało i Krew Pańska, o której On sam mówi:

„Rzekł do nich Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim. Jak Mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie. To jest chleb, który z nieba zstąpił - nie jest on taki jak ten, który jedli wasi przodkowie, a poumierali. Kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki». (J 6:53-58 BT).

Aby dać nam ten Owoc życia, czyli swoją Ciało i Krew Pan Jezus zapłacił ogromną cenę. Jeśli czegoś pragnie od nas, to przede wszystkim, abyśmy zechcieli ten Jego Dar przyjąć. Wymaga to odrobinę samozaparcia, aby przyjść na Mszę i w niej uczestniczyć. Najlepiej w sposób pełny, czyli przyjmując Komunię św. Jeśli jesteśmy świadomi grzechów ciężkich, to wystarczy wyznać je kapłanowi, a wyznanie połączyć z żalem za grzechy i postanowieniem, aby z pomocą łaski Bożej więcej nie grzeszyć. Przyjmując zaś Ciało Chrystusa przyjmujemy prawdziwy Pokarm na życie wieczne.

Podsumowanie
:

1. Msza św. to nie tylko Wieczernik, ale i Golgota.

2. Co więcej: Msza św. jest też uobecnieniem zmartwychwstania Pana; w Komunii otrzymujemy Ciało Chrystusa, ale nie to, które miał w czasie ziemskiego życia, lecz Jego Ciało uwielbione.

3. Eucharystia jest nie tylko pamiątką Męki Pana, ale także zadatkiem życia wiecznego.

4. Nasze nabożeństwo do Męki Pańskiej jest prawidłowe, jeśli prowadzi nas do Mszy i Komunii św.