Szukaj na tym blogu

wtorek, 27 grudnia 2011

Predestynacja według współczesnych kalwinistów

Pod notką "Obraz Boga u kalwinistów" w salonie24, jeden z komentatorów napisał:

Doktryna predestynacji zajmuje ok. 5 % tekstu cytowanych instytucji. Nie jest istotą kalwinizmu.
Pochodzi od Augustyna, o ile nie od Pawła, ale to sprawa intepretacji. Tomasz z Akwinu tez uznawał predestynację, bardzo podobna jak Kalwin za tymże Augustynem.
Większość współczesnych protestantów, w tym reformowanych nie wierzy w predestynację.

Autorem tego komentarza jest użytkownik IANUS. Napisał o sobie, że jest tłumaczem "Instytucji" Kalwina z łaciny, które to tłumaczenie ukaże się w przyszłym roku.

Od razu chciałem sprostować jego wypowiedź. Tak, predestynacja rzeczywiście była uznawana przez św. Augustyna i św. Tomasza. Jednak nie była to nauka podobna, ale bardzo różna od tej uznawanej przez Kalwina. Stwierdzenie IANUSa świadczy o niezrozumieniu nauki tych Świętych i Doktorów Kościoła. Jednakże w tym wpisie nie chcę mówić na temat predestynacji uznawanej przez Kościół katolicki, ale zgodnie z tytułem, o predestynacji nauczanej przez współczesnych kalwinistów. Bo o ile większość protestantów rzeczywiście nie wierzy w predestynację, to nie spotkałem ani jednego kalwinisty, które nie uznawałby jakiejś formy predestynacji (najczęściej jest to predestynacja podwójna), chociaż często różni się ona od tej opisanej przez Kalwina w "Institutiones". Pragnę to uczynić prezentując poglądy udzielającego się na Frondzie pastora Pawła Bartosika. Oto fragment dyskusji z nim na jego blogu pod wpisem: "Do którego Boga jesteś podobny?":


PB: Kiedy więc jego wyznawca bije pokłony przed obiektem swojej czci, a więc w momencie, kiedy rzekomo jest najbliżej swojego boga, staje się do niego najbardziej niepodobny!

PK: A co można powiedzieć o czcicielach boga, który jednych z góry wybiera do zbawienia, a innych na podstawie tak samo uprzedniego postanowienia do potępienia?

PB: wybacz, ale nie masz pojęcia o biblijnej nauce o wybraniu.

Nawiasem mówiąc chcesz powiedzieć, że np. Św. Augustyn wierzył w "boga", a nie w Boga?

Nie wiem czy orientujesz się, ale przez długi czas to właśnie augustiańska (Pawłowa) nauka o łasce i wybraniu dominowała również w Twoim kościele.

Polecam:
- Traktaty o łasce - Św. Augustyna
- Bóg nam nic nie jest dłużny - L. Kołakowskiego
- Kanony Synodu w Orange z 529 r.

http://www.literatura.hg.pl/orange.htm


Chyba nie powiesz, że kościół zbłądził :)


PK: Taki osąd łatwo jest wydać. Trudniej udowodnić.

Nic nie wiem na temat, że św. Augustyn wierzył w podwójną predestynację. Ty coś wiesz?

Kościół do dzisiaj uznaje predestynację, ale nigdy nie była to nauka o podwójnej predestynacji.

Kościół nie zbłądził.
- Traktaty o łasce – nie czytałem. Jeśli zawiera twierdzenie, że Pan Bóg uprzednim wyrokiem przeznaczył jednych do zbawienia, a innych do potępienia, to proszę zacytuj.

Synod w Orange z 529 roku nie tylko, że nie zatwierdził nauki o wybraniu do potępienia, ale potępił takie stanowisko jako herezję. Z podsumowaniu kanonów jest takie stwierdzenie:

"Nie tylko, że nie wierzymy, że ktokolwiek został przeznaczony do złego mocą Bożą, ale stwierdzamy z całkowitym obrzydzeniem, że jeśli są tacy, którzy chcą wierzyć w coś tak złego, to są wyklęci."

A zdanie bezpośrednio je poprzedzające mówi o ... synergizmie zbawczym.

Teraz porównajmy je do nauki Kalwina:

"Przez predestynację rozumiemy wieczny dekret Boga, którym sam zadecydował, co ma się stać w odniesieniu do każdego człowieka. Wszyscy nie są stworzeni na tych samych warunkach, ale cześć jest przeznaczona do życia wiecznego, inni na potępienie; i konsekwentnie, jako taki został stworzony dla jednego lub drugiego przeznaczenia, mówimy, że został przeznaczony do życia lub do śmierci." ("Institutiones", księga III, rozdział 21, punkt 5. Jest to moje tłumaczenie angielskiego tekstu wziętego ze strony: http://www.ccel.org/ccel/calvin/institutes.v.xxii.html

Dalej uważasz, że kanony Synodu w Orange potwierdzają podwójną predestynację?

PS. Zarzucasz mi nieznajomość biblijnej nauki o łasce i historii Kościoła, a sam wykazujesz się nieznajomością, albo brakiem zrozumienia tekstów, które przywołujesz na poparcie swoich argumentów.

PB: Tak to jest tak się czyta bez zrozumienia. Placyd natrafił na podsumowanie kanonów Synodu w Orange i stwierdził, że ów synod potępił naukę o Bożym wybraniu do zbawienia (predestynację). Jaki fragment rzekomo o tym mówi? Cytuję:

"Nie tylko, że nie wierzymy, że ktokolwiek został przeznaczony do złego mocą Bożą, ale stwierdzamy z całkowitym obrzydzeniem, że jeśli są tacy, którzy chcą wierzyć w coś tak złego, to są wyklęci. Wierzymy również i wyznajemy dla swojego pożytku, że w każdym dobrym uczynku to nie my podejmujemy inicjatywę a następnie pomaga nam Bóg przez swoje miłosierdzie, ale to Bóg sam inspiruje nas zarówno do wiary w Niego, jak i do miłości ku Niemu bez jakichkolwiek wcześniejszych dobrych uczynków z naszej strony zasługujących na nagrodę."

Tylko o czym ten tekst mówi? Mówi, że potępienie człowieka NIE JEST spowodowane Bożym dekretem. Człowiek ginie na wieki z powodu WŁASNYCH grzechów. Nie ma on żadnego usprawiedliwienia ani wymówki ("Boże to była Twoja decyzja").

Zatem wybranie ku zbawieniu oraz potępienie człowieka (pozostawienie go w grzechach) nie są w Piśmie Św. SYMETRYCZNE jak przedstawia kalwinizm Placyd Koń. Najłatwiej jest polemizować z demonem, którego się samemu tworzy. Wiele napięć, problemów i niewygodnych pytań można w ten sposób uniknąć. Tyle, że Boże Słowo stoi nadal niewzruszone.

Świadectwo Pisma jest jasne mimo iż oczy niektórych nie chcą go dostrzec, a wola przyjąć.

"w nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nienaganni przed obliczem jego; w miłości (5) przeznaczył nas dla siebie do synostwa przez Jezusa Chrystusa według upodobania woli swojej" (Efezjan 1:3-4),

"Poganie słysząc to, radowali się i wielbili Słowo Pańskie, a wszyscy ci, którzy byli przeznaczeni do życia wiecznego, uwierzyli." Dz. Ap. 13:48

"Gdy zaś zapragnął przenieść się do Achai, bracia zachęcili go i napisali do uczniów, aby go przyjęli; gdy tam przybył, pomagał wielce tym, którzy dzięki łasce uwierzyli" - Dz. Ap. 18:27

"(...) i jak nadzwyczajna jest wielkość mocy Jego wobec nas, którzy wierzymy dzięki działaniu przemożnej siły jego" - Efezjan 1:19

"Albowiem łaską zbawieni jesteście przez wiarę, i to nie z was: Boży to dar; (9) nie z uczynków, aby się kto nie chlubił." - Efezjan 2:8-9

"Albowiem Bóg to według upodobania sprawia w was i chcenie i wykonanie. " - Filipian 2:13

"ale to, co u świata głupiego, wybrał Bóg, aby zawstydzić mądrych, i to, co u świata słabego, wybrał Bóg, aby zawstydzić to, co mocne, i to, co jest niskiego rodu u świata i co wzgardzone, wybrał Bóg, w ogóle to, co jest niczym, aby to, co jest czymś, unicestwić, aby żaden człowiek nie chełpił się przed obliczem Bożym. " 1 Koryntian 1:27-29

"My jednak powinniśmy dziękować Bogu zawsze za was, bracia, umiłowani przez Pana, że Bóg wybrał was od początku ku zbawieniu przez Ducha, który uświęca, i przez wiarę w prawdę. " - 2 Tesaloniczan 2:13

"Nikt nie może przyjść do mnie, jeżeli go nie pociągnie Ojciec, który mnie posłał, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym." - Ew. Jana 6:44


PK: Teraz moja wypowiedź, w której zawarłem fragment powyższej wypowiedzi pastora, na którą następnie daję odpowiedź:


PB: "Tak to jest tak się czyta bez zrozumienia. Placyd natrafił na podsumowanie kanonów Synodu w Orange i stwierdził, że ów synod potępił naukę o Bożym wybraniu do zbawienia (predestynację)."


PK: Placyd przeczytał całość, a nie tylko podsumowanie. Nie przekręcaj tego, co napisałem, a jest trochę wyżej. Napisałem, że Synod w Orange potępił podwójną predestynację, którą nauczał Jan Kalwin, nie zaś, że potępił predestynację.

................................

PB: "Tylko o czym ten tekst mówi? Mówi, że potępienie człowieka NIE JEST spowodowane Bożym dekretem. "


PK
: No właśnie. Czyli inaczej niż twierdził to Jan Kalwin w przytoczonych przeze mnie fragmentach „Institutiones”.

................................

PB: Zatem wybranie ku zbawieniu oraz potępienie człowieka (pozostawienie go w grzechach) nie są w Piśmie Św. SYMETRYCZNE jak przedstawia kalwinizm Placyd Koń.

PK: Nie mam problemów zgodzić się z brakiem symetrii. Jednak nie zgadzam się z takim jej ukazaniem. Bo pozostawienie w grzechach przy założeniu całkowitej niemocy człowieka, równoznaczne jest z pozytywnym potępieniem człowieka. Pan Bóg daje każdemu szansę. Nie dlatego, że musi; nie dlatego, że jest coś komuś dłużny, ale dlatego, że tak chce. Bo jest Miłością. Bo jest Miłosierdziem. Bo jest sprawiedliwością. Bo gdyby nie dał, a człowiek sam sobie pomóc nie może, to praktycznie oznaczałoby to potępienie przez odmowę pomocy. I potępiony w ten sposób mógłby powiedzieć: „Przecież wiedziałeś, że sam z siebie nie mogłem nic, a przecież mi nie pomogłeś”. Nie, nawet i tego nie będzie mógł powiedzieć idący na potępienie. Pan Bóg uczynił wszystko, aby każdy mógł dostąpić zbawienia. I jeśli ktoś z tego nie skorzysta, to będzie tylko jego własna wina, a nie fakt, że Pan Bóg pozostawił go w grzechach, bo nie zechciał mu pomóc.

Gdyby Pan Bóg pozostawił niektórych w grzechach, bo nie chciał im pomóc, to Pismo św. mówiłoby nieprawdę stwierdzając:

„Jest to bowiem rzecz dobra i miła w oczach Zbawiciela naszego, Boga, który pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy”. (1 Tm 2:3-4 BT)

„Nie zwleka Pan z wypełnieniem obietnicy - bo niektórzy są przekonani, że Pan zwleka - ale On jest cierpliwy w stosunku do was. Nie chce bowiem niektórych zgubić, ale wszystkich doprowadzić do nawrócenia” (2 P 3:9 BT).

Nie tylko, że Pan Bóg pragnął i pragnie zbawienia wszystkich, ale uczynił w tym celu wszystko, co mógł, bo nawet:
„… Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3:16 BT).

Pan Bóg dając swego Pierworodnego, dał WSZYSTKO, co miał, i uczynił wszystko, co mógł, aby każdy mógł być zbawiony.

A wracając do „symetrii”. To, co przedstawiłem, to nauka Jana Kalwina. Chyba nie zaprzeczysz, że jest tam obecna owa SYMETRIA, o której tu mówimy. W taką symetrię wierzą niektórzy z Twoich komentatorów, a w odejściu od nauki Kalwina widzą upadek współczesnego protestantyzmu.

.....................................

PB: Najłatwiej jest polemizować z demonem, którego się samemu tworzy.

PK
: Rzecz w tym, że nie musiałem go tworzyć. Ów demon pochodzi z pism Jana Kalwina.

......................................

PB: Wiele napięć, problemów i niewygodnych pytań można w ten sposób uniknąć. Świadectwo Pisma jest jasne mimo iż oczy niektórych nie chcą go dostrzec, a wola przyjąć.
"w nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nienaganni przed obliczem jego; w miłości (5) przeznaczył nas dla siebie do synostwa przez Jezusa Chrystusa według upodobania woli swojej" (Efezjan 1:3-4),
(...)

PK
: Wierzę w predestynację, jednak nie w predestynację podwójną. Ani też w to, że potępieni idą na potępienie, dlatego że Pan Bóg odmówił im swojej łaski (pomocy).

Postscripitum: Nauka o predestynacji jest nauką Biblii i Kościoła katolickiego. Najlepszą jaką znam książkę na ten temat napisał dominikanin, o. Reginald Garrigou-Langrange, promotor późniejszego papieża: "Predestination. The meaning of Predestination in Scripture and the Church".

poniedziałek, 26 grudnia 2011

A Słowo ciałem się stało...

Boże Narodzenie - urodziny Chrystusa

Myślę, że wszyscy lubimy obchodzić urodziny. Chociaż pewnie z reguły nasza radość jest większa, kiedy kończymy 18-ty rok życia, niż gdy są to na przykład 40-te, 50-te, czy dalsze urodziny. Bo o ile te pierwsze są wyglądane z niecierpliwością, te następne już mniej, bo uświadamiają nam nasze przemijanie. Nie zmienia to jednak faktu, że jest w nas pragnienie, aby uczcić urodziny kochanej osoby. Zapraszamy gości, przygotowujemy coś niecodziennego, aby uczcić jubilata. Dzisiaj wspominamy szczególne urodziny, bo Jubilat jest szczególny. To sam nasz Pan Jezus Chrystus, Boży Syn, a nasz Zbawiciel, którego przyjście na świat świętujemy w sposób tak uroczysty. Odwieczny stał się jednym z nas; Słowo Boga stało się ciałem i zamieszkało między nami. Ten, który nie podlega żadnym ograniczeniom przyjął ludzkie ciało, a wraz z nim ograniczenia czasu i przestrzeni. To już ponad dwa tysiące lat temu według naszej ziemskiej rachuby czasu. Dla uczczenia tego faktu klękamy w czasie Credo na słowa mówiące o Jego wcieleniu.

Mamy dość mocne przesłanki, że 25 grudnia jest historyczną datą urodzin Pana. Pisał o tym Hiob. A jeśli nawet Pan Jezus urodził się w innym dniu, nie zmienia to faktu, że Boże Narodzenie jest wydarzeniem historycznym, czyli takim, które miało miejsce w historii. Zatem celebrujemy historyczne wydarzenie. Podkreślają to Ewangelie według św. Mateusza i św. Łukasza. Fragmenty tej ostatniej są używane w czasie Mszy św. o północy, tzw. Pasterki, i Mszy św. o świcie. W Ewangelii według św. Łukasza mamy do czynienia z opisem historycznego wydarzenia. Czytamy tam o spisie ludności, o cesarzu, o trudnościach w znalezieniu schronienia w mieście Betlejem, o pasterzach, itd.

Natomiast Prolog Ewangelii według św. Jana odczytywany podczas Mszy św. w ciągu dnia jest całkiem inny. Nie ma tam nic o rzeczach wspomnianych przeze mnie powyżej, które zostały opisane przez Łukasza. Może tylko znajdziemy aluzję do tego, że Maryja z Józefem w Betlejem nie znaleźli miejsca na przenocowanie.

O ile Łukasz pisze relację historycznych wydarzeń, Jan to przede wszystkim teolog. Nie znaczy to, że w Ewangelii według św. Łukasza nie ma refleksji teologicznej, czy też, że Ewangelia według św. Jana jest a-historyczna. Nie, raczej chodzi tu o różne priorytety i cele, które przyświecały Ewangelistom przy pisaniu Ewangelii. W tych różnych podejściach nie ma sprzeczności, ale uzupełnianie się.

Zacznijmy od św. Łukasza.

Zarówno w Ewangelii użytej w czasie Mszy św. o północy, jak i w tej o świcie wymieniona jest nazwa miasta, gdzie urodził się Pan Jezus. Jak wiadomo, “Betlejem", w hebrajskim “beth lehem”, oznacza “Dom Chleba”. W znaku chleba możemy dostrzec coś w rodzaju klamry spinającej całe życie Pana. Urodził się w Betlejem, czyli „Domu Chleba”, a pod koniec życia sam stał się Chlebem dla wielu. W ostatni wieczór przed swoją męką i śmiercią wziął chleb i podał swoim uczniom mówiąc: „Bierzcie i jedzcie. To jest Ciało Moje”. W elemencie chleba widzimy coś, co łączy początek i koniec ziemskiego życia naszego Zbawiciela.

Ale nie jest to jedyny element. Także wskazanie na żłóbek obecne zarówno w Ewangelii Pasterki, jak i w Mszy św. o świcie. Pan Jezus po urodzeniu został położony w żłóbku. Tak odnaleźli Go pasterze. Żłóbek to miejscu, gdzie owieczki znajdowały paszę. Możemy to wyjaśnić alegorycznie na dwa sposoby:

- żłóbek, miejsce gdzie pasterze karmili swoje baranki, jest aluzją, że Ten, który został w nim położony, sam stał się Barankiem Bożym gładzącym grzechy świata; słowa, które słyszymy w czasie Mszy św. I druga interpretacja, która podoba mi się bardziej:

- Ten, który po swoim urodzeniu został złożony w żłobie, przed swoją śmiercią stał się pokarmem dla swoich owieczek. Zatem w znaku żłobu możemy dostrzec drugi element łączący początek ziemskiego życia Pana Jezusa z jego końcem.


Teraz Ewangelia według św. Jana.

W tej Ewangelii możemy odnaleźć inny element łączący początek i koniec publicznej działalności Pana. Pierwszym znakiem był cud przemiany wody w wino na weselu w Kanie Galilejskiej. Ostatnim znakiem był Jego cud przemiany wina w swoją Krew.

Zauważmy, że te znaki: chleb i wino zostały użyte przez Pana w czasie Ostatniej Wieczerzy, są również używane podczas Mszy św. W czasie każdej Mszy św. Pan Jezus staje się obecny na ołtarzu – poeta powiedziałby, że na eucharystycznym Ołtarzu Pan się rodzi. Z kolei rozdzielenie postaci chleba i wina symbolizuje Jego śmierć tak, jak oddzielenie krwi od ciała oznacza śmierć. W końcu, na ołtarzu Pan Jezus zmartwychwstaje. I dokładnie takie, to znaczy zmartwychwstałe Ciało Pana Jezusa przyjmujemy w Komunii św. I wtedy nasze Ciało staje się Betlejem – Domem Chleba, bo przychodzi do niego Chleb żywy. I właśnie o takie Boże Narodzenie chodzi Panu Bogu.

W Prologu odczytanym w czasie Mszy św. w dzień słyszymy m.in. takie słowa:

„A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas. I oglądaliśmy Jego chwałę, chwałę, jaką Jednorodzony otrzymuje od Ojca, pełen łaski i prawdy”
(J 1:14 BT). Słowa budzące zdziwienie. Grota czy stajenka, miejsce, gdzie trzyma się zwierzęta, żłób, pasterze, pogardzani i uważani za nieczystych. Takie są okoliczności, w których Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami. Gdzie zatem ta chwała? O jakiej chwale mówi Ewangelista? O chwale, którą Jednorodzony Syn otrzymuje … od ludzi? Nie, od Ojca.

Coś podobnego powtarza się, gdy w Ewangelii według św. Jana mowa o ukrzyżowaniu Pana. Wywyższenie na krzyżu u Jana jest także wywyższeniem w chwale. Jak to wytłumaczyć? Wydaje się, że najlepszym wytłumaczeniem jest takie: że wtedy, kiedy Pan ukrywa swą chwałą i po ludzku patrząc, wydaje się, że doznaje poniżenia, jak to miało miejsce w Jego narodzeniu czy krzyżowej śmierci, właśnie wtedy doznaje chwały od Ojca.

Także w Eucharystii Pan otoczony jest chwałą. Właśnie przez to, że ją ukrywa. Bo ukrywa nie tylko swoje bóstwo, ale także i człowieczeństwo. I narażony jest na profanację i świętokradztwo przez niegodne przyjęcie. A jednak, kiedy wierzymy, że pod postaciami chleba i wina On rzeczywiście rodzi się na ołtarzu i z wiarą i czystym sercem przyjmujemy Jego ciało zmartwychwstałe, to nie tylko, że Boże Narodzenie powtarza się w nas, ale także otrzymujemy zadatek udziału w Bożej chwale.

Podsumowując:

Na Boże Narodzenie dekorujemy kościół, nasze domy. I ten zewnętrzny wystrój ma na celu pomóc nam przeżyć atmosferę Bożego Narodzenia; ma na celu niejako przenieść do Betlejem za czasów Cezara Augusta. I dobrze jest, że tak się dzieje. Taki przykład dał nam św. Franciszek organizując w Greccio pierwszą żywą szopkę prawie osiemset lat temu.

I chociaż w zewnętrznym przejawie żywa szopka jest bardziej podobna do tego, jak wyobrażamy sobie grotę w Betlejem, to jednak bardziej prawdziwe, bo istotne jest Boże Narodzenie, które dokonuje się w Eucharystii, w czasie każdej Mszy św., niezależnie od tego, czy jest sprawowana w sposób tak uroczysty, jak dzisiaj czy tzw. cicha Msza św. odprawiana przez kapłana bez udziału ludu w prywatnej kaplicy klasztornej. Dlaczego? Bo w czasie każdej Mszy św. przychodzi Pan w sposób sakramentalny, tzn. niewidoczny, ale rzeczywisty; przychodzi na ołtarz po to, aby mógł zamieszkać w nas. On narodził się w Betlejem, a w czasie Mszy św. staje się obecny na ołtarzu po to, aby Boże Narodzenie mogło powtórzyć się w nas.

„A Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami”
. Kiedy uczestniczymy w Eucharystii i przyjmujemy Komunię św., wtedy te słowa zyskują nowe znaczenie: Odwieczne Słowo staje się ciałem i zamieszkuje nie tylko między nami, ale w nas, i przez wiarę już teraz oglądamy Jego chwałę, „chwałę, jaką Jednorodzony otrzymuje od Ojca, pełen łaski i prawdy”.

środa, 14 grudnia 2011

Obraz Boga u kalwinistów

Inspiracją to tego tekstu był wpis pastora Pawła Bartosika: „Do którego Boga jesteś podobny?” Wydaje się, że te dwa zdania dobrze wyrażają przesłanie całości

„’Allach’, ‘Jehowa’, jednoosobowy bóg ściśle monoteistycznych religii nigdy nie oddaje czci komuś innemu ani dla nikogo się nie poświęca. Kiedy więc jego wyznawca bije pokłony przed obiektem swojej czci, a więc w momencie, kiedy rzekomo jest najbliżej swojego boga, staje się do niego najbardziej niepodobny!”

Zapragnąłem pójść za logiką tego tekstu i zastosować ją do wierzących w podwójną predestynację. Co rozumiem przez podwójną predestynację? Pogląd Jana Kalwina, według którego bóg na podstawie uprzedniego dekretu przeznaczył jednych do zbawienia, a innych na potępienie[1]. Pragnę podkreślić słowo „uprzedniego”, czyli wcześniejszego od zaistnienia ludzi, a więc ich dobrych i złych czynów. Można by to porównać do mężczyzny, który zanim został ojcem, postanowił, że pierwsze dziecko będzie traktował jak najlepiej i dołoży wszelkich starań, aby się dobrze rozwijało i było szczęśliwe, natomiast nad drugim będzie się znęcał – zadawał mu wszelkie możliwe do wyobrażanie katusze. Brzmi to nieprawdopodobnie i zniechęcająco? Zgadzam się. A jednak są tacy, którzy wierzą w takiego … boga. Przy czym w odniesieniu do Boga trzeba to podnieść do niekończonej potęgi: szczęście zbawionych jest dla nas niewyobrażalne, tak samo, jak cierpienie potępionych. Do tego dochodzi porównania czasu trwania: w pierwszym przypadku, w przypadku naszego wymyślonego ziemskiego ojca (jeśli to imię można nadać takiemu okrutnikowi i sadyście) jest to jakiś czas skończony; w przypadku drugim jest to cała wieczność: zawsze - zawsze, nigdy - nigdy.

Zapytajmy: skoro są tacy, którzy wierzą w boga, który na mocy swego odwiecznego postanowienia dla swojej przyjemności przeznacza jednych do zbawienia, a innych również dla swojej przyjemności przeznacza na potępienie[2], to kiedy czciciele takiego boga są najbardziej niepodobni do niego? Wtedy, kiedy w jednym stopniu starają się o pomyślność i szczęście swoich dzieci. I dodajmy: i innych ludzi bez wyjątku, chociaż oczywiście w różnym stopniu. To znaczy, że jest czymś oczywistym, że nie poświęcą tyle samo uwagi dzieciom sąsiadów, co swoim, ale generalnie dobrze życzą wszystkim i chcą dobra wszystkich. Największym zaś dobrem jest zbawienie wieczne. A jednak, kiedy oni chcą, aby wszyscy ludzie byli zbawieni, stają się niepodobni do ich boga, który chce tego tylko dla wybranych, tak jak chce potępienia dla nie-wybranych. Dla swojej przyjemności.

Kiedy zaś czciciele boga Kalwina staliby się najbardziej podobni do obiektu ich czci? Właśnie wtedy, kiedy postępowałby jak ów wymyślony w naszym przykładzie ojciec. Przepraszam – potwór.

-----------------
[1] Przez predestynację rozumiemy wieczny dekret Boga, którym sam zadecydował, co ma się stać w odniesieniu do każdego człowieka. Wszyscy nie są stworzeni na tych samych warunkach, ale cześć jest przeznaczona do życia wiecznego, inni na potępienie; i konsekwentnie, jako taki został stworzony dla jednego lub drugiego przeznaczenia, mówimy, że został przeznaczony do życia lub do śmierci. (Jan Kalwin, „Institutiones”, księga III, rozdział 21, punkt 5. Jest to moje tłumaczenie angielskiego tekstu wziętego ze strony: http://www.ccel.org/ccel/calvin/institutes.v.xxii.html )

[2] Mówimy więc, że Pismo święte wyraźnie świadczy o tym, że Bóg w swoim wiecznym i niezmiennym planie określił raz na zawsze tych, których dla swojej przyjemności zechciał dopuścić do wiecznego zbawienia, i z drugiej strony tych, których dla swojej przyjemności przeznaczył do wiecznego potępienia. Uważamy, że to postanowienie, w odniesieniu do wybranych, opiera się jedynie na Jego miłosierdziu, bez odniesienia do zasług człowieka, podczas gdy ci, których skazuje na zagładę, są wykluczeni z dostępu do życia przez sprawiedliwy i wolny od wszelkich zarzutów, ale w tym samym czasie nieprzenikniony wyrok. (tamże, punkt 7).

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Biskup Sheen o Niepokalanym Poczęciu NMP

Załóżmy, że istniałeś wcześniej niż twoja matka, na sposób artysty, którego istnienie poprzedza jego obrazy. Następnie załóżmy, że posiadasz nieskończoną moc, aby uczynić twoją matkę taką, jaką sobie życzysz, tak jak wielki artysta jak Rafael posiada moc do zrealizowania swoich artystycznych wizji. Załóżmy więc, że posiadasz tę podwójną moc, jaką matkę stworzyłbyś dla siebie? Czy stworzyłbyś dla siebie taką matkę, która przyniosłaby ci wstyd jej niekobiecym postępowaniem czy takim, które sprzeciwia się godności macierzyństwa? Czy uczyniłbyś ją ze zmazą samolubstwa, które uczyniłoby ją odpychającą nie tylko dla ciebie samego, ale także dla twoich rówieśników? Czy dałbyś jej takie, czy w zewnętrznym czy wewnętrznym wymiarze, cechy, których wstydziłbyś się potem? Czy raczej uczyniłbyś ją najpiękniejszą z kobiet świata, i to zarówno, jeśli chodzi o zewnętrzne piękno, jak i też w wymiarze piękna duszy, taką, która promieniowałaby każdą cnotą, każdym przejawem życzliwości i współczucia i miłosierdzia; taką, która czystością życia, wielkością rozumu i serca byłaby inspiracją nie tylko dla ciebie, ale w równym stopniu także dla i dla wszystkich innych, tak, aby każdy patrząc na nią widział w niej uosobienie tego, co najlepsze w macierzyństwie?

Teraz zaś, jeśli ty, który jesteś niedoskonałą istotą, i dlatego nie posiadasz najbardziej precyzyjnej koncepcji piękna, pragniesz dla siebie najpiękniejszej i najbardziej godnej miłości z wszystkich matek, czy nie sądzisz, że nasz Błogosławiony Pan, który nie tylko istniał przed swoją Matką, ale także miał nieskończoną moc, aby uczynić Ją taką, jaką chciał, czy On na mocy swojej nieskończonej wiedzy o tym, co prawdziwie piękne, uczyniłby Ją mniej czystą i godną miłości niż ty uczyniłbyś swoją własną matkę? Jeśli ty, który brzydzisz się samolubstwem, uczyniłbyś ją bez zmazy tej przywary; ty, który czujesz wstręt do wszelkiej brzydoty, uczyniłbyś ją całą piękną, czy nie sądzisz, że tym bardziej Boży Syn, który nienawidzi grzechu, uczyniłby swoją Matkę bez najmniejszej skazy grzechem, i Ten, którzy brzydzi się moralną szpetotą, uczyniłby Ją niepokalanie piękną?

Za: http://www.columbia.edu/cu/augustine/a/mary.html#graceful

sobota, 10 grudnia 2011

Czy Pan Jezus modlił się do swojej Matki?

Dzień przed uroczystością Niepokalanego Poczęcia NMP odtworzyłem wiadomości wysłane przez „Zenit” z datą 6 grudnia – „Świat widziany z Rzymu”. Na samym dole był link do dzienniczka zapisanego przez służebnicę Bożą Luizę Picaretta. Drugim z kolei zapisem w tym dzienniczku był ten pochodzący z 15 sierpnia 1899 roku. Oto jego tłumaczenie:

Służebnica Boża skarżyła się Panu Jezusowi, że jeszcze nie dał jej zobaczyć Jej (tzn. Matki Bożej) święta w niebie ani usłyszeć pierwszej pieśni, którą aniołowie i święci w Niebie wyśpiewali dla uczczenia Matki Pana, gdy została wzięta do nieba. On zaś odpowiedział: „Pierwszą pieśnią, którą aniołowie i święci wyśpiewali na cześć Mojej Matki było ‘Zdrowaś Maryjo’, ponieważ w tej modlitwie są zawarte najpiękniejsze pochwały, Jej największy honor, i to pozdrowienie odnawia w Niej radość, którą Ona przeżywała, kiedy stała się Matką Boga”.

I teraz uwaga:

Dalej jest mowa o tym, że Pan Jezus ... odmówił tę modlitwę (!), a dokładnie pierwszą jej cześć ze służebnicą Bożą Luizą Picarettą.

Sprawdziłem jeszcze raz. Tak, tekst ma imprimatur Kościoła, to znaczy, że może być rozpowszechniany i nie zawiera niczego, co byłoby sprzeczne z nauką głoszoną przez Kościół katolicki. Czy z tego wynika, że Pan Jezus odmówił modlitwę do swej Matki? Nie, to byłaby niedorzeczność. Pan Jezus pozdrowił Ją słowami Pozdrowienia Anielskiego zapisanego na kartach Biblii. Czy to jednak nie przesada? Już myślę o protestantach, którzy tu pewnie zobaczą potwierdzenie, że katolicy oddają cześć boską Matce Pana biorąc przykład z … Bożego Syna, który modli się do swojej Matki. A jednak właśnie Pismo św., które jest przecież ich najwyższym autorytetem zawiera potwierdzenie, że służebnica Boża nie pomyliła się.

Dzięki jej odważnemu, a nawet prowokacyjnemu zapisowi zauważyłem coś, co do tej pory umykało mojej uwadze, a przecież czytałem i słyszałem opis sceny zwiastowania z pierwszego rozdziału Ewangelii według św. Łukasza setki razy. Dopiero wtedy dotarł do mojej świadomości zwrot, którym zaczyna się Ewangelia w uroczystość Niepokalanego Poczęcia NMP:

„W szóstym miesiącu posłał Bóg anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię”
(Łk 1:26-27 BT). To Bóg był Tym, który posłał anioła Gabriela. A on mówił nie od siebie, ale przekazał słowa, które Bóg mu polecił. Wynika z tego, że przez anioła sam Bóg pozdrowił Niepokalaną pozdrowieniem, zwanym anielskim. A dokładnie pierwszą częścią tego Pozdrowienia, ponieważ druga część zawiera prośbę skierowanej do Matki Pana o modlitwę za grzesznymi "teraz i w godzinę śmierci" i jest prośbą wyrażaną przez nas, grzesznych ludzi.

Podsumowaniem niech będzie takie stwierdzenie: Odmawiając „Zdrowaś Maryjo” wychwalamy Maryję pochwałami, którymi Bóg i całe niebo pozdrowiło Ją w chwili Zwiastowania i wniebowzięcia, pośrednio wyznajemy Jej Niepokalane poczęcie, Jej aktywny udział w zbawieniu dokonanym przez Pana, oraz prosimy, aby ono stało się także naszym udziałem „teraz i w godzinę naszej śmierci”, to znaczy w wieczności, bo jaka śmierć taka wieczność. Odmawiając „Zdrowaś Maryjo” odmawiamy modlitwę, która w niebie wzięła swój początek i do nieba prowadzi tych, którzy ją odmawiają.

czwartek, 22 września 2011

Ty jesteś Skała... Prymat św. Piotra

Kto jest „Skałą” z Mt 16, 18?

Jezus zapytał ich: «A wy za kogo Mnie uważacie?» Odpowiedział Szymon Piotr: «Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego». Na to Jezus mu rzekł: «Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr czyli Skała, i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie». (Mt 16, 15-19)

Oto odpowiedź, jaką daje najlepszy ze słowników biblijnych opracowany przez protestantów i wydany przez zespół pod kierownictwem Gerharda Kittla:

Dosyć powszechne jest przekonanie, że to powiedzenie (chodzi tu o Mt 16, 17-19) ma charakter semicki, i to potwierdza, że nie mogło powstać w greckiej diasporze. Gra słów ma pełny sens tylko w aramejskim, który ma to samo słowo kefa dwa razy, nie πέτρος … πέτρα, jak to ma miejsce w grece. Wzmianka ojca Piotra poprzez wyrażenie Bar-Jona, wyrażenie „ciało i krew” na oznaczenie ludzi, stroficzny rytm i obraz skały jako fundamentu, dla którego istnieje dokładna analogia w literaturze rabinicznej (Abraham jako skała świata) – wszystko to świadczy o semickim charakterze logionu (powiedzenia) i konsekwentnie o jego starożytności. (“Theological Dictionary of the New Testament”, tom VI, str. 106)

Niektórzy protestanci uważają, że “Skałą” w Mt 16, 18 jest wiara św. Piotra. Oto, co na ten temat jest napisane w „Teologicznym Słowniku Nowego Testamentu”:

Ale co ma Pan Jezus ma myśli mówiąc: „I na tej skale wybuduję Kościół mój”? Idea reformatorów, że On ma na myśli wiarę Piotra, jest nieprzekonywująca w obliczu kontekstu tego fragmentu. Nie ma tu odniesienia do wiary Piotra. Raczej, paralelizm pomiędzy „ty jesteś Skałą” i „na tej skale wybuduję” pokazuje, że druga skała może być tylko ta sama, co pierwsza. W ten sposób jest oczywiste, że Jezus odnosi to do Piotra, któremu dał imię „Skała”. (tamże, s. 108)

Przyznaje to nawet Marcin Luter, który napisał w 1530 roku, lata po tym, jak opuścił Kościół katolicki:

„Dlaczego szukając moich kluczy, wpatrujecie się w niebo? Czyż nie rozumiecie, że Jezus powiedział: ‘Dałem je Piotrowi. To są rzeczywiście klucze do nieba, ale one nie znajdują się w niebie, bo Ja zostawiłem je na ziemi.’ To mówi Jezus: ‘Piotr jest moimi ustami, jego język jest moją szkatułką zawierając klucze, jego klucze są Moimi kluczami. One są urzędem’” Luter widział nawet: „One są potęgą, przykazaniem, które dał Bóg przez Chrystusa dla całego chrześcijaństwa dla zatrzymywania i odpuszczania grzechów”.


Oczywiście Luter odrzucał sukcesję papieską, jak i apostolską w ogóle. Ale w słowach Pana Jezusa jest klucz do zrozumienia Jego słów także w odniesieniu do sukcesji. Tym kluczowym słowem jest właśnie słowo „klucze” i wyrażenie „wiązać i rozwiązywać”.

Co to znaczy "związywać i rozwiązywać"? Inny słownik protestancki przy haśle "wiązać" podaje:

"związywanie i rozwiązywanie" może być interpretowane jako:

a) zgodnie z żydowskim rabinicznym zwyczajem: określać, co jest zabronione, a co jest dozwolone, lub

b) zgonie z rozumieniem wczesnych Ojców Kościoła: nakładać lub usuwać ekskomunikę. (Friberg, „Analytical Lexicon of the New Testament Greek”)

Jeśli tak, to ten obraz nie ma sensu, jeśli założy się, że klucze były tylko na czas ziemskiego życia Piotra. Przecież także po jego śmierci jest oczywista potrzeba, aby wyjaśniać, co jest zabronione, a co dozwolone, lub też nakładać i zdejmować karę ekskomuniki. Rozumienie obrazu kluczy inaczej nie ma podstaw biblijnych ani patrystycznych.

Także współcześnie egzegeci protestanccy przyznają, że obraz kluczy zaczerpnięty został z Iz 22:

(…) tegoż dnia powołam sługę mego, Eliakima, syna Chilkiasza. Oblokę go w twoją tunikę, przepaszę go twoim pasem, twoją władzę oddam w jego ręce: on będzie ojcem dla mieszkańców Jeruzalem oraz dla domu Judy. Położę klucz domu Dawidowego na jego ramieniu; gdy on otworzy, nikt nie zamknie, gdy on zamknie, nikt nie otworzy. Wbiję go jak kołek na miejscu pewnym; i stanie się on tronem chwały dla domu swego ojca (Iz 22, 20-23).

Eliakim miał zastąpić Szebnę na stanowisku zarządcy pałacu królewskiego. Klucze oznaczały, że otrzymał on władzę nad pałacem. Po jego śmierci (albo stracie urzędu) klucze, a z nimi i władza przechodziły na następcę. (Oczywiście władza ta podlegała królowi, tak jak Piotr i jego następcy podlegają Jezusowi.) Aluzją do kluczy i władzy z nimi związanej jest aramejskie brzmienie imienia Piotr – Kefas. Przypomnę, że Piotrowi jako jedynemu Pan zmienił imię. (Starożytni rabini mówili, że Pan Bóg na widok Abrahama zawołał "Oto znalazłem skałę, na której wybuduję świat". To tylko tak na marginesie. Nie znajdziemy takich słów w Biblii. Ale znajdziemy słowa mówiące o zmianie imienia Abram na Abraham. Z imieniem łączyło się powołanie, misja. Zmiana imienia oznaczała zmianę tego powołania. Zmienić imię mógł tylko ten, kto miał władzę na tym, którego imię zostało zmienione. Piotr-skała podlegał Jezusowi-Skale). To nie stało się bez znaczenia. To aramejskie słowo zapisane literami hebrajskimi (כיפא) można przeczytać „kajfa” albo „kejfa” (Przypomnę, że język hebrajski i aramejski nie posiada zapisu samogłosek. O sposobie czytania i znaczeniu danego wyrazu decydował kontekst. Wyraz zapisany powyżej posiada dwa sposoby czytania i dwa możliwe znaczenia: „skała” to pierwsze, „trezor, sejf, schowek służący do przechowywania kluczy od świątyni jerozolimskiej” to druga możliwość odczytania tego słowa).

Pan dał klucze Piotrowi, kiedy odchodził z ziemi i uczynił go kimś w rodzaju odźwiernego. Zadaniem odźwiernego jest „otwierać i zamykać”, oraz czuwać na domem aż do chwili, kiedy Pan przyjdzie powtórnie. Ponieważ ziemskie życie jednego odźwiernego nie wystarczy, aby objąć czas pomiędzy pierwszym i drugim przyjściem, sukcesja jest czymś niezbędnym i oczywistym. Wydaje się, że mamy do tego aluzję w przypowieści mówiącej o potrzebie gotowości na przyjście Pana (Łk 12, 35-40) oraz w wyjaśnieniu jej danym Piotrowi (12, 41-48 – Pan mówi o czujności do wszystkich, ale ze szczególnym odniesieniem, jak się wydaje, właśnie do Piotra, i tu pewnie nie przypadkiem, pojawia się odniesienie do drzwi i ich otworzenia, gdy przyjdzie gospodarz domu) jak również w eschatologicznej mowie Pana zanotowanej w trzynastym rozdziale Ewangelii według św. Marka. Tu istotne stwierdzenie z tej mowy: Bo rzecz ma się podobnie jak z człowiekiem, który udał się w podróż. Zostawił swój dom, powierzył swoim sługom staranie o wszystko, każdemu wyznaczył zajęcie, a odźwiernemu przykazał, żeby czuwał. (Mk 13, 34)

„Odźwierny” – w oryginale: θυρωρός – (czyt.: thyroros) – „ten, kto ma kontrolę nad miejscem i pozwala do niego wejść” (Friberg, Lexicon). Pan mówi do trzech wybranych uczniów: Piotra, Jakuba i Jana, żeby czuwali i byli gotowi na Jego powtórne przyjście. Tym „człowiekiem, który udał się w podróż” może być tylko Pan Jezus, sługami byli ci wszyscy, którym powierzona została jakakolwiek funkcja w Kościele, a „odźwiernym” może być tylko ten, który otrzymał klucze, czyli Piotr i jego następcy aż do skończenia świata.



PS. Więcej na temat papiestwa (po polsku):

http://analizy.biz/marek1962/prymat.htm

Cytaty z egzegetów protestanckich (po angielsku):

http://catholicity.elcore.net/SimonIsTheRock.html


Prymat Piotra w pismach Ojców Kościoła (po angielsku):

http://www.catholic.com/library/Authority_of_the_Pope_Part_1.asp

http://www.catholic.com/library/Authority_of_the_Pope_Part_2.asp

Scott Hahn na temat papiestwa (po angielsku):

http://www.catholic-pages.com/pope/hahn.asp

środa, 21 września 2011

O tym, jak Ewa uczyniła Adama mężczyzną

Chociaż tytuł sugeruje żartobliwe podejście do tematu: mężczyzna-kobieta, to jednak myśl, którą chciałem się podzielić, jest jak najbardziej poważna i oparta na prawdzie przekazanej przez Biblię.

Księga Rodzaju zawiera dwa opisy stworzenia świata. W pierwszym, niczym refren powtarzają się słowa: „i tak upłynął wieczór i poranek - dzień pierwszy”; „i tak upłynął wieczór i poranek - dzień drugi”, itd. O ile w pierwszym Pan Bóg stwarza mocą swego słowa, w drugim opisie jest ukazany jako artysta – rzeźbiarz, który człowieka lepi z prochu ziemi. Ziemia po hebrajsku to „adama”, dlatego „Adam” oznacza tyle, co „wzięty z ziemi”. Hebrajskie słowo „adam” nie jest imieniem własnym ani nie oznacza „mężczyzny”, ale „człowieka, ludzi”. Adam został nazwany mężczyzną dopiero w momencie, kiedy Pan Bóg przyprowadził mu kobietę. Wtedy: „mężczyzna powiedział: ‘Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała! Ta będzie się zwała niewiastą, bo ta z mężczyzny została wzięta’” (Rdz 2:23 BT). Trzeba dodać, że słowo „mężczyzna” na początku zdania odpowiada hebrajskiemu słowu „adam”. Podobnie jest w poprzednim wersecie. Dopiero to samo słowo użyte po raz drugi w cytowanym powyżej wersecie odpowiada hebrajskiemu słowu „isz”, które oznacza „mężczyzna”. Zatem możemy wyciągnąć wniosek, że jak kobieta została stworzona z żebra Adama - czyli stała się przez mężczyznę, tak i mężczyzna stał się mężczyzną dzięki kobiecie.

Uważny czytelnik polskiej Biblii Tysiąclecia może wprawdzie zauważyć, że słowo „mężczyzna” występuje już w rozdziale pierwszym: „Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę” (Rd 1:27 BT), ale znowu podobna historia, co w przypadku Rdz 2:22 i 2:23: słowo „mężczyzna” odpowiada hebrajskiemu słowu „adam”; drugie jest tłumaczeniem słowa „zachar”, które Biblia Tysiąclecia oddaje gdzie indziej słowem: „samiec” (np. Rdz 6:19; 7:2). [Na marginesie dodam, że osobiście wolę tłumaczenie bardziej dosłowne: „Stworzył więc Bóg człowieka (=Adama) na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: mężczyzną (zachar) i niewiastą (nekewa) stworzył ich” = Pan Bóg stworzył człowieka jako mężczyznę i kobietę. W angielskiej New American Bible: „God created man in his image; in the divine image he created him; male and female he created them”.]

Wróćmy do wersetu 2:22. Trudno jest go przetłumaczyć na język polski czy angielski. Podobna trudność występuje w innych językach. Polskie słowa „mężczyzna” i „kobieta”, jeśli chodzi i pisownię i brzmienie, zdają się sugerować, że rzeczywistości, które te słowa oznaczają, zdają się nie mieć ze sobą nic wspólnego. Jest tak samo w języku niemieckim: „Mann” i „Frau”, czy we włoskiem: „uomo” i „donna”. W języku angielskim jest trochę lepiej, bo „man” i „woman” zawierają pewne podobieństwo, ale pierwsze słowo jest częścią drugiego, co dla niektórych będzie kolejnym żartobliwym dowodem na wyższość kobiet. W języku hebrajskim jest inaczej, bo pisownia i wymowa słów oznaczających mężczyznę i kobietę niosą w sobie duże podobieństwo.

Mężczyzna w tym języku to „isz”, zaś kobieta to „iszsza”. Brzmienie jest podobne, także pisownia. Każde z tych słów składa się z trzech liter. Słowo „isz” jest zapisane przy pomocy trzech liter hebrajskich: alef-jod-szin (איש - czyt.: isz), natomiast „iszsza” trzema literami: alef-szin-he (אשה - czyt.: iszsza).

Można zauważyć, że w tych słowach są dwie litery wspólne: alef i szin; natomiast trzecia litera jest inna w każdym z tych słów. Wskazuje to na dynamikę mającą miejsce między kobietą a mężczyzną: z jednej strony podobieństwo, a z drugiej pewna różnica. Mieszanka podobieństw i różnic wskazuje na komplementarność (uzupełnianie się) i wzajemne przyciąganie.

Jo Croissant w książce: „Kobieta. Kapłaństwo serca” na stronach 19-20 pisze: „Napisane jest, że Ewa uformowana została z żebra Adama, żebro to jest więc jej bokiem, jej połową, co oznacza, że zawsze będą wobec sobie dłużnikami, jedno wobec drugiego, że są powołani do życia jedno obok drugiego, ale również jedno dla drugiego.

Dosłowne tłumaczenie
[wyrażenia עזר כנגדו (czyt.: ezer kenegdo) z Rdz 2:20] brzmi: ‘une aide contre lui’, co może oznaczać dwie rzeczy: ‘pomoc tuż przy nim’, we wspólnocie, która uczyni ich zjednoczenie płodnym, albo ‘pomoc jemu przeciwną’, która posunąć się może w tym wypadku do zniszczenia go”.

Literami alef i szin można zapisać słowo, które brzmi „esz” oznaczające „ogień”; przy pomocy tych liter, które się nie powtarzają, czyli jod i he, Hebrajczycy zapisywali skrót imienia Boga. W każdym związku mężczyzny z kobietą powinien być obecny Pan Bóg, wtedy ich miłość prawdziwie pochodzi od Niego, a ich związek jest błogosławieństwem dla nich samych i innych ludzi; jeśli nie ma w ich związku Boga, to tym, co ich łączy jest tylko ogień namiętności, który spala i niszczy ich samych i wszystkich dookoła.

Jo Croissant we wspomnianej książce pisze na stronach 21-23: „Jeśli więc mężczyzna i kobieta tracą swą tożsamość, jeśli zapominają naraz o pokorze i modlitwie, to pozostaje już tylko „esz”, ogień zniszczenia. Jeśli wykluczają Boga spomiędzy siebie, mogą się wzajemnie tylko zniszczyć. Każdy bowiem związek powinien opierać się na trójcy, jeśli nie ma być miejscem gry w dominację jednego nad drugim. Obecnie relacja między mężczyzną i kobietą przechodzi głęboki kryzys. Związek jest niemożliwy jeśli Bóg nie jest fundamentem. W przeciwnym razie pozostaje jedynie ogień namiętności i pasje, które ich niszczą.” (…)

„W zacytowanym przeze mnie opowiadaniu
[wziętym z Księgi Rodzaju] jest napisane, że uczynił ich samcem i samicą, ‘zachar u-nekewa’. Mężczyzna, „zachar”, znaczy ‘przypominać sobie’ [w jęz. hebrajskim ‘zachar’ oznacza zarówno ‘mężczyznę’ jak i ‘pamiętać’], zaktualizować coś, co się wspomina, w pamięci genetycznej i w liturgii zarazem. Inaczej mówiąc, mężczyzna, samiec, celebruje dzieło stwórcze Boga, pełniąc funkcję prokreacyjną oraz wykonuje czynności kultowe. Jego ciało i umysł są ukształtowane do walki i dla celu podboju ziemi, tak, by zgodnie ze swym pierwotnym powołaniem, mógł być jej panem i królem.

Pierwotne funkcja mężczyzny związana jest z rolą kapłana, uobecnia on to, co przychodzi z zaświatów, od Boga. On ponosi odpowiedzialność za obecność Boga w swym domu, spełnia czynności kultu rodzinnego, a jednocześnie gwarantuje dobre położenie materialne i kontakty ze światem zewnętrznym. (…)

Kobieta, ‘nekewa’, oznacza wgłębienie, zbiornik, tworzenie wewnętrznej przestrzeni. Jej ciało to jedna giętkość, jedna czułość. Zostało stworzone, by przyjmować, pocieszać, dawać życie.

Stanie się czarą Bożej miłości, Bożego słowa, powołana na wzór Dziewicy Maryi, raczej do „rozważania go w swoim sercu niż do głoszenia go. Jest z natury bardziej duchowa i religijna, stąd też zwolniona jest z przestrzegania sześciuset trzynastu przykazań. Ona jest duszą domu; troszcząc się o każdego, jest odpowiedzialna za stosunki panujące w rodzinie. Odpowiada za to, co przyjęła. Mężczyzna i kobieta zostali stworzeni ku porozumieniu, ku wspólnocie w miłości na wzór Trójcy na wzór Trójcy Świętej. Głęboka różnica występująca między nimi rodzi głębokie przyciąganie w perspektywie harmonijnego dopełniania się.

Cechą jednego jest siła i działanie, cechą drugiego obecność, byt; potencja mężczyzny może się zrealizować tylko w kobiecie, przede wszystkim ze względu na budowę, ale i we wszystkich innych dziedzinach.

Kobieta została wzięta z mężczyzny, ale mężczyzna rodzi się z kobiety.”

sobota, 20 sierpnia 2011

Chrzest. Czym jest?

W ostatnich dniach czytelnicy Frondy byli świadkami, o ile nie uczestniczyli czynnie w burzliwej dyskusji na temat chrztu. Jedni (katolicy) uważają, że chrzest jest nie tylko potrzebny, ale konieczny do zbawienia; inni (np. OwenFan) uważają, że potrzebna jest tylko wiara, a chrzest ma znaczenie raczej symboliczne. Z odpowiedzią na to pytanie jest ściśle związana odpowiedź na pytanie zawarte w tytule: Czym jest chrzest: rzeczywistym duchowym odrodzeniem czyli narodzeniem na nowo, czy też tylko pewnym rytuałem, wprawdzie nakazanym przez Chrystusa, ale nie mającym głębszego znaczenia.

Zamiarem, który mi przyświecał przy pisaniu tego tekstu, było nie tyle dodanie nowych argumentów, które zostały pominięte przez dyskutantów (chociaż takie też będą); jest to raczej próba uporządkowania i uzgodnienia wypowiedzi Pisma św. na ten temat i danie odpowiedzi na pytania:

1. Czy chrzest jest potrzebny do zbawienia?

2. Czym jest chrzest: symbolem czy powtórnym narodzeniem?


I. Czy chrzest jest potrzebny do zbawienia?

Pan Jezus mówi: „Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mk 16:16 BT). Ta wypowiedź mówi o tym, że nie tylko wiara, ale i przyjęcie chrztu, są konieczne do osiągnięcia zbawienia.

Zaprzeczając temu, OwenFan przytacza inne fragmenty Pisma św. mówiące o tym, że wiara bez chrztu jest wystarczająca do zbawienia:

1. „Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego” (J 3:18 BT).

2. „A wyprowadziwszy ich na zewnątrz rzekł: «Panowie, co mam czynić, aby się zbawić?» «Uwierz w Pana Jezusa - odpowiedzieli mu - a zbawisz siebie i swój dom»” (Dz 16:30-31 BT).

3. Przykład współukrzyżowanego z Panem łotra.


Czyżby więc Biblia zawierała wewnętrzne sprzeczności? Niekoniecznie. Można na to odpowiedzieć, że natchnieni Autorzy używali skrótów myślowych i odwoływali się, czy zakładali posiadanie pewnej fundamentalnej wiedzy u czytelnika, dlatego nie powtarzali wszędzie, że do zbawienia konieczna jest zarówno wiara, jak i chrzest. Poza tym w kontekstach tych przytoczonych przez kalwinistę cytatów jest także mowa o chrzcie:

Ad. 1) "Jezus odpowiedział: 'Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego'" (J 3:5 BT). W „narodzeniu z wody i z Ducha” trzeba widzieć obraz chrztu św. Była to powszechna i zgodna interpretacja Ojców Kościoła, ale o tym będzie więcej w dalszej części tego artykułu.

Ad. 2) W następnym wierszu czytamy o przyjęciu chrztu: "Tej samej godziny w nocy wziął ich z sobą, obmył rany i natychmiast przyjął chrzest wraz z całym swym domem"(Dz 16:33 BT).

Myślę, że te i inne cytaty świadczą o tym, że przyjęcie chrztu jest naturalnąkonsekwencją wiary w Pana: przyjęcie wiary prowadził do przyjmowania chrztu lub prośby o ten sakrament. Potwierdzają to biblijne wypowiedzi:

„Lecz kiedy uwierzyli Filipowi, który nauczał o królestwie Bożym oraz o imieniu Jezusa Chrystusa, zarówno mężczyźni, jak i kobiety przyjmowali chrzest” (Dz 8:12 BT).

„A Filip wychodząc z tego tekstu Pisma opowiedział mu Dobrą Nowinę o Jezusie. W czasie podróży przybyli nad jakąś wodę: «Oto woda - powiedział dworzanin - cóż przeszkadza, abym został ochrzczony?»” (Dz 8:35-36 BT).

W tym ostatnim fragmencie nawet nie ma wyraźnie napisane o uwierzeniu dworzanina w Pana; jest to coś, co jest IMPLIKOWANE. Pokazuje to, że sama prośba o chrzest była oznaką tejże wiary. Podobny jest przekaz kolejnego fragmentów z Dziejów Apostolskich:

”Przysłuchiwała się nam też pewna ‘bojąca się Boga’ kobieta z miasta Tiatyry imieniem Lidia, która sprzedawała purpurę. Pan otworzył jej serce, tak że uważnie słuchała słów Pawła. Kiedy została ochrzczona razem ze swym domem, poprosiła nas: «Jeżeli uważacie mnie za wierną Panu - powiedziała - to przyjdźcie do mego domu i zamieszkajcie w nim!». I wymogła to na nas” (Dz 16:14-15 BT).

Wniosek: Dla Autorów Nowego Testamentu przyjęcie chrztu było znakiem wiary.

Ad. 3) A co z dobrym łotrem? Pan Jezus obiecał mu, że będzie z Nim w raju, a przecież nie ma tam nawet wzmianki o chrzcie ani nawet pragnieniu tego sakramentu. Jak na to odpowiedzieć? Pan Bóg jest wszechmocny i nie jest związany sakramentami. Może działać poza nimi. Zatem może zbawić także nieochrzczonych. Co więcej, ma moc zbawić także niewierzących. Skąd o tym wiemy? Mówi o tym słowo Boże. Hiob podał fragment Listu św. Pawła Apostoła do Rzymian:

„Nie ci bowiem, którzy przysłuchują się czytaniu Prawa, są sprawiedliwi wobec Boga, ale ci, którzy Prawo wypełniają, będą usprawiedliwieni. Bo gdy poganie, którzy Prawa nie mają, idąc za naturą, czynią to, co Prawo nakazuje, chociaż Prawa nie mają, sami dla siebie są Prawem. Wykazują oni, że treść Prawa wypisana jest w ich sercach, gdy jednocześnie ich sumienie staje jako świadek, a mianowicie ich myśli na przemian ich oskarżające lub uniewinniające. [Okaże się to] w dniu, w którym Bóg sądzić będzie przez Jezusa Chrystusa ukryte czyny ludzkie według mojej Ewangelii” (Rz 2:13-16).

Tu mowa o tych, którzy „nie mają Prawa”, czyli o poganach, którzy dostępują zbawienia, jeśli postępują zgodnie z tym, co „Prawo nakazuje”. W tym miejscu nie możemy widzieć niczego innego, jak ludzkiego sumienia, czyli Bożego głosu przemawiającego w sercu człowieka. Zatem ci, którzy nie poznali Boga, ale w szczerości serca szukali Go, i co najważniejsze, żyli zgodnie z osądem prawego sumienia, dostępują zbawienia.

Na potwierdzenie przytoczę jeszcze jeden biblijny fragment:

„Właśnie o to trudzimy się i walczymy, ponieważ złożyliśmy nadzieję w Bogu żywym, który jest Zbawcą wszystkich ludzi, zwłaszcza wierzących” (1 Tm 4:10 BT).

Spróbujmy dokonać syntezy tego, co powiedzieliśmy do tej pory. Z jednej strony mamy w Piśmie św. słowa mówiące o konieczności i wiary i chrztu do zbawienia, a z drugiej znajdziemy tam takie, które mówią, że chrzest nie jest konieczny, i co więcej, że nawet sama wiara w Pana Boga czy w Chrystusa nie jest konieczna do zbawienia. Jak to pogodzić?

Wydaje się czymś słusznym przyjąć, że zwyczajnym sposobem, jaki Pan Bóg (Pan Jezus) przewidział dla nas jest wiara w Niego, której konsekwencją jest także przyjęcie chrztu. Jest to zwyczajny sposób. Jeśli jednak ktoś uwierzy w Niego, a nie ma możliwości przyjęcia chrztu, wystarczy samo pragnienie jego przyjęcia. To pragnienie jest o tyle możliwe, o ile ktoś wie o znaczeniu chrztu i o jego skutkach. Oczywiście, jeśli ktoś nie wie o tym, nie może go pragnąć, tak jak nie może uwierzyć w Pana Boga (Pana Jezusa) ktoś, kto o Nim nie słyszał, albo słyszał nieprawdę. Jeśli więc ktoś nie miał możliwości poznania prawdy o Bogu (o Panu Jezusie), będzie zbawiony, o ile w swoim życiu kierował się sumieniem.

W tym miejscu, myślę, że jest koniecznym dodanie uzupełnienia. Tak, z jednej strony jest prawdziwe, że mogą być zbawieni ci, którzy nie wierzyli w Pana Boga (Pana Jezusa), ale z drugiej strony, nie było, nie ma i nie będzie ani jednego zbawionego, który byłby zbawiony bez Pana Jezusa. „Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przeze mnie” (J 14:6). Dotyczy to wszystkich zbawionych żyjących od początku do końca świata: zostali lub będą zbawieni dzięki Krwi Pana Jezusa.



II. Czym jest chrzest?

Przejdźmy do drugiej części tego artykułu. Zastanówmy się teraz nad pytaniem: Czym jest chrzest? Symbolem tylko czy może czymś więcej? Co mówi o tym Biblia?

- Chrzest jest nakazem Pańskim:


„Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego” (Mt 28:19 BT).

Skoro chrzest jest nakazem Pańskim, wydaje się co najmniej dziwną interpretacja, że chrzest jest tylko symbolem czy zewnętrznym znakiem, któremu nie odpowiada żadna wewnętrzna rzeczywistość. Czy Pan nakazywałby coś, co i tak nie ma znaczenia dla zbawienia? Trudno się z tym zgodzić. Ale nie przesądzając sprawy, poszukajmy innych stwierdzeń biblijnych na interesujący nas temat.

- Chrzest gładzi grzechy:


„Dlaczego teraz zwlekasz? Ochrzcij się i obmyj z twoich grzechów, wzywając Jego imienia!” (Dz 22:16 BT).

Nicejsko-konstantynopolitańskie Wyznanie wiary: „Wyznaję jeden Chrzest na odpuszczenie grzechów” uznawany przez (chyba) wszystkie odłamy chrześcijańskie.

- …i otwiera na Ducha Świętego:

„’Nawróćcie się’ - powiedział do nich Piotr – ‘i niech każdy z was ochrzci się w imię Jezusa Chrystusa na odpuszczenie grzechów waszych, a weźmiecie w darze Ducha Świętego’” (Dz 2:38 BT).

- Chrzest zbawia:

„W nim poszedł ogłosić zbawienie nawet duchom zamkniętym w więzieniu, niegdyś nieposłusznym, gdy za dni Noego cierpliwość Boża oczekiwała, a budowana była arka, w której niewielu, to jest osiem dusz, zostało uratowanych przez wodę. Teraz również zgodnie z tym wzorem ratuje was ona we chrzcie nie przez obmycie brudu cielesnego, ale przez zwróconą do Boga prośbę o dobre sumienie, dzięki zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa” (1 P 3:19-21 BT).

- Chrzest jest nowym narodzeniem (odrodzeniem duchowym):


a) „W odpowiedzi rzekł do niego Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi powtórnie, nie może ujrzeć królestwa Bożego». Nikodem powiedział do Niego: «Jakżeż może się człowiek narodzić będąc starcem? Czyż może powtórnie wejść do łona swej matki i narodzić się?» Jezus odpowiedział: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może wejść do królestwa Bożego. To, co się z ciała narodziło, jest ciałem, a to, co się z Ducha narodziło, jest duchem” (J 3:3-6 BT).

W książce „Ancient Christian Commentary on Scripture. New Testament”, wydanej przez protestanckie wydawnictwo „InterVarsity Press” będącej kompilacją tekstów Ojców Kościoła w komentarzu do J 3:5 są przytoczone fragmenty pism św. Hieronima, św. Justyna, Tertuliana, św. Bazylego Wielkiego, św. Ambrożego, którzy odnoszą ten werset do sakramentu Chrztu św.

Na tej angielskojęzycznej stronie są przytoczone teksty Ojców Kościoła, którzy w chrzcie widzieli duchowe odrodzenie.

b) Św. Paweł Apostoł widział chrzest św. jako uczestnictwo w śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa:

„Czyż nie wiadomo wam, że my wszyscy, którzyśmy otrzymali chrzest zanurzający w Chrystusa Jezusa, zostaliśmy zanurzeni w Jego śmierć? Zatem przez chrzest zanurzający nas w śmierć zostaliśmy razem z Nim pogrzebani po to, abyśmy i my wkroczyli w nowe życie - jak Chrystus powstał z martwych dzięki chwale Ojca” (Rz 6:3-4 BT).

c) W Piśmie św. jest użyte dwa razy słowa „regeneracja”.

„Gdy zaś ukazała się dobroć i miłość Zbawiciela, naszego Boga, do ludzi, nie ze względu na sprawiedliwe uczynki, jakie spełniliśmy, lecz z miłosierdzia swego zbawił nas przez obmycie odradzające i odnawiające w Duchu Świętym, którego wylał na nas obficie przez Jezusa Chrystusa, Zbawiciela naszego, abyśmy, usprawiedliwieni Jego łaską, stali się w nadziei dziedzicami życia wiecznego” (Tt 3:4-7 BT).

W wersecie 5-tym w oryginale jest słowo παλιγγενεσία. Według protestanckiego „Tayer’s Greek Lexicon”: παλιγγενεσία - nowe narodzenie, odnowa, stworzenie na nowo, w Wulgacie i u św. Augustyna regeneratio; dlatego „moralne odnowa, regeneracja, powstanie nowego życia poświęconego Bogu, radykalna zmiana myślenia na lepsze” (dokonująca się w chrzcie (pokreślenie: PK) (por. odnośniki pod hasłem βάπτισμα, 3)): Tt 3:5 [1].

To słowo występuje tylko dwa razy w Nowym Testamencie. Tym drugim miejscem jest Ewangelia według św. Mateusza 19:28: „Jezus zaś rzekł do nich: «Zaprawdę, powiadam wam: Przy odrodzeniu, gdy Syn Człowieczy zasiądzie na swym tronie chwały, wy, którzy poszliście za Mną, zasiądziecie również na dwunastu tronach, sądząc dwanaście pokoleń Izraela” (Mt 19:28 BT).

Autorzy biblijni na określenie procesu, który zachodzi w czasie chrztu św., używają tego samego słowa, które stosują do przemiany dokonującej się przy zmartwychwstaniu: „regeneracja”.

d) Taką interpretację potwierdza Katechizm Kościoła Katolickiego:

1265 Chrzest nie tylko oczyszcza ze wszystkich grzechów, lecz także czyni neofitę "nowym stworzeniem" (2 Kor 5:17), przybranym synem Bożym (por.: Ga 4:5-7), który stał się "uczestnikiem Boskiej natury" (2 P 1:4), członkiem Chrystusa (por.: 1 Kor 6:15; 12:27), a z Nim "współdziedzicem" (Rz 8:17), świątynią Ducha Świętego (por.: 1 Kor 6:19).

e) Ponieważ dla niektórych słowa Marcina Lutra mają większe znaczenie, niż KKK, dlatego kończę ten tekst cytatem z jego pism:

Chrzest oznacza błogosławione umieranie grzechowi i zmartwychwstanie w łasce Bożej, w czasie którego stary topi się człowiek, poczęty i narodzony w grzechu, a na jego miejscu nowy człowiek narodzony w łasce, wychodzi i powstaje. Tak św. Paweł w Tt 3:5, nazywa chrzest „obmyciem regeneracji”, ponieważ w tym obmyciu ochrzczony rodzi się na nowo i staje się nowy. Jak Chrystus mówi u J 3:5: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha (łaski), nie może wejść do królestwa Bożego”. Bo jak dziecko jest wyciągnięte z łona swojej matki i rodzi się, i przez to cielesne narodzenie jest grzesznym człowiekiem i potomstwem zasługującym na gniew (Ef 2:3), tak ten, który jest wyciągnięty z chrztu rodzi się duchowo. Przez to duchowe narodzenie jest dzieckiem łaski i osobą usprawiedliwioną. Dlatego grzechy są zatopione w chrzcie, a miejsce grzechu powstaje sprawiedliwość.

Chrzest był zapowiedziany od dawna w potopie za czasów Noego, kiedy cały świat został zatopiony z wyjątkiem Noego z jego trzema synami i ich żonami – osiem dusz, które zostały ocalone w arce. Zatopienie ludzi starego świata symbolizuje zatopienie grzechów w chrzcie św., a owych ośmioro zachowanych w arce wraz ze zwierzętami wszelkiego rodzaju oznacza – jak św. Piotr wyjaśnia w swoim Drugim Liście – że przez chrzest człowiek dostępuje zbawienia. Teraz chrzest jest o wiele większym potopem niż ten za czasów Noego. Bo ten potop zatopił topił ludzi przez okres nie dłuższy niż rok, a chrzest topi różnego rodzaju ludzi w całym świecie, od narodzin Chrystusa aż do dnia sądu. Co więcej, podczas gdy tamten był potopem gniewu, ten jest potopem łaski, jak o tym jest powiedziane w Psalmie 29:10: „Bóg uczyni wiecznym nowy potop” (Biblia Tysiąclecia: „Pan zasiadł na tronie nad potopem i Pan zasiada jako Król na wieki.”). Bo bez wątpienia o wiele więcej ludzi zostało ochrzczonych niż zatopionych w wodach potopu.

Z tego wynika w sposób pewny, że kiedy ktoś zostaje ochrzczony, jest prawdziwie czysty, bez grzechu i bez żadnej winy. Jednakże, są tacy, którzy nie rozumieją tego właściwie. Myślą oni, że grzech już nie jest obecny, dlatego zaniedbują walkę ze swoją grzeszną naturą, co czynią nawet niektórzy, którzy chodzili do spowiedzi. Dlatego, jak to powiedziałem wcześniej, powinno się właściwie rozumieć i wiedzieć, że nasze ciało, jak długo żyje tutaj, jest z natury złe i grzeszne. (Marcin Luter, Święty i błogosławiony sakrament Chrztu”,Dzieła Lutra, tom 35)
_______________________

[1] παλιγγενεσία(T WH παλιγγενεσία (cf. Tdf. Proleg., p. 77 bottom)), παλιγγενεσίας, ἡ (πάλιν and γένεσις), properly, new birth, reproduction, renewal, recreation(see Halm on Cicero, pro Sest. sec. 140), Vulgate and Augustine regeneratio; hence, "moral renovation, regeneration, the production of a new life consecrated to God, a radical change of mind for the better" (effected in baptism (cf. references under the word βάπτισμα, 3)): Titus 3:5

środa, 17 sierpnia 2011

Hermeneutyka biblijna pastora Pawła Bartosika

Dla pastora Pawła Bartosika słowo Boże ma najwyższą wartość; jest ostatecznym autorytetem. Według niego, wszelkie tradycje są o tyle prawdziwe, dobre i słuszne, o ile są zgodne z Pismem św. Co to znaczy, możemy dowiedzieć się z jego ostatniego wpisu na Frondzie, "Wniebowzięcie NMP oczami protestanta":
Oznacza to, że muszą zostać przefiltrowane przez treść Biblii i zaakceptowane jeśli są z nią zgodne lub odrzucone jeśli są z nią sprzeczne lub wykraczają poza jej nauczanie.
Przyjrzyjmy się zatem, jak pastor "filtruje" (nie mylić z "flirtuje"!). Zróbmy to na bardzo konkretnym przykładzie. 1 marca tego roku pastor umieścił na Frondzie tekst pt.: „Boże ikony zamiast ludzkich (coś o kulcie obrazów)”.

Jest to ten sam tekst, który umieścił na swoim blogu. Na wstępie przytacza biblijny tekst:
Księga Wyjścia 20,4-6 (BT) (4) Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią! (5) Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył, ponieważ Ja Pan, twój Bóg, jestem Bogiem zazdrosnym, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia względem tych, którzy Mnie nienawidzą. (6) Okazuję zaś łaskę aż do tysiącznego pokolenia tym, którzy Mnie miłują i przestrzegają moich przykazań.
Zaraz w następnym zdaniu, komentując przytoczone wersety biblijne, stwierdza:
Bóg zakazał nam uwielbienia Go poprzez używanie różnych obrazów, ikon czy to wyrzeźbionych czy namalowanych.
W komentarzu pod jego tekstem zadałem mu pytania:
- W takim razie, jak rozumiesz te słowa Pana: "Wtedy rzekł Pan do Mojżesza: «Sporządź węża i umieść go na wysokim palu; wtedy każdy ukąszony, jeśli tylko spojrzy na niego, zostanie przy życiu»." (Lb 21, 8)?

- Co sądzisz o cherubach, które Pan Bóg przez Mojżesza nakazał sporządzić i umieścić nad Arką Przymierza (Wj 25, 17-20)?
Pastor Paweł Bartosik odpowiada:
Nie napisałem, że SAMO W SOBIE sporządzanie obrazów jest grzechem. Kluczowe w przykazaniu jest to W JAKI sposób ich używamy. I to akurat jest oczywiste. Żadnych obrazów i posągów używanych W CELACH liturgicznych (kultowych). Nie w taki sposób Bóg chce abyśmy przychodzili do Niego.
Moja odpowiedź:
Nie rozumiem hermeneutyki, którą stosujesz :-( Nie rozumiem, dlaczego jeden werset traktujesz w sposób przenośny, a zaraz następny w tej samej wypowiedzi traktujesz w sposób jak najbardziej dosłowny. Przecież Ten, który w Wj 20, 5 mówi: "Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył (...)", jest Tym samym, który także mówi w poprzedzającym wersecie: "Nie będziesz czynił ŻADNEJ rzeźby ani ŻADNEGO obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią!" Mógłbyś mi wyjaśnić jakie to zasady biblijnej hermeneutyki stosujesz wyciągając wnioski jak w powyższym komentarzu?

Poza tym, skoro (Twoim zdaniem) sporządzanie obrazów nie jest samo w sobie grzechem, a jedynie klękanie (używanie ich w liturgii), to w takim razie:

- Co myślisz o nakazie Pana: «Sporządź węża i umieść go na wysokim palu; wtedy każdy ukąszony, jeśli tylko spojrzy na niego, zostanie przy życiu». (Lb 21, 8)?

- Jak oceniasz postępowanie Jozuego padającego na twarz przed Arką Przymierza w Joz 7, 6?

- Jak oceniasz postępowanie Dawida, który tańczył przed Arką i nawet składał ofiary w jej bliskości w czasie jej przenosin do świątyni (2 Sm 6)? Co w końcu chce powiedzieć Pan Bóg przez natchnionego autora, który na końcu tego rozdziału stwierdza, że Mikal, która wzgardziła Dawidem za jego zachowanie, pozostała bezdzietna aż do śmierci?
Niestety, jak do tej pory, pastor nie zechciał wyjaśnić mi tajników jego hermeneutyki biblijnej. Nie zechciał też odpowiedzieć na moje ostatnie pytania, pomimo iż ja podzieliłem się z nim moim, w jaki sposób godzę te pozorne sprzeczności. Napisałem wtedy:

Gdyby robienie obrazów, rzeźb było samo w sobie grzechem, to Pan Bóg każąc sporządzić cheruby czy miedzianego węża postępowałby wbrew sobie, bo z jednej strony zabraniałby czegoś, a z drugiej nakazywał tą rzecz. Jak więc pogodzić tą pozorną sprzeczność? Odczytaniem tego, co zacytowałeś w kontekście. Wiersze 4-6 trzeba odczytać razem z w. 3.

Wj 20, 3-6:
"3 Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie!

4 Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią!

5 Nie będziesz oddawał im pokłonu i nie będziesz im służył, ponieważ Ja Pan, twój Bóg, jestem Bogiem zazdrosnym, który karze występek ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia względem tych, którzy Mnie nienawidzą.

6 Okazuję zaś łaskę aż do tysiącznego pokolenia tym, którzy Mnie miłują i przestrzegają moich przykazań." (Wj 20, 3-6)

Sporządzenie węża miedzianego nie było grzechem, bo nie było sporządzaniem podobizny obcego bóstwa. Sporządzenie Arki Przymierza i cherubów na niej nie było złamaniem Bożego przykazania z tego samego powodu. Nie było to rzeźbienie posągu obcego boga. Nawet składanie ofiar w obecności Arki ani padanie na twarz przed Arką nie było złamaniem Bożego przykazania, ponieważ Arka była swego rodzaju sakramentem Bożej obecności wśród Izraela.

wtorek, 9 sierpnia 2011

Moja najpiękniejsza "przygoda" duszpasterska

„Święci żyją świętymi…”

*****

Spotkanie, o którym chcę opowiedzieć, wydarzyło się siedem lat temu. W tym dniu stałem się częścią historii życia Ruth S. (zmieniłem imię i pierwszą literę nazwiska). Nasze drogi zeszły się nie bez zrządzenia Bożej Opatrzności w czasie Mszy św. we wspomnienie św. Teresy Benedykty od Krzyża (Edyty Stein) 9 sierpnia 2004 roku, dokładnie 7 lat temu. W tym czasie pracowałem w Eggenfelden. Jest to stare, bo sięgające dwunastego wieku miasteczko w Dolnej Bawarii, oddalone zaledwie 22 km od Marktl am Inn, gdzie przyszedł na świat Józef Ratzinger, obecny Ojciec św. Benedykt XVI. Eggenfelden obecnie liczy około 13 tysięcy mieszkańców. Przez wieki pozostawało na uboczu wielkich wydarzeń historycznych. Być może młodszym czytelnikom stało się znane przez postać Daniela Kübelböck, który swoje dzieciństwo spędził właśnie w tym miasteczku.

Przez rok pracowałem jako kapelan szpitala w miejscowym szpitalu. Mieszkałem w tamtejszym klasztorze jako jedyny polski franciszkanin w pięcioosobowej obsadzie. Ponieważ w dni powszednie była tylko jedna Msza św., odprawialiśmy ją razem w przyklasztornej świątyni o godz. 8:00 rano. Wspomnianego dnia przypadło mi przewodniczenie koncelebry. We wstępie wspomniałem o postaci św. Teresy Benedykty od Krzyża. Urodzona we Wrocławiu, żydowskiego pochodzenia, obywatelka Niemiec, łączyła w sobie miłość dla swojego narodu z patriotyzmem w stosunku do ziemskiej ojczyzny, gdzie przyszło jej żyć. Jednak motywem przewodnim w jej życiu było umiłowanie prawdy. Szukając prawdy, odnalazła Prawdę – Jezusa, Brata według krwi i Mesjasza oczekiwanego przez Żydów. Edith Stein rozumiała posłannictwo swego życia podobnie do biblijnej Estery, która narażała swe życie wstawiając się do króla za swoim narodem. Św. Teresa oddała Bogu swe życie jako ofiarę zarówno za lud wybrany Starego Przymierza, jej braci i siostry co do ciała, jak i za Niemców, naród, którego była obywatelką, a który prześladował ją i jej rodaków.

Po Mszy św. podeszła do mnie uczestnicząca w niej kobieta i poprosiła o chwilę rozmowy. Droga jej życia niosła w sobie podobieństwo do Patronki dnia. Urodziła się w Niemczech i miała żydowskie pochodzenie. Jej rodzice zginęli z rąk Niemców w Auschwitz. Ona cudem uniknęła śmierci. Kiedy hitlerowcy przyszli do ich domu, zabrali rodziców i rodzeństwo, dziewczynka zamarła ze strachu niczym głaz – nie poruszyła się ani nie wydała żadnego głosu. I to ją ocaliło. Ci, którzy przyszli zabrać jej rodzinę, nie zauważyli jej obecności w mieszkaniu. Zabrali rodziców i rodzeństwo, ona została sama. Miała wtedy zaledwie kilka lat.

Podobnie jak Edith Stein nawróciła się na chrześcijaństwo, i co ciekawe, podobny był także sposób, w jaki to się stało. O ile jednak Edith Stein szukała prawdy, Ruth S. szukała miłości. Edith Stein odwiedziła przyjaciół i w ich bibliotece znalazła pisma św. Teresy. Czytała je całą noc. Kiedy nad ranem odłożyła książkę, powiedziała: „Znalazłam prawdę”. Podobnie Ruth znalazła w hotelowym pokoju na Florydzie Biblię, Nowy Testament, i czytała tę Księgę całą noc. Rano wiedziała, że jest Ktoś, kto ją kocha. Parafrazując powiedzenie Edyty Stein, można by powiedzieć, że Ruth znalazła Miłość. Św. Teresa od Jezusa przez jej pisma pomogła Edycie Stein odnaleźć prawdę. Edith Stein z kolei przez swoje życie pomogła Ruth S. okryć miłość Pana Jezusa i znaleźć odpowiedź na wiele pytań, które nosiła przez całe jej dorosłe życie.

W tym samym dniu (mam na myśli 9 sierpnia 2004 r.) przyjęła Sakrament Pojednania oraz Sakrament Namaszczenia Chorych. Na drugi dzień przyjęła Komunię św., która dla niej była także …pierwszą Komunią św. Ponieważ historia jej życia była jedyna w swoim rodzaju, poprosiłem ją, żeby spisała ją jako świadectwo dla innych. Na drugi dzień przyniosła cztery kartki zapisane pismem odręcznym (niżej przytaczam polskie tłumaczenie). Przyniosła także notatnik w okładce koloru umbry, w którym zapisywała swoje myśli z czasów, kiedy studiowała w Monachium. Ponieważ wiedziała, że już nigdy nie wróci do Niemiec, chciała, aby został w tym kraju. Ponieważ dwa lata później wyjechałem z Niemiec, zabrałem z sobą kopertę z jej wspomnieniami i notatnik.

Oto trzy przykładowe wpisy z tego zeszyty: Teraz, Ojcze, jesteśmy zakochani! Kochamy się wzajemnie i to jest cudowne. Świadomość tej miłości wprowadza nas w jakiś stan oszołomienia z powodu radości i zadziwienia. Dziękujemy Ci, że dane nam było spotkać się i poznać. Każdego dnia możemy doświadczyć czystego cudu miłości, która dla innych wciąż jeszcze pozostaje niezauważona.

Chcielibyśmy byś bezkompromisowi, jak Ty, Jezu, ale pomóż nam także, abyśmy kochali jak Ty.

Krytyka i trudy z powodu prawdy – tak!

Traktuję te zapiski jak relikwie, podobnie jak wspomnienie spotkania z Ruth. Przez lata milczałem o tym, jakby bojąc się, że dzieląc się tą historią z innymi, w jakiś sposób przyczynię się do jej pomniejszenia. Dopiero rok temu umieściłem ją na forum Hioba w dziale „Świadectwa”, a dzisiaj dzielę się nią z czytelnikami tego bloga. Oto świadectwo Ruth S.:

Nazywam się Ruth S. Jestem córką żydowskich rodziców, którzy zostali zamordowani w Auschwitz w 1944 roku. Ocalałam niejako przez cud i razem z żydowskimi krewnymi udało się mi uciec do Ameryki. Pierwsze lata szkolne spędziłam w przytułku dla dzieci, bez Ojczyzny, bez miłości, samotna, chociaż nie cierpiałam głodu ani zimna. Kiedy skończyłam 14 lat moi krewni mieli inne plany dla mnie i zostałam posłana z powrotem do Niemiec, gdzie mieszkałam w internacie. Coraz bardziej czułam się samotna, odizolowana od innych, niekochana. Moja nienawiść do niemieckich kolegów, którzy przecież wszyscy mieli rodziców, również przybierała na sile. Dlaczego musiałam żyć w kraju, w którym część ludzi była winna śmierci moich rodziców? Poczucie bezsensu powiększało się aż do odczuwania rozpaczy. Miałam tylko jedno życzenie – umrzeć!

Ale razem z tym pragnieniem śmierci przyszło też pytanie: Dlaczego żyję? Czy mogę jeszcze nadać mojemu życiu sens? Tymczasem dalej prowadziłam samotne życie. W wieku 17 lat zdałam maturę i wróciłam do USA. Tutaj studiowałam filozofię, muzykę i medycynę. Po pierwszych egzaminach wyjechaliśmy z całym rocznikiem na Florydę. W hotelowym pokoju znalazłam Biblię – Nowy Testament! Czytałam i czytałam – całą noc. Dogłębnie dotknięta przez miłość Jezusa, którą odczuwałam w sobie, postanowiłam zawierzyć Mu siebie. Oto teraz pojawił się w moim życiu Ktoś, komu mogłam oddać moją nędzę, samotność, rozpacz, wraz z nienawiścią, która była większa niż wszystko inne. Po powrocie z Florydy postanowiłam pojechać z powrotem do Niemiec. Myślałam sobie, że tylko tam, gdzie zrodziła się moja nienawiść, mogę ją także pokonać. Pojechałam do Monachium i kontynuowałam studia i moją pracę w klinice. Jednocześnie udało mi się – zostało mi to dane – spotkać katolickiego kapłana, który z wielką cierpliwością i dobrocią towarzyszył mi na drodze poszukiwania Bożej miłości. Powoli przezwyciężałam moją nienawiść i otrzymałam dar, że mogłam przebaczyć.

Moje pragnienie spotkania Jezusa było tak wielkie, że w 1965 r. poprosiłam o sakrament Chrztu i dwa lata później, 12. września 1967 r. zostałam ochrzczona.

Podczas studiów spotkałam człowieka, lekarza, jak ja, który troszczył się o mnie w delikatny, a jednocześnie pełen uczucia sposób. Był to muzułmanin z Pakistanu. Po raz pierwszy w moim życiu zaznałam ciepła i akceptacji ze strony drugiego człowieka. Ze względów politycznych konieczna była szybka decyzja. Po krótkim zastanowieniu, 18. września 1967 r. wyjechałam do Pakistanu – tylko jeden dzień przed planowaną pierwszą Komunią św. Cztery tygodnie później zawarliśmy zgodnie z muzułmańskim prawem związek małżeński. Realizując nasze zamierzenia, aby pomagać ubogim, rozbiliśmy namioty na skraju pustyni i zaczęliśmy naszą lekarską praktykę. Ja, Ruth, jako pediatra, mój mąż, chirurg i internista. Przez kolejne lata zostaliśmy obdarowani dziewięciorgiem dzieci. Ponieważ kobieta w Pakistanie nie ma żadnych praw, nie mogłam wychowywać ich w wierze chrześcijańskiej. Tylko po porodzie, używając wody moich łez radości znaczyłam znakiem krzyża czoła moich dzieci, i oddawałam je Bogu w darze.

Podczas mojego około 35-letniego pobytu w Pakistanie, ilekroć musiałam iść do meczetu, tyle razy towarzyszyło mi uczucie, że wyrzekłam się mojej chrześcijańskiej wiary, a może nawet, że dopuściłam się zdrady Jezusa. Ale w rzeczywistości, zawsze czyniłam wszystko z miłości dla Chrystusa. Bolesnym doświadczeniem było dla mnie, kiedy widziałam umierające dzieci, i nie byłam w stanie im pomóc. Zdarzyło się czasem, że nadzieja opuszczała mnie całkowicie. Wtedy, szłam na pustynię i modliłam się, ale wybacz mi Boże, bywało, że krzyczałam na Ciebie i sprzeczałam się z Tobą. Ale mimo wszystko, modlitwa była skuteczną pomocą i źródłem pociechy. Szczególnie niektóre Psalmy:

- „Jak łania pragnie wody ze strumieni, tak dusza moja pragnie Ciebie, Boże” (42: 2);

- „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?” (22:2);

- „Pan światłem i zbawieniem moim: kogóż mam się lękać? Pan obroną mojego życia: przed kim mam się trwożyć?” (27:1);

- „Boże, Ty Boże mój, Ciebie szukam; Ciebie pragnie moja dusza, za Tobą tęskni moje ciało, jak ziemia zeschła, spragniona, bez wody” (63:2);

- „Ku Tobie, Panie, wznoszę moją duszę, mój Boże, Tobie ufam: niech nie doznam zawodu!” (25:1-2).

Jakiś rok temu zaczęłam odczuwać nieznośne bóle. Pojechaliśmy do stolicy. Badania generalne i diagnoza: złośliwy, nieuleczalny rak, przerzuty w całym ciele. Mój mąż nie chciał, czy też nie mógł w to uwierzyć. Zadecydował, że pojedziemy do Monachium, aby tam jeszcze raz sprawdzić wyniki. Jednak diagnoza została potwierdzona. Spełniając moje życzenie, zaplanowaliśmy w drodze powrotnej odwiedzić Salzburg. W drodze z Monachium do Salzburga poczułam się nagle bardzo źle, dlatego zatrzymaliśmy się w Eggenfelden. W pobliżu hotelu odkryłam katolicki kościół przy franciszkańskim klasztorze.

Nazajutrz poszłam na Mszę o godz. 8:00 rano. W czasie liturgii wspominana była święta – o ile dobrze pamiętam – Edyta Stein – która, jak moi rodzice, została zamordowana w Auschwitz w 1942 r. Dogłębnie przeżyłam tę Mszę św. Po jej zakończeniu poprosiłam kapłana, który ją odprawiał o rozmowę. W Sakramencie pojednania usłyszałam zapewnienie o Bożym przebaczeniu. Przyjęłam także sakrament Namaszczenia chorych, na drugi dzień mogłam przyjąć po raz pierwszy Komunię św. Wiem, że zostało mi parę tygodni, może parę miesięcy życia. Kiedy, po skończeniu ziemskiego życia, jak mam nadzieję, spotkam się z Panem, powiem Mu również o tym kapłanie…

Bogu niech będą dzięki za to, że było mi dane być świadkiem życia Ruth i częścią jej drogi do Boga!

Ruth zatrzymała się w Eggenfelden, a jej mąż wyjechał w tym czasie, aby załatwić jakieś sprawy i wrócił na trzeci dzień. Wychodząc do kościoła, Ruth za każdym razem zostawiała w hotelu burkę, tradycyjny strój kobiet muzułmańskich, a ubierała pożyczone od właścicieli hotelu zwyczajne ubranie. Kiedy na trzeci dzień wychodziła z hotelowego pokoju, aby przenieść mi zapis jej świadectwa i pożegnać się ze mną przed wyjazdem do Pakistanu, w drzwiach spotkała męża zdziwionego do granic jej ubraniem. „Pozwól mi teraz wyjść” – odezwała się do niego – „wyjaśnię ci, jak wrócę”.

Żegnając się ze mną, Ruth powiedziała, że po powrocie do Pakistanu, wraz mężem zaproszą swoje dzieci i rodzinę, aby spotkać się z nimi po raz ostatni. To będą ostatni ludzie, których spotka, bo po pożegnaniu z dziećmi zostaną już tylko sami z mężem, a ona nie wyjdzie z namiotu aż do śmierci. Wychodząc z rozmównicy powiedziała: „Szalom”. To było nasze ostatnie spotkanie i ostatnia rozmowa. Od tego czasu nie otrzymałem od niej żadnego listu, ani w ogóle jakiejkolwiek informacji od niej, czy o niej. Jeśli lekarze mieli rację, Ruth odeszła z tego świata najpóźniej kilka miesięcy po wyjeździe z Niemiec.

Kiedy myślę o niej, przypomina mi się kazanie Ojca św. Jana Pawła II Wielkiego w czasie kanonizacji św. Kingi. Powiedział on m.in.: „Święci nie przemijają. Święci żyją świętymi i pragną świętości”. Tak jak św. Teresa od Jezusa przez swoje pisma pomogła Edycie Stein odnaleźć Prawdę, tak z kolei Edyta Stein pomogła Ruth S. w jednym momencie znaleźć odpowiedzi na pytania dręczące ją przez długie lata życia na pustyni. Bóg jest przedziwny w swoich Świętych! Ostatecznie to On jest Prawdą, której szukała i znalazła Edyta Stein; to On jest Miłością, której szukała i znalazła Ruth S. Święci nie przemijają, bo Bóg, który jest życiem Świętych, nie przemija.

niedziela, 24 lipca 2011

666

„Tu jest potrzebna mądrość. Kto ma rozum, niech liczbę Bestii przeliczy: liczba to bowiem człowieka. A liczba jego: sześćset sześćdziesiąt sześć” (Ap 13:18 BT).

*********

W mszalnej Liturgii słowa Kościół daje nam na dzisiejszą, 17. niedzielę w okresie zwykłym w ciągu roku do wysłuchania i rozważania m.in. czytanie wzięte z Pierwszej Księgi Królewskiej:

„W Gibeonie ukazał się Pan Salomonowi w nocy, we śnie. Wtedy rzekł Bóg: Proś o to, co mam ci dać. Teraz więc, o Panie, Boże mój, Tyś ustanowił królem Twego sługę w miejsce Dawida, mego ojca, a ja jestem bardzo młody. Brak mi doświadczenia! Ponadto Twój sługa jest pośród Twego ludu, któryś wybrał, ludu mnogiego, którego nie da się zliczyć ani też spisać, z powodu jego mnóstwa. Racz więc dać Twemu słudze serce pełne rozsądku do sądzenia Twego ludu i rozróżniania dobra od zła, bo któż zdoła sądzić ten lud Twój tak liczny? Spodobało się Panu, że właśnie o to Salomon poprosił. Bóg więc mu powiedział: Ponieważ poprosiłeś o to, a nie poprosiłeś dla siebie o długie życie ani też o bogactwa, i nie poprosiłeś o zgubę twoich nieprzyjaciół, ale poprosiłeś dla siebie o umiejętność rozstrzygania spraw sądowych, więc spełniam twoje pragnienie i daję ci serce mądre i rozsądne, takie, że podobnego tobie przed tobą nie było i po tobie nie będzie” (1 Krl 3,5.7-12).
Pan wysłuchał modlitwy Salomona dając mu mądrość. Jego mądrość stała się przysłowiowa. Powiedzieć o kimś, że jest mądry jak Salomon jest ogromną pochwałą. A jednak rację ma Grzegorz Wielki: „Ukoronowaniem czynu dobrego jest wytrwałość”. Salomonowi jej zabrakło. W młodości obdarzony mądrością, i to nie mądrością tego świata, ale mądrością Bożą, w starości stał się głupim. O ile Autor Pierwszej Księgi Królewskiej w rozdz. 11. mówi o tym w sposób dość łagodny, poprzez aluzje, Syrach czyni to bez ogródek:

„Po nim (tzn. po Dawidzie) nastał syn rozumny, który dzięki niemu mógł mieszkać bezpiecznie. Salomon królował w czasie spokojnym, Bóg dał mu wokoło pokój, aby postawił dom Jego imieniu i przygotował przybytek na wieki. Jakże byłeś mądry w swojej młodości i napełniony rozumem, jakby rzeką! Dusza twa okryła ziemię i zasypałeś ją zagadkowymi przypowieściami. Do odległych wysp doszło twe imię, przez swój pokój byłeś umiłowany; z powodu hymnów, przysłów, przypowieści i odpowiedzi podziwiały cię kraje. W imię Pana Boga, który jest nazwany Bogiem Izraela, nazbierałeś złota jak cyny i jak ołowiu nagromadziłeś srebra. Niestety, kobietom wydałeś swe lędźwie i wyuzdaniu oddałeś władzę nad swym ciałem. Splamiłeś swą chwałę, zhańbiłeś swoje potomstwo, sprowadzając gniew na dzieci i napełniając je smutkiem z powodu twojej głupoty” (Syr 47:12-20 BT).

Obecne w Ewangeliach wyrażenie „Syn Dawida” w odniesieniu do Pana Jezusa było tytułem mesjańskim, implikowało przekonanie tych, którzy je wypowiadali, że to On jest zapowiedzianym Mesjaszem. A jednak, chociaż jako „syn Dawida” Salomon był zapowiedzią Chrystusa, to w swojej starości stał się on raczej typem (wzorem, zapowiedzią) antychrysta.

Na czym polegało „ogłupienie” Salomona w jego starości? Mądrość w sensie biblijnym jest bardzo praktyczna. To nie tyle inteligencja czy wykształcenie w dzisiejszym rozumieniu tego słowa, ale prowadzenie zbożnego życia, zachowanie Bożych przykazań, życie w łasce Bożej. Salomon w wieku dojrzałym odszedł od pierwotnej wierności Bogu Izraela. Jego grzech polegał na tym, że uległ pokusom: posiadania, władzy i doświadczenia rokoszy. Wszystkie trzy stały się sidłem dla niego. Obdarzony przez Pana Boga wielkimi darami używał je nie dla Jego chwały, ale dla siebie. Przez przymierza polityczne kraj przez niego rządzony osiągnął potęgę, której nie miał wcześniej ani nigdy po nim. W 1 Krl 10:23-25 czytamy, że Salomon przewyższył wszystkich królów ziemi w bogactwie i mądrości i że każdy z nich składał mu dorocznie swoje dary. Jest to oczywiście przesada służąca do przekazania teologicznego przesłania. Ponieważ przymierza polityczne łączyły się w tym czasie z zawieraniem małżeństw, Salomon miał 700 żon i 300 nałożnic. One skłoniły go, że palił kadzidło obcym bogom.

Św. Jan pisząc Apokalipsę podaje liczbę 666. Jest to liczba Bestii, a zarazem liczba człowieka. O co tu chodzi? Jak rozumieć przesłanie tej sławetnej liczby? Człowiek został stworzony, tak samo jak zwierzęta w szóstym dniu, dlatego liczba „6” odnosi się zarówno do człowieka, jak i do zwierząt. Jednak w odróżnieniu od zwierząt, przeznaczeniem człowieka jest odpoczynek dnia siódmego – człowiek stworzony w szóstym dniu, został stworzony DLA dnia siódmego, czyli do wspólnoty z Panem Bogiem, który po zakończeniu stworzenia odpoczął w dniu szabatu. Kusiciel, anioł, który utracił miejsce w niebie, pałając zazdrością o istotę uczynioną z prochu ziemi, która teraz może zająć jego miejsce w niebie, pragnie „zamknąć” człowieka w dniu szóstym; pragnie, aby ten pozostał na poziomie „zwierzęcym”, tzn. pragnie, aby zainteresowania człowieka nie wychodziły poza posiadanie, władzę i przyjemność. Odwieczne pokusy towarzyszące człowiekowi. I zarazem odwieczna walka duchowa, która jest prowadzona nie poprzez granice państw, ale przez ludzkie serca. W sercu każdego człowieka toczy się walka między powołaniem do „dnia siódmego” (wspólnota z Panem Bogiem), a ciężarem ciągnącym w dół, z powrotem do „dnia szóstego” (pozostanie na poziomie cielesności). Z tych samych powodów, antychryst, w Księdze Apokalipsy został nazwany „Bestią”, tzn. zwierzęciem, ponieważ odrzucił Boże powołanie do wspólnoty z Nim, i pozostał na poziomie „dnia szóstego”, czyli zwierzęcym lub cielesnym. Obdarzony ogromnymi duchowymi darami (możemy tylko przeczuwać, że większymi niż Salomon), nie oddał chwały Dawcy tych darów.

„Tu jest potrzebna mądrość” – pisze św. Jan. W oryginale greckim nie ma słowa „potrzebna”. Grecki tekst ma: „Tu jest mądrość”. Autor czyni aluzję do Salomona, najmądrzejszego z ludzi. Ale to nie jedyna aluzja. Bowiem natchniony Autor opisując bogactwa Salomona często wspomina „złoto” i używa liczby „6”.

„Sporządził zatem król Salomon dwieście tarcz z kutego złota. Na każdą tarczę wychodziło sześćset syklów złota. Ponadto trzysta puklerzy z kutego złota. Na każdy puklerz wychodziło po trzy miny złota. Umieścił je król w "Domu Lasu Libanu". Następnie król sporządził wielki tron z kości słoniowej, który wyłożył szczerym złotem. Tron miał sześć stopni i owalny szczyt z tyłu oraz poręcze po obu stronach siedzenia, a przy poręczach stały dwa lwy. Na sześciu stopniach stało tam po obu stronach dwanaście lwów. Czegoś takiego nie uczyniono w żadnym z królestw” (1 Krl 10:16-20 BT).

To nie wszystko. W Starym Testamencie mamy dwa razy wzmiankę o liczbie „666”: w 1 Krl 10:14 i powtórzenie tego zdania w 2 Krn 9:13. Zdanie to zawiera odniesienie do Salomona i wagi złota, które co roku dostarczano Salomonowi: „Waga złota, które co rok dostarczano Salomonowi, wynosiła sześćset sześćdziesiąt sześć talentów złota”.

Postać Salomona jest przestrogą dla utalentowanych. Filozofów. Artystów. Pisarzy. Dziennikarzy. Polityków. Wszelkie dary, od tych najzwyczajniejszych aż po najbardziej duchowe, pochodzą od Boga. On dał je, abyśmy używali dla Jego chwały i pożytku własnego i bliźnich. Dobrze, jeśli używamy ich w ten sposób. Stają się one błogosławieństwem dla nas samych i dla innych. Jeśli natomiast ktoś używa Boże dary tak, jak czynił to Salomon, przeciwko ich Dawcy szukając raczej uznania dla siebie, panowania, choćby tylko w formie poczucia przewagi nad innymi, i doznań, to choćby jego dary były wielkie jak te, które otrzymał Salomon, to na końcu zostanie poczytany za głupca.

„Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie” (Łk 10:21 BT).

Początkowo zamierzałem zakończyć w tym miejscu, ale wtedy nie powiedziałbym wszystkiego. Rozdział opisujący mądrość i bogactwo Salomona poprzedzony jest opisem ukończenia budowy i poświęcenia świątyni. W tej relacji czytamy także o tym, że Salomon składał ofiary, zanosił modlitwy oraz …błogosławił lud Izraela i wzywał go do wierności:

„Potem król się odwrócił i pobłogosławił całe zgromadzenie Izraela. Potem rzekł: ‘Błogosławiony Pan, Bóg Izraela…’ (tu następuje zapis modlitwy Salomona za naród) Potem, kiedy Salomon skończył zanosić do Pana te wszystkie modły i błagania, podniósł się sprzed ołtarza Pańskiego, z miejsca, gdzie klęczał, i ręce wyciągał do nieba, i stanąwszy, błogosławił całe zgromadzenie izraelskie, wołając donośnym głosem: ‘Niech będzie błogosławiony Pan, który dał pokój swemu ludowi, Izraelowi, według tego wszystkiego, co zapowiedział; za to, że nie uchybił ani jednemu wypowiedzianemu słowu z wszelkiej obietnicy pomyślności, danej przez swego sługę Mojżesza. Niech będzie z nami Pan, nasz Bóg, jak był z naszymi przodkami! Niech nas nie opuszcza i nie odrzuca nas, ale nakłoni do siebie nasze serca, abyśmy chodzili Jego drogami, strzegąc Jego poleceń, praw i nakazów, do których zobowiązał naszych przodków. Niech te moje słowa, w których błagałem Pana o zmiłowanie, docierają do Pana, Boga naszego, czy to w dzień, czy to w nocy, aby wymierzał sprawiedliwość swemu słudze i swemu ludowi, Izraelowi, według potrzeby każdego dnia. Niech wszystkie ludy świata dowiedzą się, że jedynie Pan jest Bogiem, a innego nie ma. Niech więc serce wasze będzie szczere wobec Pana, Boga naszego, abyście postępowali według Jego praw i przestrzegali Jego nakazów, jak jest w dniu dzisiejszym’. Następnie król, a z nim cały Izrael składali ofiary przed Panem” (1 Krl 8:14-15.54-62 BT).

To wszystko, co czyni Salomon, pozwala widzieć w nim króla-kapłana. Dlatego nie mogłem zakończyć wcześniej, bo postać syna Dawida to przede wszystkim przestroga dla kapłanów, którzy od Pana otrzymali więcej niż Salomon. Miesiąc temu na tym forum ukazał się tekst mojego przyjaciela: „Ojciec John Corapi opuszcza kapłaństwo”. Bardzo lubiłem słuchać konferencji tego kapłana. Jego odejście z kapłaństwa było dla mnie szokiem. Nie mogłem uwierzyć. Nigdy mi nawet nie przyszło na myśl, że byłby zdolny do tego. A jednak. Dlatego tę notkę kończę dopiero tutaj. Prośbą o modlitwę w intencji mojej i wszystkich kapłanów. Byśmy ‘zacząwszy duchem, nie skończyli ciałem’ (por. Ga 3:3). Z góry dziękuję i obiecuję wzajemność.

Niech Pan Bóg błogosławi wszystkim, którzy to czytają!

piątek, 22 lipca 2011

Kto tu jest manipulatorem?

Ten wpis jest odpowiedzią na tekst „Trudne wersety cz.9. Benedykt XVI manipulatorem” Pawła Chojeckiego. Oto kluczowe cytaty z jego notki:
Oto reakcja Jezusa na krótką, ale jakże treściwą deklarację Piotra:
Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jonasza, bo nie ciało i krew objawiły ci to, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. (Mt 16:17)
Parafrazując, można by to ująć następująco: Człowieku (ludzki potomku), jesteś niesamowitym szczęściarzem! Czegoś takiego żaden śmiertelnik sam by nie wymyślił. Tę najważniejszą, drogocenną PRAWDĘ o Mnie objawił ci sam Bóg Ojciec!
Tyle kontekst. Teraz Twoja kolej, drogi Czytelniku. Zdecyduj, czy Skałą, na której zbudowany jest Kościół Jezusa Chrystusa, Skałą, na której masz budować swoje życie, jest sam Jezus Chrystus, który na Krzyżu doskonale odpokutował za wszystkie, nawet przyszłe, twoje grzechy, czy chwiejny, choć szczery i odważny człowiek? O propozycji, by tą Skałą byli przeróżni Piotrowie w niebie czy w przyszłości oraz Pan Ratzinger, nie godzi się w świetle powyższych argumentów nawet wspominać?
W postscriptum Paweł Chojecki stwierdza:
Dlaczego w tytule nazwałem J. Ratzingera manipulatorem? Po pierwsze, uważam go za człowieka solidnie wykształconego, o rozległej wiedzy - także biblijnej. Odrzucam więc możliwość, że nie jest on świadomy oczywistych i jasnych prawd Pisma. Jeśli je ignoruje i śmie siebie głosić jako Skałę, na której ludzie mają budować swoje życie, to określenie manipulator jest wręcz pieszczotliwe.

Po drugie, stosuje z wyrafinowaniem starą diabelską zasadę zwodzenia: fałsz należy ukryć wśród zbioru prawd. Wtedy trudniej go wykryć. Czytając jego przemówienie z Krakowskich Błoniów, można nawet zachwycać się pięknym ujęciem prawd o związku człowieka z Jezusem w zdecydowanej większości akapitów. Tylko jeden jest zatruty jadem fałszu. Tym bardziej jest niebezpieczny. (Zaznaczenia tłustym drukiem moje: PK).

Mocne słowa. Według autora, Ojciec św. Benedykt XVI jest nie tylko manipulatorem, ale także zwodzicielem. Uważa on, że papież nazywając Piotra „Skałą” z Mt 16:18 – i wzywając do budowania „z Piotrem i na Piotrze” – myli Piotra z Panem Jezusem, na którym jedynie można wybudować trwałą budowlę, co jest równoznaczne z tym, że stosuje „diabelską zasadę zwodzenia”. Na potwierdzenie swojej tezy przytacza przypowieść Pana wziętą z tej samej Ewangelii o dobrej i złej budowli: Mt 7:24-27. Wydaje się, że autor ma rację, bo przecież tylko na Panu Jezusie możemy budować budowlę naszego życia, jeśli chcemy, aby przetrwała burze. Czyżby zatem rzeczywiście Ojciec św. Benedykt XVI przemawiając na krakowskich Błoniach dopuścił się manipulacji? Jak na to odpowiedzieć?

Paweł Chojecki wychodzi z zasady, że jedno określenie (tu: „skała”) może odnosić się tylko do jednej osoby (desygnatu). Mówiąc konkretnie, ponieważ na wielu miejscach Starego i Nowego Testamentu słowo „skała” służy do określenia Boga lub Chrystusa, dlatego (jego zdaniem) nie może odnosić się do Piotra. Czy aby na pewno, panie Chojecki?

Czytając Biblię można znaleźć wiele przykładów takiej „podwójności”, gdzie to samo określenie czy porównanie odnosi się do wielu desygnatów. Dla przykładu Pan Jezus nazywa Boga Ojcem, a gdzie indziej zaś możemy znaleźć to określenie zastosowane do Józefa: „Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: «Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie»” (Łk 2:48). Czyżby to znaczyło, że Pan Jezus ma dwóch ojców? Tak, chociaż to może brzmi dziwnie. Pan Jezus ma Ojca w Boga Ojcu, równym Mu w naturze i w majestacie, który rodzi Go odwiecznie, ale także św. Józef, który był Jego ziemskim opiekunem i ojcem według prawa. Pan Jezus ma więc dwóch Ojców (czy raczej Ojca i ojca), ale za każdym razem słowo „ojciec” ma inne znaczenie.

Tu warto się zatrzymać trochę dłużej. Sprawa jest o tyle bardziej poważna, że Pan Jezus mówi: Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie” (Mt 23:9). Czy to znaczy, że jesteśmy nieposłuszni Panu zwracając się w ten sposób do naszych ziemskich ojców? „O nie” – mówią niektórzy (protestanci). – „Nazywanie ziemskich ojców ojcami jest w porządku; Pan Jezus miał na myśli zwracanie się ‘ojcze’ do innych. I tu padają przykłady nazywania "ojcem" papieża czy katolickich księży (o ile w jęz. polskim wśród katolików przyjął się zwyczaj zwracania się do zakonników „ojcze”, to w jęz. angielskim ten zwrot używany jest do wszystkich księży, nie tylko zakonnych, ale i diecezjalnych)”. Jeśli sprawy mają się tak, jak mówią (niektórzy protestanci), w takim razie, św. Paweł zdaje się o tym nie wiedzieć, lub świadomie postępuje wbrew nauczaniu Pana, bowiem Abraham nazywa „ojcem” wszystkich wierzących (por. Rz 4:16). Co więcej, o zgrozo, Apostoł Narodów nazywa tak siebie (1 Kor 1:14-15; por. Ga 4:19)!

Tymczasem, myślę, że jest inaczej. Inne znaczenie ma słowo „Ojciec”, które wymawiamy odmawiając modlitwę Pańską, a inne ma znaczenie to słowo, które Apostoł Narodów stosuje do Abrahama czy do siebie. „Ojciec” w odniesieniu do Boga oznacza „Ojca” par excellence; oznacza Tego, który jest źródłem wszelkiego ojcostwa w niebie i na ziemi („Dlatego zginam kolana moje przed Ojcem, od którego wszelkie ojcostwo na niebie i na ziemi bierze swoje imię…” Ef 3:14-15, Biblia Warszawska). Każdy inny ojciec, czy to fizyczny czy to duchowy, jest ojcem o tyle, o ile jest ojcem w Nim.

Podobnie jest ze słowem „nauczyciel”. Pan Jezus stosuje je do siebie, i mówi, że tylko On (Chrystus) jest Nauczycielem, dlatego Jego uczniowie nie powinni nazywać tak nikogo innego (Mt 23:7-8). A jednak to określenie jest zastosowane w Piśmie św. także wobec innych (np. w Dz 13:1; 1 Kor 12:28), i także (znowu) św. Paweł stosuje to określenie do siebie (1 Tm 2:7; 2 Tm 1:10-11). Czyży zatem św. Łukasz czy św. Paweł byli nieposłuszni nauczania Chrystusa, jedynego Nauczyciela? Tak, o ile ktoś rozumie, że słowo „nauczyciel” ma takie samo znaczenie wtedy, kiedy jest użyte na określenie Chrystusa, jak i wtedy, kiedy odnosi się do św. Pawła czy innych nauczycieli, o których mówi Nowy Testament; nie, jeśli przyjmiemy, że słowo nauczyciel ma inne znaczenie w odniesieniu do Pana, a inne w odniesieniu do wszystkich innych nauczycieli. Ponieważ, mam nadzieję, mój adwersarz nie uważa, że Apostołowie byli nieposłuszni Panu, sądzę, że zgodzimy się z wnioskiem analogicznym do tego powyżej: różni ludzi są o tyle nauczycielami, przede wszystkim wiary, o ile są nauczycielami w Chrystusie, jedynym Nauczycielu.

Jeśli te przykłady nie są wystarczająco przekonywujące, dodam jeszcze dwie wypowiedzi Pana: „Ja jestem światłością świata (τὸ φῶς τοῦ κόσμου)” (J 8:12). „Wy jesteście światłem świata (τὸ φῶς τοῦ κόσμου)” (Mt 5:14). Pan Jezus używa tego samego określenia ("światło świata") zarówno do siebie, jak i do uczniów. Oczywiście, uczniowie Pana są o tyle światłem świata, o ile odbijają czy mają w sobie światło Tego, który jest źródłem światła dla świata. Te przykłady potwierdzają, że Pismo św. używa tych samych określeń w stosunku do Boga czy Chrystusa i do ludzi. Co więcej, czyni tak także nasz Pan. Niestety, pan Paweł Chojecki zdaje się o tym nie wiedzieć.

Nie inaczej jest z określeniem „skała”. Użyte przez Pana w Mt 7:24-27 ma inne znaczenie niż w Mt 16:17-19:
„Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony. Każdego zaś, kto tych słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i rzuciły się na ten dom. I runął, a upadek jego był wielki.”
W powyższej wypowiedzi Pana, słowo „skała” odnosi się do Niego samego lub do Jego słowa.

Do kogo odnosi się w Mt 16:17-19? Zacytujmy te słowa w trochę większym kontekście:
„Jezus zapytał ich: «A wy za kogo Mnie uważacie?» Odpowiedział Szymon Piotr: «Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego». Na to Jezus mu rzekł: «Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr czyli Skała, i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie»” (Mt 16:15-19).

Zdawałoby się, że przesłanie biblijnego tekstu jest oczywiste: Pan Jezus daje Szymonowi nowe imię: Piotr (Skała) i obiecuje mu, że na nim (na tej Skale) wybuduje swój Kościół. Jednak nie jest to oczywiste dla Pawła Chojeckiego. On odczytuje ten biblijny tekst jakoś tak: „Pan Jezus mówi do Piotra: ‘Ty jesteś Piotrem (skałą), ale Kościół mój wybuduję na Skale (czyli na Mnie samym). I tobie dam klucze królestwa niebieskiego’”. Przykro mi, ale taka interpretacja przypomina bardziej ekwilibrystykę, niż egzegezę biblijną.

„Skałą” w Mt 16:18 jest Piotr. Na potwierdzenie, że nie jest to tylko wymysł egzegezy katolickiej, przytoczę trzy cytaty na ten temat zaczerpnięte z dzieł uznanych protestanckich autorów.

Pierwszy to głos prezbiterianina Marvina R. Vincent (1834-1922) zaczerpnięty z jego dzieła „Word Studies in the New Testament”:
Na tej skale (ἐπὶ ταύτῃ τῇ πέτρᾳ). To słowo jest rodzaju żeńskiego o oznacza skałę, w odróżnieniu do kamienia lub fragmentu skały (πέτρος, powyżej). (…) To słowo nie odnosi się do Chrystusa jako skały, w odróżnieniu do Szymona, skały, ani też do wyznania Piotra, ale do samego Piotra, w sensie określonym przez wcześniejsze wyznanie, oświeconego przez „Ojca w niebie”.

Odnoszenie πέτρα do Chrystusa jest wymuszone i nienaturalne. W sposób oczywisty odnosi się to słowo do Piotra. Emfatyczne „tej” jest naturalnym odniesieniem do najbliższego odnośnika; i oprócz tego, metafora jest osłabiona, ponieważ Chrystus występuje tutaj, nie jako fundament, ale budowniczy: ”Na tej skale wybuduję”. I znowu, Chrystus jest fundamentem, „kamieniem węgielnym”, ale Autorzy Nowego Testamentu nie uważali na niestosowne odnosić do członów Chrystusowego Kościoła terminów, które odnoszą się do Niego. Dla przykładu, sam Piotr (1 P 2:4) nazywa Chrystusa żywym kamieniem, a w wierszu 5. zwraca się do Kościoła, żyjących kamieni. W Ap 21:14 fundamentem niebieskiego miasta są imiona dwunastu Apostołów, a w Ef 2:20 jest powiedziane: „(Jesteście) zbudowani na fundamencie apostołów i proroków, gdzie kamieniem węgielnym jest sam Chrystus Jezus.”

Tak samo, nie ma racji twierdzenie, że πέτρα odnosi się do wyznania Piotra. Przeczą temu zarówno zastosowana gra słów, jak i zwyczajne odczytanie tego fragmentu. Oprócz tego, nie odpowiada to rzeczywistości, jako że Kościół wybudowany jest nie na wyznaniach, ale na wyznawcach.

„Słowo πέτρα” – mówi Edersheim – “było używane w tym samym sensie przez rabinów. Według rabinów, kiedy Pan Bóg zamierzał wybudować świata, nie mógł go wznieść na pokoleniu Henocha, także nie na pokoleniu z czasów potopu, które przyniosło zniszczenie światu; ale kiedy zobaczył Abrahama, który miał przyjść później, powiedział: ‘Oto znalazłem skałę, na której można budować i założyć świat’, dlatego także Abraham jest nazwany skałą, jak jest powiedziane: „Wejrzyjcie na skałę, z której was wyciosano” (Iz 51:1). Tą paralelę pomiędzy Abrahamem i Piotrem można przedłużyć. Niewłaściwe zrozumienie obietnicy Pana danej Piotrowi spowodowało powstanie legendy zapoczątkowanej przez późniejszych chrześcijan. Według tej legendy Piotr stoi przy wejściu do nieba, co odpowiada żydowskiej legendzie mówiącej o Abrahamie siedzącym przy wejściu do Gehenny, aby nie dopuścić do tego, żeby jakiś obrzezany wpadł w przepaść” („Życie i czasy Jezusa”).

Odniesienie do Szymona jest potwierdzone w relacji Piotra do wczesnego Kościoła, do jego żydowskiej części, której był kamieniem węgielnym. Zob.: Dz 1:15; 2:14.37; 3:12; 4:8; 5:15.29; 9:34.40; 10:25.26; Ga 1:18.[1]

Drugi cytat pochodzi z komentarza „Commentary Critical and Explanatory on the Whole Bible” autorów Jamieson, R., Fausset, A. R., Fausset, A. R., Brown, D.:
I na tej skale – „Piotr” i „Skała” to jedno słowo w dialekcie używanym przez Pana – w aramejskim lub syro-chaldejskim, który był jego językiem ojczystym – wzniosła gra słów może być dostrzeżona w całej pełni tylko w językach, które mają jedno słowo zamiast dwóch. Nawet w greckim nie jest wyrażona dobitnie. W francuskim, jak Webster i Wilkonson zauważają, ta gra słów jest doskonała, Pierre – pierre. [2]

Trzeci pochodzi z Teologicznego Słownika Nowego Testamentu:
Ponieważ Piotr, skała Kościoła, otrzymał od samego Chrystusa, gospodarza domu (Iz 22:22; Ap 3:7), klucze królestwa niebieskiego, on jest ludzkim pośrednikiem zmartwychwstania, i ma zadanie wpuszczania ludu Bożego do królestwa zmartwychwstania. To Pan Jezus dał mu władzę otworzyć wejście do przyszłego królestwa Bożego, lub zamknąć go, tak jak faryzeusze, którzy swoją działalnością zamknęli drzwi do królestwa niebios (Mt 23:13). Odtąd, co Piotr uczyni, będzie obowiązywało w niebie. Ta władza wyraża się w słowach „wiązania” i „rozwiązywania”. Najlepszą interpretacją jest ta, że Piotr ma władzę przebaczania grzechów, chociaż nie da się całkowicie wykluczyć myśli o dawaniu przykazań. (…)

c. Znaczenie logionu. Ale co Pan Jezus chce powiedzieć, kiedy mówi: “na tej skale wybuduję Mój Kościół?” Interpretacja reformatorów, że On ma na myśli wiarę Piotra, jest raczej nieprzekonywująca w świetle szerszego kontekstu tego wyrażenia. Bo nie ma tu żadnego odniesienia do wiary Piotra. Raczej paralelizm pomiędzy „ty jesteś Skałą” i „na tej skale wybuduję” pokazuje, że ta druga „skała” może być tylko tą samą, co pierwsza. W ten sposób ewidentne jest to, że Pan Jezus zwraca się do Piotra, któremu dał imię Skała. On wyznacza Piotra, impulsywnego, entuzjastycznego, ale któremu brakuje wytrwałości, aby stał się fundamentem Jego ecclesia. Do tego miejsca egzegeza rzymskokatolicka jest poprawna i wszystkie wysiłki protestantów, aby temu zaprzeczyć, muszą być odrzucone[3].
Pawłowi Chojeckiemu gorszy się słowami papieża Benedykta wypowiedzianymi w Krakowie: „Budować na skale to także budować na Piotrze i z Piotrem”. No, cóż, skoro Pan Jezus zechciał swój Kościół wybudować na Piotrze, to budowanie „na Piotrze i z Piotrem”, jest tak naprawdę budowaniem z Chrystusem, bo to On jest budowniczym (por. Mt 16:18), a zarazem budowaniem na Chrystusie, bo to On jest kamieniem węgielnym Kościoła zbudowanego na fundamencie apostołów i proroków (por. Ef 2:20). Konsekwentnie, kto nie buduje na Piotrze i z Piotrem, ten także nie buduje z Chrystusem, a „kto nie jest z Nim, ten jest przeciwko Niemu” (por. Mt 12:30).

Paweł Chojecki podkreśla w swoim wpisie słabość Apostoła Piotra. Mówi, że był „najbardziej chwiejnym ze wszystkich apostołów”. Nie wiem, czy tak, nie mnie to oceniać. A jeśli tak, to może właśnie dlatego Pan wybrał Szymona na skałę swojego Kościoła, ponieważ był najsłabszy z wszystkich?
„Kiedy Chrystus w symbolicznej chwili zakładał swoje wielkie stowarzyszenie, nie wybrał na kamień węgielny ani błyskotliwego Pawła, ani mistyka Jana, ale krętacza, snoba, tchórza - słowem, człowieka. I na tej opoce zbudował Kościół Swój, a bramy piekielne go nie przemogły. Runęły wszystkie królestwa i imperia, bo w niezmiennej wrodzonej słabości były zakładane przez silnych i wspierane przez silnych. Ale Kościół Chrystusowy, jako jedyny, został zbudowany na słabym człowieku, i dlatego nic go nie zniszczy. Każdy łańcuch jest bowiem tak mocny, jak jego najsłabsze ogniwo.” (G. K. Chesterton, Heretycy, str. 59)

Jeśli On stworzył świat z niczego, to czy nie mógł wybudować Kościoła na najsłabszym z ludzi, aby tym bardziej zajaśniała prawda o Nim?

______________________

[1] On this rock (ἐπὶ ταύτῃ τῇ πέτρᾳ). The word is feminine, and means a rock, as distinguished from a stone or a fragment of rock (πέτρος, above). Used of a ledge of rocks or a rocky peak. In Homer (“Odyssey,” ix., 243), the rock (πέτρην) which Polyphemus places at the door of his cavern, is a mass which two-and-twenty wagons could not remove; and the rock which he hurled at the retreating ships of Ulysses, created by its fall a wave in the sea which drove the ships back toward the land (“Odyssey,” ix., 484). The word refers neither to Christ as a rock, distinguished from Simon, a stone, nor to Peter’s confession, but to Peter himself, in a sense defined by his previous confession, and as enlightened by the “Father in Heaven.”

The reference of πέτρα to Christ is forced and unnatural. The obvious reference of the word is to Peter. The emphatic this naturally refers to the nearest antecedent; and besides, the metaphor is thus weakened, since Christ appears here, not as the foundation, but as the architect: “On this rock will I build.” Again, Christ is the great foundation, the “chief corner-stone,” but the New Testament writers recognize no impropriety in applying to the members of Christ’s church certain terms which are applied to him. For instance, Peter himself (1 Pet. 2:4), calls Christ a living stone, and, in ver. 5, addresses the church as living stones. In Apoc. 21:14, the names of the twelve apostles appear in the twelve foundation-stones of the heavenly city; and in Eph. 2:20, it is said, “Ye are built upon the foundation of the apostles and prophets (i.e., laid by the apostles and prophets), Jesus Christ himself being the chief corner-stone.”

Equally untenable is the explanation which refers πέτρα, to Simon’s confession. Both the play upon the words and the natural reading of the passage are against it, and besides, it does not conform to the fact, since the church is built, not on confessions, but on confessors — living men.

“The word πέτρα,” says Edersheim, “was used in the same sense in Rabbinic language. According to the Rabbins, when God was about to build his world, he could not rear it on the generation of Enos, nor on that of the flood, who brought destruction upon the world; but when he beheld that Abraham would arise in the future, he said: ‘Behold, I have found a rock to build on it, and to found the world,’ whence, also, Abraham is called a rock, as it is said: ‘Look unto the rock whence ye are hewn.’ The parallel between Abraham and Peter might be carried even further. If, from a misunderstanding of the Lord’s promise to Peter, later Christian legend represented the apostle as sitting at the gate of heaven, Jewish legend represents Abraham as sitting at the gate of Gehenna, so as to prevent all who had the seal of circumcision from falling into its abyss” (“Life and Times of Jesus”).

The reference to Simon himself is confirmed by the actual relation of Peter to the early church, to the Jewish portion of which he was a foundation-stone. See Acts, 1:15; 2:14, 37; 3:12; 4:8; 5:15, 29; 9:34, 40; 10:25, 26; Gal. 1:18. (Vincent, M. R. (2002). Word studies in the New Testament (1:91-92). Bellingham, WA: Logos Research Systems, Inc.)


[2] and upon this rock—As “Peter” and “Rock” are one word in the dialect familiarly spoken by our Lord—the Aramaic or Syro-Chaldaic, which was the mother tongue of the country—this exalted play upon the word can be fully seen only in languages which have one word for both. Even in the Greek it is imperfectly represented. In French, as Webster and Wilkinson remark, it is perfect, Pierre—pierre. (Jamieson, R., Fausset, A. R., Fausset, A. R., Brown, D., & Brown, D. (1997). A commentary, critical and explanatory, on the Old and New Testaments. On spine: Critical and explanatory commentary. (Mt 16:18). Oak Harbor, WA: Logos Research Systems, Inc.)


[3] Since Peter, the rock of the Church, is thus given by Christ Himself, the master of the house (Is. 22:22; Rev. 3:7), the keys of the kingdom of heaven, he is the human mediator of the resurrection, and he has the task of admitting the people of God into the kingdom of the resurrection. Jesus Himself has given him power to open entry to the coming kingdom of God, or to close it, like the Pharisees, who with their mission close the door to the kingdom of heaven, Mt. 23:13. Hence what Peter does on earth will be valid in heaven, → III, 751, 11 ff. This power is expressed in the words “to bind” and “to loose,” → II, 60, 16 ff. The best interpretation is that Peter has the power to forgive sins, though the idea of the laying down of precepts cannot be ruled out completely. To the functions which were allotted to the disciples during the lifetime of Jesus, and which were the same as those discharged by Jesus Himself (Mt. 11:4 ff.; 10:7 f.), there is thus added the supreme office of the remission of sins which had hitherto been reserved for Christ alone but which He now transmits to Peter with a view to the constitution of the earthly people of God. Peter, of course, shares the power of binding and loosing with the other disciples (Mt. 18:18); this corresponds precisely to the situation in the apostolic band.

c. The Meaning of the Saying. But what does Jesus mean when He says: “On this rock I will build my church”? The idea of the Reformers that He is referring to the faith of Peter is quite inconceivable in view of the probably different setting of the story, → 105, 38 ff. For there is no reference here to the faith of Peter. Rather, the parallelism of “thou art Rock” and “on this rock I will build” shows that the second rock can only be the same as the first. It is thus evident that Jesus is referring to Peter, to whom He has given the name Rock. He appoints Peter, the impulsive, enthusiastic, but not persevering man in the circle, to be the foundation of His ecclesia. To this extent Roman Catholic exegesis is right and all Protestant attempts to evade this interpretation are to be rejected. (Theological dictionary of the New Testament. 1964-c1976. Vols. 5-9 edited by Gerhard Friedrich. Vol. 10 compiled by Ronald Pitkin. (G. Kittel, G. W. Bromiley & G. Friedrich, Ed.) (electronic ed.) (6:107-108). Grand Rapids, MI: Eerdmans.)