Szukaj na tym blogu

sobota, 20 sierpnia 2011

Chrzest. Czym jest?

W ostatnich dniach czytelnicy Frondy byli świadkami, o ile nie uczestniczyli czynnie w burzliwej dyskusji na temat chrztu. Jedni (katolicy) uważają, że chrzest jest nie tylko potrzebny, ale konieczny do zbawienia; inni (np. OwenFan) uważają, że potrzebna jest tylko wiara, a chrzest ma znaczenie raczej symboliczne. Z odpowiedzią na to pytanie jest ściśle związana odpowiedź na pytanie zawarte w tytule: Czym jest chrzest: rzeczywistym duchowym odrodzeniem czyli narodzeniem na nowo, czy też tylko pewnym rytuałem, wprawdzie nakazanym przez Chrystusa, ale nie mającym głębszego znaczenia.

Zamiarem, który mi przyświecał przy pisaniu tego tekstu, było nie tyle dodanie nowych argumentów, które zostały pominięte przez dyskutantów (chociaż takie też będą); jest to raczej próba uporządkowania i uzgodnienia wypowiedzi Pisma św. na ten temat i danie odpowiedzi na pytania:

1. Czy chrzest jest potrzebny do zbawienia?

2. Czym jest chrzest: symbolem czy powtórnym narodzeniem?


I. Czy chrzest jest potrzebny do zbawienia?

Pan Jezus mówi: „Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mk 16:16 BT). Ta wypowiedź mówi o tym, że nie tylko wiara, ale i przyjęcie chrztu, są konieczne do osiągnięcia zbawienia.

Zaprzeczając temu, OwenFan przytacza inne fragmenty Pisma św. mówiące o tym, że wiara bez chrztu jest wystarczająca do zbawienia:

1. „Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego” (J 3:18 BT).

2. „A wyprowadziwszy ich na zewnątrz rzekł: «Panowie, co mam czynić, aby się zbawić?» «Uwierz w Pana Jezusa - odpowiedzieli mu - a zbawisz siebie i swój dom»” (Dz 16:30-31 BT).

3. Przykład współukrzyżowanego z Panem łotra.


Czyżby więc Biblia zawierała wewnętrzne sprzeczności? Niekoniecznie. Można na to odpowiedzieć, że natchnieni Autorzy używali skrótów myślowych i odwoływali się, czy zakładali posiadanie pewnej fundamentalnej wiedzy u czytelnika, dlatego nie powtarzali wszędzie, że do zbawienia konieczna jest zarówno wiara, jak i chrzest. Poza tym w kontekstach tych przytoczonych przez kalwinistę cytatów jest także mowa o chrzcie:

Ad. 1) "Jezus odpowiedział: 'Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego'" (J 3:5 BT). W „narodzeniu z wody i z Ducha” trzeba widzieć obraz chrztu św. Była to powszechna i zgodna interpretacja Ojców Kościoła, ale o tym będzie więcej w dalszej części tego artykułu.

Ad. 2) W następnym wierszu czytamy o przyjęciu chrztu: "Tej samej godziny w nocy wziął ich z sobą, obmył rany i natychmiast przyjął chrzest wraz z całym swym domem"(Dz 16:33 BT).

Myślę, że te i inne cytaty świadczą o tym, że przyjęcie chrztu jest naturalnąkonsekwencją wiary w Pana: przyjęcie wiary prowadził do przyjmowania chrztu lub prośby o ten sakrament. Potwierdzają to biblijne wypowiedzi:

„Lecz kiedy uwierzyli Filipowi, który nauczał o królestwie Bożym oraz o imieniu Jezusa Chrystusa, zarówno mężczyźni, jak i kobiety przyjmowali chrzest” (Dz 8:12 BT).

„A Filip wychodząc z tego tekstu Pisma opowiedział mu Dobrą Nowinę o Jezusie. W czasie podróży przybyli nad jakąś wodę: «Oto woda - powiedział dworzanin - cóż przeszkadza, abym został ochrzczony?»” (Dz 8:35-36 BT).

W tym ostatnim fragmencie nawet nie ma wyraźnie napisane o uwierzeniu dworzanina w Pana; jest to coś, co jest IMPLIKOWANE. Pokazuje to, że sama prośba o chrzest była oznaką tejże wiary. Podobny jest przekaz kolejnego fragmentów z Dziejów Apostolskich:

”Przysłuchiwała się nam też pewna ‘bojąca się Boga’ kobieta z miasta Tiatyry imieniem Lidia, która sprzedawała purpurę. Pan otworzył jej serce, tak że uważnie słuchała słów Pawła. Kiedy została ochrzczona razem ze swym domem, poprosiła nas: «Jeżeli uważacie mnie za wierną Panu - powiedziała - to przyjdźcie do mego domu i zamieszkajcie w nim!». I wymogła to na nas” (Dz 16:14-15 BT).

Wniosek: Dla Autorów Nowego Testamentu przyjęcie chrztu było znakiem wiary.

Ad. 3) A co z dobrym łotrem? Pan Jezus obiecał mu, że będzie z Nim w raju, a przecież nie ma tam nawet wzmianki o chrzcie ani nawet pragnieniu tego sakramentu. Jak na to odpowiedzieć? Pan Bóg jest wszechmocny i nie jest związany sakramentami. Może działać poza nimi. Zatem może zbawić także nieochrzczonych. Co więcej, ma moc zbawić także niewierzących. Skąd o tym wiemy? Mówi o tym słowo Boże. Hiob podał fragment Listu św. Pawła Apostoła do Rzymian:

„Nie ci bowiem, którzy przysłuchują się czytaniu Prawa, są sprawiedliwi wobec Boga, ale ci, którzy Prawo wypełniają, będą usprawiedliwieni. Bo gdy poganie, którzy Prawa nie mają, idąc za naturą, czynią to, co Prawo nakazuje, chociaż Prawa nie mają, sami dla siebie są Prawem. Wykazują oni, że treść Prawa wypisana jest w ich sercach, gdy jednocześnie ich sumienie staje jako świadek, a mianowicie ich myśli na przemian ich oskarżające lub uniewinniające. [Okaże się to] w dniu, w którym Bóg sądzić będzie przez Jezusa Chrystusa ukryte czyny ludzkie według mojej Ewangelii” (Rz 2:13-16).

Tu mowa o tych, którzy „nie mają Prawa”, czyli o poganach, którzy dostępują zbawienia, jeśli postępują zgodnie z tym, co „Prawo nakazuje”. W tym miejscu nie możemy widzieć niczego innego, jak ludzkiego sumienia, czyli Bożego głosu przemawiającego w sercu człowieka. Zatem ci, którzy nie poznali Boga, ale w szczerości serca szukali Go, i co najważniejsze, żyli zgodnie z osądem prawego sumienia, dostępują zbawienia.

Na potwierdzenie przytoczę jeszcze jeden biblijny fragment:

„Właśnie o to trudzimy się i walczymy, ponieważ złożyliśmy nadzieję w Bogu żywym, który jest Zbawcą wszystkich ludzi, zwłaszcza wierzących” (1 Tm 4:10 BT).

Spróbujmy dokonać syntezy tego, co powiedzieliśmy do tej pory. Z jednej strony mamy w Piśmie św. słowa mówiące o konieczności i wiary i chrztu do zbawienia, a z drugiej znajdziemy tam takie, które mówią, że chrzest nie jest konieczny, i co więcej, że nawet sama wiara w Pana Boga czy w Chrystusa nie jest konieczna do zbawienia. Jak to pogodzić?

Wydaje się czymś słusznym przyjąć, że zwyczajnym sposobem, jaki Pan Bóg (Pan Jezus) przewidział dla nas jest wiara w Niego, której konsekwencją jest także przyjęcie chrztu. Jest to zwyczajny sposób. Jeśli jednak ktoś uwierzy w Niego, a nie ma możliwości przyjęcia chrztu, wystarczy samo pragnienie jego przyjęcia. To pragnienie jest o tyle możliwe, o ile ktoś wie o znaczeniu chrztu i o jego skutkach. Oczywiście, jeśli ktoś nie wie o tym, nie może go pragnąć, tak jak nie może uwierzyć w Pana Boga (Pana Jezusa) ktoś, kto o Nim nie słyszał, albo słyszał nieprawdę. Jeśli więc ktoś nie miał możliwości poznania prawdy o Bogu (o Panu Jezusie), będzie zbawiony, o ile w swoim życiu kierował się sumieniem.

W tym miejscu, myślę, że jest koniecznym dodanie uzupełnienia. Tak, z jednej strony jest prawdziwe, że mogą być zbawieni ci, którzy nie wierzyli w Pana Boga (Pana Jezusa), ale z drugiej strony, nie było, nie ma i nie będzie ani jednego zbawionego, który byłby zbawiony bez Pana Jezusa. „Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przeze mnie” (J 14:6). Dotyczy to wszystkich zbawionych żyjących od początku do końca świata: zostali lub będą zbawieni dzięki Krwi Pana Jezusa.



II. Czym jest chrzest?

Przejdźmy do drugiej części tego artykułu. Zastanówmy się teraz nad pytaniem: Czym jest chrzest? Symbolem tylko czy może czymś więcej? Co mówi o tym Biblia?

- Chrzest jest nakazem Pańskim:


„Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego” (Mt 28:19 BT).

Skoro chrzest jest nakazem Pańskim, wydaje się co najmniej dziwną interpretacja, że chrzest jest tylko symbolem czy zewnętrznym znakiem, któremu nie odpowiada żadna wewnętrzna rzeczywistość. Czy Pan nakazywałby coś, co i tak nie ma znaczenia dla zbawienia? Trudno się z tym zgodzić. Ale nie przesądzając sprawy, poszukajmy innych stwierdzeń biblijnych na interesujący nas temat.

- Chrzest gładzi grzechy:


„Dlaczego teraz zwlekasz? Ochrzcij się i obmyj z twoich grzechów, wzywając Jego imienia!” (Dz 22:16 BT).

Nicejsko-konstantynopolitańskie Wyznanie wiary: „Wyznaję jeden Chrzest na odpuszczenie grzechów” uznawany przez (chyba) wszystkie odłamy chrześcijańskie.

- …i otwiera na Ducha Świętego:

„’Nawróćcie się’ - powiedział do nich Piotr – ‘i niech każdy z was ochrzci się w imię Jezusa Chrystusa na odpuszczenie grzechów waszych, a weźmiecie w darze Ducha Świętego’” (Dz 2:38 BT).

- Chrzest zbawia:

„W nim poszedł ogłosić zbawienie nawet duchom zamkniętym w więzieniu, niegdyś nieposłusznym, gdy za dni Noego cierpliwość Boża oczekiwała, a budowana była arka, w której niewielu, to jest osiem dusz, zostało uratowanych przez wodę. Teraz również zgodnie z tym wzorem ratuje was ona we chrzcie nie przez obmycie brudu cielesnego, ale przez zwróconą do Boga prośbę o dobre sumienie, dzięki zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa” (1 P 3:19-21 BT).

- Chrzest jest nowym narodzeniem (odrodzeniem duchowym):


a) „W odpowiedzi rzekł do niego Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi powtórnie, nie może ujrzeć królestwa Bożego». Nikodem powiedział do Niego: «Jakżeż może się człowiek narodzić będąc starcem? Czyż może powtórnie wejść do łona swej matki i narodzić się?» Jezus odpowiedział: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego. To, co się z ciała narodziło, jest ciałem, a to, co się z Ducha narodziło, jest duchem” (J 3:3-6 BT).

W książce „Ancient Christian Commentary on Scripture. New Testament”, wydanej przez protestanckie wydawnictwo „InterVarsity Press” będącej kompilacją tekstów Ojców Kościoła w komentarzu do J 3:5 są przytoczone fragmenty pism św. Hieronima, św. Justyna, Tertuliana, św. Bazylego Wielkiego, św. Ambrożego, którzy odnoszą ten werset do sakramentu Chrztu św.

Na tej angielskojęzycznej stronie są przytoczone teksty Ojców Kościoła, którzy w chrzcie widzieli duchowe odrodzenie.

b) Św. Paweł Apostoł widział chrzest św. jako uczestnictwo w śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa:

„Czyż nie wiadomo wam, że my wszyscy, którzyśmy otrzymali chrzest zanurzający w Chrystusa Jezusa, zostaliśmy zanurzeni w Jego śmierć? Zatem przez chrzest zanurzający nas w śmierć zostaliśmy razem z Nim pogrzebani po to, abyśmy i my wkroczyli w nowe życie - jak Chrystus powstał z martwych dzięki chwale Ojca” (Rz 6:3-4 BT).

c) W Piśmie św. jest użyte dwa razy słowa „regeneracja”.

„Gdy zaś ukazała się dobroć i miłość Zbawiciela, naszego Boga, do ludzi, nie ze względu na sprawiedliwe uczynki, jakie spełniliśmy, lecz z miłosierdzia swego zbawił nas przez obmycie odradzające i odnawiające w Duchu Świętym, którego wylał na nas obficie przez Jezusa Chrystusa, Zbawiciela naszego, abyśmy, usprawiedliwieni Jego łaską, stali się w nadziei dziedzicami życia wiecznego” (Tt 3:4-7 BT).

W wersecie 5-tym w oryginale jest słowo παλιγγενεσία. Według protestanckiego „Tayer’s Greek Lexicon”: παλιγγενεσία - nowe narodzenie, odnowa, stworzenie na nowo, w Wulgacie i u św. Augustyna regeneratio; dlatego „moralne odnowa, regeneracja, powstanie nowego życia poświęconego Bogu, radykalna zmiana myślenia na lepsze” (dokonująca się w chrzcie (pokreślenie: PK) (por. odnośniki pod hasłem βάπτισμα, 3)): Tt 3:5 [1].

To słowo występuje tylko dwa razy w Nowym Testamencie. Tym drugim miejscem jest Ewangelia według św. Mateusza 19:28: „Jezus zaś rzekł do nich: «Zaprawdę, powiadam wam: Przy odrodzeniu, gdy Syn Człowieczy zasiądzie na swym tronie chwały, wy, którzy poszliście za Mną, zasiądziecie również na dwunastu tronach, sądząc dwanaście pokoleń Izraela” (Mt 19:28 BT).

Autorzy biblijni na określenie procesu, który zachodzi w czasie chrztu św., używają tego samego słowa, które stosują do przemiany dokonującej się przy zmartwychwstaniu: „regeneracja”.

d) Taką interpretację potwierdza Katechizm Kościoła Katolickiego:

1265 Chrzest nie tylko oczyszcza ze wszystkich grzechów, lecz także czyni neofitę "nowym stworzeniem" (2 Kor 5:17), przybranym synem Bożym (por.: Ga 4:5-7), który stał się "uczestnikiem Boskiej natury" (2 P 1:4), członkiem Chrystusa (por.: 1 Kor 6:15; 12:27), a z Nim "współdziedzicem" (Rz 8:17), świątynią Ducha Świętego (por.: 1 Kor 6:19).

e) Ponieważ dla niektórych słowa Marcina Lutra mają większe znaczenie, niż KKK, dlatego kończę ten tekst cytatem z jego pism:

Chrzest oznacza błogosławione umieranie grzechowi i zmartwychwstanie w łasce Bożej, w czasie którego stary topi się człowiek, poczęty i narodzony w grzechu, a na jego miejscu nowy człowiek narodzony w łasce, wychodzi i powstaje. Tak św. Paweł w Tt 3:5, nazywa chrzest „obmyciem regeneracji”, ponieważ w tym obmyciu ochrzczony rodzi się na nowo i staje się nowy. Jak Chrystus mówi u J 3:5: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha (łaski), nie może wejść do królestwa Bożego”. Bo jak dziecko jest wyciągnięte z łona swojej matki i rodzi się, i przez to cielesne narodzenie jest grzesznym człowiekiem i potomstwem zasługującym na gniew (Ef 2:3), tak ten, który jest wyciągnięty z chrztu rodzi się duchowo. Przez to duchowe narodzenie jest dzieckiem łaski i osobą usprawiedliwioną. Dlatego grzechy są zatopione w chrzcie, a miejsce grzechu powstaje sprawiedliwość.

Chrzest był zapowiedziany od dawna w potopie za czasów Noego, kiedy cały świat został zatopiony z wyjątkiem Noego z jego trzema synami i ich żonami – osiem dusz, które zostały ocalone w arce. Zatopienie ludzi starego świata symbolizuje zatopienie grzechów w chrzcie św., a owych ośmioro zachowanych w arce wraz ze zwierzętami wszelkiego rodzaju oznacza – jak św. Piotr wyjaśnia w swoim Drugim Liście – że przez chrzest człowiek dostępuje zbawienia. Teraz chrzest jest o wiele większym potopem niż ten za czasów Noego. Bo ten potop zatopił topił ludzi przez okres nie dłuższy niż rok, a chrzest topi różnego rodzaju ludzi w całym świecie, od narodzin Chrystusa aż do dnia sądu. Co więcej, podczas gdy tamten był potopem gniewu, ten jest potopem łaski, jak o tym jest powiedziane w Psalmie 29:10: „Bóg uczyni wiecznym nowy potop” (Biblia Tysiąclecia: „Pan zasiadł na tronie nad potopem i Pan zasiada jako Król na wieki.”). Bo bez wątpienia o wiele więcej ludzi zostało ochrzczonych niż zatopionych w wodach potopu.

Z tego wynika w sposób pewny, że kiedy ktoś zostaje ochrzczony, jest prawdziwie czysty, bez grzechu i bez żadnej winy. Jednakże, są tacy, którzy nie rozumieją tego właściwie. Myślą oni, że grzech już nie jest obecny, dlatego zaniedbują walkę ze swoją grzeszną naturą, co czynią nawet niektórzy, którzy chodzili do spowiedzi. Dlatego, jak to powiedziałem wcześniej, powinno się właściwie rozumieć i wiedzieć, że nasze ciało, jak długo żyje tutaj, jest z natury złe i grzeszne. (Marcin Luter, Święty i błogosławiony sakrament Chrztu”,Dzieła Lutra, tom 35)
_______________________

[1] παλιγγενεσία(T WH παλιγγενεσία (cf. Tdf. Proleg., p. 77 bottom)), παλιγγενεσίας, ἡ (πάλιν and γένεσις), properly, new birth, reproduction, renewal, recreation(see Halm on Cicero, pro Sest. sec. 140), Vulgate and Augustine regeneratio; hence, "moral renovation, regeneration, the production of a new life consecrated to God, a radical change of mind for the better" (effected in baptism (cf. references under the word βάπτισμα, 3)): Titus 3:5

środa, 17 sierpnia 2011

Hermeneutyka biblijna pastora Pawła Bartosika

Dla pastora Pawła Bartosika słowo Boże ma najwyższą wartość; jest ostatecznym autorytetem. Według niego, wszelkie tradycje są o tyle prawdziwe, dobre i słuszne, o ile są zgodne z Pismem św. Co to znaczy, możemy dowiedzieć się z jego ostatniego wpisu na Frondzie, "Wniebowzięcie NMP oczami protestanta":
Oznacza to, że muszą zostać przefiltrowane przez treść Biblii i zaakceptowane jeśli są z nią zgodne lub odrzucone jeśli są z nią sprzeczne lub wykraczają poza jej nauczanie.
Przyjrzyjmy się zatem, jak pastor "filtruje" (nie mylić z "flirtuje"!). Zróbmy to na bardzo konkretnym przykładzie. 1 marca tego roku pastor umieścił na Frondzie tekst pt.: „Boże ikony zamiast ludzkich (coś o kulcie obrazów)”.

Jest to ten sam tekst, który umieścił na swoim blogu. Na wstępie przytacza biblijny tekst:
Księga Wyjścia 20,4-6 (BT) (4) Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią! (5) Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył, ponieważ Ja Pan, twój Bóg, jestem Bogiem zazdrosnym, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia względem tych, którzy Mnie nienawidzą. (6) Okazuję zaś łaskę aż do tysiącznego pokolenia tym, którzy Mnie miłują i przestrzegają moich przykazań.
Zaraz w następnym zdaniu, komentując przytoczone wersety biblijne, stwierdza:
Bóg zakazał nam uwielbienia Go poprzez używanie różnych obrazów, ikon czy to wyrzeźbionych czy namalowanych.
W komentarzu pod jego tekstem zadałem mu pytania:
- W takim razie, jak rozumiesz te słowa Pana: "Wtedy rzekł Pan do Mojżesza: «Sporządź węża i umieść go na wysokim palu; wtedy każdy ukąszony, jeśli tylko spojrzy na niego, zostanie przy życiu»." (Lb 21, 8)?

- Co sądzisz o cherubach, które Pan Bóg przez Mojżesza nakazał sporządzić i umieścić nad Arką Przymierza (Wj 25, 17-20)?
Pastor Paweł Bartosik odpowiada:
Nie napisałem, że SAMO W SOBIE sporządzanie obrazów jest grzechem. Kluczowe w przykazaniu jest to W JAKI sposób ich używamy. I to akurat jest oczywiste. Żadnych obrazów i posągów używanych W CELACH liturgicznych (kultowych). Nie w taki sposób Bóg chce abyśmy przychodzili do Niego.
Moja odpowiedź:
Nie rozumiem hermeneutyki, którą stosujesz :-( Nie rozumiem, dlaczego jeden werset traktujesz w sposób przenośny, a zaraz następny w tej samej wypowiedzi traktujesz w sposób jak najbardziej dosłowny. Przecież Ten, który w Wj 20, 5 mówi: "Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył (...)", jest Tym samym, który także mówi w poprzedzającym wersecie: "Nie będziesz czynił ŻADNEJ rzeźby ani ŻADNEGO obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią!" Mógłbyś mi wyjaśnić jakie to zasady biblijnej hermeneutyki stosujesz wyciągając wnioski jak w powyższym komentarzu?

Poza tym, skoro (Twoim zdaniem) sporządzanie obrazów nie jest samo w sobie grzechem, a jedynie klękanie (używanie ich w liturgii), to w takim razie:

- Co myślisz o nakazie Pana: «Sporządź węża i umieść go na wysokim palu; wtedy każdy ukąszony, jeśli tylko spojrzy na niego, zostanie przy życiu». (Lb 21, 8)?

- Jak oceniasz postępowanie Jozuego padającego na twarz przed Arką Przymierza w Joz 7, 6?

- Jak oceniasz postępowanie Dawida, który tańczył przed Arką i nawet składał ofiary w jej bliskości w czasie jej przenosin do świątyni (2 Sm 6)? Co w końcu chce powiedzieć Pan Bóg przez natchnionego autora, który na końcu tego rozdziału stwierdza, że Mikal, która wzgardziła Dawidem za jego zachowanie, pozostała bezdzietna aż do śmierci?
Niestety, jak do tej pory, pastor nie zechciał wyjaśnić mi tajników jego hermeneutyki biblijnej. Nie zechciał też odpowiedzieć na moje ostatnie pytania, pomimo iż ja podzieliłem się z nim moim, w jaki sposób godzę te pozorne sprzeczności. Napisałem wtedy:

Gdyby robienie obrazów, rzeźb było samo w sobie grzechem, to Pan Bóg każąc sporządzić cheruby czy miedzianego węża postępowałby wbrew sobie, bo z jednej strony zabraniałby czegoś, a z drugiej nakazywał tą rzecz. Jak więc pogodzić tą pozorną sprzeczność? Odczytaniem tego, co zacytowałeś w kontekście. Wiersze 4-6 trzeba odczytać razem z w. 3.

Wj 20, 3-6:
"3 Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie!

4 Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią!

5 Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył, ponieważ Ja Pan, twój Bóg, jestem Bogiem zazdrosnym, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia względem tych, którzy Mnie nienawidzą.

6 Okazuję zaś łaskę aż do tysiącznego pokolenia tym, którzy Mnie miłują i przestrzegają moich przykazań." (Wj 20, 3-6)

Sporządzenie węża miedzianego nie było grzechem, bo nie było sporządzaniem podobizny obcego bóstwa. Sporządzenie Arki Przymierza i cherubów na niej nie było złamaniem Bożego przykazania z tego samego powodu. Nie było to rzeźbienie posągu obcego boga. Nawet składanie ofiar w obecności Arki ani padanie na twarz przed Arką nie było złamaniem Bożego przykazania, ponieważ Arka była swego rodzaju sakramentem Bożej obecności wśród Izraela.

wtorek, 9 sierpnia 2011

Moja najpiękniejsza "przygoda" duszpasterska

„Święci żyją świętymi…”

*****

Spotkanie, o którym chcę opowiedzieć, wydarzyło się siedem lat temu. W tym dniu stałem się częścią historii życia Ruth S. (zmieniłem imię i pierwszą literę nazwiska). Nasze drogi zeszły się nie bez zrządzenia Bożej Opatrzności w czasie Mszy św. we wspomnienie św. Teresy Benedykty od Krzyża (Edyty Stein) 9 sierpnia 2004 roku, dokładnie 7 lat temu. W tym czasie pracowałem w Eggenfelden. Jest to stare, bo sięgające dwunastego wieku miasteczko w Dolnej Bawarii, oddalone zaledwie 22 km od Marktl am Inn, gdzie przyszedł na świat Józef Ratzinger, obecny Ojciec św. Benedykt XVI. Eggenfelden obecnie liczy około 13 tysięcy mieszkańców. Przez wieki pozostawało na uboczu wielkich wydarzeń historycznych. Być może młodszym czytelnikom stało się znane przez postać Daniela Kübelböck, który swoje dzieciństwo spędził właśnie w tym miasteczku.

Przez rok pracowałem jako kapelan szpitala w miejscowym szpitalu. Mieszkałem w tamtejszym klasztorze jako jedyny polski franciszkanin w pięcioosobowej obsadzie. Ponieważ w dni powszednie była tylko jedna Msza św., odprawialiśmy ją razem w przyklasztornej świątyni o godz. 8:00 rano. Wspomnianego dnia przypadło mi przewodniczenie koncelebry. We wstępie wspomniałem o postaci św. Teresy Benedykty od Krzyża. Urodzona we Wrocławiu, żydowskiego pochodzenia, obywatelka Niemiec, łączyła w sobie miłość dla swojego narodu z patriotyzmem w stosunku do ziemskiej ojczyzny, gdzie przyszło jej żyć. Jednak motywem przewodnim w jej życiu było umiłowanie prawdy. Szukając prawdy, odnalazła Prawdę – Jezusa, Brata według krwi i Mesjasza oczekiwanego przez Żydów. Edith Stein rozumiała posłannictwo swego życia podobnie do biblijnej Estery, która narażała swe życie wstawiając się do króla za swoim narodem. Św. Teresa oddała Bogu swe życie jako ofiarę zarówno za lud wybrany Starego Przymierza, jej braci i siostry co do ciała, jak i za Niemców, naród, którego była obywatelką, a który prześladował ją i jej rodaków.

Po Mszy św. podeszła do mnie uczestnicząca w niej kobieta i poprosiła o chwilę rozmowy. Droga jej życia niosła w sobie podobieństwo do Patronki dnia. Urodziła się w Niemczech i miała żydowskie pochodzenie. Jej rodzice zginęli z rąk Niemców w Auschwitz. Ona cudem uniknęła śmierci. Kiedy hitlerowcy przyszli do ich domu, zabrali rodziców i rodzeństwo, dziewczynka zamarła ze strachu niczym głaz – nie poruszyła się ani nie wydała żadnego głosu. I to ją ocaliło. Ci, którzy przyszli zabrać jej rodzinę, nie zauważyli jej obecności w mieszkaniu. Zabrali rodziców i rodzeństwo, ona została sama. Miała wtedy zaledwie kilka lat.

Podobnie jak Edith Stein nawróciła się na chrześcijaństwo, i co ciekawe, podobny był także sposób, w jaki to się stało. O ile jednak Edith Stein szukała prawdy, Ruth S. szukała miłości. Edith Stein odwiedziła przyjaciół i w ich bibliotece znalazła pisma św. Teresy. Czytała je całą noc. Kiedy nad ranem odłożyła książkę, powiedziała: „Znalazłam prawdę”. Podobnie Ruth znalazła w hotelowym pokoju na Florydzie Biblię, Nowy Testament, i czytała tę Księgę całą noc. Rano wiedziała, że jest Ktoś, kto ją kocha. Parafrazując powiedzenie Edyty Stein, można by powiedzieć, że Ruth znalazła Miłość. Św. Teresa od Jezusa przez jej pisma pomogła Edycie Stein odnaleźć prawdę. Edith Stein z kolei przez swoje życie pomogła Ruth S. okryć miłość Pana Jezusa i znaleźć odpowiedź na wiele pytań, które nosiła przez całe jej dorosłe życie.

W tym samym dniu (mam na myśli 9 sierpnia 2004 r.) przyjęła Sakrament Pojednania oraz Sakrament Namaszczenia Chorych. Na drugi dzień przyjęła Komunię św., która dla niej była także …pierwszą Komunią św. Ponieważ historia jej życia była jedyna w swoim rodzaju, poprosiłem ją, żeby spisała ją jako świadectwo dla innych. Na drugi dzień przyniosła cztery kartki zapisane pismem odręcznym (niżej przytaczam polskie tłumaczenie). Przyniosła także notatnik w okładce koloru umbry, w którym zapisywała swoje myśli z czasów, kiedy studiowała w Monachium. Ponieważ wiedziała, że już nigdy nie wróci do Niemiec, chciała, aby został w tym kraju. Ponieważ dwa lata później wyjechałem z Niemiec, zabrałem z sobą kopertę z jej wspomnieniami i notatnik.

Oto trzy przykładowe wpisy z tego zeszyty: Teraz, Ojcze, jesteśmy zakochani! Kochamy się wzajemnie i to jest cudowne. Świadomość tej miłości wprowadza nas w jakiś stan oszołomienia z powodu radości i zadziwienia. Dziękujemy Ci, że dane nam było spotkać się i poznać. Każdego dnia możemy doświadczyć czystego cudu miłości, która dla innych wciąż jeszcze pozostaje niezauważona.

Chcielibyśmy byś bezkompromisowi, jak Ty, Jezu, ale pomóż nam także, abyśmy kochali jak Ty.

Krytyka i trudy z powodu prawdy – tak!

Traktuję te zapiski jak relikwie, podobnie jak wspomnienie spotkania z Ruth. Przez lata milczałem o tym, jakby bojąc się, że dzieląc się tą historią z innymi, w jakiś sposób przyczynię się do jej pomniejszenia. Dopiero rok temu umieściłem ją na forum Hioba w dziale „Świadectwa”, a dzisiaj dzielę się nią z czytelnikami tego bloga. Oto świadectwo Ruth S.:

Nazywam się Ruth S. Jestem córką żydowskich rodziców, którzy zostali zamordowani w Auschwitz w 1944 roku. Ocalałam niejako przez cud i razem z żydowskimi krewnymi udało się mi uciec do Ameryki. Pierwsze lata szkolne spędziłam w przytułku dla dzieci, bez Ojczyzny, bez miłości, samotna, chociaż nie cierpiałam głodu ani zimna. Kiedy skończyłam 14 lat moi krewni mieli inne plany dla mnie i zostałam posłana z powrotem do Niemiec, gdzie mieszkałam w internacie. Coraz bardziej czułam się samotna, odizolowana od innych, niekochana. Moja nienawiść do niemieckich kolegów, którzy przecież wszyscy mieli rodziców, również przybierała na sile. Dlaczego musiałam żyć w kraju, w którym część ludzi była winna śmierci moich rodziców? Poczucie bezsensu powiększało się aż do odczuwania rozpaczy. Miałam tylko jedno życzenie – umrzeć!

Ale razem z tym pragnieniem śmierci przyszło też pytanie: Dlaczego żyję? Czy mogę jeszcze nadać mojemu życiu sens? Tymczasem dalej prowadziłam samotne życie. W wieku 17 lat zdałam maturę i wróciłam do USA. Tutaj studiowałam filozofię, muzykę i medycynę. Po pierwszych egzaminach wyjechaliśmy z całym rocznikiem na Florydę. W hotelowym pokoju znalazłam Biblię – Nowy Testament! Czytałam i czytałam – całą noc. Dogłębnie dotknięta przez miłość Jezusa, którą odczuwałam w sobie, postanowiłam zawierzyć Mu siebie. Oto teraz pojawił się w moim życiu Ktoś, komu mogłam oddać moją nędzę, samotność, rozpacz, wraz z nienawiścią, która była większa niż wszystko inne. Po powrocie z Florydy postanowiłam pojechać z powrotem do Niemiec. Myślałam sobie, że tylko tam, gdzie zrodziła się moja nienawiść, mogę ją także pokonać. Pojechałam do Monachium i kontynuowałam studia i moją pracę w klinice. Jednocześnie udało mi się – zostało mi to dane – spotkać katolickiego kapłana, który z wielką cierpliwością i dobrocią towarzyszył mi na drodze poszukiwania Bożej miłości. Powoli przezwyciężałam moją nienawiść i otrzymałam dar, że mogłam przebaczyć.

Moje pragnienie spotkania Jezusa było tak wielkie, że w 1965 r. poprosiłam o sakrament Chrztu i dwa lata później, 12. września 1967 r. zostałam ochrzczona.

Podczas studiów spotkałam człowieka, lekarza, jak ja, który troszczył się o mnie w delikatny, a jednocześnie pełen uczucia sposób. Był to muzułmanin z Pakistanu. Po raz pierwszy w moim życiu zaznałam ciepła i akceptacji ze strony drugiego człowieka. Ze względów politycznych konieczna była szybka decyzja. Po krótkim zastanowieniu, 18. września 1967 r. wyjechałam do Pakistanu – tylko jeden dzień przed planowaną pierwszą Komunią św. Cztery tygodnie później zawarliśmy zgodnie z muzułmańskim prawem związek małżeński. Realizując nasze zamierzenia, aby pomagać ubogim, rozbiliśmy namioty na skraju pustyni i zaczęliśmy naszą lekarską praktykę. Ja, Ruth, jako pediatra, mój mąż, chirurg i internista. Przez kolejne lata zostaliśmy obdarowani dziewięciorgiem dzieci. Ponieważ kobieta w Pakistanie nie ma żadnych praw, nie mogłam wychowywać ich w wierze chrześcijańskiej. Tylko po porodzie, używając wody moich łez radości znaczyłam znakiem krzyża czoła moich dzieci, i oddawałam je Bogu w darze.

Podczas mojego około 35-letniego pobytu w Pakistanie, ilekroć musiałam iść do meczetu, tyle razy towarzyszyło mi uczucie, że wyrzekłam się mojej chrześcijańskiej wiary, a może nawet, że dopuściłam się zdrady Jezusa. Ale w rzeczywistości, zawsze czyniłam wszystko z miłości dla Chrystusa. Bolesnym doświadczeniem było dla mnie, kiedy widziałam umierające dzieci, i nie byłam w stanie im pomóc. Zdarzyło się czasem, że nadzieja opuszczała mnie całkowicie. Wtedy, szłam na pustynię i modliłam się, ale wybacz mi Boże, bywało, że krzyczałam na Ciebie i sprzeczałam się z Tobą. Ale mimo wszystko, modlitwa była skuteczną pomocą i źródłem pociechy. Szczególnie niektóre Psalmy:

- „Jak łania pragnie wody ze strumieni, tak dusza moja pragnie Ciebie, Boże” (42: 2);

- „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?” (22:2);

- „Pan światłem i zbawieniem moim: kogóż mam się lękać? Pan obroną mojego życia: przed kim mam się trwożyć?” (27:1);

- „Boże, Ty Boże mój, Ciebie szukam; Ciebie pragnie moja dusza, za Tobą tęskni moje ciało, jak ziemia zeschła, spragniona, bez wody” (63:2);

- „Ku Tobie, Panie, wznoszę moją duszę, mój Boże, Tobie ufam: niech nie doznam zawodu!” (25:1-2).

Jakiś rok temu zaczęłam odczuwać nieznośne bóle. Pojechaliśmy do stolicy. Badania generalne i diagnoza: złośliwy, nieuleczalny rak, przerzuty w całym ciele. Mój mąż nie chciał, czy też nie mógł w to uwierzyć. Zadecydował, że pojedziemy do Monachium, aby tam jeszcze raz sprawdzić wyniki. Jednak diagnoza została potwierdzona. Spełniając moje życzenie, zaplanowaliśmy w drodze powrotnej odwiedzić Salzburg. W drodze z Monachium do Salzburga poczułam się nagle bardzo źle, dlatego zatrzymaliśmy się w Eggenfelden. W pobliżu hotelu odkryłam katolicki kościół przy franciszkańskim klasztorze.

Nazajutrz poszłam na Mszę o godz. 8:00 rano. W czasie liturgii wspominana była święta – o ile dobrze pamiętam – Edyta Stein – która, jak moi rodzice, została zamordowana w Auschwitz w 1942 r. Dogłębnie przeżyłam tę Mszę św. Po jej zakończeniu poprosiłam kapłana, który ją odprawiał o rozmowę. W Sakramencie pojednania usłyszałam zapewnienie o Bożym przebaczeniu. Przyjęłam także sakrament Namaszczenia chorych, na drugi dzień mogłam przyjąć po raz pierwszy Komunię św. Wiem, że zostało mi parę tygodni, może parę miesięcy życia. Kiedy, po skończeniu ziemskiego życia, jak mam nadzieję, spotkam się z Panem, powiem Mu również o tym kapłanie…

Bogu niech będą dzięki za to, że było mi dane być świadkiem życia Ruth i częścią jej drogi do Boga!

Ruth zatrzymała się w Eggenfelden, a jej mąż wyjechał w tym czasie, aby załatwić jakieś sprawy i wrócił na trzeci dzień. Wychodząc do kościoła, Ruth za każdym razem zostawiała w hotelu burkę, tradycyjny strój kobiet muzułmańskich, a ubierała pożyczone od właścicieli hotelu zwyczajne ubranie. Kiedy na trzeci dzień wychodziła z hotelowego pokoju, aby przenieść mi zapis jej świadectwa i pożegnać się ze mną przed wyjazdem do Pakistanu, w drzwiach spotkała męża zdziwionego do granic jej ubraniem. „Pozwól mi teraz wyjść” – odezwała się do niego – „wyjaśnię ci, jak wrócę”.

Żegnając się ze mną, Ruth powiedziała, że po powrocie do Pakistanu, wraz mężem zaproszą swoje dzieci i rodzinę, aby spotkać się z nimi po raz ostatni. To będą ostatni ludzie, których spotka, bo po pożegnaniu z dziećmi zostaną już tylko sami z mężem, a ona nie wyjdzie z namiotu aż do śmierci. Wychodząc z rozmównicy powiedziała: „Szalom”. To było nasze ostatnie spotkanie i ostatnia rozmowa. Od tego czasu nie otrzymałem od niej żadnego listu, ani w ogóle jakiejkolwiek informacji od niej, czy o niej. Jeśli lekarze mieli rację, Ruth odeszła z tego świata najpóźniej kilka miesięcy po wyjeździe z Niemiec.

Kiedy myślę o niej, przypomina mi się kazanie Ojca św. Jana Pawła II Wielkiego w czasie kanonizacji św. Kingi. Powiedział on m.in.: „Święci nie przemijają. Święci żyją świętymi i pragną świętości”. Tak jak św. Teresa od Jezusa przez swoje pisma pomogła Edycie Stein odnaleźć Prawdę, tak z kolei Edyta Stein pomogła Ruth S. w jednym momencie znaleźć odpowiedzi na pytania dręczące ją przez długie lata życia na pustyni. Bóg jest przedziwny w swoich Świętych! Ostatecznie to On jest Prawdą, której szukała i znalazła Edyta Stein; to On jest Miłością, której szukała i znalazła Ruth S. Święci nie przemijają, bo Bóg, który jest życiem Świętych, nie przemija.